Brendan Fraser miał swoje pięć minut. Do pewnego momentu grał głównie atletycznych przystojniaków, po czym jego kariera przygasła. Teraz znów jest o nim głośno dzięki roli w „Wielorybie” Darrena Aronofsky’ego, za którą dziś odebrał Oscara za główną rolę męską.
Oglądasz „Stranger Things”?
A da się nie oglądać tego serialu? Ostatni sezon pochłaniałem, wiedząc już, że jedna z gwiazd produkcji – Sadie Sink – zagra moją córkę w „Wielorybie”. Patrzyłem, jak na ekranie staje oko w oko z potworami, i zastanawiałem się, jak to będzie wymienić z nią spojrzenia na planie. Zwłaszcza że nie miałem wątpliwości, jak będzie patrzyła na swojego ojca – jak na potwora.
Ty także surowo oceniasz Charliego? Odszedł od rodziny, kiedy zakochał się w innym mężczyźnie, przez lata nie miał z córką kontaktu.
Charlie ma niezwykłą zdolność – potrafi dostrzegać w innych ich najlepsze cechy. Takie ma podejście do swoich studentów, z którymi spotyka się online, nie pokazując im swojej twarzy. Tak samo patrzy na swoją nastoletnią córkę. Zachęca innych, żeby widzieli w sobie dobre strony, a jednocześnie nie chce ich widzieć w sobie samym. Zakłada z góry, że tego, co zrobił, bliscy nie są w stanie mu wybaczyć. Nie szuka usprawiedliwień, nie próbuje naprawiać relacji, stawia siebie w pozycji „tego złego”. Uważa samego siebie za największego wroga swojej rodziny, kogoś, przez kogo jej członkowie musieli wiele wycierpieć. Film „Wieloryb” dotyka tematu odkupienia. Zadaje pytanie o to, czy ono jest w ogóle możliwe, kiedy poprzez swoje decyzje ktoś przysparza innym bólu.
Aronofsky postawił przed Tobą trudne zadanie. Charlie jest ekstremalnie otyłym mężczyzną, unieruchomionym we własnym mieszkaniu, żyjącym przeszłością. Jest kimś, kto się poddał, i to na wielu polach. A jednocześnie ma w sobie coś niezwykłego – jakąś iskrę, rodzaj wyostrzonej empatii, wrażliwości, dzięki którym nie da się z nim nie sympatyzować.
Premierowy pokaz filmu na festiwalu w Wenecji uświadomił mi, że „Wieloryb” daje ludziom szansę na przeżycie katharsis. Ekstremalna otyłość Charliego czy błędy, które popełnił, przestają mieć znaczenie. Spędzamy z nim dwie godziny i uczestniczymy w jego walce o odkupienie. Patrzymy na niego i zdajemy sobie sprawę, że jego żal, ból i tęsknota stają się dla nas znacznie ważniejsze niż jego kilogramy ponad normę. Kiedy widziałem, ile osób ociera łzy w czasie owacji, nie wytrzymałem i sam się popłakałem. Wzruszyło mnie, że potrafimy w Charliem dostrzec człowieka.
Dużo dałeś tej postaci z siebie?
Nasz scenarzysta Samuel D. Hunter napisał „Wieloryba” jako sztukę teatralną, którą oparł na własnych doświadczeniach. Rozliczał się w niej z poczucia wyobcowania, wykluczenia, problemów rodzinnych. Dla niego to jest bardzo osobisty tekst. Dla mnie okazał się na tyle prawdziwy, że nie potrzebowałem uzupełniać go własnymi przeżyciami. Dużo natomiast z pracy nad tym projektem wyniosłem, choćby przekonanie, że nie wolno mi nikogo oceniać za to, jak wygląda, w co wierzy ani kogo kocha.
Uderzająca jest w „Wielorybie” Twoja fizyczna metamorfoza. Jak stałeś się postacią, którą widzimy na ekranie?
Mój kostium powstał na drukarce 3D, a kiedy go dostałem, musiałem się nauczyć w nim poruszać. To była przede wszystkim nauka chodzenia, ponieważ ta dodatkowa porcja ciała skutecznie ograniczała wszelkie moje ruchy, było mi też nieznośnie gorąco. Żeby jakoś w tym kostiumie wytrzymać, musiałem nosić pod spodem specjalny materiał wychładzający, tak jak zawodnicy, którzy startują w wyścigach samochodowych. A i tak z początku wykonanie kilku kroków było możliwe pod warunkiem, że pomagało mi czasem nawet siedem osób. Starałem się przy tym cały czas pamiętać, że mój kostium powstał nie po to, żeby upokorzyć Charliego, tylko przywrócić mu godność, którą społeczeństwo tak chętnie mu odbiera.
Brendan Fraser w filmie „Wieloryb” (Fot. East News)
Zagranie Charliego tak, żeby widzowie zapomnieli o jego tuszy, a skupili się na tym, co przeżywa, musiało być wyzwaniem.
Sam utożsamiam się z jego krzywdą – z okrutnymi wpisami w social mediach, których autorzy krytykują jego tuszę, czy z komentarzami, jakie słyszy od przypadkowych ludzi.
Kiedy przygotowywałem się do tej roli, spotykałem się z terapeutami prowadzącymi grupy wsparcia dla ludzi w podobnej sytuacji co mój bohater i uderzyło mnie, że oni nie doradzają swoim pacjentom, co mają robić, tylko starają się ich zachęcić, żeby sami podjęli ważne decyzje, żeby wzięli za nie odpowiedzialność i w ten sposób poczuli moc sprawczą.
Ludzie tacy jak Charlie bardzo często czują, że nie mają nad sobą kontroli, że rządzi nimi ich ciało, ich chęć objadania się, niepohamowane łaknienie. Słyszałem o tym od samych osób z nadwagą i pracujących z nimi specjalistów. Dla jednych i drugich bardzo ważne było to, jak Charliego sportretujemy. Najczęściej podobne postaci pokazuje się na ekranie w komediach, gdzie ich waga stanowi pretekst do niewyszukanych żartów, albo w filmach, w których widz ma im współczuć i ich żałować. Oni obawiali się, że „Wieloryb” pójdzie podobną drogą, więc bardzo docenili, że Charlie to tak złożona postać. Waga go nie definiuje, to jedna z jego wielu cech.
Kiedy słuchałeś wszystkich tych osobistych historii, coś Cię w nich zaskoczyło, coś szczególnie zwróciło Twoją uwagę?
Mam taką obserwację, że w młodości tych ludzi bardzo często pojawiała się jakaś osoba, która sprawiała, że przestawali się dobrze ze sobą czuć. To na ogół był ktoś dorosły, nie chodziło o rówieśników, choć przecież dzieciaki bywają okrutne, tylko o kogoś z autorytetem – członka rodziny, nauczyciela, często ojca. I to właśnie ta osoba powodowała, że zaczynali czuć się okropnie ze swoją wagą. Do tego dochodzą amerykańskie realia i utrudniony dostęp do zdrowej żywności. Ameryka jest zalana kiepskiej jakości jedzeniem. Możemy więc winić Charliego za to, jak wygląda, ale trzeba pamiętać, jak wiele czynników mu w tym pomaga. Przesłanie naszego filmu jest także takie, żebyśmy się o siebie nawzajem troszczyli, żebyśmy nie zostawiali innych samym sobie. To, w jakim systemie żyjemy, jest sprawą nas wszystkich.
„Wieloryb” to Twój triumfalny powrót do ról pierwszoplanowych. Zastanawia mnie, dlaczego filmowcy przez tak długi czas nie doceniali Twojego talentu.
Komentarze w prasie, że na wiele lat zupełnie zniknąłem, są przesadzone. Wciąż grałem, tylko że w mniejszych produkcjach. Darren Aronofsky zobaczył mnie w niezależnym filmie brazylijskim „Podróż do końca nocy” w reżyserii Erica Easona. Powiedział mi, że ponad dziesięć lat szukał kogoś, kto nadawałby się do roli Charliego, ale nie mógł się do nikogo przekonać. A kiedy mnie zobaczył, coś drgnęło. Spotkaliśmy się i okazało się, że podobnie myślimy o Charliem i chcemy zrobić razem „Wieloryba”. Poczułem się jak cholerny szczęściarz.
Kiedy skończyły się propozycje ról w hollywoodzkich superprodukcjach, miałeś żal, że fabryka snów o Tobie zapomniała?
Nie rozmyślałem o tym, tylko cieszyłem się, że mam pracę. Ten zawód ma sens wtedy, kiedy stajesz na planie filmowym i jesteś otoczony inspirującymi ludźmi. Nie ma znaczenia budżet filmu ani w jakim kraju go robisz. Po premierze „Wieloryba” w Wenecji media rozpisywały się o moim wielkim powrocie do grania, ale ja przecież nie brałem urlopu od zawodu.
Tego rodzaju sformułowania i uproszczenia mogą być krzywdzące, ale są, zdaje się, nieodłączną częścią show-biznesu. Ciekawe, czy realia kiedykolwiek się pod tym względem zmienią. Myślisz czasem o tym jako ojciec trójki dzieci, które mogą pójść w Twoje ślady? Masz obawy o ich przyszłość?
Młoda generacja ma to do siebie, że szuka jakości w życiu. Kiedy zdradziłem mojemu 18-letniemu synowi, że będę robił „Batgirl”, powiedział: „O, fajnie…” [ostatecznie wytwórnia zdecydowała, że film nie trafi na ekrany – przyp. aut.]. Natomiast kiedy przyznałem się mu, że będę pracował z Darrenem Aronofskym, od razu zaświeciły mu się oczy: „O rany! Ale zarąbiście!”. Młodzi dobrze wiedzą, co jest dobre. Jak już wspominałem, na planie „Wieloryba” pracowałem z Sadie Sink. Dziennikarze często pytają Sadie, czy dawałem jej jakieś rady i czego się ode mnie nauczyła, a my uczyliśmy się od siebie nawzajem. To jest proces dwustronny.
A co powiesz na zarzuty, że zagrałeś ekstremalnie otyłego geja, choć nie jesteś ani nadmiernie otyły, ani homoseksualny? Znalazłem w sieci, na całkiem przyzwoitych portalach, i takie opinie.
A ile trzeba ważyć, żeby zostać uznanym za odpowiedniego aktora do tej roli? Od ilu kilogramów zaczyna się taki rodzaj otyłości, który predestynuje kogoś do wcielenia się w Charliego? Jestem aktorem, moja praca polega na odgrywaniu postaci. Charlie to nie Brendan, natomiast Brendan zagrał Charliego, bo na tym polegało jego zadanie i starał się je wykonać najlepiej, jak potrafił. Poddawajmy więc ocenie to, jak wypadłem aktorsko, a nie to, ile kilogramów wskazuje waga, gdy na niej staję.
Brendan Fraser (rocznik 1978), amerykański aktor najbardziej znany z serii filmów „Mumia”. Wystąpił także w takich produkcjach jak „George prosto z drzewa”, „Zakręcony”, „Spokojny Amerykanin” i „Miasto gniewu”. Kreacja w „Wielorybie” przyniosła mu nominację do Złotego Globu oraz Oscara.