Jeśli traktujesz miłość jako uczucie, nie możesz jej w pełni doświadczyć. Gdy uznasz miłość jako akt woli, twoje relacje się zmienią. I choć niekoniecznie staną się od razu szczęśliwsze i prostsze, to na pewno będą bardziej zaangażowane oraz trwałe. Taką tezę stawia Bell Hooks, autorka książki „Wszystko o miłości”.
Powszechne i mylne wyobrażenia na temat miłości uczą nas, że po pierwsze, ta jest uczuciem, a po drugie, jest ona przestrzenią stałe go szczęścia, w której nie ma miejsca na ból. Amerykańska filozofka, pisarka i feministka Bell Hooks w książce „Wszystko o miłości” twierdzi, że czas obnażyć fałszywość tych przekonań i zaakceptować fakt, że cierpienie nie kończy się wraz z początkiem miłości. „W niektórych przypadkach na początku naszego powolnego powrotu do miłości może się ono wręcz stać dotkliwsze. Jak jednak głosi tekst jednej z dawnych pieśni czarnych niewolników: »z wieczora bywa płacz, ale z poranku wesele«, akceptacja bólu stanowi część praktyki miłości. Umożliwia odróżnienie konstruktywnego cierpienia od zadowolonej z siebie krzywdy. Jeśli jednak obietnica miłości nigdy dotąd się w naszym życiu nie spełniła, prawdopodobnie najtrudniejszym elementem owej praktyki jest zaufać, że droga przez otchłań bólu prowadzi do raju” – pisze.
Według Bell Hooks wielu mężczyzn rezygnuje z miłości, ponieważ przeżywa ogromny strach przed cierpieniem emocjonalnym, które noszą zamknięte w sobie. Kobiety, które wchodzą w relacje z tymi zranionymi mężczyznami, przypominają im o miłości, dbają o miłość. Przeznaczają swoje życie na to, by ich obudzić, nauczyć czuć i wyrażać uczucia. Bell Hooks nazywa takich mężczyzn śpiącymi królewnami i zauważa, że na świecie mogłoby być jeszcze więcej alienacji i prze mocy, gdyby kobiety nie edukowały mężczyzn, którzy stracili kontakt ze sobą, jak wrócić do życia. „Ta praca jest jednak daremna, gdy nie chcą się oni przebudzić. W takiej sytuacji zerwanie relacji i pójście dalej jest ze strony kobiety gestem miłości własnej” – puentuje.
Zapytałem psychoterapeutkę Ewelinę Seklecką o to, co by się stało, gdybyśmy jednostkowo i społecznie uznali, że miłość to nie tyle uczucie, ile działanie. Odpowiedziała, że jeśli miłość jest aktem woli, to kochając, jesteśmy aktywni: dokonujemy wyboru, co jednocześnie czyni nas odpowiedzialnymi. Nie kieruje nami romantyczne wyobrażenie o miłości jako tajemniczym uczuciu, które na nas spada, zaślepia. „Jeśli miłość to intencjonalny wybór pielęgnowania rozwoju: własnego i ukochanych, to nie będzie ona mogła współistnieć z krzywdą” – dodała. To spójne z tym, jak Bell Hooks definiuje miłość, uznając, że jest ona czymś więcej niż czułością i troską.
Traktując miłość wyłącznie jako uczucie, odbieramy sobie poczucie wpływu na to, co się dzieje w relacji, i otwieramy drzwi do ucieczki od niej za każdym razem, gdy poczujemy się zranieni, samotni, niezrozumiani, źli czy smutni. Taka percepcja pozwala nam uznać, że miłości nie ma, kiedy pojawiają się te nieprzyjemne uczucia. A wiadomo, że każde z nich zaistnieje także w głębokich i pełnych uczucia związkach.
Współczesne romantyczne wyobrażenia o miłości nauczyły nas, że ta ma być wyłącznie rozkoszą, lekkością i namiętnością. Bell Hooks natomiast przywołuje definicję miłości jako „woli rozszerzenia własnego ja w celu pielęgnowania własnego lub cudzego rozwoju duchowego”. Idąc za jej tokiem rozumowania, miłość jako akt woli jest nie tyle decyzją, ile działaniem. Oczy wiście uczucie jest istotne, bo pomaga nawiązać relację i zbliżyć się. Jednak prawdziwą miłość rozpoznajemy po konkretnym działaniu podejmowanym przez nas i osobę, którą kochamy. Nie wystarczą więc słowa i gesty czy podarunki, istotna jest codzienność. Miłość poza uczuciem składa się z odpowiedzialności, szacunku, zaangażowania oraz poczucia wspólnoty. Dopóki celem jest jedynie indywidualne zaspokojenie i szczęście, możemy tworzyć krótkotrwałe lub przelotne relacje, niekiedy namiętne, ale ominąć prawdziwą miłość, która wymaga współdziałania.
„Przy miłości rozumianej jako działanie zmierzenie się z pytaniem, czy jestem kochany albo kochana, może okazać się bolesne” – komentuje Ewelina Seklecka. Bo nie chodzi o to, czy słyszę lub czytam wyznania miłości, czy docierają do mnie zapewnienia lub obietnice. To pytanie o rozpoznanie własnych działań (a nie deklaracji) w imię miłości oraz działań drugiej strony, gdyż one definiują miłość.
Po zmierzeniu się z tym pytaniem należy zadać sobie jeszcze jedno, być może odważniejsze: czy kocham? Co nie oznacza: czy czekam na miłość, czy ją wyznaję, czy ją czuję, czy jej szukam? Pytanie jest o to, czy działam z miłością już teraz, właśnie w tym momencie. I dotyczy ono nie tylko osób będących w relacji. Kochać można siebie, swoje ciało, ale też – do pewnego stopnia – samotność, skoro ta trwa. Nie jest to równoznaczne z oszukiwaniem siebie i odnalezieniem spełnienia w życiu w pojedynkę, które wywołuje ból. Można jednak do pewnego stopnia objąć samotność miłością tak, jak obejmuje się opieką to, co w nas zranione, porzucone, głodne. Miłość stawia cel, jakim jest ukochanie obecnej siebie. Celem nie jest zatem afirmacja, ale podjęcie konkretnego działania. Można zacząć od odpowiedzi na pytanie, jak ukochać siebie w obecnej chwili oraz jak ukochać przestrzeń, która mnie otacza.
„Gdy idziemy drogą miłości, w pewnym momencie w związku lub w nas samych pojawia się konflikt. Jest to zniechęcające, zwłaszcza jeśli trudności nie da się łatwo pokonać. Wielu ludzi boi się, że utknie w relacji romantycznej, która nie działa, więc wycofują się, gdy tylko zaczynają się problemy. Albo sami tworzą niepotrzebny konflikt, żeby uniknąć zaangażowania. Uciekają od miłości, zanim poznają jej łaskę. Ból bywa progiem, który trzeba przekroczyć, żeby doświadczyć radości. Unikając cierpienia, nigdy nie doświadczymy pełni miłosnego szczęścia” – zaznacza Hooks, dodając do definicji miłości to, co być może wydawać się oczywiste, ale jednak jest rewolucyjne: miłość uzdrawia. Ta prawdziwa, głęboka miłość uzdrawia. A wręcz, jak twierdzi autorka książki, może „zbawić”.
Bell Hooks zwraca uwagę na często pomijany, ale istotny element miłości, jakim jest duchowość i wiara. Nie religia, nie zdefiniowany system wierzeń, ale rozpoznanie w miłości siły przekraczającej rozumienie człowieka. Gdy „dokonamy wyboru i postanowimy, że chcemy zostać uzdrowieni w miłości, wiara w to, iż przemiana nadejdzie, daje nam spokój umysłu i serca, który jest niezbędny, gdy dusza zmierza ku rewolucji. Czekanie jest trudne, ale odnawia naszą siłę”. W wymiarze praktycznym oznacza to podjęcie służby – na początku na rzecz własnego zdrowia, szczęścia, głębokiej relacji, a następnie na rzecz potrzebującej ukochanej osoby lub świata.
By tego dokonać, trzeba, jak pisze filozofka, „opróżnić swoje ego”. Tym jest poddanie się miłości, która gdy wkracza w nasze życie, wywraca je, zmienia, uwypukla bolące miejsca, obnaża słabości, dawne rany. Oczekiwanie, że druga osoba nas uratuje czy ukoi bez naszego zaangażowania, jest pompowaniem ego. Opróżnienie ego to stanięcie nago wobec faktu kochania, które odbywa się w sercu, głowie, całym ciele, ale i duszy czy też duchu.
„Umysł i serce nigdy nie tracą swojej uzdrawiającej siły, bo potrafimy odnawiać naszego ducha bez końca, by odzyskiwać duszę” – przekonuje Hooks. A gdy będziemy mieć szczęście, druga kochająca osoba będzie towarzyszyć nam w procesie uzdrawiania, stając się częścią tej drogi. To coś innego niż gra w ofiarę i ratownika. To ich porzucenie i wzięcie na siebie roli osoby zaangażowanej.
Co możesz zrobić dla siebie lub swojego związku w aspekcie praktycznym? Autorka zachęca do uruchomienia wyobraźni i poczucia, o ile łatwiej byłoby się nam nauczyć kochać, gdybyśmy zaczęli od wspólnej definicji. I na samym początku to absolutnie wystarczy, bo chociaż brzmi prosto, wymaga ogromnej odwagi. To zatrzymanie się i przyznanie przed sobą, czym tak naprawdę jest miłość. I czy uznawanie jej wyłącznie za ulotne uczucia nadal wystarczy.
Jeśli masz ochotę na głęboką relację, rozpoznaj miłość jako działanie. Na początku odszukaj ten proces w sobie. Przypomnij sobie miłość w działaniu, która spotkała cię lub ominęła w dzieciństwie, twoich ważnych relacjach i obecnym związku, jeśli w jakimś jesteś. Rozpoznaj, czy wyznania i deklaracje miłości, które do ciebie docierały, są spójne z zachowaniami konkretnej osoby. A jeśli zechcesz iść dalej, umów się na głęboką rozmowę z ukochaną osobą na temat samych podstaw miłości. Jeśli spotkacie się we wspólnej jej definicji i znajdziecie jej potwierdzenie w działaniu, być może odkryjesz najcenniejszy skarb na resztę życia.