1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Co zrobić, jeśli wiemy, że kolega lub koleżanka naszego dziecka bierze narkotyki?

Co zrobić, jeśli wiemy, że kolega lub koleżanka naszego dziecka bierze narkotyki?

Fot. Francesco Carta fotografo/Getty Images
Fot. Francesco Carta fotografo/Getty Images
Nie mamy wpływu na to, czy nasze dziecko zetknie się z narkotykami. Na to, czy ktoś na imprezie zaproponuje mu „kreskę”, zapali w jego towarzystwie marihuanę, czy jego znajomy uzależni się od stymulantów. Narkotyki biorą dzieciaki z „dobrych” i „złych domów”, uczniowie szkół ze szczytów rankingów i tych zamykających stawkę. Ale my jako rodzice możemy wciąż zrobić naprawdę dużo, żeby wesprzeć nasze dzieci i zminimalizować ryzyko sięgnięcia przez nie po narkotyki, a jeśli zajdzie taka potrzeba wspólnie znaleźć drogę wyjścia z nałogu.

Fragment książki „To nie moje. Jak rozmawiać z dziećmi o narkotykach, żeby to miało sens”, Ewa Pągowska, Adam Nyk, wyd. Muza

Ewa Pągowska: Co zrobić, jeśli wiemy, że kolega lub koleżanka naszego dziecka bierze narkotyki? Z badań przeprowadzonych przez Krajowe Biuro Przeciwdziałania Narkomanii wynika, że w 2021 roku takie osoby miało w swoim otoczeniu 43% uczniów ostatnich klas szkół ponadpodstawowych. Z tego 19% mówiło o kilku takich osobach, a 24% o jednej-dwóch. Natomiast z badania ESPAD z 2024 roku wynika, że 53% ankietowanych siedemnasto-, osiemnastolatków i 38% ankietowanych piętnasto-, szesnastolatków przyjaźni się z osobami palącymi marihuanę lub haszysz.

Adam Nyk: Możemy podzielić się z dzieckiem swoimi obawami co do tej znajomości, powiedzieć: „Wiem, że on bierze narkotyki, a ty spędzasz z nim dużo czasu, i martwię się o ciebie. Porozmawiaj ze mną o tym”. Ale nie zabraniałbym spotkań. Zwłaszcza jeśli kolegaczy koleżanka mieszka w pobliżu lub chodzi do tej samej szkoły, co nasze dziecko. Jeśli jemu zależy na tej znajomości, i tak złamie zakaz. O wiele lepiej namówić je na rozmowę na ten temat i nie dać się zbyć zapewnieniami: „No przecież wiem, że od narkotyków można się uzależnić, przecież jestem rozsądna”. Nie należy dziecka przesłuchiwać – pytać, co kolega bierze, gdzie kupuje, ile płaci, skąd ma na to pieniądze. Postarajmy się raczej dowiedzieć, co na ten temat sądzi nasze dziecko, jaki ma do tego stosunek.

Czy opowiada o tym z fascynacją, czy z dezaprobatą.

Właśnie! My możemy żyć w przekonaniu, że ono na widok narkotyków poleci do nich jak ćma do ognia i co najmniej opali sobie skrzydełka, a może ono w ogóle nie zamierza startować? Znam rodziców, którzy byli zaskoczeni, gdy przypadkiem usłyszeli, jak ich dziecko z obrzydzeniem opowiada znajomemu, że kolega „przyszedł na imprezę po mefedronie i nie kumał gdzie ma przód, a gdzie tył”. Warto też porozmawiać z naszym nastolatkiem o tym, jak może wesprzeć kolegę, jak pomóc mu wyjść z narkotyków. Najlepiej by było, gdyby namówił go na rozmowę z rodzicami, specjalistą, nawet z nami, bo często obcej osobie łatwiej się zwierzyć. Może w otoczeniu tego kolegi jest jakiś mądry i godny zaufania dorosły? Mam młodych pacjentów, którzy przyszli do poradni, bo namówili ich znajomi.

No dobrze, a co, jeśli nasz nastolatek chce wyjechać z tym znajomym na wakacje albo weekendowy wypad?

Teoretycznie możemy się nie zgodzić…

Ale…?

Ale trzeba liczyć się z tym, że kiedy wróci, może dojść do intensyfikacji kontaktów. Pamiętaj też, że żeby wziąć narkotyki, dziecko nie musi znikać nam z oczu na weekend czy całą noc. Przyjmie ecstasy wieczorem na początku imprezy, a jak wróci o północy, możemy się nie zorientować, że coś brało. Poza tym jeśli zakażemy mu wyjazdu, to postawimy sprawę na ostrzu noża, bo w nastoletnim wieku takie sprawy jak wakacje ze znajomymi czy impreza mają wielką wagę. Dziecko nie popatrzy na to z szerszej perspektywy. Jemu ona może się kończyć właśnie na tym wyjeździe. Poza tym, czy naprawdę wierzymy, że uda nam się wyeliminować z otoczenia dziecka wszystkich, którzy eksperymentują z narkotykami, piją alkohol, palą papierosy i robią inne nierozsądne rzeczy?

Przekonałeś mnie, ale co zrobić, gdy dowiadujemy się, że nasze dziecko zaczęło przebywać wśród osób, które używają narkotyki? To nie jest tylko jeden znajomy, tylko cała grupa. Co wtedy?

To jest bardzo trudna sytuacja. Możemy rozmawiać, możemy dzielić się swoimi niepokojami, możemy przekonywać. Możemy też oczywiście zabraniać, ale ja jakoś nie jestem przekonany o skuteczności stawiania takich zakazów. Przede wszystkim zaproponowałabym mu atrakcyjną alternatywę – sport, o którym wcześniej myślało, a który z jakiegoś powodu był dla niego niedostępny, bo jest kosztowny albo zajęcia odbywają się gdzieś, gdzie trudno dojechać. Jeśli to dawałoby szansę na wprowadzenie dziecka w inny świat i inne środowisko, byłbym gotowy naprawdę sporo w to zainwestować.

A co myślisz o sytuacji, kiedy do dziecka przychodzą jego znajomi i ono pyta, czy mogą zapalić marihuanę w naszym ogródku? Zapewnia, że sam nie zamierza tego robić. Znam mamę, która była bardzo lubiana przez kolegów swojego syna i pewnego razu on ją postawił w takiej sytuacji.

Ja bym się na to nie zgodził. To są nieletnie dzieci na moim terenie…

Ci, o których mówię, byli tuż po maturze, więc osiemnaście lat mieli skończone.

Nie szkodzi. Palenie marihuany nie w celu medycznym jest w Polsce nielegalne. Tak samo nie pozwoliłbym na picie alkoholu w moim domu osobom, które nie skończyły osiemnastu lat. Wiem, że ktoś teraz powie: „Oni i tak zapalą, oni i tak wypiją gdzieś to piwo”. Może i tak, ale chodzi o to, żeby tego nie legitymizować.

Niektórzy rodzice obawiają się, że noszenie przez dzieci ubrań, na których widnieje liść marihuany czy muchomor, symbol środków psychodelicznych, może być oznaką fascynacji tymi środkami czy nawet ich używania.

Może być też oznaką ulegania modzie, chwilowego zainteresowania, chęci zwrócenia uwagi czy sprawdzenia reakcji dorosłych lub jej wywołania. Na pewno nie reagowałbym oburzeniem, nie zabraniałbym noszenia tej czapki czy koszulki i nie zarzucałbym dziecku, że „na pewno coś bierze”. Potraktowałbym to jako pretekst do rozmowy, ale nie rozbijałbym tematu na atomy.

Wyobraźmy sobie, że nasz nastolatek jedzie z rówieśnikami na weekend albo idzie na imprezę, z której chce wrócić rano. Żaden dorosły nie będzie miał dzieciaków na oku. Warto wcześniej powiedzieć coś o narkotykach?

Ja bym powiedział o zasadach bezpieczeństwa, jakie powinny obowiązywać w sytuacji, gdyby jednak nasze dziecko albo ktoś w jego otoczeniu zdecydował się czegoś spróbować. Odniósłbym się do wcześniejszych rozmów, w których mówiliśmy, że nie chcemy, by brało narkotyki. Dodałbym, że jeśli jednak do czegoś takiego dojdzie, to przynajmniej jedna osoba w jego grupie musi być czysta, żeby zminimalizować ryzyko, że reszta pod wpływem narkotyków zrobi coś bardziej niebezpiecznego.

Wydaje mi się to dość kontrowersyjne. Kiedyś słyszałam radę dla rodziców, by umówić się z nastolatkiem, że jeśli znajdzie się w niebezpiecznej sytuacji, to bez względu na to, i drodze złamał, ma zadzwonić do rodziców i poprosić, by po niego przyjechali. Oni przyjadą i nie będą zadawać mu pytań, jak się znalazł w tarapatach, ani prawić mu morałów. Chodziło o to, żeby ze strachu przed konsekwencjami, nie próbował radzić sobie na własną rękę. Ta rada do mnie trafia. Podobnie jak ta, by uczyć dziecko, że nie zostawia się znajomych, którzy są pod wpływem substancji psychoaktywnych samych. Koleżanka opowiadała mi, jak w nocy zadzwonili do niej koledzy syna z prośbą, by po niego przyjechała, bo jest bardzo pijany. Kiedy dotarła na miejsce, on siedział na krawężniku zamroczony, a oni byli obok niego. Podziękowała im za to, że nie zostawili go samego. Natomiast to, o czym przed chwilą powiedziałeś, to dla mnie coś zupełnie innego. Kojarzy mi się z dawaniem przyzwolenia na branie narkotyków.

A mnie nie. Wiadomo, że dzieci pod nieobecność dorosłych czasem dopuszczają się zachowań ryzykownych. I one wiedzą, że my to wiemy. Zastosowanie się do zasady „Zawsze jedna osoba powinna być czysta” czy może bardziej ogólnie „Zawsze jedna osoba powinna być trzeźwa”, bo alkohol też bym w to włączył, może uratować życie. Wśród warszawskich heroinistów dobrze znana jest historia sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to w mieszkaniu, w którym trwał remont, produkowano i przyjmowano kompot. Doszło do tego, że jeden mężczyzna przedawkował. Reszta towarzystwa była przerażona tym, że kolega nie oddycha, że za chwilę przyjedzie policja i wszystkich zamknie. Doszli więc do wniosku, że zamurują go pod parapetem, bo tam nikt nie znajdzie. Być może gdyby chociaż jedna osoba nie była wtedy pod wpływem heroiny, to widząc, że kolega nie oddycha, kazałaby reszcie uciekać, a sama zadzwoniłaby po pogotowie. Wiem, że przykład jest drastyczny, że mowa w nim o uzależnieniu od podawanej dożylnie heroiny, ale on dobitnie przypomina, że tu chodzi o życie.

Rozumiem, ale dawanie rad typu: „Niech jedno z was będzie trzeźwe” albo: „Tylko nie mieszaj narkotyków z alkoholem” kojarzy mi się z koncepcją redukcji szkód…

I dobrze ci się kojarzy…

Ale to z kolei kojarzy mi się z sytuacją, kiedy ktoś już się uzależnił i żeby zminimalizować ryzyko przedawkowania, informuje się go, jak ma bezpieczniej przyjmować narkotyki.

Redukcja szkód nie powinna dotyczyć tylko osób, które już borykają się z uzależnieniem. Zasady bezpieczniejszego używania narkotyków powinni znać wszyscy, którzy po nie sięgają, chcą sięgnąć lub jest ryzyko, że sięgną. Część reguł dotyczy tego, co należy zrobić przed ich użyciem, część tego, co w trakcie, a część – po użyciu. Natomiast szalenie ważna jest forma edukowania i kontekst!

Podaj, proszę, przykład.

Nie wyobrażam sobie mówienia dziecku, które idzie na imprezę: „Jeśli będziesz brać narkotyki, to nie dawaj sobie w żyłę”, albo: „Jak weźmiesz ecstasy, pij dużo wody”. Wcześniej jednak informowałabym, że z dożylnym przyjmowaniem narkotyków wiąże się ogromne ryzyko – zwiększa się ich siła działania oraz szkody dla organizmu, a na dodatek można zarazić się jakąś chorobą. Powiedziałbym, że ecstasy nie tylko dodaje energii, ale też zwiększa ryzyko odwodnienia. Wyjaśniłbym, że osoby, które mają zaburzenia psychiczne, w których jest większe ryzyko wystąpienia psychozy, są bardziej narażone na negatywne konsekwencje przyjmowania środków psychoaktywnych. Nastolatek powinien też wiedzieć, że mieszanie substancji – alkoholu z narkotykami i różnych narkotyków ze sobą – zwiększa ich nieprzewidywalność i ryzyko wystąpienia skutków ubocznych. W ten sam sposób edukują specjaliści. Jeśli przyjdziesz do mnie i powiesz, że podajesz sobie dożylnie kokainę, powiem ci, że jest to mniej bezpieczne niż wciąganie jej nosem, że wstrzykiwanie jej szybciej doprowadzi do dewastacji organizmu, że wyższe jest ryzyko przedawkowania. Ale dzieciakowi, który pali marihuanę, nie będę mówić: „Jeśli kiedyś sięgniesz po mefedron, wciągaj go nosem zamiast wstrzykiwać”. Zwróć uwagę na to, że partyworkerzy nie rozrzucają swoich ulotek w szkołach, tylko jak sama nazwa wskazuje – na imprezach, gdzie prawdopodobieństwo, że ktoś użyje narkotyków, jest większe.

Można ich też spotkać na festiwalach muzycznych.

To prawda. Ustawiają stanowiska gdzieś na uboczu, zwykle można dostać od nich wodę, zatyczki do uszu, prezerwatywy i ulotki z informacjami na temat substancji psychoaktywnych. Nie prowadzą terapii, nie narzucają się. To nie jest tak, że wchodzą w grupę bawiącej się młodzieży, wyłapują kogoś i mówią: „Ty jesteś naćpany, chodź pogadać”. Rozmawiają z tymi, którzy sami do nich podchodzą. Młodzież zwykle dość pozytywnie ich odbiera. Niektórzy przeglądają ulotki. Czasem zainicjowany tam kontakt ma kontynuację w gabinecie terapeutycznym – ktoś dochodzi do wniosku, że substancjami psychoaktywnymi bawi się już jakiś czas i pora przystopować. Kiedy nasza poradnia prowadziła program partyworkingowy, przychodzili do nas młodzi ludzie, którzy zdecydowali się zwrócić po pomoc właśnie po rozmowie z partyworkerami. W strategii redukcji szkód chodzi o to, by uznać fakt, że ktoś może zachować się ryzykownie, ale nie oceniać go, tylko podpowiedzieć mu rozwiązanie, które to ryzyko zmniejszy.

Trochę się boję, że ta nasza rozmowa o profilaktyce odbierze rodzicom nadzieję.

Dlaczego? Chodzi ci o to, że żadne działanie nie daje gwarancji? To prawda. Ale to nie jest jedyna taka sytuacja w życiu. Powiedziałbym wręcz, że nigdy nie ma gwarancji. Omówiliśmy jednak cały pakiet różnych narzędzi, które można wykorzystać, wypróbować i dopasować do naszego dziecka. Nie wiem, czy je uchronią przed narkotykami, ale przynajmniej zmniejszą ryzyko sięgnięcia.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE