Produkcje traktujące o społecznych nierównościach i wyzysku to już – obok kimchi, K-popu i wieloetapowej pielęgnacji skóry – narodowy specjał Koreańczyków. Od obsypanego Oscarami „Parasite”, przez tonące we krwi „Squid Game”, aż po „Od ściany do ściany” – nowy thriller Netflixa, w którym rolę czarnych charakterów przejmują chciwe banki, nieuczciwi deweloperzy i skrywający mroczne sekrety sąsiedzi. Po tym seansie każde skrzypnięcie podłogi wyda ci się podejrzane.
Oryginalny tytuł filmu, który od kilku dni utrzymuje się w czołówce oglądalności na amerykańskiej platformie, to „84 m2”. Liczba nie jest przypadkowa – tyle metrów kwadratowych podłogi świadczy w Seulu o osiągnięciu życiowej stabilizacji. Dokładnie taką powierzchnię ma też mieszkanie, które – w apogeum szaleństwa zakupowego na rynku – nabywają Woo-seong No i jego narzeczona.
Pierwsze chwile po odebraniu kluczy jawią się niczym sielanka wycięta z katalogu pośredników nieruchomości. Otrzeźwienie przychodzi jednak szybko. Ceny niespodziewanie spadają na łeb, na szyję, związek się rozpada, a młody mężczyzna zostaje sam z ratą kredytu pożerającą całą jego pensję. Zdesperowany Woo-seong dorabia po godzinach jako dostawca jedzenia, obsesyjnie oszczędza prąd, podkrada z biura przekąski i szuka nadziei w bitcoinach.
Kadr z filmu „Od ściany do ściany” (Fot. Netflix)
Kulejące finanse nie są jego jedynym problemem. Mieszkanie na nowym osiedlu miało być spełnieniem marzeń, a szybko zamieniło się w mrożący krew w żyłach sen. W krótkich przerwach od pracy jego spokój burzą dokuczliwe hałasy, których źródła nie jest w stanie zidentyfikować. Na domiar złego to właśnie jego reszta mieszkańców obwinia o zakłócanie ciszy. Z każdym głuchym stuknięciem, krzywym spojrzeniem i interwencją dozorcy napięcie rośnie i doprowadza bohatera na skraj szaleństwa, którego w rzeczywistości nie brakuje na żadnym piętrze.
Czytaj także: Ten miniserial kryminalny w klimacie „Yellowstone” to nowy hit Netflixa. Połkniesz go w jeden wieczór
Reżyserem i scenarzystą netflixowego thrillera jest Tae-joon Kim. „Od ściany do ściany” to jego drugi pełnometrażowy projekt. W bibliotece streamingowego serwisu znajdziesz też jego wcześniejszy film – głośny thriller psychologiczny „Zagubiony telefon”. W głównego bohatera wcielił się Ha-Neul Kang, którego subskrybenci Netflixa znają najlepiej jako gracza 388 z finałowych sezonów „Squid Game”. Aktor doskonale sprawdził się roli wypalonego i osamotnionego trzydziestokilkulatka, toczącego nierówną walkę z kapitalizmem.
Klaustrofobiczny thriller „Od ściany do ściany” ukazuje koreańskie życie na kredycie jako koszmar zgotowany przez banki, deweloperów i landlordów, którzy ani trochę nie liczą się z ciężkim losem klasy pracującej. Jak każdy senny marazm bywa jednak pokrętny, nielogiczny i wyolbrzymiony. Fabuła zdaje się mieć tyle warstw, ile pięter liczy filmowy blok, ale kolejne twisty niestety nie przynoszą już tyle samo satysfakcji co obiecujący i trzymający w napięciu początek. Mimo to na nową propozycję Netflixa warto poświęcić jeden letni wieczór – czasem zaskoczy cię czarnym humorem, czasem nadszarpnie nerwy gęstą atmosferą.
Kadr z filmu „Od ściany do ściany” (Fot. Netflix)
Młodzi Koreańczycy z pewnością nie bez przyczyny ukuli dekadę temu satyryczny termin „Hell Joseon” (od ang. hell – „piekło” i Joseon – nazwy dawnej dynastii królewskiej), uderzający w trudną sytuację ekonomiczną w kraju, w tym m.in. w ostrą rywalizację na rynku pracy i mit, że nadgodziny w czebolach zagwarantują im dobrobyt. Nie kłamią również dane, według których ceny nieruchomości w dużych koreańskich miastach wciąż rosną i są obecnie nawet trzy razy wyższe niż na wyludniającej się prowincji.
„Od ściany do ściany” wciąż pozostaje jednak wciągającą rozrywką, a nie społeczną diagnozą, nawet jeśli trafnie wskazuje palcem przyczyny życiowych bolączek ludzi na mozolnym dorobku – nie tylko w odległej Azji, ale także w Polsce. Koniec końców reżyser zostawia widza z pytaniem: czy warto wypruwać sobie żyły dla 84 m2, w których każdy odgłos dochodzący zza ściany będzie doprowadzał nas do szału?
Nie ulega wątpliwości, że film Tae-joon Kima może rozbudzić lęk przed hipoteką i marzeniem o własnych czterech kątach, dlatego po napisach końcowych warto przespacerować się po południowokoreańskim osiedlu z Wioletą Błazucką z youtubowego kanału „Pierogi z Kimchi” lub obejrzeć inną koreańską produkcję Netflixa, która niekoniecznie ukaże rzeczywistość z najgorszej możliwej strony – na odtrutkę i dla zachowania równowagi.
Czytaj także: Ciemna strona K-popu w nowym serialu Netflixa. Na ekranie gwiazda „Squid Game”