Tuż po premierze wpadła co prawda do polskiego zestawienia najchętniej oglądanych produkcji Netflixa, ale nie zagrzała tam długo miejsca. Ci, którzy wyłączyli „Kleo” po pierwszym odcinku, popełnili błąd. Ten niemiecki serial na styku thrillera i czarnej komedii szybko się rozkręca i zapewnia niekiedy sentymentalną, innym razem nieco zakrawającą na absurd, ale niemal zawsze świetną rozrywkę, przez którą popadniesz w binge-watching.
Pilotażowy odcinek faktycznie nie stanowi jasnej deklaracji intencji twórców. Tytułową Kleo Straub (graną przez Jellę Haase) poznajemy jako młodą kobietę z satysfakcjonującą posadą, udanym życiem osobistym i przekonaniem, że urodziła się w najlepszym z możliwych światów. Dodajmy, że światem tym jest podzielony murem Berlin, a nasza bohaterka to agentka Stasi, regularnie przemykająca między Wschodem a Zachodem w celu eliminacji niewygodnych osób.
Po sekwencji akcji w nocnym klubie w RFN dostajemy wgląd w jej codzienność po służbie. Choć prawda jest taka, że nawet na fajrancie jej życie kręci się wokół pracy. Wychowywała się pod czujnym okiem wysoko postawionego w strukturach tajnej policji dziadka. A gdy już dorosła, zaczęła dzielić łóżko z kolegą po fachu, z którym spodziewa się dziecka. Niestety plany prokreacyjne zazębiają się w czasie z popłochem w Stasi. Zapada decyzja, że muszą polecieć głowy. Kozłem ofiarnym zostaje właśnie Kleo. Wmanewrowana we sfingowaną współpracę z wrogiem z Zachodu nie dostaje szans na uczciwy proces i z marszu trafia do celi. Za kratami nie jest w stanie nad sobą zapanować i w konsekwencji bójki na spacerniaku traci ciążę.
Kiedy NRD trzęsie się w posadach, była agentka kończy odsiadkę dzięki programowi ułaskawień więźniów politycznych. Na wolność wychodzi jednak pozbawiona szansy na macierzyństwo, z głową pełną pytań i sercem przepełnionym żądzą zemsty.
Zdecydowanie nie brzmi jak materiał na komedię. Chyba że przyjmiemy konwencję rodem z „Kill Billa”. Tak jak kiedyś Panna Młoda u Quentina Tarantino rozżalona Kleo postanawia wyrównać rachunki z tymi, którzy wyrządzili jej krzywdę. Będzie musiała stawić czoła nie tylko bliskim, którzy dopuścili się zdrady, ale także zupełnie nowej rzeczywistości. W przeciwieństwie do Christiane Kerner z „Good Bye, Lenin” nie ma wokół siebie nikogo, kto uchroniłby ją przed wiatrem zmian. Nie to żeby potrzebowała taryfy ulgowej. Po kilku latach w zakładzie karnym wie już, że system, w jakim pokładała niezachwianą wiarę, był wadliwy. Kiedy w swoim dawnym mieszkaniu zastaje Thilo (Julius Feldmeier), wielbiciela techno z Zachodniej części miasta, który pod jej nieobecność zajął pustostan, z kamienną twarzą akceptuje bieg wypadków. Jednakże nie dla każdego będzie równie wspaniałomyślna…
Czy warto obejrzeć „Kleo”? Jeśli lubisz seriale w klimacie „Killing Eve” i smaczki z przełomu lat 80. i 90., zdecydowanie tak. Włącz Netflixa również ze względu na wartką akcję i dopracowaną warstwę wizualną. Twórcy nieco podkolorowali NRD-owską rzeczywistość – są tu wprawdzie zdezelowane trabanty i meblościanki, ale wszystko jest jakby przyjemniejsze dla oka. Scalający się w jedną całość Berlin jest barwny i niespokojny niczym Dziki Zachód. Komuniści mijają się na ulicach z agentami amerykańskiego wywiadu, wyrzuceni na bruk urzędnicy w pośpiechu pozbywają się dokumentów, w opuszczonych budynkach rozkwitają nielegalne kluby, a trup ściele się gęsto.
I choć wyczyny Kleo, siejącej chaos a to na własnym podwórku, a to na Majorce czy w Serbii, są przerysowane, to lato 1989 roku naprawdę miało w sobie coś z szaleństwa. Ci, którzy przeżyli je na własnej skórze, wspominają, że wtedy wszystko wydawało się możliwe. A skoro wszystko – to nawet zdyskredytowana zabójczyni łącząca siły z nieudolnym policjantem Svenem (Dimitrij Schaad) i oderwanym od rzeczywistości fanem techno, aby z ich pomocą rozwikłać spisek sięgający znacznie głębiej, niż mogła przypuszczać.
Dla polskiego widza ciekawy będzie też polski akcent pod postacią Anny (w tej roli Marta Sroka), żony dawnego partnera Kleo. Niepozorna gospodyni domowa, od czasu do czasu ganiąca męża w swoim ojczystym języku, gra w całej intrydze większą rolę, niż sugeruje początek serialu – więcej na razie nie zdradzimy.
Czytaj także: Ten miniserial kryminalny w klimacie „Yellowstone” to nowy hit Netflixa. Połkniesz go w jeden wieczór
Niemiecki serial zadebiutował w amerykańskim serwisie streamingowym w 2022 roku. Do tej pory doczekał się dwóch sezonów. Kiedy możemy spodziewać się trzeciego? Niestety dalsze odcinki nie zostały jeszcze oficjalnie potwierdzone. Jednak finał wyraźnie wskazuje, że twórcy zostawili otwartą furtkę dla kontynuacji. Trzymamy kciuki, aby doszła ona do skutku!