1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Dni coraz krótsze, a ty czujesz pustkę? Psychiatra: „Nie uciekaj przed jesiennym smutkiem. Melancholia ma wiele plusów”

Dni coraz krótsze, a ty czujesz pustkę? Psychiatra: „Nie uciekaj przed jesiennym smutkiem. Melancholia ma wiele plusów”

(Fot. Photographer, Basak Gurbuz Derman/Getty Images)
(Fot. Photographer, Basak Gurbuz Derman/Getty Images)
Jeszcze nie tak dawno słońce budziło nas do życia, tryskaliśmy energią, a świat wydawał się kolorowy i ekscytujący. A teraz najchętniej zawinęlibyśmy się w koc i nie wychodzili z domu bez potrzeby. Tymczasem świat namawia „wyjdź do ludzi!”. A może takie wyhamowanie jest nam potrzebne? Pytamy psychiatrę i psychoterapeutę dr. hab. Sławomira Murawca.

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Sens” 10/2024.

Kocham lato, ale po wszystkich atrakcjach, możliwościach i bodźcach, których dostarcza, czuję się trochę zmęczona. Z drugiej jednak strony jesienne wyciszenie zawsze trochę mnie przeraża, bo kiedy mniej dzieje się na zewnątrz, bardziej skupiam się na tym, co wewnątrz, rozmyślam i analizuję.

W pani pytaniu wyłapałem dwie emocje: pierwsza to „kocham lato”, a druga to pewna doza przerażenia wyciszeniem i zwolnieniem. Dwa stany umysłu: jeden to stan ekscytacji zwrócony ku zewnętrznym bodźcom, drugi to budzący niepokój stan zwrócenia się ku własnemu wnętrzu, co bywa niekiedy uwierające, czasami trochę przerażające, a u niektórych nawet niemożliwe do wytrzymania. Może skłaniać do ucieczki – choć podróże czasami ogranicza jesienna aura, to przecież można wystrzelić się poza naszą szerokość geograficzną.

Myślę, że takie emocje są nie tylko pani udziałem, więc spróbowałbym popatrzeć szerzej. Pewna doza przerażenia mówi nam, że warto temu przyjrzeć się uważniej, bo pewnie to przerażenie było w psychice przez cały czas, a jesienią wychyla się zza przesłony wraz ze zmniejszaniem tych wszystkich eksplodujących latem dystraktorów. Od razu powiem, że nie mówię tu o żadnej dwubiegunowości w sensie diagnozy medycznej, lecz o zastanowieniu nad przeżyciem lekkiego przerażenia, kiedy osoba zostaje sama w towarzystwie teoretycznie najlepiej znanej sobie osoby, czyli samej siebie, i najbliższych sobie osób, czyli swoich bliskich.

Czytaj także: Syndrom SAD – jak nie dać się depresji sezonowej?

Można powiedzieć, że pewnego rodzaju melancholia naturalnie wpisuje się w jesień, bo ta pora roku w naszej szerokości geograficznej ewolucyjnie była związana z pewnym spowolnieniem. Jeszcze nie tak dawno, kiedy kończyły się wykopki i zbiory późnych owoców, następował naturalny spadek aktywności. Ludzie jedli zmagazynowane wcześniej przetwory, a wieczorami opowiadali sobie różne historie, wspominali, rozmyślali – być może również o przemijaniu. Takie myśli może przecież nasuwać jesienna aura i to, co się wtedy dzieje w przyrodzie, a także listopadowe święta, które są związane znaczeniowo z tymi, którzy byli, ale odeszli. Znawcy mitologii też mieliby pewnie dużo do powiedzenia w tym kontekście. Współcześnie jednak wiele osób doświadcza tej pory roku inaczej.

Jesień kojarzy się z powrotem do pracy po wakacyjnej beztrosce i oczekiwaniami, że praca po urlopie będzie natychmiast w pełni efektywna. W dwójnasób efektywna. Dzień się skraca, ale światła w przestrzeniach biurowych nie gasną, ekrany komputerów świecą wymagająco, a smartfony brzęczą uporczywiej niż zwykle. A to może wywoływać różnego typu napięcia, stres, obawy czy wręcz lęki, bo nasz organizm ewolucyjnie nie jest na to przygotowany. Problemem nie są więc coraz dłuższe wieczory, które dają przestrzeń do różnego typu myśli, ale to, co nam wtedy przychodzi do głowy.

Wiele osób z depresją czy stanami lękowymi przyznaje, że objawy tych chorób nasilają się właśnie jesienią. Dlaczego?

O to trzeba by już pytać poszczególne osoby, które zmagają się z takim problemem. Jednak generalizując, próbowałbym wyjaśnić to zjawisko zasadą kontrastu. Po wakacjach, podczas których oddawaliśmy się różnym atrakcjom i rozpraszaczom myśli, wracamy do rzeczywistości. Siłą rzeczy konfrontujemy się ze swoją sytuacją, znowu budzą się strachy, wewnętrzne demony, lęki, wszystko to, co na chwilę zostało wzięte w nawias, zawieszone. Bo przecież to towarzyszyło nam również na kajakach i na plaży, tylko wtedy łatwiej było koncentrować się na tym, co przyjemne. Dlatego wielu moich pacjentów lękowych czy czasami nawet depresyjnych przyznaje, że dopóki byli gdzieś na wyjeździe, czuli się świetnie, byli wręcz innymi ludźmi, śmiali, energiczni, odważni i zaradni. I wtedy wiem, że oni tacy naprawdę są, mam na to jasny, niepodważalny dowód. A im bardziej zbliżali się do miejsca zamieszkania, tym mocniej odczuwali różne nieprzyjemne objawy.

Te wszystkie obawy czy wahania nastroju, które wracają jesienią, mają więc ogromną wartość informacyjną. Rodzą pytania: Co mnie przygasza i ogranicza? Czego tak naprawdę się boję? Co w mojej sytuacji życiowej jest nie tak? Bo przecież te lęki nie bez kozery nasilają się w czasie powrotu do pewnej realności zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej, która będzie nam towarzyszyła do następnych wakacji.

Na profilu prowadzonym przez kobietę, która pokonała nerwicę lękową, przeczytałam, że aby uniknąć jesiennego obniżenia nastroju i nasilenia lęków, warto mieć opracowany dobry plan na kilka dni do przodu, obfitujący w ciekawe zajęcia, ponieważ ten, kto jest zajęty, nie ma czasu na autodestrukcję. Czy to nie brzmi logicznie?

To jest bardzo ciekawe zdanie, bo warto się zastanowić, czym dla kogo właściwie jest autodestrukcja. A może właśnie taki narzucony sobie plan na niebycie ze sobą to jest w jakimś sensie autodestrukcja? Przeciążenie, przebodźcowanie, przepracowanie i wyeksploatowanie się za bardzo też bywa przyczyną powstawania różnych lęków. Zatem mamy paradoks, bo okazuje się, że to, co miało pomagać, również szkodzi.

Ciekawe w kontekście naszej rozmowy jest też to, że kiedy już zostajemy ze sobą samym i pojawia się to lekkie przerażenie lub lęk, to pytamy innych, co z tym zrobić.

Sięgamy po porady typu „Pięć pomysłów na jesienne wieczory”. Czyli to znów ucieczka od siebie, tym razem przez zatrudnienie innych umysłów, ekspertów od pomagania, co ze sobą zrobić. Gdybym miał dawać jakieś wskazówki, zasugerowałbym raczej, że kiedy w jesienne słoty i długie wieczory pojawiają się lęki, niepokoje czy obawy, zamiast tłumić je, rzucając się w wir zajęć czy wymuszonych atrakcji, warto się zastanowić, o czym informują cię te uczucia. Co w twojej relacji ze światem, samym sobą czy najbliższymi nie działa tak, jak powinno? Emocje są pewną informacją o nas samych od nas samych. Są przekazem o sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Informują nas przede wszystkim o tym, jak nam się układa w relacji ze światem. A jesień to trudny okres w tej relacji, bo trzeba wrócić do rutyny i prozy życia, wszystko zaplanować, zorganizować dowozy do szkoły, ogarnąć emocjonalnie dzieci, a do tego zaczyna się okres infekcyjny, który trzeba jakoś pogodzić z pracą. To trudne i zdecydowanie mniej atrakcyjne niż wakacyjne rozrywki, które wciąż mamy w pamięci.

Z drugiej strony są osoby samotne, które dużo by dały, by mieć te wszystkie obowiązki i kimś się opiekować, ale większość czasu spędzają same, bo jesienią okazji do spotkań towarzyskich jest zdecydowanie mniej niż latem. A bycie samym ze sobą to de facto przebywanie z własnymi myślami i na przykład z poczuciem, że nie jest się takim, jakim by się chciało, albo sytuacja życiowa, w jakiej się znajdujemy, nie jest najlepsza. Jednych uwiera wyłącznie rutyna, drudzy w tym jesiennym spowolnieniu zaczynają dostrzegać różne inne negatywne aspekty swojego życia. Jeśli realność z perspektywy danej osoby jest rozczarowująca, to dostarczanie sobie na siłę nieustannych atrakcji będzie przypominało uparte zaklejanie plastrem jątrzącej się rany.

A może, zamiast rzucać się wir przypadkowych aktywności, lepiej zastanowić się, jakie obszary życia oceniamy jako zaniedbane i na co chcielibyśmy jesienią poświęcić więcej czasu?

Dodałbym – nie tylko czasu, ale i wysiłku. Refleksja ma służyć nie tylko temu, żeby pomyśleć, choć myśl jest też pewnym działaniem, ruchem. Często już inicjuje, a czasami wymusza zmianę, która następuje po pewnym czasie. Refleksja może być też przekładnią dla zmiany kierunku jazdy, ruchem koła dla dokonania korekty kursu albo pogłębienia relacji ze sobą i światem. Ciekawe jest to, że czasami rezygnujemy z refleksji i uciekamy się do poszukiwania jedynej trafnej porady, mającej zniwelować każdy dyskomfort. Jakby inni, dając uniwersalne rady, mogli nam powiedzieć, co mamy robić w życiu. To nieco niebezpieczne, ponieważ jeśli posłuchamy cudzej rady, to możemy za pewien czas znaleźć się w punkcie wyjścia. Tymczasem jeśli w jesienny wieczór coś lekko przeraża, pojawia się jakiś lęk, niepokój, w głowie odnajdujesz nieoczekiwane skojarzenia, treści, o których nie myślisz w ferworze lata albo w codziennym zabieganiu – to przecież wyjaśnienie jest proste. To sama ty albo ty sam próbujesz siebie o czymś poinformować. Coś sobie powiedzieć. Podpowiedzieć. Zasugerować zmianę kursu. Jeśli jest taka potrzeba, to pogadanie z kimś mądrym, rozmowa z psychoterapeutą albo mentorem może te myśli wyklarować.

Wśród sposobów polecanych na jesienną chandrę najpopularniejsza jest rada, by wyjść do ludzi. Tylko czy naprawdę warto się do takich wyjść zmuszać, kiedy nie ma się najmniejszej ochoty na jakiekolwiek spotkania i interakcje?

To dobry przykład na zjawisko, o którym mówię. Od razu pojawia się pytanie, czy to dobrze, czy źle i co sądzą o tym inni, eksperci, doradcy, influencerzy, gwiazdy ekranu. Gdyby to pytanie padło w moim gabinecie, z pewnością zachęciłbym tę osobę do zastanowienia, jakie to dla niej jest. Na ile jest to stan zgodny z nią samą?

Jak wspominałem na początku naszej rozmowy, pewna skłonność do melancholii, refleksji, zagłębienia się w sobie jest czymś naturalnym w okresie jesiennym, jeśli więc idzie to w stronę przyjemno-refleksyjną, dostrzegłbym w tym pewną wartość rozwojową. Wyjście do ludzi i wyrwanie się od czasu do czasu z tego stanu wprowadzałoby pewną równowagę w funkcjonowaniu takiego człowieka. Natomiast gdy wycofanie ze świata jest podszyte jakimś lękiem, wynika z chęci ucieczki od kontaktów i relacji międzyludzkich, z uczucia porażki, poczucia zmarnowanego kolejnego roku życia, utraty ważnej wartości, to wtedy jest to stan świadczący o jakichś deficytach i tu już potrzebna jest specjalistyczna pomoc. Mamy więc do czynienia z dwiema różnymi sytuacjami psychologicznymi, chociaż zewnętrznie wyglądają one podobnie.

Co zatem zrobić, by wbrew aurze skupiać się jednak na przyjemnościach, nie na deficytach?

To trudne, bo wszelkie niezaspokojone potrzeby mają to do siebie, że wracają i uparcie dają o sobie znać, dopóki się nimi nie zajmiemy. A zatem kluczem do cieszenia się z jesiennego wyciszenia jest sytuacja psychologiczna, w której lęki zostały w jakiś sposób zrozumiane, opanowane, dzięki czemu nie atakują jako dominująca treść. Ważna jest umiejętność doświadczania przyjemności nawet w drobnych elementach sytuacji, w jakiej się znajdujemy.

Zmiana sytuacji życiowej to czasem projekt na lata. A jak zadbać o siebie tu i teraz, właśnie tej jesieni? Jakie zapasy psychologiczne zgromadzić?

Kiedy mówimy o podejściu refleksyjno-jesiennym, to chciałbym odpowiedzieć w tym właśnie tonie i wykorzystać metodę wolnych skojarzeń. Kiedy pani zadała to pytanie, przypomniał mi się tekst piosenki Anity Lipnickiej „Sen Laury”. Opowiada on chyba trochę o tym, o co pani pyta:

„Garść zasuszonych ziaren maku/flakon łez wypłakanych wiosną (...) Zbieram dowody istnienia, czegoś więcej/niż rzeczy w biegu i czasu w locie/Jestem tym, co pamiętam/mam puste ręce/i przed oczyma film/Co będzie potem?”.

Sławomir Murawiec, dr hab. n. med., specjalista psychiatra, psychoterapeuta. Główny ekspert ds. psychiatrii Akademii Zdrowia Psychicznego „Harmonia”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE