1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania

Czytaj i zmieniaj świat na lepsze – nowa misja Natalie Portman

Natalie Portman, aktorka i aktywistka (Fot. Mario Cartelli/Zuma Press/Forum)
Natalie Portman, aktorka i aktywistka (Fot. Mario Cartelli/Zuma Press/Forum)
Aktorstwo to dla niej za mało, zresztą ostatnio głośno jest o innej jej działalności, i to nie tylko w kontekście książek i rozmów z pisarzami. Czym jeszcze zajmuje się Natalie Portman? W wielkim skrócie: dokłada starań, żeby świat stał się lepszym miejscem do życia. Z tego powodu w maju przyjedzie do Poznania. Wcześniej udało nam się z nią porozmawiać.

Podsumujmy – jesteś aktorką uhonorowaną Oscarem, reżyserką, aktywistką, matką, producentką filmową, ambasadorką pewnej kultowej, luksusowej marki kosmetycznej, orędowniczką kultury żydowskiej, pisarką, koneserką literatury, blogerką propagująca czytanie i międzynarodowych pisarzy, w tym noblistkę z Polski Olgę Tokarczuk…
Mała poprawka: jestem niespełnioną pisarką. (śmiech) Albo pisarką aspirującą.

Do tego wątku, mam nadzieję, jeszcze dojdziemy, tymczasem ciekawa jestem, jak to wszystko godzisz?
Kto powiedział, że godzę? (śmiech) Nigdy nie czułam się jak multiinstrumentalistka. Już raczej jak ośmiornica, której splątały się macki, kiedy próbowała chwycić naraz zbyt wiele. Mam chyba wieczny głód wiedzy, nauki, odkrywania i dowiadywania się nowego o sobie i o świecie. A może nie chcę dorosnąć? Jestem wieczną studentką – co daje mi pewien spokój ducha, poczucie, że mam jeszcze czas, żeby nadrobić wszystkie zaległości.

Dla niektórych Natalie Portman jest autorytetem.
Sama się dziwię. Otrzymałam nie tak dawno propozycję bycia tutorką. Pomyślałam: „Zaraz, zaraz, przecież moi mistrzowie jeszcze żyją”.

Podjęłaś wyzwanie?
Tak. Muszę przyznać, że czułam się nieswojo, kiedy pytano mnie, jak to było „w dawnych czasach” kręcić takie filmy, jak „Leon zawodowiec”. Myślałam, że chodzi o moją dziecięcą wówczas perspektywę, miałam przecież wtedy 13 lat. Myliłam się – dzisiaj wszystko filtruje się przez pryzmat ruchu #MeToo.

Czy taki film jak „Leon zawodowiec” mógłby powstać dzisiaj?
Prawdopodobnie nie. I dobrze, że świat jest w innym miejscu. Jednak nie jestem przekonana, czy naprawdę wszędzie trzeba szukać i dopatrywać się skandalu. Muszę przyznać, że dla mnie te „dawne czasy” brzmią cokolwiek dziwnie.
A to swoją drogą – przecież ja przygodę z kinem zaczynałam... wczoraj. Może przedwczoraj. No dobrze, było to 30 lat temu. Sama nie mogę w to uwierzyć. Jak również w fakt, że to właśnie mnie się udało. Zapracowałam na to, ale z pewnością miałam też dużo szczęścia.

Co pamiętasz z początków?
Że świat kina był zdominowany przez ludzi barwnych, głośnych, dowcipnych. Ten świat był niepoprawny politycznie, sarkastyczny, wymagający, zróżnicowany, chaotyczny, błyskotliwy i… prawdziwy.

Rozwijałam swoją karierę w Nowym Jorku, pewnie w Los Angeles było nieco inaczej. Na północy liczył się nie tyle wygląd, co pewne określone predyspozycje: warunki fizyczne były istotne, ale nie chodziło o perfekcyjną urodę, raczej o charyzmę, intelekt, jakąś cechę charakterystyczną, czar.

Jak się w tym wszystkim odnalazłaś?
Od dziecka byłam bardzo ambitna. Tę wartość wpoili mi rodzice, którzy – szczególnie mama – opiekowali się mną, kiedy stawiałam pierwsze kroki w zawodzie. Mama wszędzie ze mną jeździła, czytała scenariusze i kontrakty, czuwała nad obiadem, pilnowała, kto wchodzi do mojej garderoby, kto zaprasza na lunch. Wiesz, takie połączenie superagentki i superrodzica. A do tego ja – obowiązkowa, odpowiedzialna, miałam też świetną pamięć. Wszelkie zadatki na...

Gwiazdę?
Chyba kujonkę. Byłam typem prymuski, trzeba to otwarcie powiedzieć. Pociągała mnie nie tyle rywalizacja, co wyzwania. Jeśli cokolwiek chciałam komuś udowodnić, to raczej samej sobie. Do dzisiaj tak mam. Stąd, zdaje się, mój wysiłek, żeby wciąż się doskonalić, żeby nie spocząć na laurach. Powierzchowny zachwyt i lajki w mediach społecznościowych mogą dawać poczucie, że osiągnęło się wystarczająco dużo, ale ja wiem, że jeszcze nie zaspokoiłam siebie. Pewność, że niczym nikogo – w tym siebie samej – już nie zaskoczę, byłaby bardzo smutna.

Aktorstwo to za mało?
Zdecydowanie za mało. Piękny zawód, ale nigdy nie budowałam swojego życia i świata wyłącznie na kinie. Prędzej na miłości, przyjaźniach, podróżach, dobrym jedzeniu, literaturze, bliskości, rodzinie. Czy wymieniłam dobre jedzenie? (śmiech) Kino… Czym byłoby kino bez tego wszystkiego? Gdybyśmy nie znali życia, a jedynie mogli oglądać o nim filmy, czy przeżywalibyśmy tak silne emocje, potrafilibyśmy się utożsamić z bohaterami na ekranie? Nie wyobrażam sobie egzystencji zawężonej do pracy, jakakolwiek byłaby ta praca, nawet najwspanialsza, wymarzona. Bo aktorstwo to faktycznie moje spełnione marzenie, chociaż wolę myśleć, że jeszcze nie wszystko dokonało się w tym temacie.

Marzysz o jakiejś roli?
Marzę o tym, żeby wreszcie udało mi się napisać wymarzoną rolę dla siebie.

Masz już w głowie konkretny scenariusz?
Wciąż nie odpowiedziałam sobie sama na pytanie, kogo lub co chciałabym zagrać, jakich emocji dotknąć, co powiedzieć o sobie lub przekazać innym. Na pewno pociąga mnie opowieść o transgresji, myślę, że tak należy dziś mówić o kobietach. Popatrz na to, co się dzieje z naturą, to jest w jakimś sensie symboliczna opowieść o kobiecie, o pramatce. Interesują mnie podróże do źródeł, do początków. Wciąż pozostało wiele historii do odkrycia, biografii kobiet, które zmieniły losy świata, a pozostają nieznane, bezimienne. Spełniam się w produkowaniu filmów, ale na pewno chciałabym wrócić do reżyserowania.

Rozdanie Oscarów (2020). Portman w pelerynie z wyszytymi nazwiskami reżyserek, które nie dostały wtedy nominacji. (Fot. Getty Images) Rozdanie Oscarów (2020). Portman w pelerynie z wyszytymi nazwiskami reżyserek, które nie dostały wtedy nominacji. (Fot. Getty Images)

Urodziłaś się w Jerozolimie. Wracasz do tego miejsca?
Bardzo często. To mój fundament, ojczyzna utracona, choć też w pewnym sensie odzyskana. Ja ją odnalazłam, poznałam, zgłębiłam i zrozumiałam, że choć jest częścią mnie, moje miejsce jest gdzie indziej. Trochę tak, jakbym wyszła ponownie z brzucha matki. Tak czy inaczej, wiem, że na stałe w Jerozolimie mieszkać już bym nie mogła. Uwielbiam podróże, często zresztą odbywam je samotnie, byłam na przykład w Maroku, które zwiedziłam praktycznie w pojedynkę. Kiedy jednak myślę o domu, sercem momentalnie jestem w Nowym Jorku. Często zastanawiam się, co by było, gdybyśmy nie wyjechali do USA. Jakie życie prowadziłabym dziś w Jerozolimie? Kim bym była?

Ponad dwa lata temu ukazała się w Stanach Twoja debiutancka książka „Fables” [Baśnie] do wspólnego, rodzinnego czytania dzieciom.Skąd taki pomysł?
Zacznę od tego, że do systematycznego czytania wróciłam, kiedy zostałam matką. Chciałam mieć trochę czasu i przestrzeni dla siebie i wiedziałam, że muszę ten czas dobrze zaplanować i spożytkować, inaczej roztrwonię go na jakieś nieistotne sprawy lub sprawy dotyczące domu i logistyki rodzinnej. Książki pozwalały mi oderwać się od bieżących spraw, zregenerować, przenieść szybko w inne realia.

Czytając, myślałam o tym, w jakim punkcie życia jestem aktualnie, kim się staję, jakie mam pragnienia, lęki, cele, dokąd zmierzam. Z drugiej strony dzięki regularnemu czytaniu zaczęłam zastanawiać się nad lekturami dla mojego dorastającego syna i córki. Jestem zdania, że nic tak nie edukuje dzieci jak podróże i literatura. I to był moment, kiedy postanowiłam odkryć przed nimi klasyczne bajki. Ale klasyczne bajki, jak szybko się przekonałam, nie zawsze trafiają ze swoim przesłaniem do współczesnych dzieciaków. Chociaż sam morał jest jasny i pouczający, droga do niego potrafi zniechęcić i znudzić.

Opracowałaś nowe wersje opowieści o żółwiu i zającu, trzech małych świnkach oraz wiejskiej i miejskiej myszy. Książka natychmiast stała się bestsellerem „New York Timesa”.
Zadziałała magia nazwiska. Snobizm i tyle, wiem, jak to działa. Dzięki rozpoznawalności dostałam dużo bardzo dobrych opinii zwrotnych, nieco mniej dobrych i... zero krytycznych. Wiesz, nawet tak nieobiektywna w tym przypadku osoba jak ja zwietrzy w tym podstęp!
A tak na poważnie, najwięcej szczerych i dość pochlebnych uwag otrzymałam od osób, dla których odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza przekazanie dzieciom wiedzy na temat takich spraw jak tolerancja, ekologia, równouprawnienie czy zagrożenia cywilizacyjne. Odkąd wychowuję córkę i syna, ważne stało się dla mnie propagowanie określonych wartości. Wpajam więc moim dzieciom, że nie ma jedynego właściwego sposobu na życie, że biorą współodpowiedzialność za naszą planetę, której należy się szacunek, tak samo jak dziadkowi czy babci, że pierwsze miejsce nie zawsze oznacza zwycięstwo. To są takie ponadczasowe lekcje, które sama dostałam w pakiecie z miłością od mojej rodziny. Tyle że dzisiejsze dzieci nie są tak naiwne jak kiedyś, dlatego unowocześniłam język „moich” bajek, zdynamizowałam akcję i nadałam im bardziej aktualny wymiar.

Czytacie je wciąż wspólnie w domu?
O nie, już nie, Amalia i Aleph wyrośli już z tych opowieści. Teraz robi na nich wrażenie to, że wcieliłam się w Potężną Thor u boku Chrisa Hemswortha.

Aktorka na proteście w koszulce Time’s Up, inicjatywy przeciwko molestowaniu w pracy i nierówności płac (2018). Aktorka na proteście w koszulce Time’s Up, inicjatywy przeciwko molestowaniu w pracy i nierówności płac (2018).

Natalie Portman, właśc. Neta-Lee Hershlag; rocznik 1981. Do jej najbardziej znanych i cenionych ról należą te w filmach: „Leon zawodowiec”, „Bliżej”, „V jak vendetta”, „Jackie”, „Vox Lux” czy „Czarny łabędź” (za tę rolę odebrała w 2011 roku Oscara). Prowadzi klub czytelniczy Natalie’s Book Club – z kontem na Instagramie @natsbookclub – w ramach którego przeprowadza wywiady z pisarkami i pisarzami. Znana jest z zaangażowania w wiele inicjatyw społecznych, akcji charytatywnych i programów wyrównujących szanse. Autorka książki dla dzieci „Fables”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze