Ludzie często uważają, że seks się uprawia, a nie o nim rozmawia. Ale ten wspaniały i więziotwórczy seks wymaga rozmów. Choć wiele z nas wciąż krępuje się, by otwarcie mówić o swoich łóżkowych pragnieniach i potrzebach, warto się przełamać – przekonuje psychoseksuolożka Bianca-Beata Kotoro.
Seks to ważna forma komunikacji? Niektórzy twierdzą, że jest przereklamowany.
Nic podobnego! Może nie jest najważniejszą formą, ale jedną z kluczowych. Seks między dwojgiem ludzi, którzy są w dobrej relacji, oprócz tego, że przynosi obopólną przyjemność, jest też więziotwórczy. „Jest” nie oznacza jednak statystycznych norm: codziennie, raz w tygodniu, raz w miesiącu. Wszystko zależy od partnerów, od tego, co wspólnie wypracują, ustalą, od ich potrzeb. A one się zmieniają, bo związek ulega zmianie na przestrzeni lat – my sami również. Cały czas powinniśmy więc weryfikować tę naszą wewnętrzną normę.
Jesteśmy inni pod wieloma względami: płci, charakteru, oczekiwań. Jak znaleźć wspólny język?
Język ma być nie tyle wspólny, ile nasz. A to oznacza, że nie możemy opierać się na mitach, stereotypach, obiegowej opinii. Na przykład że udany seks jest wtedy, gdy kobieta ma w końcu wielokrotne orgazmy, jak podaje jeden z poradników. Lub że wszyscy mężczyźni mają dużo większe potrzeby i tylko jedno im w głowie. Jeżeli będziemy opierać się na takich stereotypach, to znajdziemy się w ślepej uliczce. Oczywiście, powinniśmy respektować fakt, że należymy do świata mężczyzn albo kobiet i że jesteśmy różni. Ale „różni” nie oznacza lepsi albo gorsi, tylko inni.
Od czego zacząć pracę nad poprawą komunikacji w sferze seksu?
Od wglądu w to, jak my sami postrzegamy naszą seksualność: czym jesteśmy obciążeni poprzez kulturę, rodzinę, wychowanie, różne doświadczenia, poprzednie związki, relacje. Ile z tego czerpiemy jako MY? Co mówi nasze ciało? A na ile powinniśmy się zdystansować? Jakie potrzeby mamy poblokowane i dlaczego? Jeżeli nie odpowiemy sobie szczerze na te pytania, to pewnie będziemy robili to, czego się od nas oczekuje, co powinniśmy według innych, a nie to, co sprawdza się w naszej konkretnej relacji.
Odpowiedzieliśmy sobie na te pytania i co dalej?
Jeszcze trzeba pamiętać, że inaczej patrzymy na seksualność, gdy mamy 20, 30 lat, a inaczej, gdy 40, 60, 80 lat. Zmiana świadomości i podejścia do życia mocno przekłada się na pojmowanie i odczuwanie bliskości, intymności. Gdy na danym etapie życia dokonaliśmy już wglądu w siebie, zidentyfikowaliśmy swoje potrzeby, pora na dialog: jakie TY masz potrzeby, co lubisz, o czym marzysz…?
Rozmowę na te tematy trudno zainicjować.
Tak, ale bez tego daleko nie zajdziemy, choć ludzie często uważają, że seks się uprawia, a nie o nim rozmawia. Ale ten wspaniały i więziotwórczy seks wymaga rozmów. Jednak nie na takiej zasadzie, że mamy pewne przekonania i się ich trzymamy jak w tej anegdocie: mąż mówi w sądzie, dlaczego chce rozwodu, a żona wtrąca z żalem: „Nie rozumiem cię, nawet twój ukochany krupnik przez 30 lat codziennie ci gotowałam”. Na co on: „Ukochany to on był 30 lat temu”. Tak i my, niestety, często uczepiamy się czegoś, co według nas jest już sprawdzone. A może jednak warto co pewien czas to weryfikować?
Może skuteczniejszą niż rozmowa formą komunikacji byłoby próbowanie, nawet popełnianie błędów?
Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Jeśli naprawdę się znamy, to wiemy, co dla nas jako pary jest lepsze. Czy rozmowa w czasie romantycznej kolacji, czy w łóżku. Na poważnie czy z przymrużeniem oka. Czy seks z podpowiedziami na bieżąco, czy po. Każda z par musi znaleźć swój sposób i czas rozmowy. To oczywiście łatwe nie jest, bo nie ma jednego matematycznego wzoru, który można poznać i zastosować, a potem przyciskając określone punkty na ciele, osiągnąć pożądany cel. Nasze ciała są niepowtarzalne. I odczucia również. Seksualność mieszka w mózgu, a to oznacza, że różne części naszego ciała reagują na to, co dzieje się w głowie.
Dlaczego mamy tak wielkie opory przed rozmowami na temat seksu?
Rozumiem te opory. Wynikają z zakazów, napiętnowania, z tego, że słyszymy: „Rozmawianie o seksie zakrawa na dewiację”. Albo z przekonania, że wszystko o seksie już wiemy. Ale nawet jeśli dużo się naczytaliśmy, to każdy z nas ma swój sposób odczuwania. Warto poznać to, co odpowiada nam i partnerowi, czy lubi, jak go dotykam w ten czy inny sposób, co sprawia nam i jemu przyjemność. A może dziś jest taki dzień, że on jest zmęczony, zestresowany i jego potrzeby seksualne odchodzą na bok? Może ważniejsze okaże się wtedy przytulenie, pogłaskanie, potrzymanie się za rękę? Skąd to wszystko mamy wiedzieć, jeśli nie z rozmowy?
My, kobiety, mamy swój sposób na rozmowę: używamy kodów, komunikujemy się okrężną drogą.
Tak zwany syndrom mówienia dookoła lub półsłówkami. Sądzimy, że mężczyzna powinien czytać w naszych myślach. Gdy słyszę w gabinecie, że on powinien TO wiedzieć, pytam: „Czy dała pani jasny komunikat?”. Ona: „Uważam, że po tylu latach powinien mnie znać”. Powtarzam pacjentom: „Kiedy boli głowa, to mówię, że boli, a kiedy nie mam nastroju, to mówię, że go nie mam”. Ale to działa tylko wtedy, gdy takie wyjaśnienie jest prawdziwe i gdy istnieje przeciwwaga, czyli dobra bliskość i intymność. A nie, że jedna ze stron słyszy tylko „nie” i „nie”. Nieustanne „nie” rodzi zagubienie – coś widocznie robię nie tak. Apeluję do ludzi, bez względu na płeć: mówmy jasno i konkretnie, nazywajmy rzeczy po imieniu i nie oczekujmy od drugiej osoby, że ma czytać w naszych myślach.
To mało romantyczne!
Można komunikować się tak jak pewne starsze małżeństwo. On nie miał problemów z mówieniem o swoich oczekiwaniach, natomiast ona miała. Ustaliła więc, że będzie zakładała do spania różne typy majtek. Sportowe – nie mam ochoty na nic, klasyczne – możemy się pogłaskać, poprzytulać, zaś koronkowe – dziś jestem otwarta na propozycje, na seks. I to był ich język, którym się porozumiewali przez ponad 50 lat. Ale ważne – nie był to język zero-jedynkowy. Bo czasem ona zakładała koronki, a on mówił: „Dzisiaj nie mam ochoty, przytulmy się”. Jeśli mamy problem z mówieniem wprost, wypracujmy wspólnie swój kod, który zastąpi owo czytanie w myślach i niewypowiedziane oczekiwania.
On, chcąc dobrego seksu, kupuje jej perfumy. To dobry kod?
Fatalny. Tak jak wcześniej mówiłam, seks ma być przyjemny i więziotwórczy. Jeżeli służy do załatwiania czegoś, to po pierwsze, jesteśmy nie w porządku wobec partnera, a po drugie, w końcu kiedyś obróci się to przeciwko nam, bo seks zacznie nam się kojarzyć z obowiązkiem, przykrą grą, manipulacją. Oczywiście dwoje ludzi może w związku robić, co chce. Ale nie znam przypadku, żeby załatwianie spraw poprzez łóżko scalało ich relację. A poza tym takie praktyki nas naruszają. Bo z seksem jest tak, że on nas nie oszuka, jeżeli my go nie oszukamy. A robimy to poprzez to, że coś nim chcemy ugrać lub zagłuszyć czy zabarwić używkami. Szkoda, że ludzie pozbawiają się czegoś fajnego, co dostali od natury. Gdyby z tego dobrze korzystali, to mieliby frajdę po ostatnie swoje dni.
Jakie mogą być konsekwencje braku rozmowy o seksie?
Kompletny brak zrozumienia drugiej strony. Pewna kobieta opowiada mi zdziwiona: „Przytulam się do niego, a on nie jest zainteresowany i mówi, że ma problemy w pracy. Wyobraża sobie pani, żeby facet nie miał ochoty?”. Wyobrażam. Dla tej konkretnej kobiety taka reakcja partnera oznaczała jedno – nie jestem dla niego atrakcyjna i z pewnością on mnie zdradza. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że on po prostu może nie mieć ochoty, tak jak ona czasami nie ma. Inny przykład: kobiety są przekonane, że facet ma zawsze orgazm. Mówią: „No przecież widzę, że miał wytrysk”. Kiedy mówię im, że wytrysk i orgazm to dwie różne rzeczy, to są zdziwione: „Jak to?”.
Jak to?
Tak! Często zdziwieni są sami panowie. Rozumieją to bezdyskusyjnie mężczyźni po operacjach, które spowodowały między innymi, że nie mają już wytrysków, a przeżywają orgazmy. Albo panowie, którzy mają wytrysk, ale poza pewnego rodzaju ulgą fizjologiczną nie doświadczają szczytowania. Rozmawiajmy o tym, uczmy się siebie, naszej fizjologii, czerpmy z tego, że jesteśmy różni.
Ale różnice to właśnie źródło nieporozumień.
Ponieważ je od razu wartościujemy. To błąd. Dla kobiet sfera seksu i relacji to komplementarna całość. Jeżeli partner zachowuje się nie tak, jak byśmy chciały, to odbieramy to jako naruszenie naszej relacji. Stałe pytanie: „Czy ty mnie jeszcze kochasz?”. A cała sprawa nie była o miłości, tylko o tym, że on nie powiesił obrazu, nie odkurzył. Według niego to, że czegoś nie zrobił, i to, czy ją kocha, pożąda, znajduje się w oddzielnych szufladach, natomiast według niej – w jednej.
Tak więc uczmy się siebie?
Tak! Kobiecy i męski świat opierają się na innej biologii, innym odczuwaniu (nie zero-jedynkowym oczywiście). My bardziej coś rozkminiamy, analizujemy, oni – działają tu i teraz. My jesteśmy statystycznie bardziej emocjonalne, oni – racjonalni. Ale to nie znaczy, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy. Jak się nawzajem poznamy, to będzie się nam lepiej żyło. Wiwat inność!