W okolicy świąt Bożego Narodzenia pracownicy narzekają zwykle na wystawność firmowych wigilii i jednoczesny brak podwyżek. Marne prezenty i nieszczery charakter spotkania...
Na internetowych forach nikt, niestety, nie proponuje, żeby zmienić nastawienie do spotkań wigilijnych w pracy. Coach Aneta Pietrzak wypełnia tę lukę i radzi, co zrobić, aby nie tylko je „przeżyć”, ale dobrze się bawić, a nawet mile wspominać. Jak wygląda wigilia firmowa i jak się na nią przygotować?
Z sondażu przeprowadzonego przez Pracuj.pl wynika, że połowa respondentów najchętniej nie brałaby udziału w firmowej wigilii. Wygląda nie najlepiej? Wcale nie, bo jednak ta druga połowa lubi takie spotkania.
Przypomina mi to sytuację z weselami. Zawsze znajdą się osoby, które przyjdą, „bo wypada” i chociaż „nie znoszą wesel”, to będą się na nich męczyć... i innych przy okazji też. Zatem jeśli mimo braku chęci w końcu zdecydujesz się pójść na firmową wigilię, pamiętaj, że nieelegancko byłoby pokazywać, że jesteś tam za karę. Lepiej zostać krócej i w odpowiednim momencie dyskretnie wyjść „po angielsku”. A jeżeli należysz do tych nieprzekonanych, to zanim podejmiesz decyzję: iść czy nie iść?, przeczytaj nasz krótki poradnik.
Czy można wymiksować się z firmowego śledzika? Oczywiście. Lepsze to niż przyjść i narzekać. Jeśli jednak postanowisz się wybrać, to się postaraj i doceń wysiłki osób, które zorganizowały imprezę. Kiedy z góry zakładasz, że za spotkaniem świątecznym stoją złe intencje (np. „Szef uważa, że powinien zrobić spotkanie wigilijne, bo tak wypada, a my się męczymy, bo uważamy, że to hipokryzja i przymus, a potem i tak nic się nie zmienia”), psujesz ten czas sobie i przy okazji innym. Przecież nikt nie obiecuje, że wigilia firmowa cokolwiek zmieni, to tylko impreza. Czasem fajna, czasem nie. Organizator daje przestrzeń, ale ostateczny charakter wydarzenia i jego atmosferę tworzą wszyscy. Nie wystarczy, że gospodarz będzie się starał, skoro goście albo nie dopiszą, albo zrobią łaskę, że przyjdą i będą siedzieć z nosem na kwintę w oczekiwaniu, że ktoś ich zabawi.
A może lepiej być wdzięcznym za zaproszenie? Przecież nie ma obowiązku organizowania takich spotkań ani obowiązku uczestniczenia w nich. Jeśli twoja firma robi świąteczną imprezę „bo tak wypada”, a ty na nią przychodzisz „bo tak wypada”, grasz w tę samą grę. Skoro więc już przyszedłeś – korzystaj i baw się dobrze. A jeżeli przypuszczasz, że będzie nudno jak zawsze, zaangażuj się wcześniej w przygotowania i zaplanuj coś miłego z najbliższymi współpracownikami.
Najlepiej oceniane są wigilie organizowane w małych firmach i niewielkich organizacjach pozarządowych. Panuje tam inna kultura zarządzania niż w wielkich korporacjach – ludzie są mocniej zaangażowani w pracę i we wspólne przygotowywanie dodatkowych spotkań. Zazwyczaj nie ma budżetu na wystawną kolację w hotelu, więc każdy przynosi coś do jedzenia, a potem wszyscy dzielą się tym, co mają. Właśnie ten osobisty wkład tworzy atmosferę i wzmacnia więzi. Nie ma miejsca na dylematy „nie chcę, ale muszę”, bo współpracownicy naprawdę się lubią i chcą złożyć sobie życzenia z okazji świąt.
Ale i w dużych organizacjach ludzie budują relacje, przyjaźnią się i spotykają prywatnie w większym lub mniejszym gronie. To wystarczający powód, by spędzić ze sobą te dodatkowe godziny na luzie i zaangażować się w atmosferę spotkania. Dlaczego nie? Można w kilka osób, np. w ramach własnego zespołu, wymienić się prezentami albo przygotować najbliższym współpracownikom kartkę, w której podziękujemy im za rok pracy. Wielka impreza nie jest przeszkodą do tego, żeby dobrze się bawić w gronie ulubionych kolegów. Nie musisz prowadzić kurtuazyjnych rozmów i nieszczerze uśmiechać się do ludzi, z którymi na co dzień nie masz żadnego kontaktu. Ale możesz spojrzeć tak: przez cały rok pracujemy na to, by dobrze się czuć w firmowym towarzystwie, a wigilia jest swoistym testem naszych umiejętności interpersonalnych. Nie można zrzucić wszystkiego na firmę, szefa, kulturę organizacyjną, zasady. Ci, którzy potrafią budować relacje, będą to robić niezależnie od miejsca i towarzystwa, w którym się znajdą. Dla nich firmowe party będzie przyjemnością i okazją do świętowania, a nie przykrym obowiązkiem.
Na koniec o prezentach. Mój syn dostał w szkolnej loterii mikołajkowej skarpetki i był niezadowolony, bo wolał choćby czekoladę. Tyle że on jest jeszcze dzieckiem i na razie jego życzeniowe podejście jest dopuszczalne. Ale tylko do pewnego momentu. Teraz uczy się i dojrzewa do tego, by wyjść poza czubek własnego nosa i dziecięcy punkt widzenia.
Nie rozumiem, jak można się obrażać na to, co otrzymało się od kogoś w prezencie. Jeśli upominek jest nietrafiony, po prostu przekaż go dalej. Dostałeś 50-złotowy bon na zakupy w drogerii? Wspaniale, kup choćby proszek do prania. Albo oddaj go nastoletniej córce czy siostrzenicy, która na pewno się ucieszy. Denerwuje cię, że firma organizuje wystawne imprezy, a pensje są za niskie? Zmień nastawienie: przecież milej jest zjeść wykwintną kolację w pięknym miejscu niż śledzia z podrzędnego cateringu przy stole w sali konferencyjnej... Potraktuj świąteczne spotkania jako bonus i miły gest, zamiast podliczać wydatki swojego pracodawcy.
Aneta Pietrzak: coach, właścicielka firmy HR Consulting, doradza firmom w zakresie zarządzania talentami i edukacji profesjonalnej menedżerów.