Czego najbardziej wstydzimy się, co najskrzętniej ukrywamy przed innymi, a nawet przed samym sobą? Proszę zamknąć oczy i przez chwilę pomyśleć.
Dajmy sobie spokój z częściami ciała, ludzie potrafią wstydzić się wszystkiego, gdyż nawet duży palec u nogi może nie spełniać oczekiwań. Przejdźmy do mniej uchwytnej sfery, do uczuć. Jest takie uczucie, niestety bardzo powszechne, a tak pokraczne, że unikamy jego widoku. To zawiść.
Potrafimy czasami ujawnić pożądanie, strach, lenistwo, rozmaite moralne upadki, nie znam nikogo, kto przyznałby się do własnej konkretnej zawiści. Zawiść trudno opisać, od lat próbuję stworzyć o niej wiersz – nic z tego. Mam jednak zawsze obraz czarnych sopli lodu, które zwisają sponad brwi.
Zawiść nawet w swym brzmieniu, w goryczy czy w grymasie, wydaje się pokrewna nienawiści. Tak, to bliskie krewne. Zawiść budowana jest na nienawiści i najłatwiej ją odczuwać wobec tych, których nienawidzimy.
Zazdrość to na pewno jakaś rodzina zawiści, ale o ileż łagodniejsza. Zazdrościmy tego, co wydaje się, że nam się należy. Ale może być nawet zazdrość serdeczna. Serdecznie zazdrościłem niektórych zdań i obrazów autorkom dzienników przysłanych na nasz konkurs. Zawiść to zazdrość jadowita. I ciekawe, że możemy czegoś zazdrościć, a nie możemy „zawiścić”.
Podobno zieleniejemy z zazdrości, ale to chyba raczej jest bladość, podczas gdy zawiść kojarzy się z czernią lub purpurą. Zazdrość czasami nas ćmi, a zawiść to nagłe uderzenie bólu. Dlatego niełatwo ją ukryć. Jeśli ktoś ma czułe oko, zawsze wypatrzy zawiść. Zazdrość powleka tęczówkę chmurą, a uderzenie zawiści to skurcz źrenicy.
Wielcy zazdrośnicy narażeni są na to, że im zazdrość zdziczeje i zmieni się w zawiść. Nieustannie zazdrosny jest pewien mój kolega. Potrafi się nawet przyznać do skąpstwa, co mnie wzrusza, ale nie do zawiści. Jestem zawsze ostrożny, by mu nie sprawić bólu, lecz to niełatwe – on tak ma, że zazdrości prawie wszystkim prawie wszystkiego. A przecież ma udane i pełne atrakcji życie. Nie szkodzi.
Podaję mu swój nowy adres. „To masz dom!?” – wykrzyknął. „Duży?”. Przytakuję. Każda z tych odpowiedzi jest dla niego jak cios w serce. Pożegnaliśmy się, a jadąc już samochodem, widziałem, jak idzie przygarbiony, dźwiga na grzbiecie ten mój dom. Szkoda, że nie powiedziałem mu o swych długach. A może zrobiłem to celowo?
Zawistnik bardzo cierpi, ale to tak podłe uczucie, że doprawdy trudno mu współczuć. I to on może o sobie powiedzieć: nic mnie bardziej nie krzepi niż cudze nieszczęście.
Jak radzić sobie z własną zawiścią? Należy wyjść jej naprzeciw, pozwolić, by ukazała macki, mordę, całą swą monstrualną ohydę. Obejrzeć pokrakę w jej dorodnej okazałości i chociaż to bardzo trudne – nie spuszczać wzroku. I zadziwić się: to ja urodziłem coś takiego! Wtedy z zawiści ucieka powietrze i staje się tylko zazdrością.
Zdarza się, że całym narodom zazdrość dziczeje i zmienia się w zawiść, co zwykle prowadzi do masowych zbrodni. Zawiść i zazdrość krzewią się bujnie w naszej cywilizacji, gdyż równość zdaje się w demokracji dobrem powszechnym, wszystko więc powinno być w zasięgu ręki, a nie jest. Kiedyś łatwo akceptowano nierówności, były jak pory roku. Dzisiaj traktujemy nierówność jak jakieś wynaturzenie.
Od zawiści wolni są ludzie w pełni szczęśliwi, ale kto jest w pełni szczęśliwy? I wolna jest chyba Wisława Szymborska. Pytam ją o to w liście, czy to jednak nie jest zbyt intymne pytanie.