1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Jak często ignorujesz swoje emocje i potrzeby, składając je na ołtarzu relacji? – pyta psychoterapeutka Ewa Klepacka-Gryz

Jak często ignorujesz swoje emocje i potrzeby, składając je na ołtarzu relacji? – pyta psychoterapeutka Ewa Klepacka-Gryz

(Fot. Sophie Filippova/Getty Images)
(Fot. Sophie Filippova/Getty Images)
Kobiety od dzieciństwa są trenowane w grze w poświęcanie się dla dobra innych. Najpierw rodzice, potem nauczyciele tłumaczą im, że empatia, wyrozumiałość, uległość, ugodowość i troska o innych, często nawet kosztem siebie, to ich rola, a nawet obowiązek.

Tekst pochodzi z miesięcznika „Sens” 1/2025

Kobiety, które przychodzą do mnie z kłopotami w relacjach, często są bardzo poranione; od lat tkwią w związkach partnerskich czy w przyjaźniach, w których czują się niesłyszane, niewidziane, mało ważne.

„Myślałam, że on w końcu zapyta, co u mnie, jak ja się czuję, czy jestem szczęśliwa”, „Od dawna czuję, że dla mojej przyjaciółki wcale nie jestem ważna, dzwoni do mnie tylko wtedy, kiedy mnie potrzebuje”, „Gdy poprosiłam o pomoc najważniejszego dla mnie człowieka, przestał się do mnie odzywać. Co ja takiego złego zrobiłam?” – to wypowiedzi, które często słyszę na pierwszym spotkaniu.

Maleńki krok

Wiem, że to dopiero pierwszy maleńki krok, nawet nie do zmiany, ale zrozumienia, że w relacji jest coś nie tak. To etap, na którym pacjentka potrzebuje jedynie wysłuchania, nawet nie zrozumienia, bardziej pożałowania, przyznania, że to musi być dla niej trudne. W głębi duszy liczy, że kiedy już poznam sytuację, dam jej cudowną receptę na to, jak zmienić: partnera, przyjaciółkę, szefa.

Zaraz potem pojawia się refleksja: „To wszystko przeze mnie, to ja jestem winna, on tak dużo pracuje, a ja dokładam mu swoich problemów”, „Niepotrzebnie się czepiam, ona jest taka wspaniała, mam szczęście, że przyjaźni się ze mną od lat, gdyby dowiedziała się, że tak źle o niej mówię, to…”. Wtedy zwykle tłumaczę, że relacja jest jak gra w siatkówkę – żeby była udana, każdy z partnerów powinien pilnować swojego fragmentu boiska. Co w praktyce oznacza, że grasz jak najlepiej potrafisz, bo wygrana jest wasza wspólna, i nie liczysz na to, że jeśli dasz partnerowi fory, on zrewanżuje się tym samym. A jeszcze prościej: jeśli wiesz, że człowiek, który jest dla ciebie ważny, nie cierpi śledzi, to mu ich nie proponujesz, ale jeśli ty je lubisz, to nie ma powodu, żebyś ich sobie odmawiała.

Satysfakcjonująca relacja nie znosi poświęcania się. Jeśli to robisz, czyń to na własny rachunek, nie licz na rewanż i nie czuj się rozczarowana, jeśli druga strona nie odpłaci ci tym samym.

Trening kulturowy

Jako kobiety jesteśmy niewolnicami kultury. „Bądź mądrzejsza i ustąp mu”, „Podziel się z chłopczykiem cukierkami”, „Daj się pobawić dziewczynce swoją lalką”, „Bądź grzeczna, bo mamusia źle się czuje” – wszystkim nam kładziono to do głowy. Szkoła i mit o grzecznych dziewczynkach również zrobiły swoje.

W rezultacie wchodzimy w dorosłe życie wyczulone na potrzeby innych ludzi (ignorując swoje), uginając się pod ciężarem odpowiedzialność za relacje (to ja jestem odpowiedzialna za atmosferę w domu, w pracy, w przyjaźni). I z potwornym lękiem, że kiedy choćby tylko pomyślimy o tym, co nam się nie podoba w relacji, co chciałybyśmy powiedzieć na przykład partnerowi, to… ta relacja natychmiast rozpadnie się jak domek z kart. Kompletnie nie czujemy tego, że bezustannie poświęcając się w imię relacji, tracimy kontakt z prawdziwą sobą. Z rozpaczy łudząc się, że ta druga strona w końcu to zauważy, doceni, zapyta.

Jeśli nasze życie koncentruje się na zadowalaniu innych (choć czasami nikt nas o to nie prosi), umacniamy się w przekonaniu, że same nie jesteśmy wiele warte.

A kiedy mniej lub bardziej świadomie oczekiwany rewanż nie nadchodzi, zaczynamy wierzyć, że na nic dobrego nie zasługujemy. Najbardziej boimy się tego, że stając po swojej stronie, mówiąc wreszcie, co naprawdę myślimy i czujemy, stawiając granicę, stracimy miłość i akceptację. Lęk przed porzuceniem (i odrzuceniem) – a w efekcie: przed utratą bezpieczeństwa – sprawia, że wybieramy milczenie i akceptujemy sytuacje, które nas ranią. Od dzieciństwa uczone, że spełnianie oczekiwań innych zapewnia więź, która jest gwarancją przetrwania.

Czytaj także: Inspirujące cytaty Marty Niedźwieckiej, które pomogą ci zbudować silne poczucie własnej wartości

Nie dość starań

Kolejny mit kulturowy: kobieta, która stawia siebie na pierwszym miejscu, nie jest dobrą córką, matką, partnerką, przyjaciółką. Magda, Weronika i Anka przez lata poświęcały siebie dla dobra relacji.

Magda była nieślubnym dzieckiem, matka od dzieciństwa tłumaczyła, żeby nie powtórzyła jej błędu: „Mężczyzna musi być zamożny, hojny, a jeśli traktuje kobietę poważnie, to najdalej po pół roku znajomości powinien dać pierścionek zaręczynowy”. Kiedy więc pojawił się kandydat, który potencjalnie miał szanse spełnić owe warunki (zamożny, dużo starszy, po dwóch rozwodach), jednak po kilku miesiącach znajomości nie zaproponował pierścionka, matka stwierdziła, że córka za słabo się stara. „Musisz być bardziej uległa, zabiegać o niego, chwalić i doceniać za to, co dla ciebie robi”. Magda wierzyła, że matka chce dla niej jak najlepiej, zawsze tak było, ale… coraz częściej czuła, że to, co proponuje mężczyzna, to nie do końca to, o co jej chodzi.

Po pół roku terapii wiedziała już, że nie chce związku na odległość, a mężczyzna nie deklarował niczego stałego. „To on zawsze decyduje, kiedy się spotkamy, do której restauracji pójdziemy na kolację, jak spędzimy sylwestra” – żaliła się. Kiedy pytałam, czy powiedziała mu kiedykolwiek, czego ona chce, odpowiadała: „On mnie nigdy o to nie zapytał”.

Magdzie trudno było uwierzyć, że nawet w najbardziej udanym związku partner nie czyta między wierszami, a miłość nie budzi daru jasnowidzenia. „A może się czepiam? W końcu nie ma idealnych związków. On jest taki dobry, obsypuje mnie prezentami. Nie chcę być sama” – tłumaczyła. Czułam, jak jej frustracja narasta, zastępując wiarę (iluzję), że partner w końcu pewnego dnia domyśli się, czego ona potrzebuje, i marzenie (matki) o pierścionku zaręczynowym w końcu się zrealizuje.

Narastająca frustracja zwykle przeradza się w agresję. Pewnego dnia Magda wykrzyczała partnerowi, że dość ma związku na odległość, że to egoizm, że wszystko jest tak, jak on chce, a gdzie w tym ona. Mężczyzna był bardzo zdziwiony, że nigdy wcześniej nie powiedziała mu o tym, czego pragnie, co jest dla niej ważne. Wierzył, że to, co proponował, w zupełności jej wystarczało. Przez kilka kolejnych tygodni pracowałyśmy z Magdą nad rozpoznawaniem własnych potrzeb, nauką stawiania i obrony własnych granic.

Za dużo na barkach

Weronika i Adam poznali się na studiach i szybko pobrali. Adam nie chciał mieć dzieci i kiedy okazało się, że Weronika jest w ciąży, przyjął to do wiadomości, ale zapowiedział, że on się do tego nie nadaje. I rzeczywiście, prawie w ogóle nie opiekował się synem. Weronika nie miała mu tego za złe, odpowiedzialność za zajmowanie się dzieckiem wzięła na siebie, a mężowi starała się wynagrodzić fakt, że zgodził się zostać ojcem. W głębi serca liczyła, że kiedy syn będzie starszy, mąż nawiąże z nim męską relację. Tak się nie stało, od chwili narodzin dziecko było kością niezgody pomiędzy małżonkami i nic się nie zmieniło.

Weronika milczała, starała się być idealną matką i idealną żoną. Adam nie zamierzał rezygnować ze swoich przywilejów sprzed czasu bycia ojcem – wychodził sam na imprezy towarzyskie, pielęgnował swoje pasje. Często narzekał, że żona od narodzin dziecka bardzo się zmieniła (w podtekście: zaniedbała). Wypominał, że to przez syna tak często się kłócą. Przyjaciółka buntowała ją: „Powiedz mu wreszcie, że sama sobie tego dziecka nie zrobiłaś”.

Po pierwszym epizodzie depresji Weronika w końcu poczuła, że dość ma życia z chłopczykiem, który karze ją za to, że urodziła dziecko. „Zdałam sobie sprawę, że od lat jestem zamrożona, nagle zaczęły się otwierać stare rany. To boli, ale ten proces jest już nie do zatrzymania” – zwierzyła się. Jakby coś się przekliknęło i zmusiło ją do zajęcia się sobą, swoimi emocjami, pragnieniami, potrzebami.

W trakcie terapii odkryłyśmy, że jej główna rana to branie wszystkiego na swoje barki. Taki scenariusz znała od dzieciństwa. Była najstarszą córką w wielodzietnej rodzinie. Nigdy nie starczało dla niej ani pieniędzy, ani uwagi, ani ciepła czy matczynej troski. To ona matkowała rodzeństwu. Na sesjach Weronika konfrontowała się z trudnymi emocjami, których nigdy nie miała odwagi ujawnić, a nawet poczuć. Po kolei zajmowałyśmy się jej poczuciem winy, smutkiem, złością. Dopiero wtedy była gotowa, żeby powiedzieć mężowi: „To także twój syn”. Praca nad równowagą w relacji często możliwa jest dopiero po zajęciu się ranami relacyjnymi z dzieciństwa.

Priorytety

Anka i Iza były przyjaciółkami od szkolnej ławy. Iza była tą ładniejszą, mądrzejszą, bardziej przebojową. Miała mnóstwo przyjaciółek, Anka miała tylko ją. Kiedy były dziewczynkami, starszy brat Anki często śmiał się, że jest popychadłem przemądrzałej Izuni. Dziewczynka była dumna, że Iza wybrała właśnie ją. W jej dorosłym życiu odgrywała rolę opiekunki, powierniczki, wiernej i lojalnej przyjaciółki. Iza potrafiła zadzwonić w środku nocy, bo narzeczony od rana się do niej nie odezwał. Jednak kiedy to Anka miała problem, Iza nigdy nie miała czasu albo licytowała się, która z nich ma gorzej.

Niedawno wyjechała na roczny kontrakt do Japonii. Anka bardzo przeżyła ich rozstanie, w końcu od wielu lat były nierozłączne. Codziennie pisała na WhatsAppie; oczywiście nigdy o swoich kłopotach, głównie pytała o to, co u przyjaciółki. Ta odpisywała zdawkowo, że okej. Co dziwne, nie opowiadała o swoich problemach, nie pytała o radę. Nigdy nie przysłała żadnego zdjęcia, choć przyjaciółka wiele razy ją o to prosiła.

Czytaj także: Przyjaźń – dobra czy toksyczna? Jak to rozpoznać i jak budować trwałe relacje przyjacielskie?

Anka najpierw była przerażona, że Iza już jej nie potrzebuje. Potem poczuła złość, że przyjaciółka tak szybko zapomniała o ich relacji. Kiedy zebrała się na odwagę i napisała, że jest jej przykro, że wiadomości od niej są takie zdawkowe, Iza w ogóle przestała się odzywać. Anka najpierw poczuła się winna: „Pewnie ona ma tam dużo pracy, a ja zachowuję się jak zdradzona kochanka”. Wreszcie zaczęła się bać, że może przyjaciółce stało się coś złego, jednak kiedy chciała pożyczyć od brata na bilet do Japonii, ten powiedział: „Jaka ty jesteś głupia, jej nigdy na tobie nie zależało”.

Terapię zaczęłyśmy od odpowiedzi na pytanie, kto jest dla niej najważniejszy i dla kogo ona czuje się najważniejsza.

Cena wyborów

U podłoża nadmiarowego zabiegania o relację i lęku, że każde „nie’’ wypowiedziane w obronie własnych granic grozi zerwaniem relacji, leży powstałe w dzieciństwie i wzmacniane przez kulturę przekonanie, że kobieta musi zasłużyć na miłość, uwagę, akceptację. Musi być empatyczna, ugodowa, wyrozumiała, uległa, ta „mądrzejsza”. Są oczywiście kobiety takie jak Iza, przyjaciółka Anki, które nie zabiegają o relację, ale ustawiają się w roli tej potrzebującej, która chętnie przyjmuje pomoc, a kiedy stają się już takimi dłużniczkami, że nie mają szans oddać tyle, ile dostały (pewnie wcale tego nie chcą) – wychodzą z relacji. One również wyszły z dzieciństwa z głębokimi ranami; głodne miłości i akceptacji najadają się do syta, a potem uciekają.

Bez uzdrowienia swoich ran nie można czuć się widzianą, chcianą, przyjętą, kochaną, ale też nie można angażować się w pełni w relacje, być w autentycznej bliskości, kochać.

Czytaj także: Rany z dzieciństwa – jak z nimi postępować i dać się im zabliźnić?

Samopomocnik

Rany z dzieciństwa dotyczą podstawowych wartości:

– czy czujesz się wartościowa?

– czy kiedy pokazujesz siebie prawdziwą, czujesz się bezpiecznie w świecie?

– na ile czujesz, że taka, jaka jesteś, jesteś wystarczająca?

– czy czujesz, że zasługujesz na miłość i akceptację za to, że jesteś, a nie tylko wtedy, kiedy robisz coś dla innych?

Pierwszym krokiem na drodze uzdrawiania rany relacyjnej jest uznanie jej i przeżycie bólu z nią związanego. Dalej – zaakceptowanie faktu, że bycie w relacji zawsze wymaga wyboru pomiędzy: stoję po swojej stronie czy tym razem wybieram (świadomie) dobro partnera relacyjnego.

W dzieciństwie nie miałaś takiej możliwości; musiałaś dopasowywać się do oczekiwań rodziców, bo bez nich nie miałaś szans na przetrwanie. Dziś jesteś gotowa zaakceptować to, że czasami wyrażenie i obrona swojego zdania lub potrzeby mogą spowodować chwilowy kryzys w relacji, ale kiedy go przetrwacie, macie szanse na bardziej satysfakcjonującą dla obydwojga, autentyczną i silniejszą relację.

Zanim zbudujesz zdrową więź z innymi, musisz zbudować autentyczną relację z samą sobą. Wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, adekwatne poczucie wartości i ważności, twoje mocne i słabe strony – to ważne zasoby, które pozwolą ci przestać zabiegać o relacje z innymi jako o jedyne źródło miłości i akceptacji. Zrozumiesz, że równowaga w związku to baza do zbudowania czegoś ważnego; wzajemny szacunek, wymiana (dawanie i branie), kompromisy – to podstawy dobrej relacji.

W niej możesz być sobą, bez lęku przed oceną czy odrzuceniem. Nawet jeśli zdarzy się tak, że kiedy staniesz po swojej stronie, relacja nie przetrwa, to bycie w prawdziwej bliskości z samą sobą jest naprawdę tego warte.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze