Kto z nas ma dziś cierpliwość, żeby rozwijać w sobie cnotę cierpliwości? Bo czy jest sens czekać i zwlekać, jeśli szczęście znajduje się w zasięgu ręki? Psycholożka Hanna Samson przekonuje, że tak, bo pośpiech zwykle kiepsko nam służy, a już na pewno nie służy związkowi.
Jasne, że od każdej reguły są wyjątki. Sama znam dwoje trzydziestoparolatków, którzy w wieczór poznania powiedziała sobie „tak” i są razem już ponad trzy lata. Ona co prawda znała go wcześniej z ekranu i od dawna jej się podobał, ale on zobaczył ją po raz pierwszy. Spotkali się na premierze jego filmu, na bankiecie ktoś ich sobie przedstawił, zaczęli rozmawiać i obydwoje poczuli, że są dla siebie stworzeni. A w dodatku nadal tak czują. To jednak historia jak z bajki i rzadko się zdarza. Zwłaszcza jeśli nie jesteśmy już nastolatkami i potrzebujemy czasu, żeby wiedzieć, czy na pewno chcemy razem przeżyć życie, a przynajmniej ileś tam lat.
Kiedyś narzeczeństwo trwało rok albo dłużej. Już po zaręczynach, czyli wstępnej deklaracji miłości, ludzie dawali sobie czas na poznawanie siebie nawzajem. Nie był to do końca ich wolny wybór, tylko powszechnie obowiązujący obyczaj społeczny, któremu się poddawali. Narzeczony mógł codziennie bywać w domu wybranki, mogli razem chodzić na spacery, do teatru, na zakupy czy do znajomych, czasem nawet zostawali sami, choć zwykle w warunkach niesprzyjających zbyt daleko idącej bliskości fizycznej. Przez ten rok odkrywali nawzajem swoje upodobania, poglądy, pragnienia, poznawali stosunek partnera do innych ludzi i wielu spraw, badali, co ich różni i w czym się uzupełniają, uczyli się kłócić i godzić, wypracowywali reguły gry, które miały obowiązywać w ich małżeństwie, gdyby do niego doszło. I zwykle dochodziło, ale ten rok był również po to, by można było zerwać zaręczyny – zapewne ku rozpaczy drugiej strony, ale bez wielkich konsekwencji w postaci rozwodu, podziału majątku, już nie mówiąc o dzieciach. Kilkadziesiąt lat temu pojęcie narzeczeństwa wyszło w zasadzie z użycia, zastąpione przez chodzenie ze sobą lub wspólne mieszkanie, które może prowadzić do ślubu albo nie. Wzajemne oczekiwania przestały być tak jasne i oczywiste, choć nie wszyscy się na to zgadzamy.
Agata ma lat 40 i za sobą kilka związków, z których żaden nie zakończył się ślubem. Od dzieciństwa wiedziała, że chce mieć męża i dzieci, ale kolejni mężczyźni okazywali się nieodpowiedzialni i sami nie wiedzieli, czego chcą. Jeden z nich twierdził, że marzy o ślubie z Agatą, a potem okazało się, że ma żonę i dzieci. Inny mówił jej, że jest w trakcie rozwodu, ale po kilku latach przestała w to wierzyć. Aż w końcu spotkała Marka, on naprawdę był po rozwodzie i nie miał dzieci. Właśnie przez dzieci rozwiódł się z żoną, bo ona nie chciała ich mieć, a on, tak jak Agata, nie wyobrażał sobie bez nich życia.
Poznali się przez Internet, wszystko sobie opowiedzieli i kiedy spotkali się w realu, ich przekonanie, że pasują do siebie tylko wzrosło. Jedyny kłopot był w tym, że mieszkali w różnych miastach. Dla Agaty było oczywiste, że on się przeprowadzi, znajdzie pracę i będą żyli długo i szczęśliwie, ale najpierw muszą wziąć ślub. Obydwoje deklarowali na początku, że chcą założyć rodzinę, więc nie ma na co czekać, bo zegar biologiczny bije, a przecież chcą mieć dziecko. Jednak Marek zwlekał. Często przyjeżdżał na weekend do Agaty, ale nie mógł znaleźć pracy, więc w niedzielę wracał do siebie. Agatę coraz bardziej to złościło.
– To niemożliwe, żeby nie mógł znaleźć pracy w Warszawie! Może on mnie oszukuje? W dodatku ostatnio powiedział, żebyśmy poczekali ze ślubem, aż zajdę w ciążę, bo jeśli nie zajdę, to po co ten ślub? Jak to po co? Ślub to ślub! Marzyłam o nim przez całe życie, a Marek teraz nie widzi powodu, żeby się żenić! Moja siostra jest po rozwodzie, ma dwoje dzieci i znów wychodzi za mąż, a ja mam zostać starą panną? Oni już mają termin, mógłby być taki ślub podwójny, byłoby super, ale on twierdzi, że nie jest gotowy! – Agata wyrzuca z siebie słowa z wielkimi emocjami, jest wzburzona, oburzona, czuje się oszukana, skrzywdzona, chętnie mówiłaby dalej, ale wbijam się w jej monolog z pytaniem: a jeśli naprawdę nie jest gotowy? – Jak to nie jest gotowy? Przecież tak dobrze nam razem! I od początku mówił, że zależy mu na rodzinie. Czy to znaczy, że oszukiwał mnie cały czas? Że znów trafiłam na psychopatę, który się ze mną nie liczy? Nawet do zaręczyn musiałam go namawiać miesiącami, twierdził, że jeszcze za wcześnie, a to że nie ma pieniędzy, a to żebym przestała ciągle o tym mówić, bo mu się odechciewa. Dopiero gdy zagroziłam, że nie pojadę z nim na wakacje bez pierścionka, to się oświadczył, ale moim rodzicom nie złożył wizyty. Sama musiałam im powiedzieć, że się zaręczyłam. A teraz jak mam powiedzieć, że nie wiadomo, kiedy ślub i czy w ogóle będzie?! – Sporo ludzi żyje bez ślubu i jakoś mówią o tym rodzicom – wtrącam niepewnie, bo spodziewam się nowego wybuchu. – Ale nie ja! A poza tym nie znasz mojej matki! Ona by chyba umarła na zawał! Albo by się martwiła, że nikt nie chce się ze mną ożenić i rozmawiałaby o tym ze wszystkimi i wszyscy by się nade mną litowali! Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać! A poza tym chcę mieć męża i od początku mówiłam o tym Markowi!
Ta historia brzmi może nieco groteskowo, ale jest prawdziwa i stoją za nią prawdziwe emocje. Wybrałam ją właśnie dlatego, że mocniej pokazuje to, co subtelniej tli się w wielu związkach i bywa czasem przyczyną ich rozpadu. Pośpiech. Pragnienie przejścia do następnej fazy relacji, gdy partner lub partnerka nie są jeszcze na to gotowi. Nie mają pewności, na ile chcą się bardziej angażować i zmieniać radykalnie swoje życie, bo każdy wchodzi w związek w innym tempie. Namiętność sprawia, że na początku ta różnica nie jest widoczna, obydwoje dążą do bliskości. Ale po jakimś czasie jedna ze stron jest rozczarowana, że wszystko idzie za wolno, a druga czuje się zmuszana do robienia czegoś wbrew sobie.
Agata chce, by wszystko odbyło się według scenariusza, który stworzyła sobie już w dzieciństwie. Nie patrzy na to, co dzieje się z Markiem, jest skupiona na własnych potrzebach. Podstawą żądań i nacisków wobec Marka jest jego deklaracja na portalu randkowym, że chce założyć rodzinę. A skoro nie zakłada, to oznacza, że ją oszukał. Agata wzbudza w nim poczucie winy, stawia warunki, sprawia, że ciągle się kłócą i chyba obydwoje zapomnieli już o tym, że niedawno byli w sobie zakochani.
Kamila skończyła 37 lat, rok temu się rozwiodła. Ma dwoje dzieci, dwa koty i dwa psy. Kilka miesięcy temu poznała Pawła, czterdziestolatka, który jest kawalerem. Zachwycili się sobą natychmiast i po miesiącu Paweł przyniósł swoją szczoteczkę do zębów i zaczął pomieszkiwać u niej. Nawiązał świetny kontakt z dziećmi, które go szybko zaakceptowały, bo dał im dużo spokoju i radości. Kamila czuła się przez niego kochana, razem jeździli na rowerach, puszczali z dziećmi latawce, gotowali obiady i wyjeżdżali z całym zwierzyńcem nad morze, bo Paweł nagle wynajął tam domek. Mężczyzna wniósł do jej życia lekkość, spontaniczność, poczucie bezpieczeństwa, spokój i radość. Po trudnych latach małżeństwa Kamila w końcu jest szczęśliwa. A właściwie byłaby szczęśliwa, gdyby nie to, że Paweł raz albo dwa razy w tygodniu wraca do siebie i tam spędza wieczór i noc.
– Nie wiem, co on tam robi – niepokoi się Kamila. – Dlaczego znika, zamiast zostać z nami? Zachęcam go, żeby przyniósł do mnie więcej rzeczy, zrobiłam mu miejsce w szafie i na półkach, ale on poprzestaje na szczoteczce. Dłużej tak nie wytrzymam! Chcę wiedzieć, czy on jest ze mną, czy nie. – A jest z tobą? – pytam. – No chyba jest. Jest zawsze wtedy, kiedy go o to poproszę, zostaje z dziećmi, kiedy muszę gdzieś wyjść, naprawdę cudownie nam razem, ale nie mogę znieść tego znikania! On mówi, że u mnie jest zawsze straszny harmider, no ale tak wygląda moje życie, więc albo chce być ze mną, albo nie! – Kamila, a ty byś nie chciała czasem wyjść z domu i pobyć sama? Zostawić dzieci, psy, koty i mieć trochę ciszy wokół siebie? – Kto by nie chciał?! – w końcu się uśmiecha. – A pamiętasz, czym cię Paweł zachwycił na początku? – Pewnie! Wydał mi się taki niezależny, silny, zdecydowany. – A teraz chcesz, żeby się dostosował do twoich oczekiwań, spędzał z tobą cały czas, zapomniał o swoich potrzebach. To może ty się zastanów, czy chcesz być z nim, czy z kimś innym – proponuję.
Kamila zauważa, że to, co ją w Pawle pociągało, teraz budzi niepokój. Kiedy pytam na koniec, czy lepiej było jej bez niego czy teraz z nim, odpowiada, że oczywiście z nim! – Tyle rzeczy robimy razem i po raz pierwszy mam w kimś oparcie! – dodaje. – To spróbuj tego nie zepsuć...
Początek to zwykle najciekawszy etap związku i niechby trwał jak najdłużej. Jeśli naprawdę jest wam dobrze razem, to może warto być szczęśliwym już teraz zamiast odkładać to do ślubu albo nawet do wspólnego zamieszkania?
Hanna Samson, psycholożka, terapeutka, pisarka. W Fundacji CEL prowadzi grupy terapeutyczne dla kobiet. Autorka takich książek, jak „Dom wzajemnych rozkoszy” i „Sensownik”.