Niezłomna kobieta o wielu pasjach. Ciekawa świata i ludzi. Zawsze gotowa, aby pomagać słabszym, przełamywać schematy i pokonywać kolejne bariery. Martyna Wojciechowska jest dla nas inspiracją od lat. Dziś dziennikarka i podróżniczka kończy 49 lat. Przeczytajcie, za co szczególnie ją cenimy.
Jest dziennikarką, prezenterką telewizyjną, podróżniczką, działaczką społeczną i autorką kilkunastu książek. Kocha dalekie podróże, ekstremalne sporty, najwyższe góry, niebezpieczne rajdy i dzikie zwierzęta. Od pięciogwiazdkowych hoteli woli proste życie w górskiej chatce. Kiedyś kojarzyła się z wojowniczką, dziś bardziej z matką naturą. To porównanie dobrze obrazuje jej przemianę. – Jest dziś we mnie więcej akceptacji, spokoju, łagodności, ale też pokory i wątpliwości – mówiła w rozmowie ze „Zwierciadłem”. Martyna Wojciechowska, która obchodzi dziś urodziny, jest kobietą o wielu twarzach, talentach i pasjach. I nieustannie nas inspiruje.
„Latam wysoko! W tym roku skończę 49 lat. Wciąż słyszałam, że już najwyższa pora się zatrzymać, że na pewno stracę chęć i energię do działania. Bzdura! I Wy też nie dajcie sobie tego wmówić. Dziś bardziej niż kiedykolwiek, czuję, że mogę latać naprawdę wysoko. Wszystko, co najlepsze, jeszcze przede mną” – pisała ostatnio na swoim Instagramie. W ubiegłym roku otrzymała tytuł najbardziej podziwianej kobiety w naszym kraju. Za co zatem podziwiamy Martynę Wojciechowską?
Za ciekawość świata i ludzi
W pierwszą samotną podróż wyruszyła mając trzy lata. Pchana ciekawością spakowała plecak i uciekła z domu na pobliską stację benzynową. – Chciałam zobaczyć, co jest dalej, jak to będzie, kiedy wyruszę w świat sama – wspomina. Od tego czasu wciąż podróżuje, poznaje nowe miejsca i ludzi, a także podejmuje nowe wyzwania. W 2006 roku zdobyła Mount Everest jako trzecia i najmłodsza Polka. Jest też trzecią Polką, która wspięła się na wszystkie dziewięć szczytów Korony Ziemi oraz drugą, która dokonała tego czynu w trudniejszej wersji. Niesamowite osiągnięcia podróżniczki zostały udokumentowane w filmie „Korona Ziemi” oraz w dwóch książkach „Przesunąć Horyzont” i „Misja Everest”. Oprócz tego, jako jedyna dotąd Polka ukończyła rajd Paryż-Dakar. W 2003 roku wzięła też udział w rajdzie Transsyberia razem z Andrzejem Derengowskim. Na mecie stawili się jako jedyna polska grupa, zajmując drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. – Zdobyłam najwyższe góry na Ziemi, nurkowałam w najpiękniejszych miejscach świata, dotarłam na metę najtrudniejszego rajdu, spełniałam marzenia, o których słyszałam, że są niemożliwe i nierealne – tak pisała o swoich dokonaniach na Instagramie.
– Słowo „niemożliwe” towarzyszy mi odkąd pamiętam, właściwie całe moje życie. Takich momentów, kiedy słyszałam, że czegoś nie zrobię, nie dam rady było bardzo wiele. Z każdym kolejnym krokiem zdawałam sobie sprawę, że to słowo „niemożliwe” jest fascynujące, że sprawiło ono najwięcej dobrych rzeczy w moim życiu, sprawia, że tym bardziej chce się przekonać, czy rzeczywiście tak jest. Dziś to słowo jest takim trochę żartem – przyznaje. – Często słyszę: „Robisz takie niesamowite rzeczy, ale ty musisz być odważna”. Mówię wtedy: „Nie. Odwaga, ta prawdziwa, to śmiałość bycia sobą. Kiedy podejmujesz działanie, wiedząc, że możesz ponieść porażkę, że wystawiasz się na ocenę. Tygrysy szablozębne nie biegają u nas po ulicach, nie żyjemy w strefie niespokojnej tektonicznie, nie boimy się żywiołów, najczęściej boimy się porażki i tego, co ludzie powiedzą – mówiła w wywiadzie dla „Zwierciadła”.
Za hart ducha
– Popełniłam wiele błędów, ale to one ukształtowały tę kobietę, którą dziś jestem – czytamy na jej Instagramie. – Umiejętność przechodzenia porażek i najtrudniejszych momentów stanowi o prawdziwej sile charakteru. Moja niezłomna potrzeba, żeby zawsze iść dalej, przed siebie, doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem i do wspaniałych ludzi, którzy mnie otaczają – dodaje Martyna Wojciechowska, która już nie raz zmagała się z przeciwnościami losu. – Dużo się w moim życiu wydarzyło. Dużo ważnych, trudnych momentów – wyznaje. – Zaliczyłam okres świetnej zabawy, błądzenia, skupiania się na własnej wygodzie i na realizacji osobistych celów. Taki czas też był mi potrzebny, żeby stać się tym, kim jestem dzisiaj. Chciałam mieć życie pełne przygód i doświadczeń, czerpałam z niego pełnymi garściami, aż zrozumiałam, że ta droga nie da mi poczucia spełnienia. Stało się to w bardzo dramatycznych okolicznościach.
W 2004 roku, podczas nagrań do serii reporterskiej „Misja Martyna” na Islandii, uległa wypadkowi samochodowemu, w którym nie tylko złamała kręgosłup, ale też straciła swojego przyjaciela, operatora kamery Rafała Łukaszewicza. Po tym zdarzeniu przeżyła załamanie. – Szukałam sensu w tym, że przeżyłam ten wypadek, że ocalałam – wspomina. Zdaniem lekarzy miała już nigdy nie wrócić do pełnej sprawności. – Wtedy postanowiłam, że jeśli się z tego podniosę, to przeżyję dwa życia – moje i Rafała – nadam sens temu, że to ja ocalałam, zrobię więcej – mówiła w jednym z wywiadów. Leżąc unieruchomiona w szpitalu, obiecała sobie również, że zdobędzie Mount Everest. Po przejściu długiej rehabilitacji zrealizowała to marzenie. Po jakimś czasie przeżyła jednak kolejny wypadek, tym razem motocyklowy, w wyniku którego złamała obojczyk. Tu także wyszła na prostą. To najlepszy dowód na to, że wszystkie porażki potrafi przekuć w siłę.
Za przełamywanie stereotypów
Swoją postawą udowadnia, że kobiety mogą realizować swoje marzenia i osiągać sukcesy w różnych dziedzinach życia. Nie bez powodu została ambasadorką kampanii Lego „Girls can achieve anything!”, a także otrzymała od firmy Mattel własną lalkę Barbie oraz tytuł Barbie Shero, który honoruje kobiety zmieniające historię. Martyna Wojciechowska jest bowiem kobietą o wielu pasjach, do tego takich, które przez wielu wciąż uważane są za mało kobiece: podróże, motoryzacja, wspinaczka górska, sporty wodne. Jest himalaistką i kierowczynią rajdową. Ma też licencję płetwonurka i skoczka spadochronowego.
Kocha samochody i motocykle. Jako córka mechanika całe dzieciństwo spędziła w warsztacie samochodowym i już w wieku dziesięciu lat oznajmiła, że będzie ścigać się na motocyklach. Oczywiście dopięła swego i już w wieku 17 lat miała sportową licencję wyścigową. W latach 90. współtworzyła też program o motocyklach dla łódzkiej telewizji kablowej ATV, a później prowadziła program motoryzacyjny „Automaniak” w telewizji TVN. – W tamtych czasach to było coś – kobieta opowiada o samochodach, ściga się motocyklami, przygotowuje materiały z rajdów i Formuły 1. Obyczajowy przełom – mówiła w rozmowie ze „Zwierciadłem” w 2018 roku.
Za wrażliwość na tych, których doświadczył los
– Wyrosłam w domu, w którym pomaganie, dzielenie się czasem, energią, ale też pieniędzmi było naturalne i prawdę mówiąc, nie do końca umiem sobie wyobrazić, że można żyć inaczej – mówi Martyna Wojciechowska, która od lat jest mocno zaangażowana w działalność charytatywną. Jednak jako jedna z nielicznych jest nie tylko twarzą różnych akcji. Od 2019 roku prowadzi Fundację Unaweza, która wspiera kobiety w Polsce i na świecie. Jej celem jest wyrównywanie szans ekonomicznych, społecznych i prawnych poprzez zapewnienie dostępu do edukacji, opieki medycznej oraz spełnianie marzeń tych, którym najtrudniej je urzeczywistnić. Dziennikarka jest również honorową ambasadorką WWF Polska oraz członkinią Polskiej Akcji Humanitarnej.
Za solidarność z kobietami
Martyna Wojciechowska jest zawsze solidarna z kobietami. Wspiera je poprzez działania swojej fundacji, a także stara się opowiadać ich historie. Od ponad dekady przemierza świat, realizując filmy o kobietach z najdalszych krańców świata i pokazując nam czego możemy się od nich nauczyć. Ich życie i losy relacjonuje w programie „Kobieta na krańcu świata”. Do tej pory powstało ponad sto niezwykłych opowieści. – Choć urodziłyśmy się w innych miejscach, mamy inny kolor skóry czy wyznanie więcej nas łączy niż różni. Każda z nas chce być szczęśliwa, kochać i być kochana, rozwijać się, zapewnić swoim dzieciom lepsze życie. Potrzebujemy czuć się bezpiecznie, żeby się uczyć i rozwijać – podkreśla podróżniczka. – Pewnie gdyby nie program „Kobieta na krańcu świata”, moje podróże i spotkania z tymi niezwykłymi, inspirującymi kobietami, to nie byłabym tym, kim jestem i tu gdzie jestem. W trudnych momentach to właśnie kobiety przypominają mi, że mamy w sobie wiele siły, nawet, jeśli o tym zapominamy. Wielokrotnie to właśnie kobiety i ich przykład podnosił mi skrzydła. A teraz ja, kiedy tylko mogę, staram się wspierać inne kobiety w tym, żeby wierzyły siebie – dodaje.
Aby dać kobietom głos, napisała również książkę „Co chcesz powiedzieć światu?”, w której bohaterki z Ukrainy, Pakistanu, Kenii, Izraela, Salwadoru czy Polski, mogły opowiedzieć swoje historie same. – Kiedyś sądziłam, że tylko mężczyźni mogą mieć ciekawe życie. Potem odkryłam, że jest inaczej, ale to była długa i burzliwa droga. Przez wiele lat obracałam się w męskiej energii. Teraz doceniam siostrzeństwo – mówi.
Co ciekawe, w wywiadach wielokrotnie przyznawała, że kiedyś kobiety ją irytowały i lepiej dogadywała się z facetami. – Denerwowało mnie plotkowanie, mówienie o niczym, rozkładanie błahych spraw na elementy pierwsze. Dla mnie liczył się konkret, żeby popchnąć sprawy do przodu. Dopiero później zrozumiałam, że nie chodzi o to, żeby przyjąć męski sposób widzenia i model działania, tylko wypracować własny. Zaczęłam inaczej postrzegać ten kobiecy zestaw cech, zrozumiałam, że on wcale nie oznacza rozkładania błahych spraw na elementy pierwsze, tylko większą uczuciowość i empatię. Że pozorne niezdecydowanie to po prostu większa refleksyjność. Ta kobieca energia, siostrzana miłość, którą teraz czuję z fajnymi, mądrymi kobietami, które mnie otaczają, napędzają mnie do działania – dodaje.
Za determinację w walce o dzieci i młodzież
Wraz z Fundacją Unaweza Martyna Wojciechowska pracuje również nad projektem „Młode Głowy. Otwarcie o zdrowiu psychicznym”, w wyniku którego powstał raport dotyczący zdrowia psychicznego, poczucia własnej wartości i sprawczości wśród dzieci i młodzieży. – Zajmujemy się zdrowiem psychicznym dzieci i młodzieży. Wierzę, że to obecnie najważniejszy i najpilniejszy temat, z którym wszyscy musimy się zmierzyć – mówi dziennikarka. – Chodzi o to, żeby wysłuchać młodych. Może taka jest teraz moja rola, żeby przywracać głos tym, którzy czasem nie mają możliwości się wypowiedzieć albo nie są słyszani – dodaje. – Odkąd zaczęliśmy nasze działania, słyszę z wielu stron słowa wsparcia, że warto to wszystko robić: od młodych, którzy chcą być wreszcie wysłuchani, od rodziców, którzy tak samo jak ja czują się czasem bezsilni, i od nauczycieli, którzy potrzebują konkretnych narzędzi. Uważam, że to ważny i potrzebny projekt.