Smutne wieści ze świata kina i teatru. We wtorek po południu media obiegła przykra wiadomość o śmierci Elżbiety Zającówny. Znana i lubiana aktorka zmagała się z nieuleczalną chorobą.
Żegnaj, bye bye... Świat polskiej kultury stracił Elżbietę Zającównę – aktorkę filmową i teatralną, która od lat zdobywała serca publiczności i inspirowała swoim talentem, determinacją i życzliwością. Zającówna, znana przede wszystkim z występów w kultowych filmach Juliusza Machulskiego oraz z roli Hanki Trzebuchowskiej w popularnym w latach dziewięćdziesiątych serialu telewizyjnym „Matki, żony i kochanki,” odeszła w wieku 66 lat.
„Z wielkim smutkiem i niedowierzaniem żegnamy naszą koleżankę Elżbietę Zającównę” – napisał we wtorek po południu Związek Artystów Scen Polskich, podkreślając jej wkład artystyczny oraz więź ze środowiskiem aktorskim. W opublikowanym w mediach społecznościowych wpisie zacytowano jedną z jej wypowiedzi ukazującą jej niezwykle pozytywne podejście do życia.
„Uwielbiam się śmiać, uwielbiam wesołych ludzi. Tak właśnie chcę żyć…” – powiedziała w jednym z wywiadów.
Elżbieta Zającówna urodziła się 14 lipca 1958 roku w Krakowie i tam ukończyła Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Swoją filmową karierę zaczęła od roli Natalii w „Vabanku” Juliusza Machulskiego. To właśnie ta rola otworzyła jej drogę do kolejnych produkcji reżysera, m.in. „Seksmisji,” „Vabanku II” i „V.I.P.” – dzieł, które przyniosły jej popularność i sympatię widzów.
Zającówna była również związana z teatrem, występując m.in. na scenach warszawskich teatrów Syrena, Na Targówku i Komedia oraz Teatru Nowego w Łodzi i Teatru Miejskiego w Lesznie. Jej ostatnia premiera teatralna to rola w sztuce „Freda i Zuza” Meggi W. Wright, wystawiana w warszawskim Promie Kultury na Saskiej Kępie.
W pewnym momencie kariery Zającówna musiała wycofać się z życia zawodowego, co było związane z jej poważnymi problemami ze zdrowiem. U aktorki zdiagnozowano chorobę von Willebranda. Zaburzenia krzepliwości krwi i przedłużające się krwawienia wymusiły na aktorce zmianę stylu życia oraz podejścia do pracy.
„Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie” – mówiła w wywiadzie dla „Vivy”.
Po raz ostatni pojawiła się na ekranie w komedii romantycznej „Szczęścia chodzą parami”. Film został nakręcony w 2020 roku, jednak z powodu pandemii jego premiera odbyła się dopiero w 2022 roku. Jej ekranowym mężem był tam Piotr Machalica, dla którego była to również ostatnia rola.
„Wygląda na to, że ostatnie dni zdjęciowe za jego życia spędziliśmy razem. Z Piotrem pracowało się fantastycznie. Znamy się od szkoły teatralnej, co prawda on kończył ją w Warszawie, ja w Krakowie, ale nasze drogi jakoś się krzyżowały. Graliśmy kilka razy małżeństwo i parę narzeczeńską w Teatrze Telewizji. (...) On był superfajny. Przez gardło Piotra nie przechodziły brzydkie wyrazy ani złe słowa o żadnym z ludzi. Był pozbawiony złości i zawiści. To przykry czas, że odchodzą ludzie, z którymi było się blisko” – wspominała w wywiadzie dla „Super Expressu”.
Warto wspomnieć, że nieuleczalna choroba wpłynęła na życiowe plany Zającówny na długo przed decyzją o przedwczesnej artystycznej emeryturze. Przypomnijmy, że Zającówna przed laty marzyła o karierze sportowej. Lekarze zalecili jej jednak rezygnację z wyczynowego sportu, uznając, że byłoby to zbyt ryzykowne. W ten sposób zaczęła się jej przygoda z aktorstwem.
Nigdy nie było tajemnicą, że dla Zajacówny bardzo ważne były wartości rodzinne i troska o drugiego człowieka. Była również mocno zaangażowana w działalność społeczną – w przeszłości przez kilka lat pełniła funkcję wiceprezeski Fundacji Polsat, poświęcając się pomocy dzieciom i osobom w trudnej sytuacji.
Aktorka pozostawiła męża Krzysztofa Jaroszyńskiego oraz 33-letnią córkę Gabrielę.