1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Co zrobić, by miłość nie zniewalała, a wolność nie prowadziła do swawoli?

Co zrobić, by miłość nie zniewalała, a wolność nie prowadziła do swawoli?

Ilustracja DrAfter123/Getty Images
Ilustracja DrAfter123/Getty Images
Jak zadbać o to, by miłość nie zniewalała i była dostosowana do fazy życia rodzinnego, a wolność nie prowadziła do swawoli? – pyta w swoim felietonie profesor Bogdan de Barbaro

Tekst pochodzi z miesięcznika „Sens” 1/2025

Każdy naród zasługuje na wolność (nie respektują tego jedynie imperialistyczni tyrani), a każdemu obywatelowi wolność się należy (chyba że sprawiedliwy sąd udowodni mu przestępstwo). Sprawa komplikuje się, gdy wolność jednej osoby zagraża drugiej.

Z takim problemem próbuje sobie poradzić zasada, zgodnie z którą moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się naruszanie praw i swobody innego. Jednak w praktyce ta reguła nie usuwa dylematów, bo na przykład hałaśliwa zabawa u sąsiadów może być traktowana jako naruszenie wolności tych, którzy chcieliby się wyspać i rano rześko iść do pracy.

Wraz z nastaniem w europejskiej kulturze ponowoczesności i rozmyciem granicy między prawdą a fałszem oraz między faktem a opinią, coraz ważniejsze staje się pytanie: W jakich sytuacjach dochodzi do nadużywania wolności? Ktoś, kto publikuje hejt, będzie twierdził, że nikt nie ma prawa odbierać mu konstytucyjnie zapewnionej wolności słowa. A poza tym, on tylko pyta, czy to prawda, że jego przeciwnik rzeczywiście kradnie. Taka sytuacja przypomina raczej swawolę słowa niż wolność, ale ma się w społecznej przestrzeni całkiem nieźle (a nawet coraz lepiej). Z takim oto pełnym niejednoznaczności tłem mamy do czynienia, podejmując refleksję nad pytaniem o wolność w relacjach między rodzicami a dzieckiem.

Od niemowlęcia do nastolatka

Oczywistym jest, że dla niemowlęcia wolność byłaby katastrofą. Ono jest biologicznie bezradne, zdane na opiekę, wymagające kontroli i ograniczeń. Dziś już wiemy, że właśnie owa czuła i troskliwa więź, jaką tworzy rodzic, będzie stanowić fundament dobrego życia dziecka w przyszłości. Stopniowo, wraz z kolejnymi miesiącami i latami, w relacji rodzic–dziecko pojawia się miejsce na wolność tego drugiego. A zadaniem rodzica jest mądre ustawianie proporcji między miłością a wolnością. Mały chłopiec czy mała dziewczynka będą mieli wolność biegania po łące, ale już nie po ruchliwej ulicy. Bo dojrzała wolność sprzężona jest z zasadą odpowiedzialności, a więc swobodę w poruszaniu się po chodniku dziecko będzie miało wtedy, gdy będzie wiedziało, jak rozumieć czerwone światło na skrzyżowaniu.

Trudna, a zarazem w tym kontekście niezwykle interesująca jest sytuacja nastolatka i jego opiekunów. U nastolatka pojawiają się zachowania budzące trwogę w sercu rodziców, na przykład: nie wraca na noc, wagaruje, sięga po używki. A jednocześnie za tym, co robi ów nastolatek, stoi idea szukania własnych ścieżek, budowania niezależności, tożsamości i dorosłości. Niekiedy dzieje się tak jedynie po to, by być w opozycji do rodzica, niezależnie od tego, czy sposób budowania tej odrębności jest bezpieczny, sensowny i zdrowy. Trudno oczekiwać, by nastolatek te rozwojowe procesy rodzicom objaśniał. Przecież nie powie: „Tato, mamo, szukam swojego JA i potrzebuję iść własną drogą, bo budowanie tożsamości, a więc także odrębności od rodziców, to niezwykle ważny element procesu rozwojowego”. Rodzice stają wówczas przed niezwykle trudnym zadaniem, mają bowiem dokonać wyboru: ingerować czy ryzykować, że praktykowanie wolności przez nastolatka okaże się szkodliwą swawolą. Tak więc ta kolejna odsłona tańca miłości z wolnością jest szczególnie wymagająca dla obu stron.

Miłość i wolność zderzają się i kłócą, a jedna wartość kwestionuje drugą. Perspektywa rodzica („Przecież nie mogę się zgodzić na to, żeby moje ukochane, ledwie czternastoletnie dziecko jechało na wakacje bez opieki, tylko z nieznanymi mi koleżankami i kolegami”) zderza się z perspektywą owego czternastolatka czy czternastolatki („Moi rodzice mnie w ogóle nie rozumieją, traktują mnie, jakbym był/była dzieckiem, nie mogę pozwolić na taką niewolę”). Ale bywa i tak, że rodzic uważa, że już nadszedł czas, by dziecko samo próbowało swojej samodzielności. („Rób, co chcesz”, „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”, „Jeszcze sobie przypomnisz moje słowa”). Z kolei u nastolatków może się pojawić reakcja rezygnacji („Skoro rodzice mieliby się o mnie martwić, to już lepiej zostanę z nimi”.)

Te przykłady pokazują, że bardzo trudno o jakąś uniwersalną zasadę, która by rozstrzygała ten czy podobne dylematy. Tym, co może się przydać, jest obustronna świadomość, gdzie tkwi istota tego sporu, jakie są za i przeciw każdego z rozstrzygnięć. Ile wolności (ale nie swawoli), ile miłości (ale nie zniewalającej).

Czytaj także: Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców – jak się przed tym obronić?

Podwójna dorosłość

Szukanie harmonii między tymi dwiema nutami najłatwiejsze do osiągnięcia wydaje się w relacji między dorosłymi dziećmi (już po czasach ich burzliwej walki o niepodległość) a dorosłymi, nadal aktywnymi życiowo rodzicami. Wtedy przychodzi czas na tworzenie więzi, w której jest miejsce na dawanie i branie, na własne wybory i na nienachalną wzajemną troskę. Rodzice i dzieci pozostają w relacjach partnerskich.

To jest, oczywiście, wersja optymalna, ale w praktyce nieraz zdarza się, że w którejś ze stron zadry z poprzedniego etapu są głębokie, a walka o wolność i niezależność w wykonaniu już dorosłego dziecka jest przez rodzica przeżywana jako niedostatek miłości. A to z kolei podtrzymuje w rodzicu próbę narzucania własnych pomysłów oraz porady z cyklu „Powinnaś/powinieneś..., bo za moich czasów”. Wówczas owemu tańcowi wolności z miłością towarzyszą: obustronny ból, gniew, smutek i odwracanie się od siebie. I zdarza się, że właśnie w takich sytuacjach przydatna może być pomoc terapeuty rodzinnego.

Czytaj także: 5 zdań, które dorosłe dzieci chciałyby usłyszeć od swoich rodziców. Te słowa mogą zburzyć dzielący was mur

Przyglądając się kolejnym fazom życia rodzinnego, łatwo zauważyć, że ostatnią odsłoną poszukiwania harmonii między wolnością a miłością jest etap, kiedy rodzic (ten, który przed wielu laty mówił, co jest dobre, a co złe) staje się bezradny wobec otaczającego świata i potrzebuje opieki ze strony swoich dzieci. To często dramatyczny czas dla obu stron. Dylemat „ile wolności, ile miłości” przyjmuje postać niewypowiadanej przez rodzica prośby o opiekę. Wolność starszej osoby wymaga coraz wyraźniej uzupełnienia miłością i troską dorosłego dziecka, które samo już jest też ojcem lub matką dla swoich dzieci. Ten, kto niegdyś był organizatorem życia i przewodnikiem dla swoich podopiecznych, stopniowo staje się bezradnym seniorem, a samodzielność bywa coraz mniej możliwa. Dochodzi do odwrócenia ról: niegdysiejszy opiekun sam wymaga opieki.

Czytaj także: „Próba odzyskania tego, co daliśmy dzieciom, to totalna utopia”. O relacji rodziców z dorosłymi dziećmi rozmawiamy z Sylwią Sitkowską, psychoterapeutką

Niesymetryczna miłość

Tak oto, w ryzykownym skrócie, wygląda dynamika jednego z najtrudniejszych wyzwań życiowych: Jak zadbać o to, by miłość nie zniewalała i była dostosowana do fazy życia rodzinnego? Jak zadbać o to, by wolność nie prowadziła do swawoli? Niekiedy na te pytania wcale nie musimy szukać odpowiedzi: wzajemna empatia i uczuciowa otwartość automatycznie budują sensowne i harmonijne proporcje między tymi dwiema składowymi relacji.

Ale kiedy nasze życie jest pokiereszowane traumami, kiedy sami nie jesteśmy pewni swoich uczuć – potrzebny jest namysł, jak zadbać o dobre relacje z własnymi rodzicami i własnymi dziećmi na kolejnych etapach życia. I wtedy może się okazać, że ostatecznie niewiele zależy od różnych słusznych skądinąd pedagogicznych przykazań czy filozoficznych mądrości. O naszych zachowaniach będą decydowały przeżycia i uczucia, klimat emocjonalny, a także te impulsy, które pozostają poza świadomością uczestników tej gry. Bo ślepą uliczką miłości może być wersja, w której dominuje osaczanie, nadmierna opieka i emocjonalne uwikłanie. A ślepą uliczką wolności – wersja „rób co chcesz”, „nic mnie to nie obchodzi”.

Takich pułapek można uniknąć dzięki wycieczce w głąb własnych przeżyć i sprawdzeniu, dlaczego z takim trudem przychodzi nam budowanie dobrych proporcji między wolnością a miłością. Niezwykle pomocne mogą się okazać także rozmowy międzypokoleniowe, ale prowadzone nie po to, by jedna strona pokonała drugą, lecz po to, by obie strony nawzajem się zrozumiały: swoje potrzeby i swoje niepokoje.

Na zakończenie tych rozważań warto sięgnąć po mądrość płynącą z literatury pięknej. Jest taki wiersz Aleksandra Fredry, ulubiony przez dzieci płci obojga, „Paweł i Gaweł”, kończący się morałem: „Jak ty komu, tak on tobie”. I ta idea wzajemności w odniesieniu do miłości i wolności, będąc głęboko słuszną, jednocześnie wymaga sproblematyzowania. Otóż miłość stanowi wartość bezcenną i potrzebną, a jednocześnie na poszczególnych etapach życia jej wyraz winien przyjmować różne formy i nie być poddany prostej symetrii. Podobnie Fredrowska przewrotna fraza: „wolnoć Tomku w swoim domku”, wymaga komentarza. Bo przecież w owym domku wiele się dzieje: innej wolności potrzebuje Tomeczek, innej Tomek, a innej pan Tomasz. Ale niezależnie od tego, do jakich wniosków dojdą Paweł i Gaweł i jak będzie przebiegał nasz taniec między wolnością a miłością w kolejnych fazach życia rodzinnego, warto pamiętać, że właśnie on w zasadniczym stopniu wpływa na to, czy dobrze jest nam na tym świecie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze