Myli się ten, kto myśli, że odwaga to brak strachu. Platon twierdził: „Odwaga to wiedza, czego się bać trzeba, a czego nie”. Psychologia dodaje: brak strachu to patologia, potencjalne niebezpieczeństwo dla „śmiałka”. Prawdziwa odwaga to umiejętność współistnienia z lękiem i działania mimo niego. Rodzi się… w dzieciństwie.
Odwaga to cecha po części wrodzona, a po części nabyta. Już malutkie dzieci różnią się pod względem reaktywności: jedne wolą święty spokój i wtedy jest im dobrze, inne preferują dużą liczbę bodźców. Te pierwsze są bardziej wycofane i łatwiej je zaspokoić pod względem wrażeń; drugie są bardziej ofensywne, widać po nich, że czegoś chcą dla siebie. Wrodzona jest też pewna agresywność: nie w sensie destrukcji, ale ekspansji, sięgania, zagarniania. Dzieci od urodzenia mniej agresywne, mające delikatniejszy układ nerwowy, są mniej odważne, bardziej płochliwe, spokojniejsze. Bodźce docierają do ich układu nerwowego z większą intensywnością, więc w niebezpiecznej sytuacji mogą się cofać, uciekać. Maluchy żywsze, obdarzone mniej wrażliwym układem nerwowym, będą bodźców poszukiwać, wychodzić im naprzeciw. Odporność ich układu nerwowego stanowi podwaliny pod silniejszą, odważniejszą osobowość. Ale nie daje gwarancji, że tak się właśnie stanie, bo…
Na to, czy dziecko wyrośnie na odważnego człowieka, wpływa relacja z rodzicami. Kiedy rodzice potrafią dobrze zrozumieć i tolerować lęki i niełatwe emocje dziecka, ważna, trudna część jego osobowości zostaje „oswojona”. Kiedy ekspansywny maluch złości się na matkę, bo nie dostał tego, czego chce, matka może zareagować dwojako. Może przyjąć, zrozumieć zachowanie dziecka, postawić w mądry i łagodny sposób granice. Ale może się też zemścić czy odepchnąć dziecko – wówczas chęć sięgania po coś okazuje się dla dziecka niebezpieczna w skutkach, grozi utratą miłości. Im więcej doświadczyliśmy zrozumienia od rodziców, tym więcej nabieramy odwagi w wyrażaniu siebie bez obawy o konsekwencje. Ta odwaga to przewaga śmiałości w wyrażaniu siebie nad lękiem, że coś nam się stanie.
Niech nic nie zagraża więzi, nawet kara. Mądry rodzic mówi maluchowi, co w jego zachowaniu jest niedobre czy niebezpieczne, i określa: „Nie pozwalam ci dziś oglądać bajki, ale jutro już będziesz mógł” – i małe dziecko czuje, że więź nie została zerwana, że choć zrobiło coś złego, nie oznacza to utraty miłości rodzica czy relacji z nim. Bardzo niszczące dla poczucia pewności siebie są sytuacje, gdy rodzice się obrażają (nie będę z tobą rozmawiać, bo jesteś niedobry). Dziecko traci wówczas poczucie możliwości naprawienia błędu. W człowieku rodzi się bardzo silny lęk, że szkoda, jakiej się dopuścił, jest nie do naprawienia. Jeśli twoi rodzice chcą, byś zapamiętał raz na zawsze – zapamiętasz, ale inaczej. Jako ktoś niepewny, przestraszony, tracisz tym samym część spontanicznej śmiałości do wyrażania siebie, jaką miałeś.
Załóżmy, że jako dziecko, chcąc zbadać, co się stanie, popchnąłeś stolik, rozlałeś to, co na nim stało. Jeśli twoja mama powiedziała: „Będzie nam potrzebna ściereczka i zmiotka, musimy posprzątać ten bałagan”, dała wsparcie i możliwość naprawy błędu. Nawet jeśli jest trochę zła na dziecko, z wyrozumiałością przyjmuje skutki jego ciekawości.
W końcu rodzice są tylko ludźmi. Jeśli rodzic wybuchnie, a potem powie: „Przepraszam, że cię przestraszyłam, ale sama się zdenerwowałam, dziecko dostanie komunikat: „Mama jest na mnie zła, bo zbroiłem, ale to nie oznacza katastrofy, zerwania więzi, wycofania miłości – nie muszę się bać”. Mądry rodzic potrafi przyznać się do błędu. Dziecko zalało klawiaturę soczkiem? Tak, ale to tata trzymał je na kolanach, pisząc raport. Jeśli wyrazi żal, że tak się stało (nawet jeśli w pierwszym odruchu wybuchnął ) i powie: „Nie płacz, skarbie, w sumie to moja wina, że pozwoliłem ci pić soczek nad laptopem” – nauczy dziecko odwagi.
W bardzo trudnej sytuacji emocjonalnej są osoby, które w dzieciństwie zaznały przemocy, np. gdy były siłą karmione, gdy rodzice się nie liczyli z tym, czego potrzebują, lub odwrotnie – czego nie chcą. Każda forma przemocy prowadzi do chaosu niszczącego zdrowe reakcje obronne. Dla człowieka, którego wnętrze zostało w dzieciństwie naruszone, nawet niewielkie zewnętrzne zagrożenie oznacza bardzo silne pobudzenie wewnętrzne. Wyobraźmy sobie taką sytuację: mamy sprawę w urzędzie, ale urzędniczka jest niemiła. Można by wszystko wyjaśnić, zadając jej pytania albo grzecznie zwracając uwagę, ale wycofujemy się z kontaktu, uciekamy. Wewnątrz nas zachodzi wyładowanie, owocujące w takich sytuacjach poczuciem wewnętrznego zniszczenia, rozbicia – choć nic się nie stało: ani my nikomu nic nie zrobiliśmy, ani nikt nam nic nie zrobił.
Czasem następuje reakcja odwrotna: odreagowanie, zaprzeczenie własnym emocjom i lękom nieproporcjonalnie do okoliczności. Objawia się na przykład tym, że potrafisz nawrzeszczeć na niemiłą urzędniczkę (choć częściej wrzeszczymy na partnera, który stoi obok). I nie ma to nic wspólnego z odwagą, jest raczej związane z napięciem, które gromadziło się w dzieciństwie w duszy człowieka doświadczającego przemocy, a które powraca w sytuacjach jawiących się jako wymykające spod kontroli. To reakcja na poziomie biologicznym: całe ciało reaguje nieadekwatnie do obecnego bodźca czy sytuacji. Układ nerwowy reaguje automatycznie tak jak w dzieciństwie, poza osądem naszego rozumu. Dlatego ktoś, kto jako dziecko doświadczał przemocy, może w dorosłym życiu usłyszeć: „Co za tchórz, urzędniczka trochę na niego warknęła, a on od razu położył po sobie uszy”. Jeśli nasze lęki, słabości i agresja nie były dobrze przyjmowane i rozumiane, jako dorośli możemy się okazać odważniejsi, gdy mamy bronić innych. Walcząc w swoim imieniu, musielibyśmy uznać własną słabość (w obronie której stajemy). Broniąc innych, nie musimy mieć z własną słabością kontaktu, możemy szarżować i zaprzeczać lękowi – bo nas ta słabość dotyczy.
Zdarza się, że rodzice sami czują się niepewni – czasem generalnie, czasem okresowo. Wówczas dają dziecku premie za tchórzostwo. Dlaczego? Bo dobrze im z lękliwym dzieckiem, podświadomie hołdują przekonaniu, że będzie posłuszniejsze, grzeczniejsze, łatwiejsze do ustawienia. Odważne dzieci są niewygodne, są bowiem bardziej twórcze, ciekawsze, bardziej ekspansywne. Dlatego lękliwi, nieporadni rodzice nie premiują odważnych zachowań, które tylko utrudniają im zadanie. Doprowadzają więc do tego, że lęk przytłumia i przykrywa w życiu dziecka inne przeżycia, np. złość czy chęć sięgania po coś. Tłumią ciekawość i twórcze pomysły wiążące się z zadawaniem pytań, kłopotaniem kogoś chęcią sprawdzania własnych hipotez czy powiedzeniem „nie”, kiedy coś dziecku nie pasuje. Kiedy lękliwe zachowania są przez rodzica mile widziane, stopniowo tłumią ważne tendencje w życiu dziecka i nie pozwalają mu wyrosnąć na odważnego człowieka.
Często promuje się odwagę u chłopców i ostrożność u dziewczynek. Zgodnie ze społeczną rolą chłopców skłania się, by znaleźli w sobie odwagę konieczną do wycieczki na ciemne schody czy złapania pająka. Z kolei w wielu rodzinach dziewczynek nie zachęca się do szukania wewnętrznej odwagi, pozwala im się bać ciemnych pomieszczeń, myszy czy obcych ludzi. Po córeczce rodzice oczekują raczej uległości i uznają jej zalęknioną postawę za właściwą.
John Wayne powiedział „Odwaga to być śmiertelnie przerażonym, ale i tak wspiąć się na siodło”. Jeśli w harmonijnym procesie budowania wewnętrznej dojrzałości nauczyliśmy się rozumieć własne emocje, nie będziemy bali się bać. Będziemy umieli racjonalizować strach, powiedzieć sobie: „Boję się, ale nic złego nie musi się stać; rozumiem, że się boję, ale to nie oznacza nic strasznego”. Jeśli lęk traktujemy jak katastrofę – taki będzie, bo nadajemy mu moc. Ale jeśli potrafimy potraktować strach z takim zrozumieniem i życzliwością, tak jak kiedyś traktowali nasze obawy rodzice, znajdziemy w sobie odwagę, by działać.
Czarne owce to zwykle ludzie, którzy dostali w dzieciństwie największą dawkę mądrej miłości i zrozumienia! Zapewne także obdarzeni talentem, posiadający potencjał twórczy. Ale miłość z pewnością daje odwagę, by być sobą i iść swoją drogą – nawet wbrew całemu światu. To paradoks, ale właśnie te najbardziej kochane dzieci w rodzinie dostały taki potencjał miłości i wsparcia, że mają siłę, odwagę i energię konieczne, by wyłamać się z rodzinnych tradycji.
Tomasz Tuszewski, psycholog, psychoterapeuta związany z Laboratorium Psychoedukacji. Zajmuje się głównie klasyczną, długoterminową psychoterapią indywidualną, choć prowadzi także terapie grupowe.