Ostanie mrozy spustoszyły mój zapas korzeni. Zostawiłam je w domku na tarasie i nagły mróz zrobił swoje… A kysz zimo! Wyjęłam z torby zwiędłe buraczki, topinambur i brukiew. Prawie zaszlochałam nad ich losem… Miałam tyle kulinarnych scenariuszy, w których te korzenie miały odegrać pierwszoplanowe role. J. popędził zaraz na wieś i przywiózł mi ze wsi nowy zapas. I zaraz zamarzyło mi się buraczkowe ciasto. Takie mocno czekoladowe. Na przekór zimie!
- 300 g czerwonych, obranych buraków
- 200 g gorzkiej czekolady
- 100 g brązowego cukru
- 150 g mąki pełnoziarnistej
- 3 jajka
- 100 g masła
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- ½ łyżeczki sody oczyszczonej
- szczypta soli
Polewa do ciasta:
- 2 łyżki cukru pudru
- 1 łyżeczka soku z buraka
- kilka kropli soku z cytryny
Piekarnik nagrzać do temperatury 180ºC. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej. Buraki zetrzeć na tarce o małych oczkach. Jajka ubić z cukrem i masłem na puszystą masę. Mąkę wymieszać w misce z proszkiem, sodą i solą. Dodać buraczki, masę jajeczną i czekoladę. Wymieszać i przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Piec 30–40 minut.
Polewa do ciasta: cukier wymieszać z sokiem z buraka i cytryny i polać ostudzone ciasto.