1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Nie powiedziałam... i żałuję do dziś”. Dlaczego wciąż mamy problem z mówieniem o trudnych emocjach?

„Nie powiedziałam... i żałuję do dziś”. Dlaczego wciąż mamy problem z mówieniem o trudnych emocjach?

(Fot. Olga Rolenko/Getty Images)
(Fot. Olga Rolenko/Getty Images)
Głos to JA, moja tożsamość, mój trzon – mogę nie umieć malować czy tańczyć, ale głosem zawsze wyrażam siebie. Warto – nie tylko wtedy, kiedy boli nas gardło – zadawać sobie pewne pytania: Czy mój głos może wybrzmieć tak, jak chcę? Czy daję sobie prawo do mówienia tego, co ważne dla mnie, co ze mną zgodne? Czy nie ukrywam przed światem albo nawet przed sobą żalu? – pisze nasza felietonistka Urszula Sołtys-Para.

Myślę sobie dzisiaj o głosie – o tym, co wyrażamy, a czego nie, i dlaczego nie. Co się dzieje, gdy ściska się nam gardło i myśli utykają niewypowiedziane? Co się dzieje, gdy chcemy coś powiedzieć, ale nie jesteśmy w stanie? Moje rozważania biorą się z tego, czego doświadczam aktualnie, a mianowicie z moich kłopotów zdrowotnych i wynikających z nich problemów z głosem. Mogę powiedzieć oczywiście, że to klimatyzacja mnie przewiała i tak dalej, ale przecież nie zawsze wszyscy łapią te same infekcje w tych samych warunkach. Obserwujemy indywidualną podatność na różne choroby. A zatem może to o czymś świadczyć. Psychiatra Gerald Epstein w książce „Uzdrowienie przez wizualizację” pisze, że infekcje górnych dróg oddechowych często wiążą się ze stłumionym żalem i niewyrażoną stratą.

Dawne żale

Próbuję sobie przypomnieć moje pierwsze tego typu trudności, chyba pojawiły się, gdy miałam 15 lat. Razem z koleżankami same wymyśliłyśmy tzw. pogram artystyczny na pożegnanie szkoły podstawowej, co było generalnie świetną zabawą. Jednakże ambiwalencja związana z lękiem przed pójściem do nowej szkoły, świadomość opuszczania tego, co znane, i ruszenia w nowe środowisko, mogła jak nic uwięznąć w gardle. Tym bar dziej że miałam szczęście do świetnych koleżanek i kolegów w klasie oraz do życzliwych pedagogów (w większości). No i żal było odchodzić; chociaż nie przypominam sobie, abym dawała sobie przestrzeń do wyrażania tego żalu, gdy wokół panował nastrój wszechobecnej radości z zakończenia pewnego etapu w życiu. Dzień przed planowanym występem, podczas próby generalnej, zaniemówiłam. Doskonale przypominam sobie własną panikę, złość na siebie, niepokój, że zawiodę innych. Garściami brałam tabletki do ssania na gardło.

Tę sytuację pamiętam świadomie, ale we wczesnym dzieciństwie – co znam z opowieści – często chorowałam na infekcje gardła, podobnie jak to przypada w udziale wielu maluchom. co myślą, czego chcą. Są świadome, że ich głos został gdzieś Nieutulony żal z powodu rozłąki z rodzicami, poczucie bycia nierozumianym, gdy opiekunowie nie są w stanie właściwie odczytać potrzeb dziecka, może zbierać się właśnie w gardle, osłabiać je i obniżać odporność.

Struny głosowe, czuły instrument

Czy zwróciliście uwagę – u siebie albo u innych – jak często chrząkamy, gdy chcemy coś powiedzieć, a nie jesteśmy tego pewni, albo boimy się zwerbalizowania swoich poglądów? Jak często wtedy drapie nas w gardle? Przecież gdy czujemy się bezpiecznie, w rozluźnieniu i beztrosce, raczej nie chrząkamy. Gardło reaguje na stres, bo struny głosowe są czułym instrumentem.

Głos to JA, moja tożsamość, mój trzon – mogę nie umieć malować czy tańczyć, ale głosem zawsze wyrażam siebie. Dlatego w ba śni „Mała Syrenka” tak bardzo porusza, że Arielka oddała swój głos, czyli wszystko, co miała najcenniejsze. Była w stanie siebie utracić. Naprawdę zawsze mam ścisk gardła, kiedy o tym myślę.

Czasem pacjentki (takie doświadczenia mam tylko w pracy z kobietami) mówią, że chcą wreszcie odzyskać swój głos albo że chcą odważnie siebie wyrażać: co czują, co myślą, czego chcą. Są świadome, że ich głos został gdzieś uwięziony, nie ma dla niego przestrzeni, nie wybrzmiewa czysto i mocno.

Historia filmu „Jutro będzie nasze” w reżyserii Paoli Cortellesi osadzona jest w roku 1946, gdy Włoszki uzyskały prawa wyborcze. Dopiero wtedy! (Dla porównania: w Polsce w 1918 roku, a w Finlandii w 1906 roku). Ostatnia scena jest niezwykle przejmująca – główna bohaterka z zamkniętymi ustami, w pantomimicznych gestach, w rytm muzyki, komunikuje się ze swoją córką. Nie wyraża niczego głosem, tylko gestami, spojrzeniem, mimiką. Ale przecież przed chwilą po raz pierwszy w życiu oddała swój głos przy urnie wyborczej! Głos daje siłę, a danie sobie prawa do głosu dodaje mocy. Ciekawe, jak mogły się potoczyć dalsze losy Delii, kiedy odzyskała już kontakt ze swoją sprawczością – kiedy jej oczy nie są już smutne, ale wyrażają stanowczość. Ciekawe, na ile mogła pozwolić sobie usłyszeć swój głos, a być może nawet pójść za nim, z odwagą… Nie będę zdradzać fabuły filmu tym, którzy go jeszcze nie obejrzeli, ale chcę wierzyć, że doświadczenie tej siły sprawczej mogłoby pomóc bohaterce podjąć odważne decyzje i poczuć, że naprawdę MOŻE zmienić swoje życie.

Akceptacja bezgłosu

Utrata głosu i zapalenie krtani dopadły mnie akurat w takim momencie, gdy miałam różne zobowiązania i potrzebowałam rozmawiać z innymi. Postanowiłam się zatem spiąć i w dwa dni wyleczyć gardło – poszłam nawet do lekarza i wykupi łam torbę leków, jednak bezgłos i kaszel trzymały. I dopiero kiedy zwątpiłam w spektakularny sukces medycyny, odpuściłam i przestałam wierzyć, że w dwa dni odzyskam naturalne brzmienie głosu, dopiero wtedy zaczęło coś puszczać. Jakby istniała pewna zależność – spinasz się, to wszystko w ciele się spina; kiedy odpuszczasz, choroba też odpuszcza.

Powoli przyjmowałam z akceptacją kaszel i bezgłos, a także bezsilność i żal. Odwołałam pacjentów, przełożyłam ważne spotkanie i doświadczyłam niezwykłej życzliwości i zrozumienia – wszyscy życzyli mi powrotu do zdrowia. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ złapałam się także na tym, że trudno mi coś przekładać, bo przecież terminy ustalone, a to zobowiązuje. Inne osoby mają swój czas i swoje plany, a ja tak zmieniam je w ostatnim momencie. Wiadomo, że nie mogłam z wyprzedzeniem choroby zaplanować, jednak czułam się dość niezręcznie. Mimo to takie ciepło i wyrozumiałość do mnie płynie… Wzruszona i otulona życzliwością mogłam odpuścić napięcie, mogłam zacząć się leczyć powoli, szanując rytm ciała, nawadniać się i wygrzewać. Bo pewnych spraw się nie przyspieszy – trzeba swoje wyleżeć, przespać, wypocić, a czasem nawet przepłakać, żeby organizm się mógł regenerować.

Nie ma tego złego…

Podzielę się moim mechanizmem obronnym, mantrą wspierającą – gdy już nie mam siły na walkę z przeciwnościami losu, a zrobiłam w moim odczuciu wszystko, co mogłam, to myślę sobie: „Może gdyby wydarzył się zakładany przeze scenariusz – nie byłoby wcale jednak tak dobrze? Ciekawe, co z tego wyniknie?”. I czekam, wypatrując pozytywnych zjawisk, które pojawić się mogą jako konsekwencja tych wszystkich zaistniałych utrudnień. A jeżeli nie pozytywnych, to chociaż rozwojowych (czasem). Choć jak rozwojowe, to chyba jednak też pozytywne, czyż nie? Tak szukam i wypatruję, jakbym chciała potwierdzić sobie i światu, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, choć wiemy przecież, że są sytuacje tak okrutne i tak okropne, że żadnego dobra nie niosą. Ale nie mówię tu o tym – mówię tylko o własnym mechanizmie obronnym, który – jak każdy mechanizm – ma nas właśnie chronić przed zobaczeniem całego zła, trochę otoczyć mgłą ciemne strony, by uwypuklać jasne.

Kiedy to piszę, jeszcze kaszlę, jeszcze siedzę z chrypką, głos już powoli wraca, ale jeszcze nie jest w pełni sił, wdycham olejki z dyfuzora, piję miód z majerankiem i zastanawiam się: Ciekawe, czemu tak miało być? Ciekawe, co dobrego wniesie ta choroba w moje życie?

Warto zadawać sobie pewne pytania nie tylko przy okazji chorób gardła. Co chcę wyrażać, a czego nie wyrażam? Czy mój głos może wybrzmieć tak, jak chcę? Czy daję sobie prawo do mówienia tego, co ważne dla mnie, co ze mną zgodne? Czy pozwalam sobie nazywać moje poglądy bez względu na to, co pomyślą na ten temat inne osoby? Czy nazywam i wyrażam moje uczucia? Czy nie ukrywam przed światem albo nawet przed sobą żalu? Może coś się właśnie w moim życiu kończy, a coś nowego zaczyna?

Życzę odważnych poszukiwań i odwagi w mierzeniu się z odpowiedziami.

Urszula Sołtys-Para, psycholożka i psychoterapeutka ericksonowska. Prowadzi prywatną praktykę psychoterapeutyczną w Tychach – pracuje z osobami dorosłymi, parami i rodzinami. Autorka poradników dla rodziców i książki „Przebodźcowani. Szukając siebie w świecie nadmiaru”. Współautorka podcastu „Wspólne słowa”, w którym razem z Anną Dankowską popularyzuje wiedzę z zakresu psychologii, twojpsycholog.net.pl.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze