Syndrom pychy (syndrom hybris) jest nabytym zaburzeniem psychicznym, które dotyka ludzi sprawujących władzę. Ta okrada ich z empatii, niebezpiecznie oddala od rzeczywistości, a jednocześnie napełnia dumą i arogancją.
Pewnie nie ma wśród nas nikogo, kto nie zetknąłby się nigdy z podobną sytuacją – masz, a raczej miałaś/eś, znajomą/znajomego – sympatyczny, uczynny, pomocny, „normalny” człowiek. W pewnym momencie ten ktoś dostaje na przykład awans, z szeregowego, równego reszcie pracownika staje się przełożonym wielu, a mówiąc konkretnie: dostaje do ręki „magiczną moc” – władzę. I… zmienia się nie do poznania. Patrzymy i nie możemy rozpoznać oraz uwierzyć. Mówimy: „Odbiło mu”, „Władza uderzyła mu do głowy” czy wreszcie: „Dopiero teraz pokazał swoje prawdziwe oblicze”.
Czy rzeczywiście ta nowa postawa jest tym prawdziwym obliczem? Niekoniecznie tak być musi. Być może człowieka, o którym myślisz, dotknął syndrom hybris…
Czy jest on niebezpieczny? Wszystko zależy od tego, kogo dotknie… Bo syndrom hybris może okazać się niebezpieczny śmiertelnie. I określenie „śmiertelnie” niestety nie jest przenośnią.
Od mitu do rzeczywistości i syndromu hybris
Syndrom czy zespół hybris bądź hubris to coś, co można określić „odurzeniem władzą”. Samo słowo hybris pochodzi z języka greckiego i możemy rozumieć je jako dumę, butę, pychę lub majestat władcy, które uniemożliwiają prawidłowe rozpoznanie sytuacji.
Bogini Hybris była w mitologii greckiej właśnie uosobieniem arogancji i bezczelności, także przemocy, rozpusty, pychy oraz lekkomyślności. Opowieść o niej powiązana jest z Mojrami, trzema boginiami przeznaczenia i losu, które nosiły imiona: Kloto, Lachesis i Atropos. Według mitologii przędły one nić ludzkiego życia: Kloto tę nić rozpoczynała, Lachesis snuła, a Atropos ją ucinała, kończąc jednocześnie czyjeś istnienie. Osoba zarażona „hybrisem” uważała, że ma prawo do dłuższej nici niż ta, która została jej przydzielona; określała siebie jako wszechmocnego, „większego” od pozostałych i buntowała się przeciwko własnemu losowi.
Pycha, pycha i jeszcze raz pycha
Kilka lat temu David Owen, brytyjski polityk, a z wykształcenia neurolog i psychiatra, wraz z innym psychiatrą Jonathanem Davidsonem odnieśli się do profilu psychologicznego i zachowania niektórych polityków – posłużyli się terminem „syndrom pychy”. Użyli go do opisywania osób, które wierzą, że są przeznaczone do wielkich spraw, mają poczucie bycia wszechmocnymi, nie są w stanie słuchać innych, a krytyka ich poczynań nie robi na nich żadnego wrażenia.
Stwierdzili, że syndrom pychy (syndrom hybris) jest nabytym zaburzeniem psychicznym, które dotyka ludzi sprawujących władzę. Ta okrada ich z empatii, niebezpiecznie oddala od rzeczywistości, a jednocześnie napełnia dumą i arogancją.
Do najczęstszych objawów syndromu hybris zalicza się między innymi:
- Obsesję na punkcie własnego wizerunku.
- Przekonanie o własnej nieomylności – mesjasz, który głosi absolutną prawdę.
- Lekkomyślne i impulsywne działanie.
- Pogardę wobec rad i prób wyrażenia krytyki.
- Utratę kontaktu z rzeczywistością.
- Niekompetencję płynącą z gigantycznej pewności siebie, brak dbałości o szczegóły.
- Używanie władzy do samouwielbienia.
- Żądanie uprzywilejowanego traktowania.
Badając powyższe objawy syndromu hybris, Owen i Davidson dostrzegli powiązania z zaburzeniami osobowości, a szczególnie jednym z nich – mowa o narcyzmie. Zaobserwowali, że cechy narcystyczne znacznie zwiększają szanse rozwoju syndromu pychy.
Putin a syndrom hybris
Od kilku tygodni cały świat zastanawia się, kim jest człowiek, który dopuszcza się barbarzyństwa, jakie obserwujemy każdego dnia w relacjach z Ukrainy. Ocierając łzy na przemian z próbą opanowania wściekłości, powtarzamy: wariat, szaleniec, obłąkany. To określenia, które padają dziś z ust wielu laików, jednak jak się okazuje, specjaliści – psychiatrzy i psychologowie – od dawna z niepokojem przyglądali się postawie Władimira Putina, dostrzegając w niej syndrom hybris.
Już w 2014 roku, tuż po aneksji Krymu, szkocki psycholog Ian Robertson na łamach magazynu „Psychology Today” dokonał analizy, która niestety nie została potraktowana zbyt poważnie. Otóż psycholog przestrzegał w niej przed tym, co może nastąpić wskutek działania syndromu pychy. Analiza zatytułowana: „Niebezpieczeństwo, które czai się w mózgu Władimira Putina” dziś, z perspektywy czasu, wydaje się prorocza…
Swój artykuł Robertson zaczął od opisu pewnej, niby niepozornej, sytuacji. Rzecz miała miejsce w 2006 roku na Syberii, gdzie odbywały się niemiecko-rosyjskie rozmowy. Wówczas Angela Merkel bezskutecznie próbowała wpłynąć na Putina, by ten traktował ministrów gabinetu z szacunkiem, a nie z pogardą. Dalej psycholog pisał tak: „Dziś pogarda Putina dla innych wykracza daleko poza jego gabinet, obejmując całe zachodnie przywództwo, od Camerona po Obamę. Osobowość i myślenie Putina zostały poważnie zniekształcone przez wpływ ogromnej, w dużej mierze nieograniczonej władzy na jego mózg”. Tłumaczył: „Raczej nie ma wątpliwości, że jego mózg został tak bardzo zmieniony neurologicznie i fizycznie, że głęboko i szczerze wierzy w to, że bez niego Rosja jest skazana na zagładę. Absolutna władza przez długi czas sprawia, że jesteś ślepy na ryzyko, wysoce egocentryczny, narcystyczny i całkowicie pozbawiony samoświadomości. Sprawia też, że postrzegasz innych ludzi jako przedmioty, a emocjonalno-poznawczą konsekwencją tego wszystkiego jest… pogarda”. Aż w końcu psycholog wspomniał właśnie o syndromie hybris: „Postępująca izolacja i pogarda dla opinii innych ludzi to klasyczne objawy „syndromu pychy” – nabytego zaburzenia osobowości, na które podatni są niektórzy światowi przywódcy.
Dziś już chyba każdy z nas bez trudu ocenić może, czy Ian Robertson osiem lat temu dokonał nadinterpretacji…