1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Dajesz mu całą siebie, a on tego nie docenia? Oto, co naprawdę się dzieje w twoim związku

Dajesz mu całą siebie, a on tego nie docenia? Oto, co naprawdę się dzieje w twoim związku

Każda relacja opiera się na wymianie: coś dajesz i coś chcesz otrzymać w zamian. W tej wymianie najważniejsze są szczerość i intencje. Nadmiarowe dawanie nie pozostawia jednak miejsca na rewanż. (Fot. Westend61/Getty Images)
Każda relacja opiera się na wymianie: coś dajesz i coś chcesz otrzymać w zamian. W tej wymianie najważniejsze są szczerość i intencje. Nadmiarowe dawanie nie pozostawia jednak miejsca na rewanż. (Fot. Westend61/Getty Images)
Czujesz, że dałaś więcej, niż dostałaś, zainwestowałaś w coś, co w rezultacie z twojego punktu widzenia okazało się totalną klapą... O poczuciu niesprawiedliwości w związku, z którym przychodzi do jej gabinetu coraz więcej pacjentek, pisze psychoterapeutka Ewa Klepacka-Gryz.

W gabinecie często słyszę takie zdania: „Dałam mu najlepsze lata życia, a on mnie nie wybrał”, „Ten związek funkcjonował jedynie dzięki mojej energii, kiedy prze stałam się starać, relacja się rozpadła”, „Gdy zrozumiałam, że nic więcej nie mam mu już do dania, powiedział, że kiedyś byłam inna i jest mną rozczarowany”.

Ambitna, silna, niezależna, bez problemu jesteś w stanie poradzić sobie w życiu w pojedynkę, a mimo to wchodzisz w kolejny związek, który utyka zawsze w tym samym miejscu: twoje źródełko dawania wyschło, a od niego dostałaś za mało albo nie to, czego oczekiwałaś. Związek się kończy, a ty zostajesz z rozczarowaniem, smutkiem, złością przechodzącą we wściekłość – masz ochotę zabrać mu wszystko, co dałaś do tej pory... A za razem ciągle masz nadzieję, że zostaniesz jeszcze do ceniona, a nawet ktoś da więcej, niż sam dostał, bo w końcu o to tak naprawdę ci chodzi. Tylko dlaczego ta wymiana dawanie–branie niesie tyle komplikacji?

Zagłaskać kota na śmierć

Ania i Jacek poznali się w pracy. Połączyło ich zaangażowanie we wspólny projekt. – Byłam nim naprawdę zachwycona, z nikim nigdy tak dobrze mi się nie rozmawiało. I to na każdy temat – mówi Ania. Zaczęli spotykać się także po pracy. Ania chwaliła, doceniała, wspierała, obsypywała prezentami. Jacek od początku tłumaczył, że nie nadaje się do stałego związku, że potrzebuje przestrzeni. Wygłaszał teorie, że ludzie powinni być razem tak długo, jak dają sobie szczęście. Wiele razy opowiadał o parze znajomych, w której mężczyzna co miesiąc przynosił partnerce jedną czerwoną różę. Przez pierwszy rok kobieta była zachwycona, ale trzynastej róży już nawet nie wstawiła do wody. Ania nie rozumiała opowieści o róży, ale z całych siła starała się, by Jacek był z nią szczęśliwy. O sobie właściwie nie myślała. Wspólny projekt się skończył, a on miał dla niej coraz mniej czasu. Na „do widzenia” powiedział, że nigdy nawet nie pozwoliła mu za sobą zatęsknić.

Ania długo nie mogła zrozumieć, co się stało. Myślała, że może za mało się starała; ostatnio mała dużo pracy, może Jacek czuł się przez nią zaniedbywany. Prosiła, żeby do niej wrócił, obiecywała, że od teraz on będzie dla niej najważniejszy. Chciała natychmiast urodzić mu dziecko, bo kiedyś wspomniał, że marzy, by mieć syna…

Matka Ani nigdy nie wyrosła z bycia nastolatką. Kiedy dziewczynka była mała, ciągle pytała: „Powiedz, córeczko, czy twoja mamusia jest najpiękniejsza?”. Ojciec szalał z zazdrości o żonę. Dziecko, dom, finanse – wszystko było na jego głowie. Córki prawie nie zauważał. Kiedy jako mała dziewczynka ugotowała dla niego ziemniaki (w domu nigdy nie było obiadu), po raz pierwszy dłużej zatrzymał wzrok na jej twarzy. Może to wtedy po raz pierwszy poczuła, że mężczyźnie trzeba dawać i dawać, a wtedy może pewnego dnia on zauważy, doceni, pokocha?

Wszystko „na mojej energii”

Monika i Jakub są udaną parą, a przynajmniej tak twierdzi Monika. Jakub jest trochę nieporadny w codziennym życiu. To Monika zadecydowała o wspólnym zamieszkaniu, pół roku później ustaliła datę ślubu, zaprosiła gości, zorganizowała przyjęcie. Jakub przyjął to ze spokojem: „Będzie jak zechcesz, kochanie”.

Po kolejnym roku postanowiła, że zaczną starać się o dziecko, już nawet nie pamięta, czy powiedziała mężowi o odstawieniu pigułki. Kiedy starania nie odniosły rezultatu, zapisała ich do kliniki leczenia niepłodności. O siódmej z kolei procedurze in vitro nie poinformowała go, bo wiedziała, co odpowie: „Będzie jak zechcesz, ko chanie”. I ta próba zakończyła się fiaskiem. Wtedy, chyba po raz pierwszy, zapytała męża, czy naprawdę chce mieć dzieci i usłyszała: „Jeśli ty chcesz”.

Wtedy zaczęła chorować. Pojawiały się coraz nowe objawy, po którymś z kolei zwolnieniu nie wróciła do pracy. Przez trzy miesiące leżała w łóżku. Przyszła do mnie z lęku, że może to depresja: „Bardzo boję się, że skończę jak moja matka”.

Matka Moniki właściwie wychowywała ją samotnie. Ojciec kochał inne kobiety, żona nieustannie dowiadywała się o kolejnej kochance. Wiele razy groziła mu rozwodem, a wtedy on śmiał się i mówił: „Nie strasz, jak ty sobie beze mnie poradzisz?”. Po którejś z kolei awanturze matka wystawiła za drzwi walizki męża. Temat kochanek wprawdzie zniknął, ale nie do końca, bo potem przez lata leczyła się na depresję.

Czy to wtedy w nieświadomości Moniki zapisał się scenariusz, że pełna kontrola w związku – bo nadmiarowe dawanie często jest elementem kontroli – zabezpiecza przed zdradą?

Jak kocha, to się zmieni

Iwona zakochała się w Pawle od pierwszego wejrzenia, bo „był taki wrażliwy i dobry dla swoich rodziców”. Co prawda od początku pewne zachowania mężczyzny budziły jej niepokój, ale wierzyła, że po ślubie to się zmieni. Czuła, że potrafi kochać go tak mocno, że nikt inny nie będzie ważniejszy od niej. Im bardziej się starała i im więcej dawała, tym Paweł był bardziej krytyczny. Gotowała obiady z trzech dań, a on mówił, że jego matka nie wy daje tyle pieniędzy na jedzenie, a pomidorową podaje z domowym makaronem, a nie z ryżem. Z oszczędności Iwona zrezygnowała z fryzjera, a on mówił, że coraz mniej o siebie dba. Chodziła na niedzielne obiadki do teściowej, choć nie była tam mile widziana, a Paweł zawsze miał jakieś zastrzeżenia, że nie tak zachowała się w stosunku do jego matki czy siostry. Pewnego dnia Iwona poczuła, że nie potrafi się starać jeszcze bardziej, zrozumiała też, że jej starania nie przynoszą rezultatu, że mąż się nie zmieni.

Iwona była dzieckiem nastoletnich rodziców. Ku zdziwieniu obydwu rodzin związek 18-latków przetrwał, ale nie było w nim miejsca dla dziecka. Wiele razy słyszała, że była nieplanowana i niechciana. Robiła wszystko, żeby zasłużyć na miłość i akceptację.

Może właśnie z tej chęci zasłużenia przyciągnęła Pawła i jego żyjącą w symbiotycznej relacji rodzinę i starała się z całych sił, by stać się jej częścią?

Nałogowie dawczynie

Terapeuci pracujący z ciałem twierdzą, że osoby dające nadmiarowo często nie doświadczyły beztroskiego dzieciństwa, nie czuły się przyjęte przez rodziców, bardzo szybko nauczyły się, że muszą być „jakieś”, żeby dostać miłość i akceptację. Szybko porzuciły ciało, bo tylko w głowie mogły znaleźć rozwiązanie: Co denerwuje, a co uszczęśliwia mamusię? Nie dostanę uwagi (miłości, akceptacji), kiedy jestem smutna, za to kiedy uśmiecham się i jestem grzeczna, matka jest hojna emocjonalnie. Ten wewnętrzny radar nastawiony na odbieranie emocji ważnych ludzi bezbłędnie wyłapuje osoby, które (przynajmniej na początku) pozwolą się nadmiarowo obdarowywać: „On lubi, kiedy go chwalę, ale wścieka się, gdy za długo rozmawiam przez telefon”.

Taki scenariusz ma miejsce, bo jesteś kobietą, która wyszła z domu rodzinnego z emocjonalnym głodem. I choć sama jesteś głodna, polujesz na głodnego mężczyznę, naiwnie wierząc, że najpierw ty nakarmisz jego, a potem on nakarmi ciebie. Pragniesz pokazać mu się od jak najlepszej strony, doskonale wyczuwasz jego pragnienia i spełniasz je nadmiarowo. O sobie nie myślisz wcale. Dajesz gwiazdki z nieba, rzucasz świat do stóp. On bierze chętnie (kto by nie wziął), a jego apetyt rośnie w miarę jedzenia. Twój głód również jest coraz bardziej dotkliwy, ale liczysz, że już za chwilę on przejmie pałeczkę dawcy, zrewanżuje się. Szybki bilans twoich inwestycji okazuje się ujemny – dałaś więcej, niż dostałaś, ewentualnie dostałaś nie to, czego oczekiwałaś.

To nic, brniesz w to dalej – dajesz jeszcze więcej, liczysz, że on w końcu zrozumie i uaktywni się w rewanżu. Ale tak się nie dzieje. Albo on ma dość – jest już tak przejedzony, że ma odruch wymiotny, albo ty doświadczasz bolesnego rozczarowania. Właściwie w tej grze nie ma wygranych i przegranych, rozczarowani jesteście obydwoje. On z powodu deficytu dał się „przekarmić” i został w roli niewdzięcznego dłużnika.

Sztuka wymiany

Każda relacja opiera się na wymianie: coś dajesz i coś chcesz otrzymać w zamian. W tej wymianie najważniejsze są szczerość i intencje. Francuski socjolog Jean-Claude Kaufmann tłumaczy, że prawdziwy dar to taki z serca, dobrowolny. Jeśli zaczynasz sumować zyski, liczyć straty, dar zamienia się w obowiązek. Wymiana trwa, ale nie ma w tym szczerości ani miłości.

Opisane przeze mnie pacjentki dawały nadmiarowo, chcąc dostać coś, czego ich partnerzy nie mieli. Prawdopodobnie również nie czuli się szczerze obdarowywani, bo zabieganie, staranie się, opiekowanie były trochę z manipulacji, trochę z chęci kontroli, a trochę z przymusu realizowania rodzinnego scenariusza. Nadmiarowe dawanie nie pozostawia przestrzeni na wyrównanie. Jeśli wyobrazisz sobie, że ze 100 proc. przestrzeni na dawanie w relacji ty zabierzesz 90 proc., to dla partnera zostanie jedynie 10 proc., których ty, w oczekiwaniu na to, co dostaniesz w zamian, możesz nawet nie zauważyć. Jeśli dajesz wszystko, co masz, nie otrzymasz w zamian nic.

Henry Miller napisał w jednej ze swoich książek, że w związkach, w których jedno z partnerów zawłaszcza całą przestrzeń dawania, obydwoje są chorzy: jeden jest uzależniony od brania, a dla drugiego najważniejsze jest kompulsywne dawanie.

Często zapominamy, że obdarowywanie z serca nie wymaga wyszukanych prezentów, doniosłych słów ani wielkich czynów. Uśmiech, życzliwość, czułe spojrzenie bywają bezcennym darem. W książce Johna Molloya „Dlaczego mężczyźni żenią się z jednymi kobietami, a z innymi nie” przedstawiono wyniki badań ankietowych z udziałem ponad 3 tys. osób. Wynika z nich, że kobiety nie doceniają wagi darów niematerialnych – a te właśnie są najcenniejsze dla mężczyzn. Miłe gesty, uważne słuchanie, interesowanie się sprawami partnera są dla większości z nich warte więcej niż na przykład obiad z trzech dań i uprasowane koszule. Kolejnym wnioskiem jest to, że kobiety zwykle na początku związku oczekują od partnera za mało, a po latach – za dużo. Tymczasem aby mężczyzna mógł się zaangażować w związek, musi w niego zainwestować. Im więcej zainwestuje, tym bar dziej jest zaangażowany i przekonany, że kobieta, którą wybrał, i związek, w który włożył tyle wysiłku i emocji – są wyjątkowe i warte tego wszystkiego.

Może zatem pierwszym ruchem w relacyjnej wymianie powinno być branie? To znacznie trudniejsze. Kiedy pytam moje pacjentki (nadmiarowe dawczynie), czy wolą dostawać prezenty, czy dawać, większość z nich wybiera dawanie. Przyjmowanie wymaga pokory, dania sobie prawa do bycia obdarowanym, przekonania, że zasługujesz na to, co dostajesz. Ten, kto daje, czuje przewagę, władzę i kontrolę. Kiedy dajesz partnerowi zbyt dużo – liczysz, że dostaniesz przynajmniej tyle samo, a to dla niego może być nie do zniesienia. Równowaga polega na tym, że obdarowujecie się wzajemnie. Nieprzestrzeganie zasady wyrównania, wzrost poczucia długu i niemożności wypłacenia się – to zabójcy związku.

Czy wiesz, co chciałabyś dostać od partnera, od innych ludzi? Czy czujesz, czego naprawdę potrzebujesz? Jeśli nie rozpoznajesz i nie nazywasz swoich prawdziwych potrzeb, a liczysz, że partner zaspokoi twoje oczekiwania, ukoi tęsknoty i nakarmi iluzje, to zrozum, że on nie jest w stanie tego zrobić. Ani partner, ani nikt inny nie da ci tego, czego nie dostałaś w dzieciństwie.

Kiedy czujesz, że dajesz za dużo

  • Zatrzymaj się na chwilę; zaobserwuj sytuacje, w których wyrywasz się, by coś zaproponować, zaoferować pomoc, zrobić coś za/dla partnera.
  • Spróbuj na kilka dni zatrzymać strumień dawania i zobacz, co się stanie. Czy on to zauważy i zareaguje? Jak ty się będziesz z tym czuła?
  • Kiedy uda ci się powstrzymać dawanie, nie stój z wyciągniętymi dłońmi w oczekiwaniu, że teraz on natychmiast zacznie się rewanżować. Na pewno nie od razu. Być może nie zrobi tego nigdy i będzie miał pretensje, że zakręciłaś kranik z dawaniem.
  • Procesu powstrzymania dawania doświadcz na przykład poprzez gest zamknięcia (nie zaciśnięcia) dłoni. Jak się czujesz? Może ciało ma ochotę przycisnąć te zamknięte dłonie do serca?
  • Sprawdź, jaki kolejny gest chcą wykonać twoje dłonie. Może natychmiast wyciągną się w stronę partnera w oczekiwaniu na dary? A może ten gest nagle zamieni się w gest odsuwania go od siebie, zwiększania dystansu, stawiania granic?
  • Jeśli czujesz, że twoje „wolne” dłonie potrzebują jakiegoś zajęcia, sprawdź, czy gest objęcia samej siebie, podtrzymania głowy albo czułego pogłaskania się coś zmieni. Dopiero kiedy skierujesz symbolizowaną przez dłonie energię dawania w swoim kierunku, będziesz gotowa przyjmować.

Ewa Klepacka-Gryz, psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze