1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. „Haruję jak wół, a tu żadnej wdzięczności”. Na czym polega kompleks męczennika?

„Haruję jak wół, a tu żadnej wdzięczności”. Na czym polega kompleks męczennika?

(Fot. De Greve/Conde Nast via Getty Images)
(Fot. De Greve/Conde Nast via Getty Images)
Taką osobę zna chyba każda z nas. To nasze mamy, siostry, koleżanki z pracy, znajome, bo ta postawa częściej cechuje kobiety. Męczennica zawsze bierze na siebie zbyt wiele, z poświeceniem godnym lepszej sprawy dźwiga swoje brzemię - sprząta, gotuje, załatwia wszelkie sprawy, wyręcza wszystkich wokół, choć pada ze zmęczenia. Na nic jednak zdają się próby odciążenia jej. To niemożliwe, bo tylko ona wszystko potrafi zrobić najlepiej. W zamian oczekuje jednak docenienia jej nadludzkich wysiłków i wdzięczności, a gdy ich nie otrzymuje, cierpi - tak teatralnie, by jej cierpienia nie dało się nie zauważyć. W efekcie męczy się i ona, i całe jej otoczenie...

Męczennicy są wśród nas

To może być obrazek z życia rodzinnego: mieszkanie lśni czystością, trzydaniowy obiad z deserem jest gotowy, pranie równiutko powieszone. A wszystkiego tego dokonała ona - całkiem sama, bez niczyjej pomocy, więc teraz pada z nóg i załamuje ręce, że cały dom jest na jej głowie. Sytuacja jest o tyle patowa, że pomóc jej się nie dało, mimo szczerych chęci. Nikt bowiem tak dobrze nie doczyści umywalki, nie poskłada spodni w kancik, nie doprawi sałatki jak ona. Na nic też zdaje się tłumaczenie, że nie musi tego wszystkiego robić, że można zamówić coś gotowego do jedzenia, polerowanie podłóg naprawdę nie jest konieczne, a poświęcony na to czas mogłaby wykorzystać dla siebie. Odpocząć, zrelaksować się, pobyć z bliskimi. To nie wchodzi w grę! Męczennica będzie harować dalej, jednocześnie skarżąc się na swój los i na to, że nikt nie docenia jej wysiłku. Będzie się jednak upewniać, że wszyscy widzą, jak jest ofiarna, jak się angażuje ponad siły i pomimo ich braku.

Czytaj także: People pleaser, czyli presja zadowalania innych – jak się z nią uporać? Pytamy Katarzynę Miller

W przestrzeni zawodowej osoba z kompleksem męczennika może czuć się wręcz zmuszona do udziału w projekcie, choć w rzeczywistości nikt tego od niej nie wymaga, przekonana, że tylko ona jedna w całej firmie jest w stanie dopilnować wszystkiego na każdym etapie. Nie ufa nikomu prócz siebie. Nie włączy się jednak w projekt z uśmiechem i entuzjazmem. Niewyspana, z poszarzałą ze zmęczenia twarzą, będzie wieczorami wysiadywać nadgodziny, a kolejnego dnia nad ranem zadba o to, by wszyscy dowiedzieli się, że znowu zarwała noc dla sprawy, boli ją kręgosłup i oczy, „no ale kogo to w ogóle obchodzi”.

W relacjach przyjacielskich męczennik to ten człowiek, który będzie się godził na każdą propozycję, mimo że zupełnie nie ma ochoty. Zmusi się do pójścia na koncert dla dobra relacji, by potem w najmniej oczekiwanym momencie to wypomnieć, twierdząc, że w przyjaźni brakuje równowagi, bo on nie bierze udziału w wyborach. Będzie wspierać, pomagać, wyręczać, gdy przyjaciel jest w potrzebie, ale w odwrotnej sytuacji - gdy sam potrzebuje wsparcia, nigdy o nie nie poprosi. Potem jednak wystawi rachunek, żaląc się, że ta przyjaźń chyba jest jednostronna, nie ma w niej wzajemności, skoro w trudnym położeniu został sama jak palec.

Kompleks męczennika to jednak nie to samo co kompleks zbawiciela, nazywany też syndromem ratownika. Zbawiciel postrzega swoją decyzję o pomaganiu innym jako część szlachetnej sprawy i czuje się doceniony za swoje działania. Nawet jeśli zaniedbuje siebie, wierzy, że jego wysiłek ma sens i że ten sens dostrzegają także inni. Męczennik w otoczeniu nie widzi wdzięczności, ale rozpaczliwie jej pragnie. Za swoje działania i heroiczne poświęcenie oczekuje uznania, którego zwykle nie dostaje. Cierpi więc i użala się nad sobą, ale nie schodzi z raz obranej drogi. Wciąż ofiarnie pcha ten swój wózek obciążony po brzegi, licząc na to, że kiedyś ktoś wreszcie to zauważy.

Kilka ważnych sygnałów

Są pewne charakterystyczne symptomy kompleksu męczennika. Potrzeby innych stawia ponad własnymi, ale w przeciwieństwie do ratownika nie widzi w tym misji i nie daje mu to satysfakcji. Robi to, by zwrócić na siebie uwagę, by inni mieli wobec niego dług wdzięczności, by okazywali mu nie tylko uznanie, ale i współczucie. Męczennik nie odmawia, nie potrafi powiedzieć „nie”, nawet gdy nie chce czegoś zrobić, ale jego wieczne „tak” oznacza najczęściej pielęgnowanie urazy za nieokazaną wdzięczność. Składając ofiarę z samego siebie, oczekuje, że otoczenie to zauważy i uzna wagę jego poświęcenia. Gdy to nie następuje, czuje się głęboko urażony, ponieważ za tak doniosły akt oczekiwał wyraźniej nagrody. Jej brak wzbudza w nim gniew i ogromną frustrację, stąd częste u męczennika zachowania pasywno-agresywne, jak karanie niewdzięczników milczeniem, ironiczne i pogardliwe komentarze pod ich adresem („oczywiście, świetnie się czuję, jak młody bóg po tym szorowaniu łazienki!”, „odpoczywaj sobie, pewnie, ja się wyśpię po śmierci, ja snu nie potrzebuję”).

Męczennik wszystko robi sam (taka już jego dola), pomocy nie przyjmuje, ale za to za własne błędy czy potknięcia chętnie obwini innych. Stopniowo narasta w nim zgorzknienie, co manifestuje niezadowoleniem ze wszystkiego i wszystkich. Bardzo często ma nierealistyczne oczekiwania wobec innych ludzi i tego, co mogą mu dać w zamian za jego zaangażowanie. Czuje, że jest ofiarą okoliczności, a nie kimś, kto może aktywnie przyczynić się do poprawy swojej sytuacji. Cały świat jest przeciwko niemu, a on, niczym samotny rycerz, sam jak palec na polu walki. Z tego też powodu w jego narracji dominuje poczucie, że tylko on - bohater - może uratować świat przed wszystkim: brudem w mieszkaniu, niedbalstwem, brakiem kompetencji. Ale co z tego, skoro jego wysiłków i tak nikt nie doceni - a tego przecież męczennik pragnie najbardziej...

W efekcie cierpi nie nie tylko osoba z tym kompleksem, ale i całe jej otoczenie. Każdy, kto jest blisko, czuje się winny - i tak właśnie ma się czuć. Rzekoma „pomoc”, jaką nawet nie tyle oferuje, co od razu wdraża w czyn męczennik, ma bowiem wysoką cenę. „Pomoc” męczennika zawsze niesie ze sobą nutę gniewu i urazy, jest rodzajem kary dla tego, kto z niej korzysta, bo daje się wyczuć, że męczennik pomaga, bo musi, bo jest na taki los skazany, a nie dlatego, że naprawdę chce. Beneficjenci jego działań nie czują, że robi to z troski, miłości, szczerej chęci, więc nie czują wdzięczności, a w związku z tym - czują się jeszcze bardziej winni, a to wyjątkowo niekomfortowe uczucie. Przebywanie z męczennikiem jest dezorientujące i frustrujące. W zasadzie w kontakcie z taką osobą można doświadczyć dysonansu poznawczego: z jednej strony rzeczywiście poświęca się ofiarnie i „robi bokami”, co powinno być uznane za szlachetne, z drugiej jego działania wydają się odrzucające, nieszczere, nie wzbudzają wdzięczności, a być może powinny... Ktoś, kto doświadcza skutków jego działań, może czuć się nieswojo i zadawać sobie w nieskończoność to samo pytanie: a może to ze mną coś jest nie tak, skoro nie potrafię być wdzięczna, docenić tego poświęcenia, a tym bardziej działać jak męczennik, być tak pomocna i zawsze gotowa do pracy? Nic więc dziwnego, że w konsekwencji ludzie zaczynają się od męczennika odsuwać, kontakt z nim sprowadzają do koniecznego minimum, a w związku z tym on cierpi jeszcze bardziej i koło się zamyka.

Skąd się to bierze?

Nasuwa się więc pytanie: dlaczego ludzie sami sobie to robią? Skąd bierze się postawa, którą można zamknąć w zdaniu: „robię wszystko, nikt mi nie pomaga i nikt nie może mi pomóc, a po tym wszystkim nie dostaję tego, co inni, nikt mnie nie docenia i nie okazuje wdzięczności”? Przyczyn rozwoju tego kompleksu jest wiele. Nikt nie staje się męczennikiem, bo taki wybrał sobie pomysł na życie, nie dzieje się to także z dnia na dzień. Oczywiście, jak w przypadku szeregu innych kompleksów, u podstaw leży niskie poczucie własnej wartości. Męczennik jest przekonany, że jego poświęcenie to jedyna szansa na bycie zauważonym, potrzebnym, to jego wejściówka do wspólnoty. Rozpaczliwie pragnie przynależności, miejsca przy stole, ale jest przekonany, że tylko nadmiernym poświęceniem może na nie zasłużyć. Trudno komuś takiemu zrezygnować z wchodzenia w rolę ofiary, bo cierpiętnictwo stało się elementem jego tożsamości.

Czytaj także: Jakie mechanizmy obronne stosujemy, żeby „zagłuszyć” niską samoocenę?

Podobnie jak w przypadku innych cech osobowości, kompleks męczennika często rozwija się w wyniku negatywnych doświadczeń z dzieciństwa. Sprzyja mu unikający lub lękowy styl przywiązania. Takie osoby często dorastały w rodzinach, w których męczeństwo było mile widziane, cenione i oczekiwane. Rezygnowały więc z poczucia własnej tożsamości i swoich potrzeb w imię oczekiwań innych, by zasłużyć na miłość, zawsze były gotowe poświęcić swój czas i zasoby. W dorosłym życiu przejawiają więc coraz więcej zachowań mających na celu zadowolenie innych, kosztem zaspokojenia swoich rzeczywistych potrzeb. Skoro w dzieciństwie ich cierpienie nie zostało dostrzeżone przez opiekunów, najczęściej rodziców, postawa męczennika może być wciąż ponawianą próbą zwrócenia na siebie uwagi - za wszelką cenę.

Jak przestać być męczennikiem?

Kompleks męczennika nie jest ani chorobą, ani zaburzeniem. To raczej cecha psychologiczna, pewna rola, w którą wpadamy. Często męczennicy tworzą i ćwiczą swoje role w dysfunkcyjnym schemacie interakcji zwanym trójkątem dramatycznym Karpmana. Model ten, opracowany w 1968 roku przez psychiatrę z San Francisco Stephena B. Karpmana, pokazuje destrukcyjny cykl, w którym ludzie nieświadomie obsadzają się w jednej z trzech ról - ofiary, wybawcy lub prześladowcy. Dobra wiadomość jest taka, że role są tylko rolami, więc, choć to bywa trudne, zmieniając scenariusz, można przestać je odgrywać.

Czytaj także: Trójkąt dramatyczny – wybawiciel, ofiara, prześladowca. Dopóki w nim tkwisz, nie masz szansy na szczęście

Męczennikowi nie da się pomóc, dopóki sam tego nie zechce. W dostrzeżeniu swojej motywacji do ciągłego poświęcania się dla podbudowania poczucia wartości i zwrócenia na siebie uwagi bezcennym wsparciem jest psychoterapia. Męczennik będzie musiał popracować zarówno nad wyznaczaniem granic, jak i nad mówieniem „nie”. Nauczyć się wyrażania swoich potrzeb głośno i wyraźnie, zamiast liczyć, że inni się ich domyślą lub wydedukują je z jego pasywno-agresywnych zachowań. Uświadomić sobie, że w wielu sytuacjach ma wybór - nie musi się poświęcać, jeśli tego nie chce - i dzięki temu odzyskać poczucie sprawczości.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE