1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Zaręczyła się i... nic nie wstawiła. Czy chwalenie się związkiem w sieci to już przeżytek?

Zaręczyła się i... nic nie wstawiła. Czy chwalenie się związkiem w sieci to już przeżytek?

(Fot. vorDa/Getty Images)
(Fot. vorDa/Getty Images)
Coraz więcej młodych ludzi, zwłaszcza z pokolenia Z, rezygnuje z wystawiania swojego życia uczuciowego na widok publiczny. W dobie social mediów wolą „ciche związki”, czyli intymne, prywatne relacje bez presji lajków i komentarzy. To świadomy wybór, który pomaga chronić bliskość i budować prawdziwe więzi.

Jeszcze kilka lat temu zdjęcie pierścionka zaręczynowego wrzucone na Instagram było niemal obowiązkowe. Podpis: „Powiedziałam TAK”, komentarze znajomych, emoji serduszek. Dziś? Coraz więcej młodych ludzi rezygnuje z dzielenia się swoją miłością online. Bo może wcale nie trzeba robić z relacji widowiska?

Val, 22-latka z Teksasu, od dziewięciu miesięcy jest zaręczona. Na jej Instagramie można zobaczyć zdjęcia z wypadu na kemping, domowe nuggetsy i kilka zabawnych memów. Ale śladu jej narzeczonego brak. – Jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z życia, które prowadzimy razem, prywatnie... Bez obcych zaglądających nam przez okna – mówi Val w rozmowie z CNN.

I nie jest wyjątkiem. To podejście zyskuje nazwę: „quiet relationships”, czyli ciche, prywatne związki. Młodzi ludzie z pokolenia Z, urodzeni po 1996 roku, odchodzą od internetowego ekshibicjonizmu na rzecz intymności i realnej bliskości.

Miłość nie musi być instagramowa

Skąd ta zmiana? Jak tłumaczy Rae Weiss, trenerka randkowa i psycholożka z Nowego Jorku, młodzi ludzie mają już dość iluzji. – To już żadna tajemnica, że w mediach społecznościowych pokazujemy tylko najlepsze momenty z życia, najkorzystniejsze ujęcia, najlepsze zdjęcia, filtry – mówi Weiss. – Młodzi coraz częściej zauważają, że może to powodować pewien dysonans i poczucie zagubienia, gdy ich własny związek nie wygląda tak idealnie na co dzień – wyjaśnia.

Z badań z 2023 roku wynika, że pary, które często pokazują się w sieci, wcale nie są szczęśliwsze. Wręcz przeciwnie, bywa, że za nadmiernym eksponowaniem relacji online kryje się niższy poziom satysfakcji w związku i lękowy stylu przywiązania.

Mniej widzów, mniej presji

Jason, 21-latek z Vancouver, nie publikuje żadnych zdjęć ze swoją dziewczyną, z którą jest już od prawie roku. Nie dlatego, że chce coś ukryć, po prostu nie chce, żeby jego relacja była komentowana i oceniana przez znajomych. – Nie lubię myśli, że ktoś mnie obserwuje i analizuje moje życie. Przestałem nawet rozmawiać z wieloma znajomymi o związkach, bo zauważyłem, że zaczynają wtedy patrzeć na twoją drugą połówkę zupełnie inaczej – przyznaje.

Brooke Duffy, profesor komunikacji z Cornell University, nazywa to „wyobrażoną inwigilacją”, czyli poczuciem, że jesteśmy cały czas obserwowani.

– Pokazywanie swojego związku publicznie oznacza otwarcie go na widownię. Trzeba się liczyć z tym, że ktoś zajrzy, oceni, a może nawet podważy waszą relację – mówi.

Jillian St. Onge, 26-latka z Nowego Jorku, która długo ukrywała swój związek nawet przed rodziną i znajomymi, mówi wprost: Serce boli wystarczająco, gdy się rozstajesz. A jeśli wszyscy o tym wiedzą, masz wrażenie, że jesteś im winna wyjaśnienia.

Soft launch, czyli subtelna zapowiedź

Pokolenie Z nie rezygnuje całkiem z obecności w sieci, ale raczej zmienia sposób, w jaki mówi o miłości. Zamiast oficjalnego posta, wolą wysyłać subtelne sygnały, takie jak wrzucenie zdjęcia dwóch talerzy na stole, cienia dwóch osób, czy dwóch par butów.

To tzw. soft launch, czyli delikatne, nienachalne pokazanie, że ktoś pojawił się w naszym życiu, ale bez ujawniania twarzy czy nazwiska. To powrót do starych, prostszych zwyczajów: randki bez selfie, kameralne wesela bez facebookowych galerii zdjęć oraz konflikty bez ciągłego przerzucania się pasywno-agresywnymi postami.

Na platformach takich jak TikTok twórcy, którzy wolą „ciche” i „prywatne” związki, zdobywają tysiące wyświetleń. Z kolei na Pintereście liczba wyszukiwań frazy „city hall elopement” (ślub w urzędzie) wzrosła o ponad 190% w porównaniu między 2023 a 2024 rokiem.

Prywatnie, ale nie w tajemnicy

Dla osoby z zewnątrz prywatność i ukrywanie partnera mogą wyglądać podobnie. Jednak, jak wyjaśnia Lia Huynh, terapeutka małżeńska i rodzinna z San Diego, motywacja stojąca za tymi dwoma pojęciami jest zupełnie inna.

Prywatność to chęć ochrony, ostrożności i troski. Ktoś, kto chce zachować prywatność, nie chce ukrywać związku, ale czuje, że to potrzebne, żeby go ochronić. Zatajenie natomiast często odbywa się kosztem drugiej osoby i zwykle wynika z bardziej egoistycznych powodów, jak wstyd czy zażenowanie – wyjaśnia ekspertka.

Jak więc to rozróżnić? Huynh radzi przede wszystkim, żeby każdy, kto chce prywatności, dobrze zastanowił się, dlaczego tak naprawdę tego potrzebuje.

– Ważne, żeby osoba chcąca prywatności jasno powiedziała, że nie wstydzi się swojego partnera i nie robi tego po to, żeby mieć „otwarte drzwi”. Upewnijcie się, że oboje jesteście zgodni co do tego, jak to ma wyglądać – zaznacza terapeutka.

Związek offline? Dla wielu młodych ludzi to nie brak odwagi, lecz oznaka dojrzałości. W świecie, gdzie wszystko mierzy się zasięgami, trzymanie miłości tylko dla siebie bywa najpiękniejszym wyrazem bliskości.

Artykuł opracowany na podstawie: K. Griesser, „‘Quiet relationships,’ ‘soft launches’ and the rest of Gen Z’s new love language”, edition.cnn.com [dostęp: 23.07.2025].

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze