Rodzinny obiad. Będzie stryj, brat z żoną i dziećmi i jeszcze siostra singielka. U Mamy. Pyszna sałatka i rosół, który tylko w tym domu tak wybornie smakuje. Jak zawsze dzieci dostaną truskawki z bitą śmietaną. Hela wzdycha ciężko, zakładając płaszczyk: „nuda jak zawsze”, „dlaczego nie możemy pójść na lody?”. „Pycha” oblizuje się Ela, znacząco puszczając oko... tacie, który nerwowo szuka kluczy. A ja jak zwykle przed wyjściem na niedzielny obiad – mam gorączkę. Tak, wiem, lekarz powiedział, że mam się nie przejmować, bo ja „tylko somatyzuję konflikty”.
Współczesna polska rodzina jak hologram odzwierciedla większość problemów i poglądów reprezentowanych w dzisiejszym świecie. Można z nich, jak ze starych ksiąg, wyczytać wszystkie nierozwiązane a czasem nierozwiązywalne, konflikty. Np. „czy lepszy patriarchalny, czy partnerski model rodziny?”, „czy klaps to ‚tylko’ klaps, czy przemoc?”. A wreszcie te najtrudniejsze dla wszystkich dorosłych dzieci i ich rodziców: „czy wychowywać dzieci zgodnie z zasadami ‚rodzicielstwa bliskości’, czy tak jak nas wychowywano przed laty: karmić noworodka sztywno co trzy godziny , nie słuchając tego, co komunikuje, bo przecież ‚ryby i dzieci głosu nie mają’? Wybrać Jędrkowi religię czy etykę, a może on sam powinien wybierać? I w której szkole: demokratycznej na końcu miasta czy w tej zwykłej na osiedlu?”.
I nawet jeśli z całych sił obiecujemy sobie nie odpowiadać na wszystkie pytania Mamy, nie angażować się zanadto w dyskusję z wujkiem, nie unosić, opanować emocje, to jeśli idzie o nasze dzieci samo się dzieje. I zwykle nasze pociechy nie pomagają nam w takich sytuacjach..
„Hela, pokaż paznokcie! Proszę żebyś nie rozmawiała o cioci Ani tak jak ostatnio!”. Słyszę na schodach zdenerwowany głos męża. Ania – moja szwagierka, żyje według mojej Mamy „w niedozwolonym związku”. Nie zapraszamy jej na święta, gdy jest u nas Mama, choć jest nam z tym bardzo ciężko. To przecież siostra męża, ukochana przez nasze dziewczynki. Ale Mama sobie nie życzy. Związki homoseksualne to temat tabu w mojej rodzinie.
Zatem jak rozmawiać? Może lepiej zmieniać temat, gdy zaczniemy wkraczać w zakazane obszary? Przenieść się w czasie, odbyć sentymentalna podróż przy video i zręcznie przypomnieć rodzinie siebie sprzed 30 lat? Tak, ta strategia działa najlepiej, zwłaszcza gdy chcemy obrzydzić sobie i naszym dzieciom rodzinne spotkania, na których wieje coraz większa nudą i rozmawia się głównie stan pogody, zdrowie rodziców i smak niedzielnego rosołu. A także wtedy gdy dzieci nie patrzą. No bo jak im wytłumaczyć brak własnego zdania? Jak uczyć ich stawania za sobą?
Proponuję więc nieco inną strategię: najpierw poprzyglądajmy się rodzinnym konfliktom, odnajdźmy i rozwińmy najbardziej denerwujące nas postawy, gesty, zachowania i eksperymentując z nimi, rozwijając z nich postaci – sprawdźmy dokąd nas prowadzą? Albo zacznijmy stawać z ciekawością i odrobiną dystansu po obu stronach konfliktu – choć na chwilę, by poczuć co jest tam, po tej drugiej, zupełnie niezrozumiałej, stronie polaryzacji? Jaka energia, jakie uczucia, jakie przekonania? Możemy to robić po spotkaniu, ale także w trakcie. Jeśli choć przez chwilę poczujemy, że blisko nam do poglądów Babci, np. : „nieważne, co się robi wobec dzieci, ważne żeby je kochać..”, w trakcie takiej rozmowy usiądźmy przy niej. Opowiedzmy się choć w tej jednej wąskiej opinii za jej poglądami ( niezależnie od tego, że cała reszta jest zupełnie nie z naszego świata). Poczujmy energię rozmówcy, obserwujemy, co wtedy dzieje się w naszym ciele i umyśle. Nawet jeśli ta strategia nie da rozwiązania satysfakcjonującego obie strony, na pewno doprowadzi do rozszerzenia świadomości wokół pewnych starych problemów, rozsianych po całej rodzinie jak infekcja. A to już samo w sobie przyniesie nam więcej wolności, pozwoli stanąć za sobą w mądry i spójny sposób. A wreszcie nauczy dzieci, że z konfliktem można pracować.
Krok 1
Przez kilka najbliższych spotkań rodzinnych przysłuchujmy się różnym głosom w tej lub innej konfliktowej sprawie. Nie wybierajmy najtrudniejszych i najgorętszych społecznie konfliktów, wybierzmy coś lżejszego np.: „ jak długo karmić dziecko piersią?”. I obserwujmy stanowiska, opinie, emocje, atmosferę czy nawet pozycje ciała rozmówców. Jak mówią, jak chodzą? Kto nas najbardziej drażni? Ruszmy wodze wyobraźni i zobaczmy, co to za postaci ( z filmu, bajki itd)? Czy donośny i niebudzący sprzeciwu głos cioci nie przypomina nam Generała? Jakiego? Spróbujmy stać się tą postacią, odkryć jej świat, sami zacznijmy tak mówić w pracy, we własnym domu. Zastanówmy się, jaka jakość stoi za tą postacią, jaka energia? Czy mogłaby się nam przydać w najbliższym czasie?
Krok 2
A co w takim razie jest po drugiej stronie? Czy jest ktoś w rodzinie, kto najpełniej wyraża tę drugą stronę polaryzacji? Jakie ma poglądy? Jak się porusza, mówi, co to za postać? Rozwińmy ją, docierając do jakości, jakie kryją się w tej postaci i również zacznijmy z niej korzystać. Wybierając już bardziej świadomie jedną lub drugą jakość, czy to w domu czy w pracy.
Oprócz odkrywania postaci i jakości po obu stronach warto też dokładnie przyjrzeć się własnej osobie. Odnaleźć w sobie, w swoim sposobie bycia (tym lubianym i tym nielubianym, przypadkowym) obie strony konfliktu. Choćby w sprawie karmienia piersią lub „mocnego albo miękkiego stylu wychowania naszych dzieci”. Zastanówmy się, czy jesteśmy za mocnym „pruskim” stylem, pełnym zasad i nienaruszalnych wartości? Ewentualnie, kiedy i w jakim zakresie? Czy za miękkim, „bezstresowym, „hippisowskim”, jak mówią przeciwnicy tej metody? W jakim stopniu, w jakich kwestiach? I jaką w związku z tym wybieramy szkołę dla naszego Jędrka? Osiedlową, „gdzie chłopak nauczy się życia” – jak przekonuje dziadek, czy może demokratyczną, o której tak wiele mówi siostra singielka?
Warto posłuchać obu stron. Lecz zamiast wspierać cały czas tylko jedną z nich, zmieniajmy je, warto obie je w sobie odnaleźć. I dobrze jest powiedzieć sobie i innym: „mamy konflikt”. Samo proste zauważenie tego faktu zmniejsza ciśnienie i napięcie wokół. A potem warto przyglądać się dalej: czy widać sygnały eskalacji konfliktu (jak siedzimy, jak mówimy), czy deeskalacji?
Odnaleźć obie strony w sobie to trochę jak toczyć wewnętrzny dialog, pozostawiając w sobie dodatkowe miejsce na obserwację obu stron z pewnego, niewielkiego dystansu. Dlaczego właściwie mamy być jednostronni i jednowymiarowi? Dlaczego „trzeba” opowiedzieć się raz na zawsze po jednej stronie? Przecież najtrwalszą i najpewniejszą rzeczą na świecie jest zmiana, a powszechnie znane jest powiedzenie że „tylko krowa nie zmienia poglądów” – co samo w sobie jest również jakąś strona w jakimś konflikcie. Dlaczego właściwie nie możemy opowiedzieć się raz po jednej a za chwilę po drugiej stronie konfliktu? Jednocześnie rozpoznając stojące za nimi uczucia, przekonania i emocje? Badać je, rozpoznawać i pogłębiać? Prócz wiedzy możemy mieć z tego niezła zabawę.
Prawdą jest, że, obstawiając obie strony konfliktu, narażamy się na zarzut: chwiejności, konformizmu, braku kręgosłupa moralnego itd. itp. Pamiętajmy, że to tylko Krytyk – zewnętrzny lub wewnętrzny, który nie umie znaleźć rozwiązania, więc bojkotuje wszelkie próby i eksperymenty. Nie słuchajmy go. Bycie jednostronnym ogranicza nas i hamuje rozwój, prowadzi do stagnacji, usztywnienia i konfliktów , w wyniku których cierpią przecież wszyscy.
Jeśli jednak praca z konfliktem rodzinnym jest zbyt trudna dla Ciebie, każda wizyta kończy się osłabieniem odporności i chorobą, zadbaj przede wszystkim o siebie. Daj sobie czas, poszukaj innych rozwiązań.
O tym, jak pracować z konfliktem możecie dowiedzieć się podczas trwającego w Warszawie World Worku, a także w Centrum Dialogu Społecznego przy Instytucie Psychologii Procesu.
Dorota Biały, psychoterapeutka, coach, z Instytutu Psychologii Procesu , pracuje w Ośrodku Poza Centrum, w Warszawie z dziećmi, młodzieżą, rodzicami i nauczycielami. Więcej na oraz na FB spotkaniazesoba