Hiperniezależność, niechęć do polegania na innych, tendencja do angażowania się w powierzchowne i nietrwałe relacje, tłumienie emocji - to tylko kilka sygnałów, które mogą świadczyć o unikającym stylu przywiązania. Choć dziś wokół słynnej teorii przywiązania jest coraz więcej kontrowersji, a modele przywiązania przez wielu badaczy nie są traktowane jako uniwersalne, nadal rozpoznanie własnego stylu może być bardzo pomocne w lepszej regulacji emocjonalnej, budowaniu zdrowszych relacji i dbaniu o swój dobrostan. Więc jak to jest z tym unikaniem?
Za ojca teorii przywiązania uważa się brytyjskiego psychologa i psychoanalityka Johna Bowlby'ego, który uważał, że wczesne więzi z dzieciństwa odgrywają kluczową rolę w późniejszym rozwoju i funkcjonowaniu umysłowym człowieka. Style przywiązania opisują sposób, w jaki dana osoba wchodzi w interakcje z innymi, jak postrzega i interpretuje swoje relacje i jak buduje intymność. Prace Bowlby'ego w latach 60. i 70. XX w. rozwinęła psycholożka Mary Ainsworth. Najsłynniejsze badanie pochodzi z eksperymentu z 1969 r. nazwanego "dziwną sytuacją".
W badaniu naukowcy obserwowali dzieci w wieku od 12 do 18 miesięcy. Niemowlęta i ich rodzic w pierwszej fazie badania bawili się razem w pokoju. Następnie rodzic wychodził, a kilka minut później wracał do dziecka. Naukowcy sprawdzali, jaka była reakcja dzieci na ponowne połączenie z rodzicem. Na podstawie tego badania zidentyfikowano cztery style przywiązania: bezpieczne (niemowlę czuje się komfortowo podczas eksploracji otoczenia, gdy opiekun jest w pobliżu i okazuje niepokój, gdy opiekun odchodzi, zaś gdy wraca, łatwo się uspokaja), lękowe (niemowlę bardzo się denerwuje, gdy rodzic odchodzi, a po powrocie trudno je uspokoić), unikające (dziecko jest obojętne na obecność opiekuna, ledwie reaguje, gdy rodzic wychodzi, podobnie obojętnie traktuje jego powrót, co wskazuje na emocjonalne odłączenie) oraz zdezorganizowane (dziecko wykazuje mieszankę zachowań, które wskazują na dezorientację lub strach przed opiekunami, na odejście lub powrót rodzica reaguje nieprzewidywalnie i niespójnie, np. uderzając głową o ziemię lub zamierając w bezruchu).
Niemowlę z przywiązaniem unikającym opisywano w tym badaniu jako wykazujące niewielką lub żadną tendencję do poszukiwania bliskości z matką. Rozłące z nią często nie towarzyszył żaden niepokój, a dziecko potrafiło wchodzić w interakcje z zupełnie obcą osobą w podobny sposób, jak w interakcje z matką. Po powrocie matki wykazywało nawet niewielkie oznaki unikania jej, jak odwracanie się i unikanie kontaktu wzrokowego. Ten wzorzec zachowania powielamy w dorosłym życiu. Więź, jaką dziecko tworzy w pierwszych latach swojego życia z głównym opiekunem (najczęściej matką), nazywanym w tej teorii figurą przywiązania – determinuje to, w jaki sposób wchodzimy w relacje w dorosłym życiu, jaki poziom bezpieczeństwa lub zagrożenia odczuwamy w kontaktach międzyludzkich, czy i w jakim stopniu ufamy ludziom, otwieramy się przed nimi bądź ich unikamy. Przekłada się przede wszystkim na nasze funkcjonowanie w związkach romantycznych i wszelkich bliskich relacjach, których tworzenie i pielęgnowanie jest dla osób z unikającym stylem przywiązania nie lada wyzwaniem - podobnie jak dla ich partnerów.
Czytaj także: Jak nasze wychowanie decyduje o relacjach w związku?
"Umiesz liczyć? Licz na siebie" - osoba o unikającym stylu przewiązania prawdopodobnie podpisałaby się pod takim życiowym mottem. To Zosie Samosie i samotne wilki. Pragnienie niezależności jest u takich osób bardzo silne, a co za tym idzie, unikają one zbyt dużej bliskości, czują, że mogą polegać wyłącznie na sobie, a zmniejszenie dystansu w relacji z drugim człowiekiem wiąże się dla nich z dużym dyskomfortem. To z kolei powoduje trudności w obdarzaniu innych ludzi zaufaniem i proszeniu o pomoc czy wsparcie, a nawet niechęć do delegowania zadań w poczuciu, że wszystko lepiej zrobić samemu. Silne przekonanie o tym, że poleganie na innych jest przereklamowane, a relacje z zasady nie zaspokajają potrzeb, owocuje emocjonalną niedostępnością, niechęcią do pogłębiania intymnej relacji, pilnowaniem, by nie zbliżyć się do kogoś za bardzo, bo emocjonalne inwestowanie w relacje wydaje się mało opłacalne. Osoby z unikającym stylem przywiązania po prostu nauczyły się polegać na sobie, sobie wierzyć, co z kolei powoduje, że często mają kłopot z wyrażaniem własnych potrzeb i oczekiwań - bo właściwie po co się otwierać, obnażać, zwierzać i opowiadać o uczuciach, skoro to niewiele da, a może przynieść rozczarowanie? Trudno do nich dotrzeć, znaleźć jakiś wytrych, który pozwoli dostać się do środka.
Intymność i wszystko, co związane z jej budowaniem, dla osób unikających jest jak kamyk w bucie - jest niewygodna, uwiera. To dlatego, gdy ktoś zanadto się zbliża, odruchowo się oddalają - odmawiają rozmów, odwołują plany, znikają bez słowa. Wydają się emocjonalnie niedostępne, szczelnie zamknięte, a nawet pozbawione empatii i skupione wyłącznie na sobie. Oszczędnie wyrażają własne emocje, więc są postrzegane jako płytkie, powierzchowne. Łatwiej im odnaleźć się w small talku niż poważniejszej rozmowie na głębokie tematy dotyczące uczuć, często zachętę do większej autentyczności zbywają sarkazmem i obracają w żart. Wolą unikać jakichkolwiek konfliktów niż rozwiązywać problemy. Cechuje je także nadmierna potrzeba kontroli i mało elastyczne zachowania, bywają też impulsywne.
Mają silną potrzebę obrony własnego wizerunku, bo za wszelką cenę starają się kreować i sprzedawać siebie jako samowystarczalne, od nikogo niezależne i psychicznie silne - nie pozwolą sobie na luksus przyznania się do słabości, będą je ukrywać, bo to ich zdaniem jedyna skuteczna strategia funkcjonowania wśród ludzi. Co ciekawe, wiele takich osób deklaruje wysokie poczucie własnej wartości w związku ze swoją „zdolnością” do niepolegania na innych ludziach w kwestii wsparcia emocjonalnego, ale tak naprawdę oznacza to po prostu lekceważenie własnych emocji, a nie faktyczną wewnętrzną siłę. Często w głębi serca tak naprawdę boją się, że zawiodą innych, poniosą porażkę i nie okażą się wystarczająco dobre.
Wiele osób o unikającym stylu przywiązania gloryfikuje bycie singlem, negując jednocześnie ukrytą potrzebę bliskości, dewaluując ją. Wiele krótkotrwałych związków, wychodzenie z relacji natychmiast, gdy pojawi się w niej zbyt wiele bliskości, preferowanie relacji raczej powierzchownych, luźnych, bez zobowiązań i bez wchodzenia zbyt głęboko w drugiego człowieka - to znaki szczególne tego stylu przywiązania. Partnerzy często zarzucają im chłód i nieczułość, bo przy każdej próbie emocjonalnego zbliżenia się wyskakuje komunikat "brak dostępu". Osoby unikające kompulsywnie dystansują się od partnera, gdy tylko poczują, że zaczyna tworzyć się intymność, której zupełnie nie potrafią ani tworzyć, ani obsługiwać. Sabotowanie relacji daje im paradoksalnie poczucie bezpieczeństwa (im mniej jestem emocjonalnie dostępny, tym mniejsze ryzyko zranienia i odrzucenia), co dla partnera oznacza oczywiście głęboką frustrację i rozgoryczenie, bo trudno znosić nie tylko emocjonalną obojętność, ale także wrażenie chronicznie nadawanego komunikatu: "tak naprawdę nie jesteś mi potrzebny, poradzę sobie sam".
Tworzenie dystansu często dotyczy także sfery fizycznej i przejawia się w niechęci do okazywania czułości, dotyku, przytulania, trzymania za rękę. Takie osoby unikają wszystkiego, co mogłoby zagrażać ich niezależności, bo największą ich obawą jest bycie zawłaszczonym przez partnera. Potrzeba wolności przeważa nad potrzebą bliskości, która jest tożsama z zagrożeniem. Lęk przed pochłonięciem przez partnera jest siłą napędową budowania coraz wyższych murów warownych. Partner mimo szczerych chęci i podejmowanych prób może mieć wrażenie, że kompletnie nie wie, co ta osoba czuje, co myśli i co przeżywa, jaka tak naprawdę jest. W intymnej relacji osoby unikające niemal zawsze się męczą, dlatego bez nadmiernego wahania mogą opuścić nawet rokujący związek pod hasłem: "chyba potrzebuję czegoś innego / nie jestem gotowy/gotowa na stały związek", zwłaszcza gdy pojawią się pierwsze konflikty. Byle sprzeczka może spowodować, że zrobią w tył zwrot. Często w relacji działają w cyklach przybliżania się i oddalania. Zbliżają się, ale gdy pojawia się wymóg większego zaangażowania, oczekiwanie deklaracji, odsuwają się w poczuciu przytłoczenia na bezpieczna odległość.
Czytaj także: Na czym polega prawdziwa bliskość w związku? Rozmowa z Wojciechem Eichelbergerem
Bywa, że wikłają się w relacje z osobami będącymi w związkach lub z jakiegoś innego powodu nie do końca dostępnymi (np. mieszkającymi bardzo daleko), co ma być gwarancją, że pełna bliskość, której tak się boją, i tak nie będzie możliwa. Lęk przed odrzuceniem może też sprawić, że nawet osobę, z którą czują się dobrze, będą skłonne porzucić - zrobią pierwszy krok po to, by uniknąć bycia ofiarą porzucenia na zasadzie dmuchania na zimne. Osoby unikające często posiadają w wyobraźni jakąś wyidealizowaną relację, do której chcą dążyć, niedościgniony wzór partnera idealnego, do którego obecny partner nie jest w stanie doskoczyć.
Skoro same potrafią własne emocje trzymać na wodzy i nie mają potrzeby wywnętrzania się przed partnerem, osoby o tym stylu przywiązania krytycznie oceniają odwrotną postawę u partnera. Mówienie o uczuciach i domaganie się bliskości traktują jak mazgajstwo, które może wzbudzać ich niechęć, a nawet pogardę. Ignorują znaczenie emocji w życiu codziennym, często mają problemy z inteligencją emocjonalną, a w konsekwencji nie potrafią reagować na oznaki cierpienia czy słabości u partnera, nie wiedzą, co zrobić, gdy ten płacze czy jest smutny. Zamiast wspierać partnera w trudnych chwilach, wybierają wyjście awaryjne - odsuwają się, wycofują w oczekiwaniu, że ten sam sobie poradzi z kłopotem (same przecież to potrafią!). Szczególnie bolesne dla partnera bywa też to, że unikają mówienia "kocham cię", dając jednocześnie do zrozumienia w inny, mniej bezpośredni sposób, że nadal są zainteresowane relacją.
Badania pokazują, że nawet 23% dorosłych może reprezentować unikający styl przywiązania. Zerowy niepokój niemowlęcia podczas separacji z matką, jak również obojętność na jej powrót badacze interpretujący wyniki eksperymentu "dziwna sytuacja" tłumaczyli ignorowaniem dziecka przez rodziców, odrzucaniem go i zaniedbywaniem jego potrzeb, które dziecko internalizuje jako przekonanie, że nie może polegać ani na tej, ani na jakiejkolwiek innej relacji. Możliwą przyczyną jest także większy poziom złości na dziecko.
Wzory przywiązania w dużej mierze wynikają z praktyk i postaw rodzicielskich. Do rozwinięcia się stylu unikającego przyczyniają się przede wszystkim brak reakcji na płacz czy krzyk dziecka (dziecko sygnalizuje potrzebę, a rodzic nie pojawia się, by ją zaspokoić), unikanie trzymania go na rękach i tulenia, oszczędność w okazywaniu ciepła i uczuć, irytacja, gdy dziecko zostaje zranione lub potrzebuje uwagi, ciągła niedostępność (fizyczna, ale również emocjonalna) lub rozproszenie uwagi, np. zajmowanie się czymś innym zamiast słuchania dziecka lub nieuważne słuchanie. Czynnikiem wywołującym może też być wyczuwany przez dziecko brak satysfakcji rodzica ze wspólnej interakcji, np. znudzenie czy niechęć do wspólnej zabawy.
By u dziecka zaczął rozwijać się, a potem utrwalać unikający styl przywiązania, wcale nie musi dojść do karygodnych zaniedbań czy zachowań przemocowych ze strony rodziców/opiekunów. Dziecko może mieć zaspokojone podstawowe potrzeby bytowe, jak jedzenie, mieszkanie, edukacja itp., ale jednocześnie nie otrzymywać żadnego wsparcia emocjonalnego, a wręcz przeciwnie - dostawać cały szereg komunikatów unieważniających czy wyśmiewających jego uczucia, a nawet kar za ich okazywanie, z czego wyciągnie taką lekcję, że najlepszą strategią jest je tłumić, ukrywać, nie przyznawać się do nich. "Idź do swojego pokoju, jak masz siedzieć przy stole taki naburmuszony", "Jeśli nie przestaniesz się złościć, zabiorę ci telefon", "przestań już płakać, bo mi pęka serce!" - to tylko przykłady zdań, które, gdy padają z ust rodziców, są doskonałym gruntem pod unikający styl przywiązania, utrwalają go. Dziecko uczy się, że nie ma sensu docierać do opiekuna ze swoimi emocjami, bo robienie tego powoduje tylko więcej stresu i bólu. Jeśli te "lekcje" odrobi, jako dorosły człowiek też będzie skrajnie oszczędny w ich wyrażaniu, emocjonalnie niedostępny, przekonany, że swoje potrzeby musi zaspokajać sam, bez polegania na innych.
Czytaj także: Wykluczone dzieci – jakimi są dorosłymi? 6 cech osób, które były odtrącane w dzieciństwie
Warto pamiętać, że styl przywiązania nie jest diagnozą, a tym samym typ unikający nie jest zaburzeniem czy chorobą, nie jest też wadą charakteru. To raczej pewien specyficzny i utrwalony sposób obsługiwania relacji z innymi, który - choć w dzieciństwie został wykształcony jako mechanizm obronny, a więc służący ochronie - w dorosłości przestaje nam służyć. Zmiana stylu przywiązania jest możliwa, ale zawsze wymaga czasu, wysiłku, intencji i zaangażowania. Pierwszym krokiem, najważniejszym, jest w ogóle dostrzec problem, co dla osób z unikającym stylem przywiązania może nie być łatwe. Skoro tak funkcjonują od lat, mogą nie rozumieć, w czym tkwi kłopot, nie zauważać destrukcyjnego wpływu swojej postawy na relacje, dlatego często decydują się na terapię nie same z siebie, a pod wpływem ultimatum np. stawianego przez partnera.
Pomocna w zauważeniu problemu jest uważność - na siebie, swoje potrzeby, ale także na potrzeby bliskich i ich reakcje na postawę unikającą. W terapii można zbadać i zrozumieć swoje przeszłe doświadczenia ("teraz już przynajmniej wiem, dlaczego tak mam"), ustalić przyczynę, dla której występuje silny opór przez bliskością, by móc skutecznie modyfikować swoje przekonania i wzorce zachowań. Bezcenne jest też otaczanie się ludźmi o bezpieczniejszych stylach przywiązania (wcale nie tak trudno ich znaleźć, bo to ok. 60 proc. z nas!).
Badania pokazują, że skuteczną metodą pracy z osobami o unikającym stylu przywiązania jest terapia poznawczo-behawioralna. Praca z terapeutą, ale także terapia grupowa, pomagają nauczyć się zauważania, nazywania i wyrażania emocji w bezpiecznym otoczeniu, bez obawy przed krytyką, oceną i odrzuceniem. Bezkrytyczna informacja zwrotna podczas pokonywania niekorzystnych wzorców myślenia i zachowania jest tym, co zachęca do robienia kolejnych kroków w dobrym kierunku. Chodzi o to, by po pierwsze uznać swoje potrzeby, dać sobie do nich prawo, nauczyć się o nich mówić i stopniowo wykształcać w sobie zaufanie do innych. W bezpiecznym otoczeniu łatwiej nie tylko zauważyć i przeanalizować stosowane strategie unikające, które osoby o tym stylu przywiązania stosują nieświadomie, ale też redukować lęk przed wyrażaniem siebie, uczyć się komunikacji i urealniać swoje oczekiwania dotyczące partnera i relacji.
Terapia pomaga zacząć powoli dopuszczać do siebie innych ludzi - po to, by mogli odpowiedzieć na emocjonalne potrzeby osoby unikającej. Wtedy i ona ma szansę nauczyć się odpowiadać na emocjonalne potrzeby osób, które są jej najbliższe i na których wbrew stosowanym unikom często naprawdę jej zależy.