1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony
  4. >
  5. Psychofilowanie: ja panu!

Psychofilowanie: ja panu!

Szymon Majewski (Fot. Krzysztof Opaliński)
Szymon Majewski (Fot. Krzysztof Opaliński)
Będę biadolił. Już nie ma fajnych awantur. Było, minęło.

Dziadek mój mawiał: „Będziesz narzekał, dziadem się staniesz”. Kochany dziadku, muszę w tej rubryce pojęczeć na awantury, nad ich jakością i dynamiką. W ogóle uważam, że powinny być kursy awanturnicze, prowadzone przez aktorów i reżyserów, bo strasznie ta dziedzina życia społecznego zeszła na psy. A piszę o tym, bo byłem świadkiem spięcia na stacji benzynowej o miejsce przy dystrybutorze, gdzie panowie, całkiem eleganccy, zaczęli od razu od wyrazów, ujawniając świadkom i sobie, czyimi są synami, i szybko przeszli do rzucania w siebie myjką. Słabe to było widowisko, za krótkie, bez dramaturgii, wyrazy tylko i szamotaninka. Na Netflixie by to przepadło, może jedynie YouTube by to łyknął.

Kiedyś awantury były jak Teatr Telewizji. Pierwsza, którą pamiętam, miała miejsce w 1977 roku, od którego zacząłem w ogóle wszystko pamiętać. Poszło, jak to w PRL-u, o miejsce w kolejce, jeden pan miał gazetę, a drugi paczkę. Pięknie się pokłócili, z klasą, nie rezygnując z formy grzecznościowej. Otóż ten z gazetą w pewnym momencie głębokim głosem na całą pocztę huknął: „Proszę pana, pan nie wie, kim ja jestem!”. Co ten z paczką zripostował mocnym: „Ha, ha, ha! Pan jest dla mnie za krótki!”. Byłem pod wielkim wrażeniem tego widowiska, nie wiedziałem, dlaczego tamten był za krótki, skoro był wyższy. W domu dziadek mi wyjaśnił, że to wyższe stanowisko czyniło człowieka wysokim. Mogłeś mieć półtora metra, ale będąc szefem POP (podstawowej organizacji partyjnej), byłeś Marcinem Gortatem. Lata później byłem świadkiem awantury moich wujów. Cudownie było usłyszeć, gdy 86-letni wuj usadził 79-letniego oponenta słowami: „Ty gnojku!”. Raz też mi się dostało, bo gdy chciałem włączyć się w jakieś dywagacje polityczne, ten sam wujek rzucił do mnie: „Nygusie, znaj swoje miejsce”. Znałem, było obok parapetu na zydelku, dlatego zamilkłem.

W sferze publiczno- sąsiedzkiej popularne były awanturki z tłem ornitologicznym. Na zebraniu mieszkańców dotyczącym wymiany kaloryferów przedstawiciel klatki obok użył argumentu nie do zbicia: „Momencik, ja sroce spod ogona nie wypadłem!”. Piękne! Mama potem mówiła, że w sklepie był ten, który srokom nie wypada. Zdarzały się też fachowe konfrontacje muzykologów, ludzi o słuchu absolutnym: „Pół tonu ciszej!”, „Nie tym tonem, proszę!”. Ziemianina na bazarku poznać można było po wielkopańskiej, sienkiewiczowskiej retoryce, gdy czując się oszukany, perorował przy kartoflach: „Jak śmiesz, chamie!”. Pod Halą Banacha to było, a „cham” się odciął i walnął: „Patrzcie go, panisko się znalazło”. Były też spory wylatujące na poziomy noblowskie. „To jakieś insynuacje, co pan mi imputuje!?”. W latach 90. weszły już odniesienia do współczynnika IQ. W Jastarni, przy stoisku z goframi, mój kolega, chcąc zakończyć jakiś spór, krzyknął: „Proszę nie obrażać mojej inteligencji!”. Co niestety prosiło się o szybką ripostę i taka nastąpiła: „O ile pan ją ma”. Dlatego przyjaciel, nie mając nabojów, szukał, szukał i znalazł tylko: „A wal się na ryj!”.

I wtedy wszystko się zmieniło, wraz z Nikosiem, dresami i złodziejami aut weszły słowa na „k”, „ch” i „p”. Romantyzm i sielankę zastąpił brutalizm. Nie było czasu na kłótnie – szybkie auta, szybkie pieniądze, więc awantury też miały być szybkie i bez pomysłu. I tak jest do dzisiaj. Marzę i może sobie wymarzę, że za parę lat, gdy dwóch sterydowych kiboli stanie na ustawce przy dystrybutorze – zanim przejdzie do uszkadzania tkanek miękkich – obrzuci się stekiem wyzwisk: „Ja sobie wypraszam takie insynuacje!”, „Ależ co mi pan tu imputuje!”.

Szymon Majewski, dziennikarz, showman, autor, wodzirej

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze