Czy to, jak zachowujesz się w autobusie, metrze lub pociągu, ujawnia współpasażerom prawdę o twojej osobie? Mowa nie tyle o rażących naruszeniach zasad dobrego wychowania, ile o drobnych gestach i odruchach, które wykonujemy często na wpół świadomie. Zdaniem psychologa – choć lepiej powstrzymać się od zbyt pochopnych wniosków – nasza postawa w transporcie publicznym faktycznie ujawnia to i owo.
Nie chodzi zresztą tylko o „zbiorkom”. To samo zaobserwować możemy w każdym zatłoczonym miejscu: w poczekalni, kolejce czy na koncercie. Właśnie w tych ostatnich okolicznościach swoje rozważania zaczął doktor psychologii Robert Goldman z Uniwersytetu Hofstra. W artykule opublikowanym w portalu „Psychology Today” opisuje sytuację, z jaką zetknął się podczas plenerowej imprezy muzycznej. Kiedy zaczął szukać miejsca siedzącego, w oczy rzuciła mu się częściowo zajęta ławka. Szybko ocenił, że gdyby ludzie nieco się ścieśnili, mógłby bez problemu się do nich przysiąść. Nawiązał więc kontakt wzrokowy z innymi uczestnikami koncertu, sygnalizując w ten sposób swoją cichą prośbę. Adresaci spojrzenia zareagowali dwojako: część z nich natychmiast położyła swoje torby na kolanach i zmieniała swoją pozycję, aby zwolnić trochę przestrzeni dla nieznajomego. Pozostali wręcz przeciwnie – pozostali niewzruszeni i jeszcze bardziej rozsuwali nogi na boki, jakby demonstracyjnie ignorując jego obecność.
Dlaczego niektórzy instynktownie siadają na brzeżku, żeby nie wadzić nikomu, podczas gdy inni nie przesuną się nawet o centymetr? Goldman wysuwa kilka hipotez. Jedna z nich mówi, że to niepozorne zachowanie prospołeczne może świadczyć o większej empatii, uprzejmości i ugodowości. Część z nas, gdy tylko zacznie podejrzewać, że inna osoba odczuwa dyskomfort, potrafi wczuć się w jej sytuację i próbuje polepszyć jej sytuację.
Na nasze zachowanie wpływa również proces socjalizacji, który kształtuje znajomość niewypowiedzianych zasad współżycia społecznego. Jedną z nich jest norma wzajemności – silna potrzeba odwzajemnienia pomocy osobom, które wcześniej nam jej udzieliły. Gdy ktoś wyciąga do nas pomocną dłoń, czujemy się zobowiązani do rewanżu, a brak takiej możliwości może sprawić, że poczujemy się nieswojo. Choć w przypadku obcych osób napotkanych w autobusie czy na masowych wydarzeniach raczej nie ma szans na oddanie przysługi, możemy być na tyle przyzwyczajeni do uprzejmości w przestrzeni publicznej, że robimy to praktycznie z automatu.
Nie bez znaczenia jest również ugodowość. Badania przeprowadzone w latach 90. przez Williama G. Graziano i Nancy Eisenberg wykazały, że osoby unikające konfliktów i dążące do harmonii, były znacznie bardziej skłonne do działań pomocowych. Także badania Louisa A. Pannera z tego samego okresu dowiodły, że ludzie o wysokim poziomie empatii i poczuciu odpowiedzialności społecznej częściej wykazywali zachowania altruistyczne i byli gotowi do poświęceń na rzecz innych.
Skomplikowany rachunek zysków i strat
No dobrze, ale czy to oznacza, że każdy, kto rozpycha się w miejscach publicznych pozbawiony jest empatii i chęci niesienia pomocy? Co prawda przesadnie rozsiadający się mężczyźni od dawna są na celowniku – w Madrycie czy Nowym Jorku organizowano nawet specjalne akcje przeciwko „manspreadingowi”, a i kobiety trzymające swoje zakupy na siedzeniu obok, nie bacząc na stojących współpasażerów, potrafią zirytować, ale czy nie są to zbyt daleko posunięte wnioski?
W grę wchodzą także inne czynniki, na przykład analiza kosztów i korzyści. Czasem nieświadomie zastanawiamy się, czy dany krok jest dla nas opłacalny i czy nie będzie zbyt uciążliwy. Przesuwając się na siedzeniu, aby zrobić miejsce innej osobie, niedogodności najczęściej rekompensuje nam tzw. „moralna nagroda” – poczucie, że postąpiliśmy słusznie, lub przynajmniej uniknęliśmy wyrzutów sumienia. Eksperyment przeprowadzony w 1969 roku w nowojorskim metrze wykazał, że gotowość do wsparcia zależała od postrzeganego kosztu, jasności potrzeb osoby potrzebującej oraz oceny, czy była ona „godna pomocy” (np. czy była pijana, chora czy zmęczona). Im mniej wysiłku wymaga od nas sytuacja, tym większe jest prawdopodobieństwo udzielenia pomocy.
Amerykański psycholog wspomina też o tzw. rozproszeniu odpowiedzialności czy też efekcie obojętnego przechodnia, z jakim często mamy do czynienia w tłumie. Nawet jeśli czujemy, że ktoś oczekuje od nas działania, możemy mieć skłonność do myślenia: „Niech zrobi to ktoś inny”. Właśnie dlatego niektóre osoby będą wlepiać wzrok w szybę i nie zabiorą swojego plecaka z wolnego miejsca, dopóki ich o nie poprosisz.
Czy ta pozornie błaha maniera obnaża twoją osobowość?
Goldman podkreśla, że nie powinniśmy oceniać człowieka tylko przez pryzmat tych scenek rodzajowych. Dodaje jednak, że w pewnym stopniu rzeczywiście odzwierciedlają one to, czy jesteśmy uważni na innych i czy umiemy poświęcić odrobinę swojego komfortu. Mimo to warto podchodzić do innych ludzi z życzliwością i nie zakładać najgorszego – być może zawłaszczanie zbyt dużej przestrzeni w miejscach publicznych to zupełnie niewinne działanie wynikające z nieświadomości.
Artykuł opracowany na podstawie: Robert Goldman, „Why Some of Us Spread Out in Crowded Spaces While Others Squeeze In”, psychologytoday.com [dostęp: 27.07.2025]