Kto mógłby zagrać Żelazną Damę? Oczywiście żelazna aktorska gwiazda kilku dekad. To Meryl Streep wciela się w rolę byłej premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Klasa godna klasy, umysł – umysłu, a dorobek – dorobku.
Pamięta pani moment, gdy Margaret Thatcher została wybrana na premiera w 1979 roku?
Pamiętam doskonale. Natychmiast pomyślałam: „To wspaniałe, że gdzieś na świecie kobieta stanęła na czele rządu złożonego z samych mężczyzn”. Wiedziałam, że to ważny moment w historii. Dyskutowaliśmy z moimi przyjaciółmi, jak to możliwe, że ta skostniała i przestarzała, podzielona na klasy, wywyższająca mężczyzn na każdym kroku, homofobiczna, o dominujących antysemickich poglądach Anglia nagle pozwoliła, żeby coś takiego się stało? Żeby kobieta została premierem? I to było naprawdę wspaniałe wydarzenie. Myśleliśmy sobie po cichu, że pewnie jest tylko kwestią czasu, gdy coś się stanie w Ameryce.
30 lat później przyszła nasza kolej na zmiany. Nie śledziłam później kariery Margaret Thatcher dokładnie. Gdy została premierem, ja właśnie urodziłam moje pierwsze dziecko i byłam zaabsorbowana rodziną. Obserwowałam angielską premier trochę z daleka. Pamiętam: ta natapirowana fryzura, akcent, ton głosu, ubrania, perły – nic ze sobą nie pasowało. Amerykańska prasa nie zostawiała na niej suchej nitki, ponieważ wydawała się osobą z innej planety.
Kobiety aspirujące do ważnych ról w polityce mogą się od niej dużo nauczyć?
Powinny pobierać prywatne lekcje! Bo w porównaniu z nią takie osoby, jak Sarah Palin i Michele Bachmann, są kompletnie nieprzygotowane i niekompetentne. To porównanie aż szokuje. Margaret wiele lat konsekwentnej, ciężkiej pracy zajęło dotarcie do pozycji, jaką w końcu osiągnęła. Nie miało to nic wspólnego z tak powszechną w Ameryce arogancką dumą, która pozwalałaby jej myśleć, że tak po prostu będzie mogła zostać premierem.
Jaki był najtrudniejszy etap przygotowań do roli Margaret Thatcher w filmie „Żelazna Dama”?
Miałam poczucie ogromnej odpowiedzialności i zobowiązania, żeby poznać dokładnie wydarzenia z jej życia, zrozumieć je i nie pomylić. Musiałam całkowicie zanurzyć się w jej osobę i niemalże przyjąć jej sposób myślenia. Najtrudniejszym elementem całej układanki było wyobrażenie sobie jej w wieku 86 lat. Ona obecnie nie jest fotografowana, nie udziela wywiadów, przestała być osobą publiczną i praktycznie nic nie wiadomo na jej temat. Gdy dostałam rolę, wiedziałam, że przygotowanie do niej będzie kolejnym wyzwaniem. Niesamowicie było uczyć się krok po kroku tej osoby, dowiadywać się kolejnych rzeczy na jej temat, o których wcześniej nie miałam nawet pojęcia.
Co było największym zaskoczeniem?
Na przykład to, że gdy była premier mieszkała na 10. Downing Street, nigdy nie miała kucharza. Nie wiem, jak by to było, gdybym ja była premierem Anglii i nie miała kucharza. Ona lubiła gotować i w jakiś niezwykły sposób znajdowała na to czas. Miała niesamowitą wytrzymałość i kondycję. Sypiała cztery, pięć godzin na dobę, nie potrzebowała dłużej. Jej współpracownicy oczywiście potrzebowali, ale ona nie mogła tego zrozumieć. Apartamenty, które zajmowała jako premier Anglii, były naprawdę małe w porównaniu z amerykańskimi standardami. Nadzwyczajne, jak starała się wszystkiego osobiście dopilnować pomimo tak wielu zajęć i obowiązków. Wydawałoby się, że nigdy nie była chora, nigdy nie brała urlopu, nie miała też za bardzo tolerancji w stosunku do ludzi, którzy chorowali. Ona nigdy nie pokazywała po sobie, że coś złego się działo, nigdy nie przyznała się do swojej słabości czy niedyspozycji. Podczas przygotowania do roli rozmawiałam z jedną z pierwszych kobiet wybranych na parlamentarzystkę jeszcze przed Margaret Thatcher. Powiedziała mi, że gdy przeciskała się w tłumie mężczyzn do wąskiego wejścia do sali obrad, nie było dnia, żeby ktoś nie złapał jej za pupę. Domyślam się, że na początku swojej politycznej kariery Margaret też miała takie doświadczenia, ale nigdy o tym nie mówiła.
Miała pani momenty w swojej karierze, gdy czuła się dyskryminowana jako kobieta?
Nie, nigdy nie odczułam tego bezpośrednio. Oczywiście, zawsze i wszędzie są ludzie, którzy się ode mnie odsuwali i szeptali po kątach: „ona jest nie do zniesienia”. Jeżeli ktoś tego nie dostrzega, to musi być ślepy, głuchy i głupi.
Jak wyglądała pani transformacja w postać Margaret Thatcher?
W naszym filmie pokazujemy pięć dekad z jej życia. Nie kręciliśmy chronologicznie, więc i ja przeskakiwałam pomiędzy poszczególnymi fragmentami jej życia i zmieniałam swój wiek. Starałam się kontrolować, w którym momencie jej życia jesteśmy, i podążać za historią, jaką chciałyśmy opowiedzieć. Każdego dnia zajmowałyśmy się jakimś kryzysem: albo wojną o Falklandy, strajkami, albo traumą starszej pani po śmierci ukochanego męża. Była jedna, najważniejsza rzecz, jakiej musiałam się nauczyć. Margaret miała umiejętność długiego mówienia na jednym oddechu. Pamiętam, że już w szkole aktorskiej próbowałam się zmierzyć ze sztukami Christophera Marlowe’a, i wtedy zrozumiałam, że najlepszym sposobem na bezbłędne przeczytanie na głos jest: zacząć od początku i nie robić przerwy na oddech aż do samego końca. Co jest niezmiernie trudne! Oglądając stare wywiady i przemówienia Margaret, widziałam, że na jednym oddechu potrafiła zbudować całą wypowiedź i dotrzeć do sedna. Nie wiem, kto ją tego nauczył, ale dzięki tej umiejętności mogła dominować w rozmowach i przekonywać o swoich ideach w taki sposób, że ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy, że dominowała. To było niesamowite.
A transformacja fizyczna?
Cały czas nosiłam sztuczne zęby, a gdy grałam już panią Thatcher na późniejszych etapach jej życia, nosiłam specjalną maskę, na której nasz charakteryzator Mark Coulier malował każdego dnia siatkę zmarszczek i żyłek. On stworzył coś absolutnie niesamowitego, co ruszało się razem z moją twarzą, a jednocześnie było lekkie. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie korzystaliśmy z żadnych efektów specjalnych, jeśli chodzi o charakteryzację. Pozbywanie się makijażu zajmowało ponad godzinę, ale nic nie było dla mnie trudniejsze od trwania w przykurczonej i przygarbionej postawie przez osiem godzin, dzień w dzień, przez trzy miesiące. Marzyłam, żeby wyprostować kręgosłup.
Czy pamięta pani jeszcze coś z nauki języka polskiego z czasów przygotowań do roli w filmie „Wybór Zofii”?
(Z nienagannym polskim akcentem) Nie rozumiem nic.
„Żelazna Dama” jest filmem o przemijaniu, próbie pogodzenia się z pewnymi rzeczami pod koniec życia, o demencji, która dotyka także osoby publiczne.
Ten film opowiada o trzech dniach w życiu starszej kobiety, która próbuje zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Gdy jej się to udaje, być może w tym momencie po raz pierwszy może zacząć żyć z dnia na dzień, nie w przeszłości i nie według kalendarza wypełnionego przyszłymi zajęciami. Stojąc w danym momencie w swoim życiu w kuchni, słysząc ptaki, dzieci w parku, Margaret jest tam, gdzie powinna być. Pod tym względem powiedziałabym, że to film egzystencjalny. Wielu aktorów, a przynajmniej ja, aspiruje do grania ról na miarę swojego wieku i doświadczeń życiowych. A w starości najbardziej ciekawi mnie, w jaki sposób człowiek nagle jest w stanie odpuścić? I myślę o mojej mamie, która odbierała telefon z wiadomością, że któryś z jej znajomych odszedł. Zawsze mówiła: „Oni wszyscy przechodzą teraz na drugą stronę”. Fascynował mnie jej spokój ducha w tym momencie. Wcielając się w postać 86-letniej kobiety, można bardzo łatwo ulec efektowi przerysowania pewnych spraw. Ja czułam wyjątkową odpowiedzialność, żeby być tak dokładną, jak tylko to możliwe w oparciu o moje własne doświadczenia i obserwacje mojego ojca, który cierpiał na demencję starczą. Nie uważam, żeby ta choroba była przekleństwem. To przypadłość, która pojawia się wraz z wiekiem, i większość z nas to kiedyś spotka.
Przeżyła pani szok, widząc siebie jako osobę o 20 lat starszą?
(Śmiejąc się w głos) Codziennie widzę siebie starą w lustrze. Nie był to dla mnie szok, raczej podziwiałam pracę charakteryzatora. Najdziwniejszą rzeczą dla aktora, a przynajmniej dla mnie, jest to, że dzięki filmom można w nieskończoność wracać do czasów, kiedy było się młodym. To tak jakbym była wiecznie młoda, zatrzymana w danym okresie życia. A dzisiaj mam trzy córki i w nich cały czas widzę młodość moją i mojego męża.
Zdziwiło panią, jak Margaret Thatcher jest wciąż znienawidzoną postacią?
Nadal pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci politycznych. Szczególnie w Wielkiej Brytanii wywołuje wciąż skrajne emocje – znienawidzona za polityczne decyzje, jednocześnie niemalże czczona jest za to, jakie wartości i przekonania reprezentowała, i za konsekwencję w swoich wyborach i decyzjach. Więc ten rozdźwięk bardzo mnie zainteresował: kim jest ta osoba, która była gotowa i potrafiła znieść tyle jadu płynącego od innych ludzi? Kto byłby w stanie znieść lata, a nawet dekady krytyki i nienawiści, i nadal być wierny swoim przekonaniom? Wydało mi się to fascynujące, ponieważ ludzi można czasem łatwo złamać jednym złym słowem. Teraz Margaret jest starszą panią skazaną na opiekę innych. Wydaje mi się interesujące spróbować zajrzeć w życie takiej osoby, dotrzeć do jej duszy, odnaleźć, gdzie skupione jest jej człowieczeństwo i spokój.
Czy w pewien sposób chciała pani obronić Margaret Thatcher?
Nie myślałam o tym, że powinnam stawać w jej obronie. Nie sądzę, żeby ona tego potrzebowała. Przecież ma już swoje miejsce w historii wyryte w granicie. Wydawało mi się, że ludzi może ciekawić, jakie faktycznie koszty ponosi kobieta o takiej pozycji, i co to oznacza dla jej psychiki. Czy kiedykolwiek pozwoliła sobie na refleksję i żal? Czy nadal odczuwa przyjemność ze wspomnień o momentach z czasów bycia premierem? Jak to jest stracić możliwość koncentracji i skupienia, gdy było się osobą, która pamiętała absolutnie wszystko? Czy możemy nagle sobie zrobić wolne od życia, które przeżywało się tak intensywnie, i czy można się pogodzić z nieuchronną prostotą pod jego koniec? To najbardziej interesowało mnie w tej historii.
Margaret mówi w filmie: „Kiedyś ważne było próbowanie dokonania czegoś, a teraz jest ważne bycie kimś”. Jakie ma pani zdanie na ten temat?
Gdy ona to mówiła, miała oczywiście na myśli zupełnie inną epokę niż ta, w której żyjemy obecnie. Jednak samo stwierdzenie jest nadal aktualne. Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na nieautentyczność całodobowych telewizyjnych kanałów informacyjnych i Internetu. Dzisiaj cały czas wiemy, co dzieje się z osobami publicznymi. W ten sposób osoby te są ciągle zestawiane z własnym wizerunkiem, jakby nosiły przed sobą lustro. Dlatego dbają bardziej o to, jak wyglądają w pewnych sytuacjach, niż o to, co sobą faktycznie reprezentują. Wszystko jest wykalkulowane, zaplanowane. Liderzy polityczni korzystają ze specjalnych grup fokusowych, sprawdzając reakcje społeczeństwa na ich decyzje i reformy. Z drugiej strony – doceniamy polityków, którzy bronią swoich przekonań, nie siedzą bezczynnie i nie zastanawiają się, jak będą wyglądali podczas dyskusji na ważny temat, ale jaki będzie jej wynik. Tak samo zresztą robi się dzisiaj filmy. Brak jest spontaniczności i autentyczności, wszystko wykalkulowane. Bardzo ciężko dziś reżyserowi trzymać się swojej oryginalnej wizji. Studia filmowe mówią na przykład: „Testowaliśmy ten film na widzach w Los Angeles i oni nie rozumieli, co działo się na początku filmu, nie podobała im się główna postać i aktorzy. Stwierdzili, że powinno być więcej akcji. Musicie to zmienić”. Każdy dzisiaj chce bronić swojego zdania, nawet twój największy wróg chce przekazać swoje zdanie na dany temat. Inaczej nigdy nie byłoby dyskusji.
Czy pani jest w stanie skupić się na samej pracy zamiast na byciu kimś?
Ciekawe pytanie. Przyznam, że nigdy nie myślałam na ten temat. Wydaje mi się, że w naszym biznesie młodsze aktorki czują się zobowiązane, żeby być częścią tej wielkiej machiny promocyjnej. Na porządku dziennym jest sprzedawanie czegoś, co nie do końca jest zgodne z ich przekonaniami albo nie ma nic wspólnego z postacią, którą grają w filmie. Ja się zawsze zastanawiam, jak można nie uczestniczyć w tym cyrku, ale nadal mieć pracę, bo to dla aktora jest najważniejsze. Niestety, film przestał pokazywać tylko jakąś historię, ale służy także do sprzedawania pewnych rzeczy. Obsadzenie głównych ról jest równie ważne jak dobór konkretnych marek produktów, które się w nim pojawią. To jest bardzo dziwna zależność, przez którą nie ma pieniędzy na poważne filmy, które nic nie sprzedają.
Czyta pani jeszcze publikacje prasowe na swój temat?
Na początku mojej kariery to robiłam, ale przestałam. To łatwo rani uczucia i potrafi zniechęcić do dalszej pracy, więc zdecydowałam, że nie ma sensu tego czytać. Człowiek rozmyśla o tych publikacjach miesiącami, latami, więc dlaczego mam się torturować, gdy w prosty sposób mogę tego po prostu uniknąć.
Może się wydawać, że Margaret Thatcher musiała zrezygnować z wielu rzeczy w swoim życiu dla kariery politycznej. Czy pani praca też wymaga dużo poświęceń?
Każdy z nas idzie w swoim życiu na wiele kompromisów. Wszystko opiera się na naszych decyzjach i wyborach. Później nasze wspomnienia działają tak jak film oglądany na DVD – możemy przewinąć, przypomnieć sobie, ale, niestety, nie możemy zmienić tego, co już się wydarzyło. Nigdy nie wiemy i nie dowiemy się, czy wybory, których dokonaliśmy w życiu, były dobre czy złe.
Ja mam szczęście, ponieważ zawsze udawało mi się godzić życie rodzinne z moją pracą aktorską. Każdy film to przynajmniej cztery miesiące wyjęte z życia osobistego, ale potem przez kolejne cztery miesiące mogę się skupić na rodzinie. Wydaje mi się, że przemysł filmowy jest dość łagodny w tym temacie, ponieważ pracujemy zrywami. Jeżeli ktoś ma małe dziecko, zawsze może je wziąć ze sobą na plan filmowy i opiekować się nim w przerwach pomiędzy ujęciami. Nie mamy takich sztywnych godzin pracy jak prawnicy czy architekci, którzy pracują niemalże nieprzerwanie.
„Nie chcę umrzeć, myjąc filiżankę od herbaty” – mówi w jednej ze scen Margaret Thatcher. Czy to jej własne stwierdzenie?
Ta scena w filmie została akurat wymyślona przez autorkę scenariusza Abi Morgan. Wydaje mi się, że odnosi się ona do stwierdzenia: „Ja nigdy nie będę jak moja matka!”, tak nadużywanego przez młode dziewczyny. Potem w pewnym wieku okazuje się, że jednak bezwiednie upodabniają się do swoich mam. One po prostu nie chcą się zestarzeć, odrzucają tę myśl całkowicie. Ale my wszyscy się starzejemy, jeśli mamy takie szczęście.
Próbowała się pani spotkać ze swoją bohaterką. Gdyby takie spotkanie doszło do skutku, o co by ją pani zapytała?
Trudno mi w tym momencie powiedzieć, ponieważ nawet nie wiem, w jakim stanie jest jej umysł. Teraz jej życie i jej myśli są kompletną tajemnicą. Nikt poza najbliższymi nie ma do niej dostępu. Nigdy wcześniej nie miałam okazji z nią rozmawiać, ale widziałam ją, jak przemawiała. W 2002 r.
przyjechała na spotkanie ze studentami w Northwestern College w Chicago, na które zabrałam moją córkę. Przez 45 minut opowiadała o zakończeniu zimnej wojny, o latach bycia premierem Anglii, a później programowo miała odpowiadać przez pół godziny na pytania studentów. Oczywiście, ustawiła się długa kolejka, znacznie przedłużająca czas przeznaczony na odpowiedzi. Margaret Thatcher odpowiedziała na każde zadane jej pytanie z szacunkiem, w sposób przemyślany, pełnymi akapitami. Byłam pod wrażeniem. Z pół godziny zrobiło się półtorej i ona pewnie odpowiedziałaby jeszcze na wiele więcej pytań, ponieważ wcale nie wyglądała na zmęczoną, ale organizatorzy musieli przerwać tę sesję. My z córką siedziałyśmy daleko na balkonie i nie zdążyłyśmy się ustawić w kolejce.
Bukmacherzy już przyjmują zakłady, czy otrzyma pani kolejną nominację do Oscara za rolę w „Żelaznej Damie”...
Tylko nominację? Ja jestem chciwa i chcę Oscara! Lubię nagrody, ale nie przepadam za całą kampanią, która im towarzyszy wcześniej. Czuję się wtedy tak, jakbyśmy skupiali się tylko na jednym szczególe filmu. To jakbyśmy patrząc na czyjąś twarz, skupiali się tylko na jednym oku, a powinniśmy patrzeć na całość. Każda z osób pracujących przy tym filmie miała swój wkład. Czuję się dumna, mogąc być częścią tego projektu.
Czy zalicza pani Oscara z 1980 r. za rolę w „Wyborze Zofii” do jednego z najważniejszych momentów w swoim życiu?
Oczywiście, ale teraz najważniejszy jest dla mnie sen. On jest lekiem na wszystko. Nie mogłam zrozumieć, jak Margaret Thatcher była w stanie funkcjonować przez ponad dekadę jako premier ogromnego kraju, śpiąc tak mało w ciągu doby. Nie wiem, jak mogła podejmować tak ważne i krytyczne decyzje, jak potrafiła utrzymywać swój umysł w tak dobrym i wciąż gotowym do działania stanie. Ja potrzebuję się wyspać, zanim podejmę ważne decyzje. Zwykle słucham wtedy przyjemnej muzyki, czytam trochę poezji, potrzebuję pobyć trochę sama, we własnym towarzystwie, i wówczas od razu czuję się znacznie lepiej. Poza tym, oczywiście, rodzina i przyjaciele są też bardzo ważni i ja mam to szczęście, że akurat na brak miłości nie mogę narzekać.
Meryl Streep jedna z najbardziej utalentowanych i szanowanych aktorek naszych czasów. Urodzona w 1949 roku. Sukces odniosła dzięki rolom w filmach „Łowca jeleni” (1978) i „Sprawa Kramerów” (1979); ten drugi przyniósł jej pierwszego Oscara. Drugiego otrzymała za tytułową rolę w filmie „Wybór Zofii” (1982). 16 razy nominowana do Oscara, 25 – do Złotych Globów, zdobywając siedem. Żaden aktor nie otrzymał więcej. Poza wspomnianymi kreacjami pamiętamy ją m.in. z: „Pożegnania z Afryką”, „Co się stało w Madison County”, „Godzin”, „Mamma Mia” i „Diabeł ubiera się u Prady”.
Przeczytaj recenzję "Żelaznej Damy".