Nazwij to, jak chcesz: gruntowne porządki, najprostsza na świecie terapia albo nawet: filozofia życia. Zachęcamy do domowego studium przedmiotu, które pozwoli otworzyć się na minimalistyczne życie.
Po pierwsze mały test: czy w swojej przestrzeni czujesz się lekko, czy coś cię męczy, przytłacza? Jest tu coś do poprawki, jakaś potrzeba zmiany? Jeśli tak – pomyśl, o których przedmiotach z twojego otoczenia szczerze powiesz, że są ci niezbędne? Że ich widok sprawia ci przyjemność, że harmonizują z tobą i twoim wnętrzem? Jeśli o większości – gratulujemy! Twoja odpowiedź brzmi: „O jednych – tak, a o innych – nie”? Też niezły wynik. Tylko po co trzymasz w swoim otoczeniu te na „nie”?
Według wyznawców minimalizmu, trendu, który zyskuje w zachodnim świecie coraz większe grono zwolenników, gromadzenie świadczy o lęku. Kiedy człowiek gubi się w tym, czego pragnie i kim naprawdę jest, szuka ratunku w rzeczach. Kupowaniem coraz to nowszych sprzętów, ubrań i gadżetów, zagłuszających strach: przed sobą, przed śmiercią, przed koniecznością wyboru.
„Wypróbuj, kup, dodaj, używaj…” – oto rada zgodna z filozofią naszych konsumpcyjnych czasów. A czemu nie po prostu: zrezygnuj, porzuć, odmów, wyeliminuj, wyluzuj, stwórz wokół i wewnątrz siebie przestrzeń?” – pyta Dominique Loreau, Francuzka na stałe mieszkająca w Japonii, autorka poradników na temat minimalistycznego życia, prostoty i umiaru, w tym „Sztuki minimalizmu”. Jej zdaniem nadmiar to zguba, błąd dzisiejszej cywilizacji. Natłok przedmiotów, obowiązków i spraw do załatwienia, przeczący założeniom minimalizmu, pozbawia ludzi sił i czyni niewolnikami postępu. Goniąc za nowościami, ułatwieniami, sprzętami 3 w 1, obrastamy coraz większą ilością rzeczy, które zabierają miejsce, czas i energię. A przecież życie jest podróżą. Ciągłą zmianą ludzi, krajobrazu, napływem nowych doświadczeń. Myślimy, że rzeczy dadzą nam stabilizację i poczucie bezpieczeństwa, a w rzeczywistości są gwoźdźmi, które trzymają nas w miejscu, nie pozwalając ruszyć się na krok w jakimkolwiek kierunku. Prawdziwą pewność według minimalistów daje jedynie wiedza o tym, kim jestem.
Czy byłabyś gotowa spakować się w pięć minut i pojechać na drugi koniec świata? Zabrać ze sobą tylko kilka ubrań i książek, ważne dokumenty, parę osobistych pamiątek, laptop, komórkę, i wyruszyć w drogę, wybierając minimalizm w życiu? Tak cudownie podróżuje się z niewielkim bagażem, fajnie jest mieszkać w hotelu, gdy niczym nie musisz się przejmować poza tym, jak wypełnić kolejny dzień... Czy chciałabyś wprowadzić tę lekkość w swoje życie? Tak? To uwolnij się od zbędnych przedmiotów. Przestrzeń to potencjał!
Twoje miejsce na ziemi. Tu się codziennie budzisz i tu powracasz zmęczona po całym dniu. Tu trzymasz swoje prywatne rzeczy, tu zapraszasz bliskich. Dom będzie najlepszym punktem startu na drodze do dobrodziejstw minimalizmu w życiu.
Idź do swojego pokoju, na chwilę usiądź w ciszy i zamknij oczy. Pomyśl, na jakim etapie swojego życia się znajdujesz, co chciałabyś jeszcze osiągnąć, o czym zawsze marzyłaś, czego nie lubisz, a co cię cieszy. To jest twój styl, twój odcisk palca, tym się powinnaś kierować. Nie słuchaj innych, nie patrz na modę, sama wiesz, co ci służy, a co nie, uświadom to sobie – to pierwszy krok do tego, by rozpocząć minimalistyczne życie.
A teraz otwórz oczy, rozejrzyj się dookoła i wytrop przedmioty i sprzęty, które nie odzwierciedlają twojego stylu. Wszystko, czym się otaczasz, powinno ze sobą korespondować – czy tak jest, czy wiesz, co nie pasuje? Możesz wybrać jeden przedmiot, który w stu procentach wyraża ciebie, np. stół, a potem odnotować wszystkie, które z nim nie współgrają. Nie musisz od razu ich wyrzucać, według minimalizmu ważne jest to, żeby zdać sobie sprawę z tego, co do ciebie nie pasuje.
Odnotuj wszystkie sprzęty, które postrzegasz pozytywnie: przyjemne w użyciu, dopasowane, dobrej jakości. To twoje skarby! Przyjrzyj się antykom i pamiątkom po przodkach. Jeśli są ważne, budzą dobre emocje – świetnie, jeśli jednak kojarzą ci się negatywnie – pomyśl, czy nadal powinny zajmować miejsce w twoim świecie. Podobnie z rzeczami, które należały do byłych partnerów, trofeami myśliwskimi, ale też zdjęciami czy obrazami ukazującymi smutnych ludzi lub niepokojące widoki. Według filozofii Wschodu zawierają w sobie negatywną energię chi. Zastanów się też nad antykami. Wprawdzie dodają wnętrzu charakteru, ale w nadmiarze powodują, że mieszkamy nie u siebie, tylko u kogoś. Karmimy się cudzą energią, snujemy nie swoją opowieść. Jeśli chcesz postawić na historię, może lepiej, by była to twoja historia. Wywodząca się z filozofii zen koncepcja wabi-sabi podkreśla urok i wartość przedmiotów, na których widać ślady czasu. Docenia sprzęty wykonane ręcznie, z solidnych materiałów, bez zbędnych ozdób, ale za to służące latami.
– Przypatrując się uważnie każdemu z przedmiotów, zadaj sobie pytanie, czy jest on twoim bliskim przyjacielem, dalszym znajomym, czy może zwykłym nieznajomym – radzi Dominique Loreau. – Czy naprawdę go lubisz? Czy byłoby ci łatwo go zastąpić, gdybyś go zgubiła? (Czy w ogóle byś go zastąpiła?) Czy powinien stanowić część twojego życia?
Kiedy będziesz znała już odpowiedzi na powyższe pytania, będziesz mogła zdecydować, czy chcesz daną rzecz zachować, czy może po prostu czas rozstać się z nią na zawsze.
„Ludzie gromadzą dobra materialne, aby uniknąć śmierci, ale są tak pochłonięci ich zdobywaniem, że zapominają żyć” – taką tezę stawia autorka „Sztuki minimalizmu”. Pożegnanie z nadmiarem, z rzeczami, to czasem najlepszy sposób, by zrobić w swoim życiu miejsce na nowe wartości czy zdarzenia, a zarazem nauczyć się, jak żyć minimalistycznie. Zadaj więc sobie kolejne pytanie: Czy naprawdę potrzebujesz tych wszystkich rzeczy, którymi na co dzień się otaczasz? Pięciu kompletów kieliszków? Notatek ze studiów, starych rękawiczek, butów sprzed 10 lat? Lampy z bursztynu czekającej na „swój czas”? Ubrań, których nie nosisz od kilku sezonów? Zepsutej maszyny do pisania? Może bardziej przydadzą się komuś innemu, a może ich „przydatność do spożycia” już dawno minęła, a ty trzymasz je tylko z sentymentu. Cenne rzeczy, których nie używasz, a które tylko niepotrzebnie zajmują miejsce, możesz po prostu oddać. Pojawią się wątpliwości, bo być może pomyślisz:
„To marnotrawstwo! Dlaczego mam się pozbywać komody, która wprawdzie jest zbyt wielka, ale zapłaciłam za nią dużo pieniędzy?”. No tak. Ale zostawiając ją w swojej przestrzeni, wcale nie stajesz się bogatsza (stara komoda dawno straciła swoją pierwotną wartość), a poza tym gdybyś musiała się nagle przeprowadzić, i tak nie zabrałabyś jej ze sobą. Może sprzedać? Na meblach, które zagracają dziś twoje mieszkanie, możesz jutro zbić małą fortunę.
„A jeśli będę potem żałowała utraty tych przedmiotów?” – ta myśl może powstrzymywać cię przed redukcją tysiąca drobiazgów w sypialni... I na to sztuka minimalizmu znajduje sposób. Wszystkie drobne rzeczy, co do których jeszcze się wahasz: wyrzucić, oddać czy zostawić, spakuj do pudełka i schowaj do piwnicy. Wróć do niego za pół roku i zanim je otworzysz, postaraj się przypomnieć sobie, co jest w środku. Jeśli nie będziesz potrafiła wymienić choćby jednej rzeczy – sprawa jest oczywista, możesz jednak mimo to zajrzeć do środka, popatrzeć na fanty i spytać siebie: Czy naprawdę odczuwam ich brak? Jeśli tak, zostaw je, nie – możesz powiedzieć: „Żegnajcie”.
Selekcjonując swój dobytek, robisz swoisty rekonesans, sprawdzasz, co na danym etapie życia nadal jest ci potrzebne, a co jedynie zawadza i napełnia dom złą energią, uniemożliwiając wprowadzenie minimalizmu do swoich codziennych nawyków. Zamykając rozdział z przeszłości, otwierasz się na zmiany i uwalniasz umysł od trosk. Wyrzucanie nie jest łatwe. To konfrontacja z samą sobą, ale też z pustką, jaka powstaje po rzeczy, z którą się rozstałaś. Bywa tak, że sentyment do danego przedmiotu jest większy niż jego rzeczywista przydatność. I nie chodzi tu nawet o rodzinne pamiątki, tylko o sprzęty czy ubrania, które przypominają młodość albo miłe chwile. A przecież najcenniejsze są same wspomnienia, nie ich substytuty.
Pomijając hoarding, czyli manię zbieractwa, i traumę wojny czy głodu, które pozostawiają nawyk robienia przesadnych zapasów, nic nie tłumaczy bezsensownego gromadzenia rzeczy. Jeśli więc czujesz irracjonalny lęk przed wyrzuceniem czegoś, co nie jest ci niezbędne, pomyśl: „Co najgorszego może się stać, jeśli się tego pozbędę?”. I zastanów się, na ile jest to prawdopodobne i na ile jest to rzeczywiście takie straszne.
Chęć rezygnacji z niepotrzebnych rzeczy powinna zrodzić się naturalnie, obiecywać ulgę, jeśli więc odczuwasz smutek, rozstając się z jakimś przedmiotem, to znak, że nadal dostarcza ci wsparcia, otuchy i jest ci niezbędny. Gandhi mawiał, że nigdy nie powinniśmy rozstawać się z rzeczami, jeśli robimy to z żalem. Ale dodawał, że najłatwiej uwolnić się od trosk związanych z posiadaniem dóbr materialnych, pozbywając się ich.
Loreau wspomina o tradycji żydowskiej, która nakazuje, by raz w roku całkowicie opróżnić dom z wszelkiego pokarmu, do najmniejszego okruszka. A gdyby tak zaszczepić ją we własnej kuchni? Uchroniłoby to nas przed przechowywaniem przypraw, które straciły aromat, cukru, który skamieniał, czy herbaty, która zwietrzała. W ich miejsce pojawiłyby się nowe, świeższe zapasy, oczywiście robione z rozwagą. Zakupy są kolejną dziedziną, w której warto wprowadzić zasady minimalizmu, choć nie będzie to łatwe.
Co do jedzenia, najzdrowszym odruchem w minimalistycznym życiu jest kupowanie go z dnia na dzień – w ten sposób jesz tylko świeże produkty i tylko tyle, ile naprawdę potrzebujesz. Skoro już jesteśmy przy kuchni, warto wprowadzić tu ograniczenia co do ilości sprzętów i naczyń. Najlepiej trzymać się zasady, by mieć tylko tyle kompletów zastawy stołowej, ile używa na co dzień rodzina. W wypadku nagłego przyjęcia na 20 osób, zawsze można wypożyczyć dodatkową zastawę. I jeszcze sprzęty AGD. Poza podstawowymi, jak lodówka, pralka czy kuchenka, reszta to, zgodnie z psychologią minimalizmu, już kwestia odróżnienia potrzeb od zachcianek. Wielcy kucharze większość czynności w kuchni wykonają ręcznie. My nie musimy, możemy przecież skorzystać z dobrodziejstw miksera czy wyciskarki, ale czy taki elektryczny siekacz do pietruszki jest nam naprawdę niezbędny?
I tak od kuchni poczynając, program „eliminacji” można wprowadzać do kolejnych pomieszczeń, rozpoczynając nowe, minimalistyczne życie w swoim domu. W sypialni z powodzeniem wystarczy kilka kompletów pościeli zamiast kilkunastu, w salonie – kilka roślin doniczkowych zamiast małego ogrodu botanicznego. W miejsce kilkunastu obrazków na ścianach w przedpokoju niech zawiśnie jeden, góra dwa, które najbardziej oddają twoją naturę i cieszą oczy. Meble – najlepiej zostawić tylko te wykonane z solidnych, naturalnych materiałów, w jasnych kolorach, pasujące do reszty wystroju i tylko po jednym z każdej kategorii: komoda, łóżko, szafa… No właśnie, szafa! Tu początkująca minimalistka będzie miała prawdziwe pole do popisu. Kiedy już odda ubrania, które są stare, nie pasują do sylwetki i których nie założyła przynajmniej raz w ciągu sezonu, będzie musiała powściągnąć chęć kupowania nowych! A kuszą, mimo że nie pasują do reszty, są zbędne, podobne do tych, które ma. Im mniej, tym więcej! Tak samo z kosmetykami: przyjemniej dba się o siebie, używając niewielkiej ilości produktów. Zresztą, spróbuj sama… A swoją drogą, ciekawa rzecz z tym minimalizmem w życiu – jak człowiek zacznie, to nie może się powstrzymać. Radośnie wyrzuca i wyrzuca kolejne zbędne rzeczy…
Prawdziwa ulga
Pozbawiając się nadmiaru rzeczy zgodnie z zasadami minimalizmu, mamy więcej czasu na naprawdę ważne sprawy: spędzanie czasu z bliskimi i na łonie natury, życie we własnym rytmie. Posiadane dobra sprawiają tak naprawdę mnóstwo kłopotów (naprawy, pielęgnacja, strach przed kradzieżą) i wymagają sporych nakładów finansowych. Ograniczając je, nie tracisz, a zyskujesz. Co? Mnóstwo energii, którą możesz spożytkować na ciekawsze zajęcia.
Bardziej przestrzenne wnętrze
Gdy mamy niewiele rzeczy, trudniej o bałagan, porządki zajmują mniej czasu i łatwiej znaleźć to, co akurat potrzebne. Wnętrze nabiera klasy i charakteru, a mieszkańcy, dążący do minimalistycznego życia, stają się bardziej kreatywni. Wybierając jakość zamiast ilości, pozwalamy sobie na luksus niezajmowania się milionem rzeczy naraz i niedokonywania kolejnych wyborów. Możemy pełniej rozkoszować się zwykłymi czynnościami. Doceniamy to, co mamy, i umiemy to szanować.
Lepsze relacje z innymi
Im więcej rzeczy posiadasz, tym bardziej stajesz się słaba i bezbronna – twierdzi Dominique Loreau. Nie przechowując pamiątek po dawnych związkach czy minionych latach, otwieramy się na nowe, rezygnujemy z bagażu przeszłości. Nie przywiązując się do rzeczy, mniej przywiązujemy się do ludzi, nie traktujemy ich jako swojej własności. Łatwiej nam ich wtedy żegnać, gdy chcą odejść. Dajemy innym wolność, a i sami stajemy się bardziej niezależni i samodzielni, odkrywając przy tym, jak żyć minimalistycznie.
Mniej obciążony umysł
Każda rzecz, którą niepotrzebnie przechowujemy, obciąża umysł. Bo skoro coś mam, czuję się zmuszona tym posługiwać, niezależnie od tego, czy naprawdę tego potrzebuję, czy nie. A bałagan zewnętrzny przekłada się na chaos w sercu i duszy. Gdy otaczamy się zbyt dużą liczbą przedmiotów, mało co nas dziwi i zachwyca. Dokonując ich selekcji zgodnie z minimalizmem, psychologia wyjaśnia, że oczyszczamy też umysł i nabieramy ochoty do życia.
Spokojniejsza starość
Gromadzenie i kolekcjonowanie przedmiotów to według psychologów objaw lęku przed śmiercią, przed zniknięciem. Im jesteśmy starsi, tym mocniej się nasila. Powoduje, że obrastamy w rzeczy, które jednak – zamiast dawać poczucie bezpieczeństwa – zwiększają obawy o przyszłość i zatrzymują w miejscu, a przecież żyć to patrzeć przed siebie. Mniejsze przywiązanie do dóbr materialnych to w perspektywie pogodniejsza starość.
Wewnętrzny spokój
Im bardziej sobie uświadamiamy, że posiadane rzeczy nie czynią nas szczęśliwszymi, tym lepiej rozumiemy, że niezadowolenie, które sprawia, że ciągle chcemy więcej, przeszkadza nam w znalezieniu spokoju serca, możliwego przez praktykowanie przynajmniej częściowego minimalizmu w życiu.
Pogoda ducha
Rezygnując z nadmiaru, mniej się martwimy, mniej tęsknimy, mniej żałujemy. Nie smucimy się, gdy coś tracimy, zwłaszcza jeśli to szybko można zastąpić czym innym. – Nie posiadając nic lub prawie nic, czujemy się wszędzie jak u siebie w domu – twierdzi Dominique Loreau. I dodaje: – Jak wygląda moje życie? Dwie walizki, komputer. Więcej rzeczy zbyt obciążałoby moje dwie ręce.
Nie tak natrętne ego
Zacznij od uświadomienia sobie, że nic nie masz, niczym nie jesteś, a zrobisz pierwszy krok w kierunku wolności – czytamy w „Sztuce minimalizmu”. Kiedy będziesz w stanie powiedzieć sobie, że niczym nie jesteś, wtedy będziesz wszystkim.