1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kuchnia
  4. >
  5. ANNA WROŃSKA: Można mnie kupić dobrym śledziem

ANNA WROŃSKA: Można mnie kupić dobrym śledziem

Redaktor naczelna kultowego miesięcznika „Kuchnia”. Wszystkie przepisy opublikowane w magazynie najpierw testuje we własnej kuchni.  Zawodowo jak i prywatnie gada o jedzeniu i przy jedzeniu. W Efesie, na baranim kebabie jest przynajmniej raz w tygodniu. Pieprzna historia (Wspomnienie smaku z podróży) Kiedyś zrobiliśmy sobie z mężem wycieczkę winno-krajoznawczą po Niemczech, konkretnie po Hesji, Nadrenii i Frankonii. Pieniędzy nie mieliśmy za dużo, toteż pijąc wspaniałe wina, żywiliśmy się najtańszymi wurstami i sałatką ziemniaczaną. Dzień w dzień. Wreszcie dotarliśmy do Würzburga (nad Menem), gdzie stanowczo odmówiłam zjedzenia kolejnej kiełbasy i zażądałam wieczoru w dobrej restauracji. Poszliśmy do słynnej, jednej z najstarszych w Niemczech restauracji - Alte Mainmühle. Na stolik czekaliśmy chyba godzinę, ale się udało. Zamówiłam coś, co nazywało się Blaue Zipfel (znam niemiecki, ale nie miałam pojęcia, co to jest). Mogłam, oczywiście, spytać, ale nie spytałam. Dostałam… KIEŁBASKI gotowane w kwaśnej zalewie octowej. Mój mąż pękał ze śmiechu. Musztarda po obiedzie (Miałam okazję, ale nie spróbowałam) To był stek z bizona w fantastycznym steakhousie. Byliśmy wtedy na nartach w Kronplatz. Nasza grupa liczyła z dziesięć osób, wszyscy te steki zamawiali, a ja akurat wtedy byłam w trakcie dwumiesięcznej diety wegetariańskiej. Oczywiście, że mogłam jakoś się ze sobą dogadać, przymknąć oko i zjeść ten stek, ale jakże tak oszukiwać samą siebie? Więc się zawzięłam i zamówiłam szaszłyk z krewetek, i tylko patrzyłam, jak WSZYSCY zażerają się tym bizonem. Steki pachniały i wyglądały oszałamiająco. Krewetki były takie sobie. Czuję miętę do… (Danie, przysmak, do którego masz prawdziwą słabość) Kiedyś to było ptasie mleczko, które zjadałam klasycznie, to znaczy najpierw obgryzając czekoladę, a potem powolutku rozgniatając w ustach to miękkie białe ze środka. Mogłam zjeść całe pudełko naraz, pod warunkiem, że było to ptasie mleczko waniliowe i jeszcze musiało być wyjęte prosto z lodówki. Teraz można mnie kupić dobrym śledziem w oleju, uwielbiam królika w białym winie oraz porządnie zrobione ratatouille. I jeszcze szpinak, ale nie tę paćkę z mrożonki, tylko świeże liście podduszone z czosnkiem i chilli. Bułka z masłem (Danie, które potrafisz zrobić samodzielnie) Wszystko potrafię zrobić, potrzebuję tylko przepisu – gotowanie jest łatwe. Popisowe są kruche ciastka w proporcji 30:20:10:3 (mąka, masło, cukier puder i żółtka). Sama piekę też chleb, bułki i bagietki. Pieczenie chleba odstresowuje, uczy cierpliwości i w ogóle łagodzi moje (czasami trochę wybuchowe) obyczaje. Ale przede wszystkim lubię słuchać mojego męża, który, sięgając po kolejną kromkę chleba, przysięga, że to już ostatnia, naprawdę... To jest bezcenne! Deska ratunku (Skąd bierzesz przepisy, jeśli nie tylko w brzuchu ale i w głowie pusto) Te tradycyjne biorę z książki Kuchnia Polska (pod redakcją dr. Stanisława Bergera, wydanie z 1957 roku). Przepisy (większość), które dostajemy od szefów kuchni albo czytelników i zamieszczamy w naszym magazynie Kuchnia, wypróbowuję w domu, jeszcze zanim przekażę je stylistce i fotografowi. Gotuję też z Kulinarnego Atlasu Świata, który kiedyś robiłam dla Gazety Wyborczej. Ale najbogatszym źródłem przepisów jest dla mnie obecnie internet i blogi, tak polskie, jak i zagraniczne. Bo blogi dają coś jeszcze, poza samym tekstem przepisu – nieocenione komentarze. Wystarczy je poczytać i mniej więcej wiadomo, czy coś wyjdzie, czy nie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia (Twoje ulubione restauracje i kawiarnie, do których zawsze wracasz) Zastanawiam się, czy mogę się przyznać... Uwielbiam warszawski Efes na Saskiej Kępie na rogu Francuskiej i Zwycięzców. To kebabownia z baranim kebabem. Poza tym zawsze biorę ajran i sałatkę z bakłażanów (nigdy się nie mogę zdecydować, toteż biorę pół bakłażanów w jogurcie, i pół w pomidorach). W Efesie jestem średnio raz w tygodniu. Na kawę, jeśli tylko mogę, wpadam do Relaksu przy Dąbrowskiego (Mokotów) – zamawiam taką z chemexu, bo jest pyszna i smakuje zupełnie inaczej, niż normalne espresso, tego się nie da wytłumaczyć, trzeba spróbować. Dość regularnie bywam na Solcu 44, w knajpce o tej samej nazwie, gdzie można dobrze zjeść, ale ja przychodzę tam głównie po to, aby pograć sobie w szachy. Nie lubię restauracji eleganckich i nadętych, co nie znaczy, że nie potrafię docenić podawanego tam jedzenia. Ale wracam do tych, które wymieniłam, najpewniej dlatego, że lubię miejsca z klimatem, jedzenie nie jest najważniejsze. Głodnemu chleb na myśli (Miejsce z jedzeniem na wynos, które ratuje Cię od śmierci głodowej na środku ulicy) Nigdy nie jem na ulicy. Mogę umierać z głodu, ale do jedzenia muszę usiąść i lubię przy tym z kimś pogadać. Nie znoszę się śpieszyć przy jedzeniu. Nawet jeśli jestem w długiej podróży nie szukam McDriva, tylko jakiejś przyjaznej knajpki. Poza tym w ten sposób odkrywa się czasami super fajne miejsca: Starkę w Opolu, Kontynenty w Grudziądzu albo zajazd Pod Złotą Rybką w Strzygach koło Brodnicy. Za granicą są świetne gospody, najlepsze chyba można spotkać w Niemczech, we Włoszech i w Austrii, wystarczy tylko zjechać parę kilometrów z autostrady.   ANNA WROŃSKA (Inka) Redaktor naczelna kultowego miesięcznika „Kuchnia”. Z wykształcenia germanistka, lubi podróżować, jeździć na rowerze i na nartach, gotować dla męża i syna oraz dla przyjaciół. Gada o jedzeniu i przy jedzeniu. Uwielbia dobre wino, ale kiedy spędza czas we wsiowym domku nad jeziorem, przerzuca się na miejscowe piwo, bo bardziej pasuje do kiełbaski upieczonej na ognisku. Fot. arch. prywatne

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze