1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Mam dzieci, szukam partnera. O tym, jak układać nowe relacje, opowiada psycholożka Katarzyna Półtorak

Mam dzieci, szukam partnera. O tym, jak układać nowe relacje, opowiada psycholożka Katarzyna Półtorak

(Fot. Willie B. Thomas/Getty Images)
(Fot. Willie B. Thomas/Getty Images)
Są w różnym momencie życia, mają za sobą różne historie, z różnych powodów wychowują dzieci w pojedynkę. Łączy je jedno – pragnienie ułożenia sobie życia na nowo. Jak to pragnienie realizują, opowiada psycholożka Katarzyna Półtorak.

Samodzielne matki czują się też samotne?
Dużo mam jest wrażliwych na punkcie tego, jak się je nazywa: samodzielne czy samotne, po rozstaniu czy bez partnera. Dlaczego? Bo to też implikuje ich myślenie o własnej sytuacji, o planach na przyszłość, o tym, co będą robić ze swoim życiem. Mamy czasem wolą nazywać się samodzielnymi dlatego, że potrzebują dużo sprawczości i wpływu w swoim życiu, więc samodzielność pomaga im ruszyć dalej, kiedy brakuje partnera.

Natomiast bez względu na to, jak siebie same nazywają, to jest w nich dużo samotności i obaw związanych z tym, jak wychować dziecko bez partnera, żeby było szczęśliwe, samodzielne, żeby budowało bliskie relacje i miało poczucie własnej wartości.

Czyli myślą o dziecku, a nie o tym, żeby znaleźć partnera.
Tak, bardzo często myślą o dzieciach, o tym, jak zbudować im najbliższe środowisko związane z relacjami, z poczuciem bezpieczeństwa, z tym, żeby mogły prawidłowo wzrastać i się rozwijać. Ważne, żeby mama, jeśli szuka miłości, zadała sobie pytanie, dla kogo to robi. Czy dla dzieci – żeby miały zastępczego tatę, kogoś, kto ma umiejętności, których jej z racji wieku lub płci brakuje – czy szuka miłości dla siebie, bo czuje się samotna, bo zawsze marzyła, żeby mieć bliski, fajny związek i z jakichś powodów to się wcześniej nie udało.

Jeśli szuka dla siebie, to…?
To dużo lepiej dla wszystkich. Bo dzieci zawsze korzystają z tego, że mama wie, dlaczego robi to, co robi, to znaczy, gdy ufa sobie. Oczywiście w drugiej kolejności jest to ważne i dla dzieci, bo one wykonania w rodzaju: damy dzieciom jeść, wyślemy do dobrej szkoły i jeszcze znajdziemy im tatę, żeby on też mógł dla nich być wzorem w tych umiejętnościach, których ja nie mam.

Znajdziemy im tatę? One już mają ojca.
Czasem tatę, bo wiele zależy od tego, co się z ich tatą stało, czy żyje, czy nie utrzymuje kontaktu, czy zginął i nie ma go fizycznie. Mówię o tacie w takim sensie, że to byłaby rola męska stanowiąca wsparcie dla systemu rodzinnego. A to ważne dla matek, które bardzo często mają uwewnętrznioną definicję rodziny, na którą składają się mama, tata i dzieci. Dobrze, żeby mama zastanowiła się, czym dla niej jest rodzina, czyli jaka definicja rodziny służy jej na danym etapie życia. Bo przecież już para bez dzieci stanowi rodzinę, są rodziny patchworkowe, sklejone z ludzi po rozwodach i ich dzieci, w tym mogą być dwie kobiety i ich dzieci. Tak więc ważne, o jaką rodzinę walczę. I dla kogo. Czy dla dzieci, bo uważam, że potrzebują systemu rodzinnego stojącego na dwóch nogach, a nie na jednej. Czy może z głębi serca i potrzeb szukam miłości, bo nie chcę iść sama przez życie. Dzieci na pewno na tym skorzystają w tym sensie, że jeśli więcej osób je kocha, to tym lepiej dla nich.

Matki szukają nie tylko partnera na życie, ale też romansu, seksu. Czy powinny ten fakt ukrywać przed dziećmi? Wiele kobiet ukrywa, ponieważ uważają, że romansując, zdradzają dzieci.
Dużo mam, z którymi rozmawiam, ma obawy, że przelotny romans może namieszać w ich systemie rodzinnym, a one tego nie chcą, więc nie wprowadzają do niego partnera, nie zapoznają go ze swoimi dziećmi. Mają świadomość, że romans to coś, co robią też będą czerpać ze szczęścia mamy. Ale to nie jest zadanie do dla swojego dobrostanu, z własnych potrzeb, dla potwierdzenia swojej kobiecości. Nie chcą więc robić bałaganu w relacjach swoich dzieci, czyli wprowadzać kogoś do rodziny, a potem wyprowadzać. Ważne dla nich jest, żeby nie naruszać poczucia bezpieczeństwa dzieci, a uważają, że tak się może stać, gdyby raz po raz zmieniały partnerów. Jednocześnie niezwykle istotne jest to, aby szły za swoimi potrzebami. I nawet jeżeli z jakiegoś powodu nie chcą budować trwałych związków, to żeby mogły realizować swoją kobiecość i swoje potrzeby w innych związkach i relacjach, które niekoniecznie muszą być długotrwałe, w rozumieniu romantycznym na zawsze. Ale żeby nie było tak, że dzieci stały się sensem ich życia.

Dlaczego?
Bo dzieci to czują, a czują w 99 procentach, że skoro mama poświęca im swoje życie, energię, wszystkie dobra finansowe, żeby je wykształcić, wyposażyć itd., to one muszą się jej odwdzięczyć. Trudno będzie im się potem odseparować od matki, iść własną drogą, żyć własnym życiem, zająć się swoją rodziną, a nie wybierać mamę, która czegoś będzie potrzebowała, szczególnie w zaawansowanym wieku. Nie będą umiały rozgraniczyć relacji z mamą od relacji z żoną, mężem, z nową rodziną, którą zbudowali jako dorośli.

Matki mają poczucie winy zarówno z tego powodu, że są same, jak i z tego, że robią coś dla siebie. Jak to wpływa na ich relacje z dziećmi?
Tak, w macierzyństwie jest bardzo dużo poczucia winy, właściwie cokolwiek byśmy robiły, to ono się pojawia. Ale poczucie winy nic nie wnosi, ono nam tylko zabiera zasoby i energię. To, że matki poświęcają się dzieciom, bardzo często wynika z systemu rodzinnego, w którym się wychowały. Kobiety mówią otwarcie, że bycie dobrą matką polega na tym, żeby się poświęcić dzieciom, oddać im wszystko, co najlepsze, i żeby ich potrzeby były na pierwszym miejscu.

Same stawiają się gdzieś daleko w tyle.
Niebezpieczeństwo polega na tym, że jeżeli stawiamy dzieci na pierwszym miejscu, a siebie gdzieś na końcu, to dzieci zrobią dokładnie to samo, jak będą dorosłe, szczególnie dziewczynki szybciutko postawią się na ostatnim miejscu, gdy zostaną matkami, bo ich mamy tak robiły. Dlatego my, mamy, musimy im pokazać, na czym polega bycie dobrą mamą, że są i dzieci, i ja, a nie: albo dzieci, albo ja.

Nastolatki często buntują się przeciwko partnerom matek, które wtedy wycofują się z intymnej relacji.
Za takimi zachowaniami dzieci może kryć się wiele przyczyn. Po pierwsze lojalność wobec własnego ojca. Dzieciom opowiada się jakąś historię, dlaczego rodzice nie są razem. No i w zależności od tego, jaka to historia, tak one się w niej ustawiają. Często aspiracje mamy do budowania związku interpretują jako zdradę. To znaczy sądzą, że jeśli polubią nowego partnera, to przestaną być lojalne w stosunku do taty. Trudno im zrozumieć, że ich tata ma wyjątkową rolę w ich życiu, której nic nie zagraża, natomiast partner mamy ma zupełnie inną rolę, więc one mogą pomieścić i tatę, i jego. Biologiczny ojciec, który po rozwodzie krąży wokół rodziny, może zrobić dla niej zarówno dużo dobrego, jak i złego tym, jak się odnosi do nowego partnera byłej żony czy w ogóle do jej prób szukania miłości.

Inną przyczyną odrzucania partnera mamy przez nastolatki jest to, że w tym okresie rozwoju sprawy związane z miłością, seksem budzą wstyd, a od wstydu bardzo blisko do agresji. Może to
przejawiać się w ten sposób, że dzieci się buntują, krzyczą, oporują, bo trudno im zobaczyć mamę jako osobę, która chciałaby mieć swoje życie. Bo gdy przez 15 lat naoglądały się, jak wszystko robiła dla nich, to gdy nagle zajmuje się sobą, tracą grunt pod nogami.

Co wtedy?
Najlepiej, gdyby kobieta miała z tyłu głowy, że we wszystkim, co robi ze swoim życiem jako samodzielna mama, nie może zapominać o sobie. Nie dlatego, że chce być pępkiem świata, skoro nie ma partnera, tylko po to, by pokazać dzieciom jakiś model życia. I jeżeli będzie widziała wartość w tym, że uprawia sport, ma koleżanki, pracuje, ma swoje zainteresowania, rozwija je i robi im przestrzeń w rodzinnym życiu – to dzieci też zobaczą wartość w tym, że tak można żyć, że to jest fajne, że to im nie zagraża. Wtedy będzie jej łatwiej wprowadzać zmiany w sferze relacji, a dzieciom – akceptować, że ktoś nowy pojawia się w życiu rodziny. Bo nowy partner będzie kolejną zmianą czy nowością, jaka się pojawia, a nie czymś, co burzy system.

A jak reagować, gdy dzieci się buntują przeciwko partnerowi? Wycofać się z nowej relacji?
Myślę, że powoli, ale jednak wprowadzać nowego partnera. Najpierw ja sama muszę osadzić się w tym związku, żebym miała pewność, że chcę wprowadzić partnera do rodziny i że on jest gotowy na to, żeby w niej zaistnieć. Należy zawsze brać dzieci pod uwagę. W takim sensie, że trzeba je wysłuchać, rozumieć, że to może być dla nich trudne, że mogą się złościć, wstydzić, czuć się niepewnie. Trzeba zawsze adekwatnie nazywać emocje dzieci, robić im miejsce w rozmowach. Ale też tłumaczyć, że to dla mnie, twojej mamy, ważne, że to kawałek mojego szczęścia, mojego marzenia. Można powiedzieć: „Tak jak ty masz towarzysza w klasie czy przyjaciółkę, tak ja potrzebuję przyjaciela”.

Dać czas i nigdy nie robić niczego siłowo?
Tak, bo z dziećmi zarówno małymi, jak i dużymi jest tak, że jak się robi coś siłowo, to one bardziej oporują. Zresztą dorośli też tak reagują. Dużo rozmawiajmy, ale też próbujmy pomieścić emocje, słowa, które dziecko wyrzuca na wieść, że ktoś obcy pojawia się w rodzinie. Im więcej będziemy wymyślać różnych historii, udawać, że idziemy na gimnastykę, podczas gdy idziemy na randkę – tym trudniej będzie wprowadzić partnera. Jeśli spotykamy się już od jakiegoś czasu, to dobrze jest powiedzieć o tym, że mam bliską osobę, że dobrze się z nią czuję, że idziemy razem na kolację, do kina. W ten sposób dziecko oswaja nową sytuację i buduje swoje poczucie bezpieczeństwa.

No chyba, że to przelotny romans, to mówić raczej nie należy.
Gdy spotykamy się z kimś od czasu do czasu po to, żeby upuścić sobie napięcie, poczuć się atrakcyjną, kobiecą czy zapewnić sobie poczucie różnorodności oraz przygody – to zostawmy sobie to jako naszą prywatną sprawę. Natomiast jeżeli to jest ktoś istotny w takim długofalowym rozumieniu, to dobrze byłoby o tym powiedzieć. Można zapytać dzieci, jak by to było, gdyby pojawił się ktoś w naszym domu, jak sobie to wyobrażają. Już z 12-latkiem – i wyżej – można spokojnie o tym rozmawiać, ale powolutku. Bo też dzieci będą miały pytania, więc trzeba za nimi iść. To trochę tak, jak w przypadku, gdy pytają, skąd się biorą dzieci. Odpowiadamy wtedy na zadane pytanie i koniec rozmowy na ten temat. A potem pada następne pytanie, więc na nie odpowiadamy i czekamy na kolejne.

Załóżmy, że mama się zakochała, rozważa znajomość w dłuższej perspektywie. Na jakie cechy partnera powinna zwracać uwagę pod kątem dzieci?
Warto, żeby zwracała uwagę na to, jakie partner ma doświadczenia rodzicielskie, czy to rozwodnik z dziećmi, czy bez. Z moich doświadczeń wynika, że łatwiej bywa wszystkim, kiedy oboje partnerzy mają dzieci. Wtedy jest mniej zaskoczeń, mężczyzna ojciec zrozumie, że matka nie może biegać na randki rano czy w południe, bo ma pewne obowiązki. Zatem ważne, żeby nowy partner był nową jakością w już zbudowanym systemie rodzinnym, a nie kimś, kto ten system całkiem dezorganizuje.

Matki bardzo często zawczasu to wyczuwają. No chyba że tkwią w schemacie wybierania partnerów. Te schematy są na ogół nieuświadomione, nieprzepracowane, a jako takie powodują na przykład wybór partnera niezaangażowanego w życie rodzinne. Dlatego kobiety tkwiące w tym schemacie lądują jako samodzielne mamy. Bo nawet jak taki ktoś mówi, że nie chce się angażować, to one uważają, że go nauczą i że on się przy nich zmieni. Mało prawdopodobne, że się zmieni. Na pewno byłoby dobrze, żeby partner miał świadomość, że system rodzinny to mama i dzieci, że on wchodzi do tego systemu, a nie wyciąga z niego matkę.

Niektóre mamy, zranione poprzednimi związkami, nie chcą zawierać nowych. Dzieci to dobra wymówka. Oczywiście mają do tego prawo, ale czy nie powinny mieć świadomości, że odrzucają coś, co może je wzbogacić?
Jeżeli kobieta nie chce nowej relacji, to pytanie brzmi, dlaczego podejmuje taką decyzję. Czy z powodu zranień, czy wstydu, czy dlatego, że już nie wierzy w miłość albo że nie rozumie, dlaczego poprzednie związki się rozsypały. Może nie chce powtórzyć starych schematów albo boi się reakcji swoich dzieci. Często kobiety zbytnio nad tym nie rozmyślają, po prostu machają ręką: mam obowiązki, nie mam czasu na takie atrakcje. Ale związek to element radości, satysfakcji z innego powodu niż tylko bycia matką. Czasem jest tak, że kobieta czuje zranienie przez jakiś czas, ale gdy widzi na przykład, że koleżanka po rozwodzie ma kogoś, zaczyna jej zazdrościć. A drugą stroną zazdrości jest tęsknota. Przyjęło się uważać, że to nieładna emocja, ale zazdrość o partnera to tak naprawdę tęsknota za bliskością, za relacją, za towarzystwem.

Też chyba za radością.
Tak, a matki zajmujące się głównie pracą, wychowaniem dzieci, rezygnując ze związku, odbierają sobie przeżywanie radości. Uważają, że to emocja, na którą szkoda energii. Mają ważniejsze sprawy na głowie. Tymczasem radość, poczucie satysfakcji z bycia spełnioną jest paliwem na trudne czasy. Jeżeli popatrzą na związek jako na element budowania radości, przyjemności, satysfakcji, to mogą zobaczyć w nim nową wartość, której wcześniej nie widziały. Czyli nie coś, co mi zabierze energię, czym będę się musiała zajmować, tylko coś, co da mi radość.

Samodzielne mamy są niezwykle dzielne, chcą dać dziecku wszystko, co dają i matka, i ojciec. A mogą dać po prostu swoje szczęście.
Najlepsze, co może mama dać dziecku, to własny przykład, jak korzystać z życia, jak buduje się relacje, nawet jeśli to jest trudne i długotrwałe. Nauka dla dzieci płynie z tego taka, że związku nie buduje się od razu, że nie ma tu fajerwerków. Pamiętajmy, że największy zasób, jaki mama można dać dziecku na przyszłość, to umiejętność bycia szczęśliwym.

Katarzyna Półtorak psycholożka, twórczyni projektu „Mama ma moc!”. Wspiera kobiety w budowaniu zaufania do siebie w macierzyństwie, relacjach i zmianach życiowych. Autorka e-booków: „Nie krzycz – słuchaj” i „Jak odzyskać siebie po urodzeniu dziecka?”. Prowadzi sesje i warsztaty online. Mama Karoliny i Antoniny.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze