1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

W poszukiwaniu wzoru na sukces

Fot. Paweł Jędo
Fot. Paweł Jędo
- Kiedy trzymasz w ręku młotek, każdy problem będzie wyglądał jak gwóźdź. Dlatego jeśli próbujesz znaleźć jakieś rozwiązanie, odejdź od znanych ci narzędzi i spójrz na dany problem z innej strony. Wszyscy biegną w prawo, a ty spróbuj pójść w lewo - z doktorem Robertem Kozielskim, autorem najlepszej książki ze sfery „Strategii Biznesu”, rozmawia Agnieszka Czapla.

Dr hab. Robert Kozielski - stypendysta Fundacji Fulbrighta (program amerykański finansujący badania wybitnych naukowców), Członek Komitetu Nauk Organizacji i Zarządzania PAN. Posiada tytuł Chartered Marketer. W 1999 roku stworzył pierwsze w Polsce akredytowane centrum The Chartered Institute of Marketing. W 2004 roku założył Questus, obecnie największe akredytowane Centrum Instytutu Londyńskiego w Polsce. Pracował m.in. z: Unilever, Microsoft, Multimedia, LOTOS, HP, Merck, Danone, Bayer, mBank, Aflofarm, Abbott, BRE Bank. Autor ponad 200 publikacji książkowych i artykułów, wydawanych w Polsce i za granicą. Wydał m.in. „Wskaźniki marketingowe”, które były pierwszą tego typu publikacja na świecie oraz „Biznes nowych możliwości – czterolistna koniczyna” - wyróżnione tytułem najlepszej książki ze sfery „Strategii Biznesu” w 2012 roku. Agnieszka Czapla: - Co może zrobić każdy z nas, żeby osiągać postawione sobie cele? Mam na myśli nie tylko te w biznesie, ale też te drobne, codzienne.

Dr Robert Kozielski: - Albert Einstein powiedział, że obłędem jest powtarzać w kółko tę samą czynność i oczekiwać innych rezultatów. Jeśli wczoraj posłodziłaś herbatę dwoma łyżeczkami cukru i dziś zrobisz to samo, nie zakładaj, że herbata będzie mniej lub bardziej słodka. To bardzo proste, jednak często mamy problem z wyjściem z rutynowych czynności – zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Oczekujemy, że coś nagle zacznie nam magicznie wychodzić, zostaniemy bogaczami albo osiągniemy jakiś sukces. Gdy robisz coś, co nie przynosi rezultatu, znajdź inny sposób. To nie łatwe, trzeba stale od siebie wymagać. Na tym właśnie polega kultura uczenia się, która jest ważnym czynnikiem sukcesu.

- Polega na wymaganiu od siebie?

- Tak i na nadążaniu za szybko zmieniającym się światem. W 2012 roku zostało wyprodukowanych tyle informacji, ile w przeciągu całej historii świata do 2011 roku. Samolot potrzebował prawie 70 lat aby dotrzeć do 50 milionów swoich klientów, a Facebook zrobił to w 2 lata. To oznacza, że żyjemy w bardzo dynamicznie zmieniającym się świecie. Żeby nadążyć za nim i sobie radzić, musisz mieć dużą otwartość i gotowość uczenia się.

- I to wystarczy, żeby zostać prekursorem?

- Prawie. Potrzebne są trzy rzeczy. Po pierwsze dopuszczenie do siebie myśli, że jestem na tyle silny i wyjątkowy, że mogę coś odkryć. Naprawdę każdy może być prekursorem. Po drugie – wspomniana czujność i gotowość uczenia się. Po trzecie – szukanie i wdrażanie narzędzi, które pomagają odnaleźć unikalne rozwiązania. Einstein powiedział: kiedy trzymasz w ręku młotek, to każdy problem będzie wyglądał jak gwóźdź. A więc rada jest taka: jeśli próbujesz coś odkryć, odejdź od znanych ci narzędzi i spójrz na dany problem z innej strony. Wszyscy biegną w prawo, to ty spróbuj pójść w lewo.

- Przez parę lat prowadził pan badania i poszukiwał „wzoru na sukces”. Czy znalazł pan też wzór na unikanie porażek?

- Ale porażek wcale nie trzeba unikać, są naturalnym elementem drogi do sukcesu. Ludzie, którzy próbują coś osiągnąć, ciągle napotykają trudności. Wejdziesz na jeden szczyt, zaczyna się wspinaczka na kolejny. Chwila oddechu czy satysfakcji jest krótka. Jednak to właśnie ten wysiłek i zdolność pokonywania siebie jest najważniejsza. Tylko to, co zostaje osiągnięte z trudem, daje satysfakcję i rozwija.

- A pan miewa takie momenty krytyczne?

- Oczywiście. Budzę się o 3 czy 4 rano i myślę jak pokryć koszty, jak zabezpieczyć przyszłość mojego biznesu. To bardzo osobiste, ekstremalne momenty. Ale jest we mnie wtedy nie tylko strach, ale też jakaś wola walki, która sprawia, że myślę „Robert dasz sobie radę”.

- Jak zmotywować się w krytycznych momentach?

- Motywuje mnie świadomość, że trudności to wyzwanie do pokonania, a nie problem. Po drugie – odpowiedzialność za innych. Za moją rodzinę, za moich pracowników. Jeśli jesteś odpowiedzialny za innych, nie możesz wykazywać słabości. Słaby byłby generał armii, który jako pierwszy ucieka z pola bitwy. I trzeci element - bardzo ważny w przywództwie - świadomość, że możesz się bardzo dużo nauczyć pokonując przeszkodę. Porażki rozwijają nas mocniej niż sukcesy. Sukces często prowadzi do arogancji, do przekonania o swojej wielkości. A to jest pierwszy krok do prawdziwej porażki.

- Kiedy mówi pan o tych porażkach i stawianiu im czoła, przypomina mi się to, co napisał pan w swojej książce o wrażliwości na zmiany i wykorzystywaniu okazji, które pojawiają się w naszym życiu.

- Chodzi nie tylko o wykorzystywanie okazji, ale po prostu o przyjmowanie tego, co nas spotyka. Nie trzeba pytać „dlaczego?”, ale „co ja mogę z tym zrobić?”. To dotyczy zarówno tych dobrych, jak i złych rzeczy, które przytrafiają się w życiu niezależnie od nas. Mając 22 lata byłem piłkarzem zawodowym. Jestem chyba jedynym zawodnikiem w historii polskiego futbolu, który w swoim debiucie ligowym strzelił trzy bramki. I nie były to bramki samobójcze (śmiech). Nagle, w tym samym roku, zmarł mój ojciec i doznałem poważnej kontuzji. Te dwie rzeczy wywróciły moje życie do góry nogami. Musiałem zejść na stałe z boiska, pożegnać się z planami kariery piłkarskiej. Trzeba było znaleźć dla siebie nową drogę. Zacząłem się uczyć, studiowałem wtedy zarządzanie na Uniwersytecie Łódzkim. Dostałem propozycję pracy na uczelni. Zostałem asystentem i tak rozpoczęła się moja kariera naukowa.

- A te dobre rzeczy – łatwo je przegapić?

- Bardzo łatwo przegapić wiele szans. Słyszałaś o „serendipity”? To nieoczekiwane zdarzenie, które wpływa na naszą przyszłość. Określenie to pochodzi od tytułu filmu, w którym kobieta i mężczyzna spotykają się przypadkowo w sklepie. Chcą kupić tę samą parę rękawiczek. Ten drobiazg zmienia ich dalsze losy. Takich zdarzeń, czy osób, które mogą zmienić nasze życie, jest bardzo dużo, ale nie wszystkie dostrzegamy. Trzeba mieć w sobie pewną wrażliwość i otwartość na zmiany, żeby nic nie przegapić. Powinnaś codziennie być gotowa na to, że wychodząc z domu na przystanku spotkasz osobę, która będzie miłością twojego życia czy twoim najważniejszym partnerem biznesowym. Większość wiedzy, którą posiadam, zaczerpnąłem od innych ludzi, nie z książek. Liczy się umiejętność słuchania, obserwacji i zadawania pytań. I taka wewnętrzna ciekawość: „czego ten człowiek doświadczył? czego mogę się od niego dowiedzieć?”, przy jednoczesnej gotowości podzielenia się sobą. To lepsze niż konferencje, wykłady i opasłe podręczniki.

- Sukces w biznesie – jak pan to rozumie?

- Sukces w biznesie jest wtedy, gdy masz hajs na nowy samochód i wakacje all Inlcusiv w 5- gwiazdkowym hotelu – jeśli ktoś tak myśli, to za wąsko rozumie to słowo. Dla mnie sukces jest wtedy, kiedy robisz coś, co nie tylko przynosi zyski twojej firmie, ale też zmienia świat, daje satysfakcję ludziom, którzy z Tobą pracują. A tak jest wtedy, gdy macie wspólne wartości, cele, marzenia – czyli mądrą i silną kulturę organizacyjną. Przekonałem się o tym dzięki mojemu przyjacielowi, Radosławowi Wiśniewskiemu, właścicielowi grupy Kapitałowej Redan.

- Opowie pan o tym przypadku?

- Kiedy współpracowaliśmy, spotkała go chyba największa trudność jego życia. Został niesłusznie aresztowany. Poprosił mnie wtedy o wsparcie. Chodziło o to, żebym porozmawiał z jego pracownikami i wybadał nastroje. Spotkałem się z prawie setką ludzi, pytałem ich o plany. Dla nich było oczywiste, że zostają. Kultura, którą zbudował Radek, była dla nich na tyle ważna, że nie uciekli z „tonącego statku”. Dzięki tej decyzji, firma przetrwała najtrudniejszy dla siebie czas. Ci ludzie udowodnili, że w biznesie jest coś ważniejszego niż pieniądze, które zarabiają. Udowodnili, że nie same produkty, nie sama marka, ale kultura organizacyjna jest najsilniejsza. We współczesnym biznesie zasady konkurowania i odnoszenia sukcesu nie są takie same jak kilkadziesiąt lat temu. Rozwój technologii determinuje potrzebę modyfikacji strategii konkurowania firm, potrzebne są nowe rozwiązania. Przez parę lat robiłem badania i poszukiwałem „wzoru na sukces”. Okazuje się, że dzisiaj na sukces składa się przede wszystkim kultura organizacyjna, dobry lider i wartości.

- Dobry lider, czyli jaki?

- Z siłą w sercu! Profesor Blikle powiedział kiedyś, że rolą lidera jest pobudzanie energii zespołu i zarządzanie nią w taki sposób, żeby ludziom się „chciało chcieć”. Dlatego ta „siła w sercu” jest tak ważna. Liderami nie są osoby, które wyjmują pałkę bejsbolową i gonią ludzi do roboty, ale osoby za którymi ludzie idą, którym ufają i w ręce których chcą powierzyć kawałek swojego życia.

- Wspominał pan też w swojej książce o pokorze lidera.

- Ktoś, kto jest arogancki i ma przekonanie o własnej wielkości nie zauważy swojego błędu, nie pomyśli, że jakieś umiejętności powinien rozwinąć, albo że ma jakieś braki. Tymczasem lider powinien krytycznie patrzeć na siebie, a do tego potrzeba pokory. Codziennie masz zadawać sobie pytanie, czego jeszcze mógłbym się nauczyć, w czym jestem niedoskonały. To jest siła dobrego lidera i każdego człowieka, niezależnie od tego, czy jest menadżerem, piekarzem, czy tatą na urlopie rodzicielskim.

- A jak się ma sukces w biznesie do sukcesu w życiu?

- Szczęście prywatne, daje mnóstwo energii i motywacji do pracy. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym czuć się spełnionym bez mojej rodziny. Mam dwie córki – młodsza ma 19, starsza 23 lata. Od kilku lat są poza domem, uczą się za granicą. Przepłakałem wiele nocy, bo nie miałem moich dzieci blisko siebie, ale dzisiaj jestem dumny z tego, że one są szczęśliwe i mogą się rozwijać.

- Oprócz córek, z czego pan jest najbardziej dumny?

- Piłkarze zawsze mówią ze największy sukces jest jeszcze przed nimi. Ja też myślę, że to co mi się udało dotychczas, to tylko cząstka tego, co jeszcze uda mi się osiągnąć.

- Co w takim razie przed panem? Nad czym pan teraz pracuje?

- Chciałbym stworzyć całkiem nową szkołę wyższą. Współpracując z wieloma uczelniami w Polsce i za granicą zauważyłem, że tradycyjne metody nauczania są mało efektywne. Często słyszę, że dzisiejsi młodzi mają mniejszą wiedzę niż ci, którzy rozpoczynali studia kilkanaście lat temu. Ja się z tym nie zgadzam. Nie są ani lepsi, ani gorsi, są po prostu inni. A uczelnie powinny wypracować inne metody w reakcji na te zmiany. Chciałbym postawić w edukacji na kształtowanie w ludziach mentalności wędkarza, pewnego rodzaju elastycznego myślenia, które zostanie w nich na dużo dłużej, niż wkute z podręczników definicje. Wykłady powinny pełnić całkiem inną rolę. Zamiast pokazywać studentom slajdy o zarządzaniu projektami, lepiej dać im zadanie zorganizowania międzynarodowej konferencji.

- Dużo pan robi – praca, rodzina i jeszcze znajduje pan czas na zaangażowanie społeczne. Dlaczego?

- Miałem sporo szczęścia w życiu, bo spotkałem ludzi, którzy mi pomogli i od których mogłem się uczyć. Choćby doktor Kurzyk - w krytycznym dla mnie momencie zaproponował mi pracę na uczelni. Dlatego regularnie wspieram projekty Stowarzyszenia WIOSNA – i . Każdemu życzę, żeby na swojej drodze trafił na takie osoby. W AKADEMII PRZYSZŁOŚCI kimś takim jest wolontariusz-tutor, który pomaga konkretnemu dziecku uwierzyć w siebie, a w SZLACHETNEJ PACZCE - wolontariusz i darczyńca, którzy zmieniają życie ubogiej rodziny albo osoby samotnej. Ksiądz Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia WIOSNA, powiedział kiedyś, że z pomaganiem jest jak z biznesem – liczą się wyniki. Mądra pomoc nie uzależnia, ale pomaga ludziom stanąć na nogi. Te projekty dają ludziom nadzieję i wiarę, że dadzą sobie radę. Steve Jobs był przekonany, że to wiara daje siłę, pokonuje ograniczenia i pozwala robić rzeczy niezwykłe. Dlatego spotkanie jednego życzliwego człowieka, może być takim „serendipity”, które odwróci czyjeś życie o 180 stopni.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze