Wrażliwy potrafi pięknie żyć. Nadwrażliwy musi nałożyć pancerz, opanować emocje. Najważniejsze, by nie stać się emocjonalnym nosorożcem.
Wrażliwość kojarzy się ze słabością: kogoś wrażliwego łatwo dotknąć, zranić. W takim rozumieniu jest jak piętno, utrudnia funkcjonowanie. To jedno jej oblicze. Drugie jest wspaniałe: wrażliwość to bogactwo, wrota do krainy czułości, bliskości, miłości i piękna. Wrażliwość powoduje, że budzą się w nas uczucia, że je intensywnie odczuwamy, większa wrażliwość oznacza silniejsze przeżywanie emocji.
To sposób, w jaki odbieramy innych i samych siebie; jak reagujemy na świat. Możemy być wrażliwi na różne zjawiska: czyjąś urodę, piękno przyrody, krzywdę słabszych, ale też na ból, cierpienie czy ocenę siebie. Ciekawe, że na identyczny bodziec każdy z nas może reagować inaczej – zależnie od osobistego poziomu wrażliwości czy skojarzenia, jaki dany impuls w nas wywołuje.
Są różne rodzaje wrażliwości. Wrażliwość sensoryczna to reakcja na otaczający nas świat: dźwięki, zapachy, ból, dotyk – na wszystko, co odbieramy zmysłami. Jest też wrażliwość, która dotyka tylko i wyłącznie emocji: to, że ktoś się do nas uśmiechnął lub krzywo spojrzał, przyniósł nam kwiaty lub nie przyszedł na spotkanie. Samo pojęcie „wrażliwość emocjonalna” kojarzy się raczej negatywnie: nic się nie dzieje, a ona wpada w histerię; taka drobnostka, a on już rozdrażniony. Ale to wrażliwość wzbogaca życie w związkach, bo dzięki niej jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć drugą osobę i lepiej odpowiedzieć na jej potrzeby. Pod warunkiem że spotkają się osoby o podobnym poziomie wrażliwości. Jeśli nadwrażliwiec spotka się z nosorożcem, trudno o wzajemne zrozumienie, na zasadzie „syty głodnego nie zrozumie”. Wtedy różne poziomy wrażliwości stają się przeszkodą.
Nie możemy sobie wybrać rodzaju wrażliwości: „będę reagować tylko na rzeczy przyjemne i piękne”. Wrażliwość działa w różnych obszarach. Są osoby, które będą równie silnie przeżywać wzruszenie na widok wschodu słońca i smutek na widok cierpiącego zwierzęcia. Inni są wrażliwi na piękno muzyki, ale nie dostrzegą bólu drugiego człowieka.
Rodzimy się wrażliwi. Wszyscy. Potem nasze doświadczenia sprawiają, że na pewne rzeczy wyczulamy się bardziej, a na pewne tracimy wrażliwość – blokujemy je, bo są zbyt bolesne. Podwaliny pod nasz sposób reagowania kładzie wrodzony temperament; istotne jest to, jak na impulsy reaguje układ nerwowy. Kiedy dociera do niego jakiś bodziec, pobudza go, po czym to pobudzenie wygasa. Szybkość wzbudzania i szybkość wygasania mogą być różne. I tak posiadacz układu nerwowego, który pobudza się wolniej, będzie ogólnie mniej wrażliwy, poziom jego wrażliwości na bodźce będzie niższy. Ktoś obdarzony układem nerwowym, który pobudza się szybko i szybko wygasa, będzie człowiekiem wrażliwym. Za to osoba z tendencją do szybkiego pobudzania, ale wolniejszego wygasania pobudzenia ma spore zadatki na nadwrażliwca. A czy nadwrażliwcem zostanie, w dużej mierze zależy od wychowania, środowiska i wszystkiego, co się wydarzy w toku życiowych doświadczeń.
Związane z wrażliwością cechy częściej przypisuje się kobietom: są emocjonalne, podatne na piękno, ulegają nastrojom. Ale to w rzeczywistości kwestia… wychowania. Obserwacja maleńkich dzieci dowodzi, że dziewczynki i chłopcy reagują takimi samymi emocjami. Dopiero kiedy zaczyna się socjalizacja i wychowywanie, to się zmienia: chłopca uczymy, że mężczyzna nie płacze, nie przejmuje się drobiazgami, nie boi się myszy czy pająków, nie okazuje lęku, nie powinien się mazać – nawet jeśli cierpi. Mężczyzna jest twardy jak skała. Kobieta może być słaba. Opowiada się dziewczynce bajkę o księżniczce na ziarnku grochu, dodając, że właśnie po wrażliwości poznaje się prawdziwą damę. Nieporozumienie polega na tym, że potem te księżniczki, dorastając, chcą mieć u boku delikatnego, czułego i wrażliwego księcia, a otoczone są twardymi jak skała rycerzami w zbroi. I mamy problem, bo jeśli już się człowiek uzbroi, bardzo trudno dotrzeć do tego wnętrza, które pod zbroją ukrywa.
Najogólniej można powiedzieć, że nadwrażliwców czyni z nas lęk przed stratą. Gdy boimy się utracić coś, co uważamy za naprawdę cenne i ważne, możemy przesadnie reagować na sytuację, która grozi utratą tej cennej wartości. Ktoś, kto wyzdrowiał po długiej i dramatycznej walce o życie może już na zawsze pozostać nadwrażliwy na punkcie swego zdrowia. Taka sytuacja i tak jest komfortowa, bo dokładnie wiadomo, co nadwrażliwość spowodowało. Często nie jest to takie proste. Znacznie trudniej znaleźć przyczynę nadwrażliwości u „zwyczajnych” ludzi, którzy nie mieli większych przeżyć lub ich nie pamiętają. Na przykład żona proponuje: „Chodźmy do kina”, a mąż odmawia. Żona reaguje nadwrażliwie, myśli: „On już mnie nie kocha”. Dlaczego? Boi się stracić to, co dla niej ważne: bliskość, miłość i związek. Gdyby chciała dotrzeć do źródeł swojego lęku, prawdopodobnie okazałoby się, że dawno, na etapie dzieciństwa, którego nie pamięta, poczucie opuszczenia zaszczepiło w niej lęk przed separacją z ukochaną osobą – może mama gdzieś wyszła, a dziecko bardzo się bało, że przestała istnieć, że nigdy nie wróci. I to jest ślad tamtego uczucia: lęk, że zostanie opuszczona czy zostawiona, bo dla partnera jest w danym momencie coś ważniejszego od niej.
Wiele osób silnie reaguje na krytykę. To także lęk przed stratą – tym razem dobrego obrazu siebie. Każdy ma jakiś pomysł na to, jaki jest; a gdy nas ktoś krytykuje, na portrecie pojawia się rysa. Jedni są w stanie przejść nad tym do porządku dziennego, powiedzieć sobie: „OK, to twoje zdanie, ale ja uważam inaczej”. Inni reagują przesadnie, nawet gdy ktoś krytykuje ich mądrze – nie osobę, lecz konkretne zachowanie. Nadwrażliwiec nie umie odróżnić krytyki mądrej od raniącej i na obie zareaguje bardzo mocno.
Czasem nadwrażliwiec to osoba wypielęgnowana przez troskliwych rodziców. Nadmiernie chronią oni dziecko, izolują od negatywnych doświadczeń albo nie pozwalają mu spotkać się choćby w najmniejszym stopniu z prawdą o życiu. Takie dziecko wyrośnie na osobę nadwrażliwą, nieradzącą sobie z własnymi reakcjami, bo nie wyćwiczyło tego w dzieciństwie. Zabrakło jej treningu. W kontakcie z trudnymi sytuacjami tworzymy bowiem rodzaj pancerza, który pomaga nam chronić to, co w nas delikatne, mięciutkie, podatne na ciosy. Każdy ma taką otoczkę, by nasza pierwotna wrażliwość miała jakąś ochronę. Gdyby człowiek nie miał żadnych mechanizmów obronnych i hamujących, nie byłby w stanie żyć. Nadwrażliwcy nie mają pancerza, stosują więc inne strategie. Jedną z nich jest zamrażanie polegające na niedopuszczaniu do siebie pewnych negatywnych emocji, blokowaniu się na nie, by ich nie doświadczać (człowiek o normalnym poziomie wrażliwości powinien sobie z większością emocji poradzić). Uczucia żyją, tyle że w „podziemiu”, i biorą górę w najmniej odpowiednim momencie. Jednak z treningiem negatywnych doświadczeń też nie wolno przesadzić. Jeśli w dzieciństwie doświadczyliśmy wielu strat, które były dotkliwe (najczęściej dotyczy to utraty miłości), postanawiamy się silnie opancerzyć i więcej nie ryzykować. Przestajemy reagować. Na głębokim, wewnętrznym poziomie rezygnujemy z wrażliwości.
Spotykający nas w dzieciństwie nadmierny krytycyzm powoduje, że jako dorośli czujemy się niepełnowartościowi. A wówczas często reagujemy obronnie (czyli nadwrażliwie) na to, co nas spotyka. Podobny efekt daje też nadmierny krytycyzm otoczenia wobec naszych stanów emocjonalnych, np.: nie mazgaj się, nie chodź taka smutna. Tak strofowana osoba postanawia: będę dzielną dziewczynką, będę sobie radzić w życiu, ale w środku będzie cierpieć, przy czym nie będzie wiedzieć, dlaczego tak jest. I gdy taka „dzielna dziewczynka” w wieku 40 lat coś utraci, dotychczasowy wymuszony brak wrażliwości zaowocuje nadwrażliwością. Do tej pory taka silna, np. na stratę pracy zareaguje głęboką depresją, bo to uruchomi jej wczesnodziecięce lęki. Czasem w rodzinach istnieją różne tabu dotyczące wyrażania uczuć, np. złości czy smutku. Ludzie się wtedy na przykład nie złoszczą albo nie smucą. Mają blokadę w wyrażaniu emocji. Często w warstwie świadomej ich nawet nie doświadczają. Ale będą reagować nieadekwatnie, gdy ktoś w ich otoczeniu takie emocje przejawi – są na tym punkcie nadmiernie wrażliwi, bo lęk z dzieciństwa każe im nie dopuszczać do powstawania takiej sytuacji. Człowiek musi być całością, przyjmować wszystkie emocje. Gdy na jakieś nie ma przyzwolenia, ta sfera spotka się z jego nadwrażliwą reakcją.