1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. To nie świat narzuca takie tempo, sami sobie fundujemy ten kierat – mówi Ewa Woydyłło, psycholożka i terapeutka

To nie świat narzuca takie tempo, sami sobie fundujemy ten kierat – mówi Ewa Woydyłło, psycholożka i terapeutka

Ewa Woydyłło (Fot. Aleksandra Modrzejewska/MGMT IVY)
Ewa Woydyłło (Fot. Aleksandra Modrzejewska/MGMT IVY)
Świat wiele nam oferuje, ale wybór, co z tej oferty weźmiemy, zależy tylko od nas - przekonuje dr Ewa Woydyłło psycholożka i terapeutka w jednej z rozmów, które publikujemy w książce „ Zakręty życia. Rozmowy o miłości, depresji, nałogach i odnajdywaniu siebie”. Książkę można kupić w naszym sklepie internetowym. Link do zakupu znajdziecie na końcu artykułu.

Fragment książki „ Zakręty życia. Rozmowy o miłości, depresji, nałogach i odnajdywaniu siebie”, wyd. Zwierciadło

Świat narzuca dziś zawrotne tempo życia, pośpiech… Czy to nie sprzyja depresji?
Oczywiście, ale nie zawsze to świat narzuca takie tempo, czasami sami fundujemy sobie ten kierat, goniąc wciąż za sukcesami. A one mają to do siebie, że nie tyle zaspokajają nasze potrzeby, ile stymulują nowe. Sukces jest jak narkotyk – jeśli go spróbujesz i ci zasmakuje, to sięgasz po następną dawkę. I tym sposobem stajesz się niewolnikiem gonitwy. Pośpiech nie musi mieć wcale fizycznego wymiaru prędko­ści, bo to może być siedzenie przy klawiaturze czy gotowanie, ale samo nastawienie, że ma być więcej, lepiej, szybciej… powoduje, że bierzesz udział w jakimś wyścigu, maratonie.

W każde osiągnięcie trzeba włożyć dużo energii, toteż osoba, która żyje w zawrotnym tem­pie, jest narażona na depresję w pierwszym rzędzie, bo zużywa ener­gię, a nowej organizmowi nie dostarcza. Jeśli ktoś co wieczór zasuwa do dyskoteki, rano niewyspany biegnie do pracy, a potem jeszcze na areobik czy siłownię, to nawet gdy jest młody i zdrowy – eksploatuje się w sensie psychicznym ponad wytrzymałość. To tak jak z kopalnia­mi – pokłady węgla mogą być bardzo bogate, ale po nieustannym wydobywaniu wreszcie się wyczerpią.

A jeśli w moim kalendarzu – wypełnionym wprawdzie po brze­gi – znajdą się oprócz obowiązków także zajęcia sportowe, kino czy pogaduszki z koleżanką?
Jeśli masz kalendarz wypełniony obowiązkami codziennie od góry do dołu, i to przez długi okres, to żeby nie wiem co, grozi ci wypalenie. Nawet gdy ułożysz najbardziej racjonalny grafik, w którym znajdą się praca, i sport, i wakacje… ale narzucisz sobie reżim w realizacji za­pisanych zadań, to jest absolutnie oczywiste, że któregoś dnia orga­nizm wystawi ci za to słony rachunek.

Dlaczego?
Bo reżim rodzi stres, a ten prowadzi do wyczerpania i depresji. W ka­lendarzu powinny się znaleźć wolne okienka – kiedy do nich docho­dzisz, dopiero wtedy zastanawiasz się, co masz ochotę w tym czasie zrobić. Do planu zajęć należy podchodzić bez zbytniego napięcia, traktować go elastycznie. No bo co z tego, że w szczegółach zaplanu­jesz sobie tydzień czy miesiąc, jak nagle zadzwoni przyjaciel i powie: „Słuchaj, mam wolny bilet na przegląd filmów w Kazimierzu”, a ty przecież tak bardzo kochasz kino? Co z tego, że w kalendarzu masz zapisane: środa, godz. 17 – turniej squasha, kiedy rozkłada cię tempe­ratura i słaniasz się na nogach? Jeśli dowiedziałabym się, że przyja­cielowi umarł pies i mogłabym jakoś mu pomóc, to cokolwiek by się działo, odłożyłabym to, przesunęła termin… Zdarzają się sytuacje, które całkowicie zmieniają twój grafik. Albo okaże się, że plan jest może i dobry, ale źle dopasowany do twojej aktualnej dyspozycji psy­chicznej, fizycznej czy duchowej.

Aby przedstawić najlepszy obrazowy model tego, jak trzeba żyć, chętnie używam metafory nawigacji w żeglowaniu: wyruszenie z przystani i obranie sobie celu nie oznacza, że dopłyniemy do niego naj­krótszą drogą. Musimy podporządkowywać swój zamiar temu, co spotka nas po drodze: rafa, wyspa, szkwał lub flauta, może też zdarzyć się jakaś usterka jachtu, którą trzeba usunąć, czasem musimy się na­wet cofnąć… – mimo tych przeszkód nadal chcemy tam dopłynąć i na pewno dopłyniemy, chociaż nadkładając drogi. Ale jeśli wystartujemy w regatach, to już istnieje duże ryzyko, że będziemy narażeni na ciągły stres. Jaki stąd morał? Żegluj przez życie, ale nie czuj się jak na regatach. I jeśli Kowalski dopłynie szybciej, to świetnie. W porcie za­pytasz go, jak mu się płynęło.

Kto najczęściej narzeka na spadek formy psychicznej?
Z całą pewnością osoby nadmiernie ambitne. Także perfekcjoniści, któ­rzy nie tylko lubią robić wszystko jak najlepiej, ale cokolwiek robią, chcą być w tym doskonali. A to niemożliwe, bo doskonałość jest nie­osiągalna. Chodzą więc wciąż niezadowoleni.

Następna cecha sprzyja­jąca depresji to poczucie niskiej wartości… – ludzie, których dotyka ten syndrom z powodu różnych okoliczności życiowych, cały czas usiłują coś komuś udowodnić i wtedy wkraczają w toksyczne koło. W gronie bardziej podatnych na tę chorobę są również ci, którzy noszą w sobie poczucie krzywdy i za pomocą rozmaitych osiągnięć chcą coś sobie wynagrodzić.

W zawrotne tempo wciągają się również ludzie, którzy złe wzory, zasady organizowania sobie życia wynieśli z rodzinnego domu: skoro mama i tata wciąż za czymś gonili, to trudno się potem dziwić, że ich dzieci też pędzą przez życie. Właściwie każdy człowiek, który wprowadzi się w zbyt szybki bieg – wbrew swoim biologicznym rytmom, wbrew naturalnym zmianom pór roku – zaczyna dostawać zadyszki, potykać się, upadać… Nadmierne i bezustanne tempo życia jest sprzeczne z ludzką naturą. To musi pociągnąć za sobą złe skutki.

Ale świat wymusza na nas pewne zachowania…
Nie, nie wymusza, on nam tylko je oferuje, a wybór, co z tej oferty weźmiemy dla siebie, zależy tylko od nas. To nie znaczy, że mamy zamykać się w pustelni, ale też nie wolno ulegać wszystkiemu, co oferuje współczesny świat, bo wtedy ryzykujemy, że zmęczy nas by­cie sobą i pewnego dnia ockniemy się kompletnie bez sił, w stanie totalnego wyczerpania.

Jak więc iść przez życie, by się nie przewrócić?
Najważniejsze: słuchać samych siebie. Trzeba mieć zdolność wyła­wiania informacji, które ciało, umysł i dusza przekazują poprzez uczucia i emocje, jakie się w nas pojawiają. One właśnie sygnalizują napięcia, przesadną ambicję, nadmierny wysiłek czy wybór kierunku, który de facto wcale nie jest zgodny z naszym systemem wartości, bo np. wszyscy mają po dwa samochody, to ty też chcesz – bierzesz więc dodatkowe prace, by na niego zarobić.

Musimy nauczyć się czytać w swoich uczuciach, dopuszczać do gło­su tę mowę ciała i duszy, bo tylko wtedy będziemy wiedzieć, co się z nami naprawdę dzieje. Jeśli ktoś stale pędzi, to nie wie, czy mu się guzik urwał czy nie, czy skaleczył sobie nogę, czy nie – dopiero jak dopędzi do celu, widzi, że ma krwawiącą ranę i bąble na stopach. Po­wtarzam więc, że najważniejsze to nauczyć się języka własnych uczuć.

Czasami pomagają okoliczności zewnętrzne lub bliscy ludzie. Nie­kiedy właśnie im zawdzięczamy to, że w pewnym momencie zwalnia­my. Na przykład mama, która powie: „Oj, dziecko, chyba za dużo pracujesz” albo: „Popatrz, nie widziałyśmy się już tak dawno”… A ty na to: „Mamo, bardzo chciałabym częściej się z tobą spotykać, ale mam tyle różnych obowiązków…”. I to właśnie trzeba w sobie usły­szeć. I wiedzieć, że zachodzi tutaj typowe zjawisko: mechanizm obronny odrzuca prawdę. Stawiasz przed sobą krzywe zwierciadło, które ci pokazuje rzeczywistość taką, jaką chcesz widzieć.

Ordynator mówi do pielęgniarki: „Pani Haniu, pani dzisiaj znowu w pracy?! Oj, za dużo bierze pani tych dyżurów”. A pani Hania: „Ale ja muszę kupić synowi nowe dżinsy, a córka marzy o deskorolce”, no i koło się zamyka. Bardzo często nie słyszymy, co tak naprawdę syg­nalizują nam ludzie, którym na nas zależy. A właśnie poprzez słowa, jakie do nas kierują, możemy rozpoznać własne uczucia. Żeby to jed­nak zrobić, trzeba siebie znać i siebie słuchać.

I wiedzieć, kiedy zwolnić lub się zatrzymać?
Tak. Jeśli ktoś nie umie się zatrzymać, to musi się tego nauczyć. Nie ma innego wyjścia. Tak jak musi nauczyć się angielskiego, gdy chce czytać Faulknera w oryginale. Depresja to odpowiedź duszy – na krzywdę, nadużycie, udrękę, umęczenie; to odpowiedź, której można nie usłyszeć lub nie zrozumieć jej sensu. Depresja to nasza nauczy­cielka, tylko bardzo okrutna, bo przychodzi często wtedy, gdy jeste­śmy już wrakiem człowieka, kiedy przypominamy drzewo z wypalo­nym pniem – kompletnie zużyliśmy życiową energię. Ale dopóki serce bije, dopóty jest szansa na ratunek. Tak więc czasem depresja nam się przydaje, bo gdybyśmy nie mieli takiego ratownika, który ła­pie nas mocno w objęcia i nie pozwala zrobić kroku dalej, to pewnie byśmy ten krok zrobili i… runęli w przepaść.

Co z tego, że chciałabym popatrzeć na góry, posłuchać swoich myśli, jak wciąż muszę robić coś innego.
Coś zawsze będzie kosztem czegoś. Albo kosztem siebie, albo kosz­tem tego, co uważam, że muszę. W pewnym momencie trzeba się za­trzymać i tak jak w każdej chorobie powiedzieć: „Dziś nie pojadę do pracy, bo mam grypę”.

Jeśli damy sobie prawo, żeby się wyłączyć, zostawić, odwrócić, to poddamy się temu naturalnemu procesowi odzyskiwania siebie. Są
lu­dzie, którzy tego nie umieją lub się boją z czegoś zrezygnować, bo uwa­żają, że im coś przepadnie i potem już tego nie odzyskają, np. że ktoś zajmie ich miejsce pracy albo przedsiębiorstwo upadnie, gdy wezmą sobie tydzień wolnego. Właśnie takie osoby najczęściej dopada depre­sja. A kiedy już je dopadnie, to i tak przecież nie będą mogły wstać z łóżka i pójść do pracy. To wszystko wynika właśnie z naszego wy­ścigu przez życie. Z tego maratonu trzeba się czasami wyłączyć, nie­kiedy nawet zaryzykować, że może rzeczywiście ktoś zajmie twoje miejsce, ale wtedy ty ocalisz siebie.

Jak nauczyć się czytać siebie?
Wsłuchanie się we własne myśli i uczucia wymaga uwagi. Jeśli po­święcasz ją czemuś innemu, np. pracy, to oczywiście trudno zwrócić ją ku sobie. Czytanie siebie następuje w harmonii, w wyciszeniu, sku­pieniu… – w uspokojeniu systemu nerwowego. Każdy sam musi zna­leźć sposób i miejsce, w którym najlepiej siebie słyszy.

Dawniej ludzie siadali sobie na przyzbie i patrzyli w dal. Wycho­dzili wieczorną porą pogapić się na rozgwieżdżone niebo. Podczas sprzątania domu ktoś nagle zastygał z miotłą pod brodą i trwał tak przez długą chwilę, zasłuchany we własne myśli. Takie momenty mogą być drogocennym źródłem wyciszenia i refleksji – inaczej nie sposób ich w sobie wzbudzić. Niezadowolenie z życia, które się prze­radza w chandrę, przygnębienie, smutek, dół, pogorszenie nastroju – wynika tak naprawdę z tego, jak sami sobie poukładaliśmy w głowie.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

TERAZ KSIĄŻKĘ EWY WOYDYŁŁO „ZAKRĘTY ŻYCIA” KUPISZ W PROMOCYJNEJ CENIE:

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Zakręty życia
Autopromocja
Zakręty życia Ewa Woydyłło Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze