1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Wakacje po rozwodzie. Jak zorganizować opiekę nad dzieckiem i zadbać o siebie?

Wakacje po rozwodzie. Jak zorganizować opiekę nad dzieckiem i zadbać o siebie?

(Fot. Oliver Rossi/Getty Images)
(Fot. Oliver Rossi/Getty Images)
Wakacje jak w soczewce skupiają trudności samotnego rodzicielstwa. O tym, dlaczego warto prosić o pomoc, jak budować sieć wsparcia i szukać radości we wspólnych chwilach bez presji – opowiada psycholożka Joanna Szulc, autorka książki „Sama mama”.

Małgorzata Welman: Wakacje to dla wielu rodzin wyzwanie. Mogłoby się wydawać, że wreszcie można odpocząć od codziennych obowiązków związanych ze szkołą, tymczasem te osiem, a czasem nawet dziesięć tygodni wolnego potrafi nieźle zmęczyć.

Joanna Szulc: Ten problem dotyka zwłaszcza rodziców samotnie wychowujących dzieci. Wielu z nich wyczekuje wręcz 1 września z nadzieją na powrót stałego rytmu. Dwa miesiące wakacji to bardzo długi czas, który trzeba jakoś zagospodarować. Mało kto ma tyle wolnego, aby spędzić go z dzieckiem. Trzeba zatem kombinować: tydzień u dziadków, dwa tygodnie z ojcem, dyżur w przedszkolu, jakieś lato w mieście, kolonie czy półkolonie, może jakiś wspólny wyjazd. Wiąże się to z dodatkowymi obowiązkami i wydatkami.

Z ostatnich badań wynika, że co czwarta osoba w Polsce nie może sobie pozwolić na tygodniowy wyjazd wakacyjny. Dotyczy to zwłaszcza samotnych rodziców – 38% z nich nigdzie w tym czasie nie wyjeżdża.

Ci, którym zawód na to pozwala, radzą sobie jakoś, pracując zdalnie z domu, a jednocześnie mając dziecko na oku, co dla obu stron bywa bardzo męczące.

Mój syn od pewnego czasu nie chce wyjeżdżać na obozy, większość wakacji spędza w domu. Jest nastolatkiem, więc nie muszę mu organizować opieki, ale i tak martwię się, że „mitręży czas”.

Wielu rodziców nie potrafi zaakceptować dziecięcej nudy – traktują ją jako coś niepożądanego. Czujemy wewnętrzny przymus, aby za wszelką cenę organizować im zajęcia. Tymczasem nuda jest dzieciom niezwykle potrzebna: dzięki niej mają szansę doświadczyć różnych emocji, wpaść na ciekawy pomysł, a także nauczyć się radzić sobie z frustracją, z którą często się wiąże. Nuda to znakomity trening rozwojowy, oczywiście pod warunkiem, że nie zostaje „zabita” poprzez nadmierne korzystanie z internetu, gier cyfrowych i platform społecznościowych.

Czytaj także: Nie zabijaj nudy – lepiej mądrze ją wykorzystaj

Mam wrażenie, że duża część problemów, które w tej chwili dotykają dzieci i młodzież, polega na tym, że oni mają non stop zorganizowany czas, a gros tego czasu jest przeznaczana na tak zwane „zajęcia rozwojowe”.

Co masz na myśli?

Brakuje swobodnej zabawy, czasu wolnego, tych przysłowiowych podwórek, które były miejscem spotkań, ustalania zasad życia w grupie, obmyślania sposobów na wspólne spędzanie czasu, weryfikowanie w praktyce najdziwniejszych pomysłów, które przychodzą w tym wieku do głowy.

Dzieciom umyka obecnie ogromny kapitał związany z uczeniem się kompetencji osobistych i społecznych w swobodnej zabawie.

Takich podwórek w zasadzie już nie ma.

Takich, do jakich było przyzwyczajone nasze pokolenie, czyli trzepak, ławeczka, a wokół betonowo-piaskowa pustynia, rzeczywiście już nie ma. Namawiałabym zatem rodziców do tworzenia „podwórek” innego typu, na przykład w postaci małych kolektywów – dzieci znających się ze szkoły czy innych zajęć pozalekcyjnych, które wspólnie spędzają czas pod opieką któregoś z rodziców, na przykład na działce, wspólnie zorganizowanym wyjeździe, a nawet w mieście, na pikniku w parku czy nocowance.

Ten system świetnie się sprawdził w przypadku mojej córki i jej znajomych. Teraz są już pełnoletni, ale nadal spędzają razem czas w wakacje, ucząc się przy okazji coraz większej samodzielności.

Tworzenie tego typu siatek wsparcia musi być szczególnie ważne w przypadku rodziców samotnie wychowujących dziecko.

I to nie tylko dlatego, że łatwiej dzięki temu zapewnić opiekę podczas wakacji, ale także dlatego, że w ten sposób dopuszczamy do świata dziecka innych dorosłych. Samotne mamy często martwią się tym, że są z dzieckiem ciągle same, że brakuje mu innych wzorców. Dotyczy to zwłaszcza matek synów. W momencie kiedy mamy sieć znajomych, dziecko może zobaczyć, jakie panują zwyczaje w innych domach, jak się tam spędza czas, jak się ze sobą rozmawia, jakie filmy ogląda, jak smakuje pomidorowa ugotowana przez mamę kolegi czy koleżanki.

Czytaj także: Samotne matki – jak samodzielnie wychować małego mężczyznę?

Kontakt z innymi rodzinami uczy dziecko elastyczności, pozwala mu zdobyć umiejętność dostosowania się do nowych zasad – innych niż te, które obowiązują w jego domu.

Zachęcam, aby sięgać po taką pomoc. Jesteśmy istotami społecznymi i potrzebę bycia w relacjach mamy wdrukowaną w układ nerwowy. Żyjemy we wspólnotach, sami nie przetrwamy, ale też inni bez nas nie przetrwają.

Załóżmy jednak, że udało nam się wygospodarować środki na wspólny wyjazd w wakacje. Napinamy się, żeby zorganizować wszystko tak, aby dziecko było zadowolone, żeby było fajnie…

Tylko czy my aby na pewno wiemy, co jest według niego fajne? Mam taką obserwację, że rodzice rzadko kiedy pytają dzieci o to, jak one chciałyby spędzić czas. Nie chodzi mi o to, żeby czynić dziecko współodpowiedzialnym za decyzję, ale żeby porozmawiać z nim, zapytać, co mu się marzy. Gdy rozmawiam z młodymi ludźmi o tym, czego chcą, za czym tęsknią, czego potrzebują, to bardzo rzadko są to kosztowne rzeczy czy wypasione wakacje.

Czego potrzebują?

Pobyć z rodzicem bez napinki we własnym domu albo na kocu w parku. Wybrać się razem na lody, na przejażdżkę autobusem po mieście albo po prostu posiedzieć z kimś bliskim na murku. To są naprawdę bardzo zwyczajne rzeczy. W książce wspominam swoje doświadczenie wakacji z córkami. Wynajęłyśmy od znajomej pokój w Gdańsku, chodziłyśmy na plażę miejską, włóczyłyśmy się pomiędzy blokami na Zaspie, oglądając murale i bujając się na huśtawkach. Wszystkie wspominamy ten skromny wyjazd z rozrzewnieniem.

Luksusem jest czas, który spędza się razem...

I brak celu. Dzieci mają zorganizowany cały rok szkolny pod kątem celów. Zwykle takich, których nie wybierają same, ktoś im je stawia. A one bardzo potrzebują właśnie tego, co jest spontaniczne, swobodne, bezcelowe, nieedukacyjne. Zapewniam cię, że w wakacje nie marzą o tym, aby poprawić swoje kompetencje językowe, matematyczne, cyfrowe czy jakiekolwiek inne.

Dobrze byłoby jednak, żeby „fajnie” było nie tylko dziecku, ale także mamie. To często jej jedyny urlop.

Dużo zależy od wieku dziecka, malucha trudno spuścić z oka, starszego dziecka w niektórych sytuacjach lepiej też zresztą nie, dlatego warto szukać półśrodków. Ja kocham czytać, ale jak byłam sama z córkami nad morzem, nie mogłam zatopić się w lekturze, musiałam patrzeć, jak taplają się w wodzie. Najlepszym rozwiązaniem okazały się audiobooki.

Dobrze też wybierać takie aktywności, które ucieszą zarówno mamę jak i dziecko. Idąc na przykład do kina, kupcie bilet na film, który spodoba się dziecku, a ciebie śmiertelnie nie znudzi.

Pamiętam wakacje z mamą na działce. Jedną z większych atrakcji było zmywanie naczyń pod pompą w ogrodzie. Tak to polubiłam, że mama przez całe wakacje miała po obiedzie wolne.

Z każdej rzeczy można zrobić zabawę. Tymczasem mam wrażenie, że wielu rodziców uważa, że musi się z dziećmi bawić w taki dziecięcy sposób, z użyciem lalek, klocków, pacynek. Dla mnie osobiście zabawy w niby-podwieczorek, niby-dom, niby-zakupy to najnudniejsza rzecz na świecie, za grą w planszówki też nie przepadam. Samodzielne rodzicielstwo nauczyło mnie, żeby zwykłe czynności, takie jak na przykład pranie czy gotowanie na wyjeździe, przemieniać we wspólną zabawę. Dzięki temu nie musiałam wyszarpywać czasu na konieczne czynności, ale spędzałam wspólny czas z córkami, przygotowując razem posiłki, czy robiąc pranie.

Pranie może być zabawą?

A czemu nie? Latem, gdy jest ciepło, tarcie łapkami ubrań, albo wydeptywanie ich stópkami w misce pełnej mydlin to wspaniała zabawa sensoryczna.

Zaprzęgałam też moje córki do gotowania. Gdy były małe smarowały plastikowym nożykiem kanapki, potem zaczęły same pichcić. Efekt jest taki, że w swojej grupie wiekowej gotują najlepiej. Lubiły to robić, bo i ja to lubiłam i razem miło spędzałyśmy czas. Gdybym zmuszała się do gotowania z nimi, nic by z tego nie wyszło. Dobre nastawienie rodzica, pozytywne emocje, fajnie spędzany czas sprzyja rozwijaniu w dziecku pasji.

Domyślam się, że samotne wakacje z dzieckiem to nie tylko wyzwanie organizacyjne, ale także emocjonalne. Patrzysz na sąsiednie kocyki na plaży, na których wylegują się całe rodziny, mama czyta książkę, tata puszcza z dzieckiem latawca, a ty marzysz tylko o chwili spokoju pomiędzy zbieraniem muszelek i robieniem babek z piasku. Pojawia się zazdrość?

Oczywiście, a często także pytanie, dlaczego moje dziecko nie doświadcza pełni szczęścia. Ten moment warto moim zdaniem uchwycić, zastanowić się, czy na tamtym kocyku na pewno jest tak dobrze, jak się wydaje? A może u nas nie jest jednak tak źle? Będąc sam na sam z dzieckiem mogę skupić się na nim w pełni, nie martwiąc się tym, że będzie na przykład świadkiem dąsów lub kłótni rodziców. Porównywanie się z innymi niczemu nie służy, zwłaszcza że widzimy tylko malutki fragment ich życia.

Nie jestem samotną mamą, jednak nie raz spędzałam wakacje sama z dziećmi, pamiętam jak bardzo byłam zmęczona. Brakowało mi drugiej pary rąk. Z zazdrością patrzyłam na rodziny, które wspólnie pchały po plaży wózek.

Wiele samotnych mam mogłoby nawet tego nie zauważyć, wiedzą po prostu, że ze wszystkim muszą radzić sobie same. Tu się otwiera pułapka bycia dzielną, która w dłuższej perspektywie prowadzi do mocno zagryzionych zębów, strasznego zmęczenia, wyczerpania, a w konsekwencji do wypalenia rodzicielskiego, które w Polsce jest wyjątkowo wysokie.

Jest na to rada?

Ja mam radę suplementacyjną. W książce piszę szerzej o tym, jak bardzo mitologizujemy życiowego partnera, lokując w nim różne role. Ma to być człowiek, w którym będziemy się z wzajemnością kochać, który będzie zarówno wspaniałym kochankiem, jak i lojalnym przyjacielem, który będzie mnie rozumieć, wspierać i dzielić ze mną pasje. Czy to w ogóle możliwe? Pewnie się zdarza, ale nieczęsto. W przypadku osób samotnych warto się zastanowić, czego potrzebuję od innych ludzi. Może się okazać, że wiele potrzeb mogę zaspokoić w relacjach z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi. Tu wracam do wspomnianej wcześniej wspólnotowości i umiejętności sięgania po pomoc. Może się okazać, że mam w swoim otoczeniu kogoś, kto ma dziecko w podobnym wieku i z chęcią pojedzie ze mną nad morze i razem będzie nam łatwiej ciągnąć ten wózek na plażę.

Kiedy spędzamy wakacje z dzieckiem, niezależnie od tego czy na wyjeździe, czy w domu, jesteśmy razem niemal 24 godziny na dobę. To wyjątkowa okazja, aby przyjrzeć się naszym relacjom i spojrzeć na dziecko z innej perspektywy.

A także zobaczyć, jak nam się wspólnie spędza czas w innych okolicznościach niż te, które znamy na co dzień. Mamy szansę to odkryć, jeśli pozbędziemy się presji, damy się ponieść innemu trybowi życia.

Warto odpuścić pedagogiczne zadęcie, to poczucie, że dziecko musi aktywnie spędzać czas, że musimy coś zwiedzać, robić „coś rozwojowego”. Lepiej podejrzeć, co lubi, jakie aktywności sprawiają mu przyjemność, a jakie są dla niego trudne czy męczące. To dużo mówi o dziecku i jego upodobaniach.

Rozumiem, że namawiasz do elastyczności.

I do dogadywania się, jak chcemy spędzić ten czas, mając różne potrzeby i oczekiwania. Można umówić się, że jednego dnia robimy to, co ja lubię, a drugiego, to, na co ma ochotę dziecko. Jeśli lubi dłużej spać, można zmienić rytm dnia i dłużej siedzieć wieczorem na plaży czy przy ognisku. Warto również zostawić przestrzeń na „czas wolny” dla każdego. Nie musimy wszystkiego robić razem.

Małe dziecko mały kłopot, duże dziecko duży kłopot – to stare porzekadło kryje w sobie sporo prawdy. Wakacje z nastolatkiem bywają trudnym przeżyciem. Jak poradzić sobie z kimś, kto stale kontestuje i torpeduje każdy pomysł?

Przyczyny takiego zachowania mogą być rożne, ale nastolatek zazwyczaj dużo częściej staje okoniem, to naturalny etap jego rozwoju. Musi negować to, co dostaje „w pakiecie” od rodziców, żeby zorientować się, kim tak naprawdę jest. To trudny, ale ciekawy etap rodzicielstwa. Zachęcam, aby patrzeć w tym czasie na dziecko, jak na osobę, którą dopiero poznajemy. Z przyjazną ciekawością. Rodzice często jadą na autopilocie, mają ugruntowane przekonania na temat dziecka, tego co lubi, co je interesuje. A to się zmienia. Wakacje to dobry moment, aby je zweryfikować. I zamiast rano serwować jak zwykle płatki, zapytać o to, co dziecko lubi teraz jeść na śniadanie. Można próbować czegoś nowego, pozwolić sobie na coś nietypowego, być w tym razem. To też sposób na budowanie więzi.

Jeśli spojrzy się na takiego nastolatka bujającego się na huśtawce nastrojów z sympatią, rozumiejąc, że jemu samemu jest w tym momencie trudno, łatwiej znaleźć kompromisowe rozwiązania i nowy język komunikacji.

Czytaj także: Rozmawiajmy i słuchajmy – relacje z nastolatkiem

Jeśli rodzice są rozwiedzeni, część wakacji dziecko zgodnie z prawem powinno spędzić z ojcem. Domyślam się, że musi to być wyzwanie zarówno logistyczne, jak i emocjonalne. Oddać dziecko pod opiekę byłego partnera, który na przykład nie będzie przestrzegał wypracowanych przez nas zasad, rytmu dnia czy zdrowego jedzenia, może być dla wielu osób trudne.

Jeżeli drugi rodzic ma pełnię praw rodzicielskich, to może spędzać czas ze swoim dzieckiem tak, jak chce – oczywiście w granicach bezpieczeństwa. W tym wypadku, najlepiej kierować się dobrem dziecka. Ono ma prawo do dobrych relacji z obojgiem rodziców, tworzenia wspólnych zwyczajów, budowania wspomnień. Także jeśli czego innego doświadcza z mamą, a czego innego z tatą.

Jeżeli chodzi tylko o regularność, stałe pory snu, kwestie zdrowego żywienia i jakościowej rozrywki, odpuściłabym to zupełnie. Przez dwa tygodnie nie wydarzy się nic takiego, co mogłoby dziecku zaszkodzić. Pod warunkiem, że nie ma alergii, nietolerancji pokarmowej albo innej choroby, i nie wymaga wymaga określonej opieki.

Zdarza się, że dziecko odmawia wyjazdu z ojcem, bo nie chce z nim spędzać czasu, i co wtedy?

No i wtedy się zaczynają trudne sytuacje, bo dziecko może nie chcieć jechać z ojcem, bo ma na przykład złe doświadczenia, spędzając z nim weekendy. Matka może obawiać się wysłania dziecka na dłużej z ojcem, bo wie, że on jest uzależniony, że stosuje przemoc. Z drugiej strony drugi rodzic może uparcie dociekać swojego prawa do czasu z dzieckiem. To są bardzo trudne sytuacje i tutaj nie ma jednej recepty postępowania.

Co może zrobić matka w tej sytuacji?

Pomijając całą drogę prawną dotyczącą ograniczenia praw rodzicielskich, ma prawo domagać się od ojca dziecka zapewnienia mu bezpieczeństwa i zaspokojenia jego potrzeb także emocjonalnych. W praktyce oznacza to możliwość stałego kontaktu z dzieckiem, pojechania po nie, jeśli okaże się, że dziecko chce wrócić do domu, uzgodnienia, w jaki sposób odbywa się transport, czy będzie z nimi inny dorosły, z którym można się porozumieć. W razie uzasadnionych podejrzeń wskazujących, że dziecko nie jest w odpowiedni sposób zaopiekowane, może również wezwać policję.

Wyjazd z tatą może być też długo wyczekiwany, zwłaszcza jeśli ojciec od dawna obiecywał wspaniałe wakacje.

Dziecko na nie czeka, cieszy się, robi sobie wielkie nadzieje. Wspaniale jeśli do takiego wyjazdu dojdzie. Dziecko będzie szczęśliwe, a mama będzie mogła spokojnie cieszyć się wolnością: pójść na imprezę, umówić się na randkę, wyskoczyć gdzieś z przyjaciółkami… . Czasem tylko w jej sercu pojawia się zadra, zwłaszcza jeśli ojciec płaci niewielkie alimenty, albo nie płaci ich wcale, za to co jakiś czas funduje super wyjazd i spędza z dzieckiem czas w atrakcyjnych okolicznościach. A ty zasuwasz cały rok, aby zarobić na jedzenie, ubranie, książki, zajęcia dodatkowe. To są bardzo gorzkie pigułki.

No i to nie jest sprawiedliwe.

W takiej sytuacji warto zadać sobie pytanie, czy to jest dobre dla moich dzieci, czy one skorzystają, czy spędzą miło czas. Zwłaszcza, że nie brakuje innych sytuacji: ojciec obiecuje wspaniałe wakacje, po czym się nie stawia. Albo odwołuje w ostatniej chwili, tłumacząc, że coś nie wypaliło, albo że nie ma pieniędzy na wyjazd. To dla dziecka potworne rozczarowanie, a dla ciebie kompletna rujnacja planów.

Co w tej sytuacji zrobić?

W pierwszym odruchu masz ochotę powiedzieć dziecku, że nigdzie nie pojedzie, bo ma fatalnego ojca, na którego nigdy nie można liczyć. Przyniesie ci to może chwilową ulgę, ale dziecku w niczym nie pomoże, wręcz przeciwnie dodatkowo obarczy je w momencie, kiedy i tak przeżywa bardzo trudne emocje. W tej sytuacji, zamiast przelewać swoją frustrację na dziecko, warto mu towarzyszyć, zapewniając, że ma prawo czuć się smutne, rozczarowane czy zezłoszczone.

O swoich odczuciach lepiej porozmawiać z psychoterapeutą, wyżalić się przyjaciółce lub znajomym. Warto je również zakomunikować ojcu dziecka, a w sytuacji, kiedy nie masz jak zmienić swoich planów, wyegzekwować od niego opiekę nad dzieckiem w uzgodnionym terminie. Czasem trzeba powiedzieć wprost: „Nie możesz wyjechać? Trudno, zostańcie w domu albo poproś o pomoc swoich rodziców”.

Ciekawe, że czasem trzeba ojcu dziecka tłumaczyć, że opieka nad dzieckiem i zorganizowanie mu czasu nie tylko w wakacje to obowiązek obojga rodziców.

Obowiązek, ale także przywilej. Zawsze podkreślam bowiem, że rodzicielstwo, to nie tylko trud, ale też szczęście. Łatwiej rozkoszować się nim w wakacje, kiedy nie mamy tego całego bagażu w postaci pracy, szkoły i codziennych obowiązków. Dlatego warto zorganizować sobie ten czas jak spotkanie osób w różnym wieku, które mogą lepiej się poznać, dobrze się ze sobą bawiąc, rozmawiając, jedząc dobre rzeczy. To wyjątkowa okazja, by budować więź na całe życie.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze