Kryzys, który przeżywamy to dla nas wielka próba, ale też szansa. O tym jak skorzystać z tej lekcji, w rozmowie z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem.
Chciałam spytać o wymiar duchowy czasu zarazy. Czy przez to doświadczenie staniemy się wrażliwsi na świat i bardziej czuli na drugiego człowieka? W końcu ludzie dbający o rozwój duchowy często praktykują odosobnienie.
Trzeba jednak odróżnić sytuację, w której ktoś dobrowolnie decyduje się na odosobnienie jako coś dla niego pożytecznego, od odosobnienia wymuszonego. To drugie, podobnie jak więzienie, na ogół nie zmienia ludzi na korzyść. Może skutkować najpierw rozdrażnieniem i agresją, które po jakimś czasie przekształcą się w apatię i depresję. A propos, dotarła do mnie informacja, nie wiem na ile prawdziwa, że w Chinach po kilkutygodniowej kwarantannie znacznie zwiększyła się liczba rozstań i rozwodów… Mimo to przeczuwam, że w wieloletniej perspektywie obecne wydarzenia pozytywnie wpłyną na nasze indywidualne i wspólnotowe istnienie. W znacznej mierze dzięki wielkiej lekcji pokory jaką jest pandemia dla naszej uporczywej, aroganckiej ignorancji sklejonej z narcystycznym złudzeniem omnipotencji. To chorobliwy i niebezpieczny syndrom przejawiający się w przekonaniu, że już właściwie podporządkowaliśmy sobie świat przyrody, a wkrótce, dzięki sztucznej inteligencji zamienimy się w wiecznie żyjące cyborgi. Pandemia nas urealnia, sprowadza z powrotem na ziemię, przypominając o tym, że nasze ciała to biologiczne organizmy zintegrowane z ekosystem planety i że mimo całego postępu cywilizacji, w dalszym ciągu jesteśmy tylko częścią natury - choć wyjątkowo kłopotliwą.
Internet obiegły zdjęcia krystalicznie czystej wody w Wenecji (choć delfiny okazały się fake newsem) czy łań chodzących po głównych ulicach Zakopanego. Raporty donoszą, że powietrze nad Europą znacznie się poprawia, odkąd ustał praktycznie ruch lotniczy oraz ten na autostradach. Gdy człowiek przestaje eksplorować przestrzeń, natura oddycha z ulgą…
Starożytny mędrzec – bodajże chiński – zauważył, że wszystkie nieszczęścia ludzkości biorą się stąd, że nie potrafimy usiedzieć na miejscu. Gdyby uznać przyrodę naszej planety za inteligentną istotę, to można by sądzić, że zagoniła nasz kłopotliwy gatunek do domów by mogła wreszcie odpocząć i choć trochę się zregenerować. Jeśli już nie jest na to za późno. W najlepszym wypadku, to jest dla nas ostatni dzwonek. Ziemia daje nam wyraźnie do zrozumienia, że bez nas na pokładzie lepiej sobie poradzi niż z nami.
Wydarza się teraz wiele ludzkich tragedii, tracimy bowiem pracę, pieniądze, wolność, a także zdrowie i życie. Myślisz, że ten ból, strach i trud są po coś?
Głęboko wierzę, że dzięki tej lekcji wyleczymy się z uzurpatorskiej megalomanii, którą nazywam naszym niedorozwojem duchowym. Mam na myśli fałszywe przekonanie - kryjące się pod terminem antropocentryzm - że zajmujemy centralne miejsce w hierarchii istot zamieszkujących Ziemię, a nawet wszechświat.
Uznamy, że jesteśmy tak samo ważni jak inne gatunki?
Raczej, że jesteśmy tak samo mało ważni. Może wtedy będziemy z większym szacunkiem i troską podchodzić do całości systemu.
Sądzisz, że ten czas to test dla naszej solidarności i człowieczeństwa? Niedawno w „Zwierciadle” rozmawiałeś z Beatą Pawłowicz o czułości – czy docenimy ja teraz bardziej? Nauczymy się ją okazywać na inne sposoby? Na przykład pomagając swoim sąsiadom? Starszym osobom?
Dostrzegam taką szansę, choć przypuszczam, że ten sprawdzian jest dopiero przed nami. Nasza zdolność do czułość będzie miała okazję się sprawdzić, gdy na skutek pandemii znacznie pogorszy się sytuacja ekonomiczna, a zasoby towarów niezbędnych do życia, jak woda czy jedzenie, będą ograniczone albo bardzo drogie. Stworzy to poważne ryzyko pojawienia się fali egoizmów plemiennych, narodowych czy rasowych i ewentualnych konfliktów zbrojnych. Zobaczymy. Z drugiej strony już teraz można zauważyć, że świadomość ludzka w masowej skali powoli, ale zdecydowanie dojrzewa do radykalnych, pozytywnych zmian. Oby wystarczyło nam na długo szlachetnych odruchów serca i pragnienia wspólnoty. Od lat tęsknię za tym, by nasza powszechna świadomość dokonała odważnego skoku i osiągnęła poziom świadomości planetarnej. Żebyśmy w końcu pojęli, że solidarność jest nam potrzebna na skalę globalną, nie tylko lokalną czy państwową. Jeśli tylko nie ulegniemy łatwej pokusie powrotu do tego co było, pandemia może nas do tego skłonić i nie bez bólu i napięć transformacyjnych niestety, z czasem przekształcić się w "panamorię". Marzmy o tym i pilnujmy tego, bo w przeciwnym razie zostaniemy w tej samej klasie i będziemy raz jeszcze odrabiać te same lekcje.