1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA
  4. >
  5. „Nie prosiliśmy o skrzydła” Vanessy Diffenbaugh. Recenzuje Monika Mrozowska

„Nie prosiliśmy o skrzydła” Vanessy Diffenbaugh. Recenzuje Monika Mrozowska

Zobacz galerię 3 zdjęcia
Tytuł książki oraz okładka może wprowadzać w błąd. Spodziewałam się czegoś lekkiego i przyjemnego. A gdy kończyłam czytać pierwszy akapit, już czułam niepokój. Po przeczytaniu pierwszych stron spodziewałam się najgorszego, ale właśnie dlatego powieść Vanessy Diffenbaugh „Nie prosiliśmy o skrzydła” wciągnęła mnie już od samego początku. A to lubię najbardziej.

Historia dotyczy 33-letniej Letty Espinosa, amerykanki o meksykańskich korzeniach, która mimo że ma piętnastoletniego syna Aleksa oraz sześcioletnią córkę Lunę, nigdy nie musiała być matką. Wszystkie jej obowiązki rodzicielskie, poza jednym, przejęła babcia, która przez lata razem ze swoim mężem opiekowała się Aleksem oraz wnuczką. Letta jest odpowiedzialna tylko i aż za zarobienie pieniędzy, które mają wystarczyć na utrzymanie 5-osobowej rodziny. Bez wykształcenia może liczyć tylko na pracę kelnerki w miejscowych restauracjach. Nie prowadzi życia o jakim marzyła, ale nie skarży się. Dzieci kocha, ale w zasadzie nic o nich nie wie, bo czas wolny woli spędzać z jedyną przyjaciółką, która jako jedna z nielicznych zna prawdę chociażby o ojcu Aleksa. Szczerze mówiąc Letta w ogóle niewiele wie o życiu, aż do dnia w którym najpierw ojciec, a zaraz za nim matka, postanawiają wrócić w rodzinne strony, do Meksyku.

Próbując ratować sytuację, przerażona jedzie po nich i próbuje sprowadzić ponownie do San Francisco, ale zostaje odprawiona z kwitkiem. I tak w końcu po 15 latach musi zmierzyć się z najtrudniejszą rolą i pomału zacząć poznawać swoje dzieci. Poza nauką bycia matką, czeka na nią wiele innych spraw domowych,którymi wcześniej zajmowała się jej Maria Elena. Podczas prawie tygodniowej nieobecności Letty, Aleks i Luna także przeżywają chwile potwornej niepewności, bo na dobrą sprawę również nie znają swojej matki, nie wiedzą, czy od teraz będą musieli radzić sobie zupełnie sami, czy ona na pewno do nich wróci. Mimo że obiecała…

Dzieci przez kilka dni przebywają w domu zupełnie same. Sytuacja ta powoduje, że Aleks nawiązuje bliższą relację z koleżanką z klasy, która już od dawna mu się podoba. Prowadzi długie rozmowy z Yesenią i, podobnie jak ona, zaczyna się interesować swoją przeszłością oraz ojcem. Ojcem, którego nigdy nie poznał, który mieszka stosunkowo blisko chłopca, ale, o czym Aleks nie wie, nie ma pojęcia o jego istnieniu.

Powieść trzyma w napięciu od pierwszej strony i mimo nieporadności życiowej głównej bohaterki, Letty po prostu nie da się nie lubić. Może to kwestia wczucia w rolę, a nawet pewnego współodczuwania,  ale chyba większość matek ma momenty, kiedy widzi, że wszystko wymyka się spod kontroli. Letta jest na pewno przypadkiem ekstremalnym, ale od razu czuć, że jej porażka związana z opieką nad dziećmi oraz prowadzeniem domu, nie wynika z jej złej woli, ale z wyręczania przez babkę z każdej najdrobniejszej czynności. Jest ona sprowadzona tylko do roli osoby przynoszącej do domu co miesiąc wypłatę i ona w tej roli spełnia się doskonale. Na początku, gdy chłopiec jest malutki, jeszcze próbuje o to bycie matką powalczyć, ale niby dla jej dobra i dobra dzieci, jest tego macierzyństwa sukcesywnie pozbawiana.  Poddaje się i żyje obok swoich dzieci, pod jednym dachem, ale nie z nimi.

Poznając strona po stronie historię całej rodziny Espinosa, zaczynałam współczuć nie tylko Lettcie, która ze strachu, mimo miłości do ojca swojego syna, nie zdecydowała się na to, by powiedzieć mu o nim. Gdy syn dorastał brnęła w kolejne kłamstwa i przedstawiła mu zupełnie inną, nie mającą nic wspólnego  z rzeczywistością historię. Odnośnie ojca Aleksa, kłamie także matce.

Letta szukając namiastki bliskości i normalności otwiera się tylko przed najbliższą przyjaciółką i spędza z nią chwile, które mogłaby poświęcić dzieciom. I takim zachowaniem znowu wzbudza u czytającego więcej współczucia i smutku niż pogardy.

Równolegle do historii głównej bohaterki prowadzony jest wątek jej syna, któremu większość wolnego czasu upływa na czytaniu encyklopedii, robieniu eksperymentów, czy obserwowaniu ptaków razem z dziadkiem. Gdy dziadkowie wyjeżdżają jemu również rozpada się cały dotychczasowy świat i poczucie bezpieczeństwa. Zostają tylko poukładane przez babcię w lodówce i zamrażarce przetwory i popakowane szczelnie i opisane zupy oraz drugie dania. Ale zjedzony przy wspólnym stole razem z matką obiad odgrzany w mikrofalówce, to jeszcze za mało by stworzyć od nowa rodzinę. Letta musi teraz zająć się nie tylko pracą w restauracji, musi zadbać o dom, o bezpieczeństwo i przyszłość swoich dzieci.

Łatwo wsiąknąć w fabułę książki, bo ile jest takich momentów kiedy sami mamy ochotę uciec, albo marzymy o tym, żeby ktoś przyszedł i pomógł nam to wszystko ogarnąć, czujemy się bezradni i pogubieni. Już nie starcza nam sił, albo przyglądamy się naszym dzieciom i zastanawiamy, co z nich wyrośnie i co możemy zrobić, żeby  było trochę łatwiej, trochę lepiej niż nam. Aż wreszcie przychodzi taki dzień kiedy role się odwracają i to my uczymy się od dzieci i zastanawiamy skąd one tyle wiedzą. Fabuła książki co chwilę zaskakuje i możemy z niej wyczytać bardzo dużo o sobie, o swoich lękach. Mnie przynajmniej bardzo dała do myślenia.

Monika Mrozowska aktorka, propagatorka zdrowego odżywiana. Od wielu lat proponuje zdrowe i smaczne potrawy widzom programu „Dzień Dobry TVN”. Autorka i współautorka książek kulinarnych – m.in. „Słodkie i zdrowe, czyli desery, które możesz jeść codziennie”. Wegetarianka. Z pasją angażuje się w akcje prozdrowotne, przede wszystkim związane z edukacją żywieniową. Autorka bloga na Zwierciadlo.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze