1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. „Introwertyzm idealnie pasuje do studia nagrań” – mówi Marta Markowicz-Dziarkowska, lektorka audiobooków

„Introwertyzm idealnie pasuje do studia nagrań” – mówi Marta Markowicz-Dziarkowska, lektorka audiobooków

Marta Markowicz-Dziarkowska (Fot. Dorota Duda/Autorzy w Obiektywie)
Marta Markowicz-Dziarkowska (Fot. Dorota Duda/Autorzy w Obiektywie)
Angażuje emocjonalnie, wymaga skupienia i wyobraźni, a przy tym odwagi w podejmowaniu decyzji. Sprawnego aparatu mowy, dobrego warsztatu i odpowiedniego gospodarowania oddechem. I wytrzymałych pleców, które bardzo bolą podczas długich sesji w studiu nagrań. Tak w skrócie wygląda praca lektora audiobooków. Tajniki zawodu zdradza Marta Markowicz-Dziarkowska, aktorka, której lista nagrań jest imponująca.

Miliony ludzi znają Twój głos. Audiobooków słuchamy na potęgę!
Wydaje mi się, że miliony to chyba jednak za dużo powiedziane. Ale rzeczywiście, nagrałam już ponad sto audiobooków. Przez 12 lat nazbierało się też sporo produkcji reklamowych czy dubbingowych. Gdyby nie redaktorzy dubbingpedii, nie pamiętałabym tytułów wszystkich projektów, w których biorę udział.

Jak to się stało, że piękna dziewczyna wybiera pracę w studiu nagrań i w efekcie podziwiamy przede wszystkim jej głos.
(śmiech). Jestem introwertyczką, więc moja osobowość powstrzymuje mnie przed uderzaniem do świata kamery. Nie wiem, czy chcę poświęcać energię na przestrzeń, która w tak dużym stopniu opiera się na aspektach zewnętrznych. Świat dźwięku jest piękny. Bezpiecznie mogę się zamknąć w studiu, nie będąc ocenianą za to, jak wyglądam. Poza tym głos ma w sobie prawdę i intymność. Nie ma miejsca na small talk, od razu przechodzisz na kolejny etap poznania.

Urodziłaś się w latach 90. Bajki nie były jak w PRL-u, tylko miały fajny dubbing.
W nieistniejącym już olsztyńskim kinie Kopernik oglądałam takie hity jak „Pocahontas” czy „Król Lew”! Uwielbiałam je! Znałam z nich wszystkie piosenki. Jednak… przede wszystkim czytałam. Od małego, kiedy rodzice pytali, co chcę dostać na prezent, odpowiadałam: książkę. Mama nie wytrzymywała i dopytywała, czy nie wolę czegoś fajniejszego. Odpowiadałam, że TO jest fajne. Kiedy odpakowywałam prezenty pod choinką, marzyłam tylko o tym, by szybko znaleźć się w swoim pokoju i czytać. Wygląda na to, że od najmłodszych lat przygotowywałam się do zawodu, choć wtedy nie wiedziałam jeszcze, że taki istnieje.

Miałaś jakichś mistrzów lektorów?
W czasach nastoletnich lubiłam serial „Aparatka”. Bohaterki były dubbingowane przez znakomite aktorki: Małgorzatę Kożuchowską i Edytę Jungowską. Brzmiały mocno i zadziornie. Czułam, że to w ich głosach ukrywają się urok i charakterystyczność postaci. Przyznam, że nie słucham audiobooków. Wiele osób, kiedy zaczynałam pracę, mówiło: „Posłuchaj, jak czytają inni aktorzy”. Nie chciałam tego robić, by ich nie kopiować. Wolę czytać po swojemu.

Szkoła aktorska przygotowuje do bycia lektorem?
Nacisk jest na teatr jako najszlachetniejszą formę wyrazu artystycznego. Słyszałam od pedagogów, że mam dobry głos, wymowę, że mało jest takich altów jak ja, więc fajnie byłoby to wykorzystać. Nikt mi nie podpowiedział, jak to zrobić. Wzięłam więc sprawy w swoje ręce. W trakcie nauki wybrałam się z przyjaciółką na tournée z CV pod pachą po studiach nagrań. Okazało się, że praca będzie, ale muszę przeprowadzić się do Warszawy. Zaczynałam od jednego nagrania w miesiącu, a teraz praktycznie nie wychodzę ze studia.

Marta Markowicz-Dziarkowska (Fot. Dorota Duda/Autorzy w Obiektywie) Marta Markowicz-Dziarkowska (Fot. Dorota Duda/Autorzy w Obiektywie)

Czytasz wcześniej książki, zanim je nagrasz?
Jest tak wiele pracy, że już nie daję rady. Na szczęście przeważnie po kilku stronach wiem mniej więcej, jakich środków interpretacyjnych warto użyć. Jeśli nie wiem, to czytam dalej, tak długo, aż wpadnę na odpowiedni trop. Nie chcę zepsuć pracy autora. Robię research w poszukiwaniu informacji o nim i jego książkach. Najchętniej biorę na warsztat dobrą literaturę, książki o pogłębionej treści, wypełniające jakoś pustkę, którą w sobie nosimy. Lubię też czytać inspirujące powieści z wątkiem feministycznym.

Takie jak „Dama do towarzystwa”, Katarzyny Drogiej. Bohaterki przebijają szklany sufit w wielu dziedzinach i obyczajach społecznych.
Mówiąc językiem współczesnym, to nie historia, a herstoria. Story przedstawione z perspektywy kobiet, które żyły naprawdę, bo to opowieść inspirowana prawdziwą historią rodziny Lutosławskich. Akcja „Damy do towarzystwa” toczy się na przełomie XIX i XX wieku. Czytając ją, można się przekonać, jak mało się wie o minionym świecie. Książka wskazuje nie tylko ograniczenia, z jakimi kobiety musiały się mierzyć w codziennym życiu, ale też pokazuje, ile sił wymagało od nich przekroczenie konwenansów i pójście własną drogą. Kobieta chce być lekarką? Sytuacja bez precedensu! Złość mnie brała przy niektórych fragmentach! Frustrowałam się, kiedy czytałam o tym, że dziewczyny z nieślubnymi dziećmi były wyrzucane z pracy i spychano je na margines społeczeństwa, odbierając tym samym szansę kolejnym pokoleniom! Wrył mi się też w pamięć moment, w którym nestorka rodu, Paulina Lutosławska, przekonana o tym, że bardziej niż nauki ścisłe kobiecie przystoi sztuka śpiewu czy malarstwa, mówi: „Nie lubię tej nowoczesnej mody, żeby panny się uczyły. […] Możesz sobie wyobrazić, że kobieta […] mosty rysuje i buduje? Bój się Boga!”. To była dla niej oczywistość. Zaczęłam zadawać sobie pytania, w jakich ograniczeniach społecznych czy kulturowych ja tkwię, a z których też nie zdaję sobie sprawy. Choć „Dama do towarzystwa” jest powieścią historyczną, również współcześnie można się w niej przejrzeć jak w zwierciadle.

Przemiany społeczne opisane w książce powodowały, że bohaterki coraz bardziej się otwierały.
I zaczynały walczyć, by być tym, kim chcą! Dopingowałam je i mocno trzymałam kciuki, by udało im się zrealizować plany.

Do której postaci jest Ci najbliżej? Było pole do zagrania kilku charakternych dam.
Było! Większość bohaterek miała momenty, w których z nimi empatyzowałam. Najbardziej polubiłam pokojówkę Wandę, wierzącą w prawo do miłości bez względu na urodzenie, oraz hiszpankę Sofitynę Casanovę, która w polskim dworku była powiewem świeżości, lekkości i wolności.

Lektor audiobooków pozwala sobie na emocje?
Nie ma podręcznika, instrukcji. Wszystko zależy od gatunku literackiego, decyzji i osobowości lektora. Czasem czytam bardziej emocjonalnie, czasem mniej. Działam intuicyjnie. Nie chcę brzmieć jak syntezator mowy, więc nie boję się przekazywać słuchaczom tego, co czuję. Jednocześnie próbuję pozostać czujną na to, żeby forma aktorska nie przykryła formy literackiej. Inaczej czytam dla dzieci, niż kiedy nagrywam kryminał. Przy lekturze reportaży staram się być bardziej przezroczysta, zachować dystans, bo traktuję je jak relacje: zadanie dziennikarskie.

Kiedy już wchodzisz do studia, jak długo trwa nagranie?
Sesje trwają ok 4–5 godzin i nie lubię, kiedy ten czas się przekracza. Przyznaję, że dopiero po kilku latach nauczyłam się robić dłuższe przerwy podczas nagrań. Pomagali mi w tym realizatorzy, przypominając, że chwila na kawę czy rozmowę jest potrzebna. Na początku podchodziłam do nagrań zadaniowo. Wchodziłam do studia, by przeczytać książkę i wyjść. Musiałam nauczyć się luzu, higieny pracy. Kiedy z głodu burczy mi w brzuchu, nie walczę, tylko idę coś zjeść, bo inaczej te odgłosy się nagrają. (śmiech)

5 godzin czytania wymaga umiejętności skupienia…
Czytając, jestem w transie. Uwielbiam to robić. Kiedy zaczynałam pracę lektorki, regularnie przez pierwsze 30 minut sesji miałam ściśnięty z nerwów żołądek. Było słychać krótszy oddech, rwaną frazę. Musiało upłynąć sporo czasu, żeby to się zmieniło. Stres odszedł w momencie, w którym praca stała się moją codziennością, przestałam czuć, że muszę coś komukolwiek udowodnić.

Utrzymanie skupienia podczas sesji rzeczywiście jest trudne. Poza pracą staram się więc znaleźć czas na „wietrzenie głowy”. Ćwiczę jogę, dużo spaceruję. Od studia do studia chodzę piechotą albo łapię wiatr we włosy na mojej hulajnodze. Dzięki temu patrzę na zieleń, a nie tylko na czarne ściany. W uszach mam słuchawki z dobrą muzyką albo podcastem i tak przemierzam kilometry.

Kiedy wracam po pracy do domu, lubię ciszę.

Myślisz o emocjach, jakie chcesz wzbudzić u słuchaczy?
Nagrywanie traktuję jak rozmowę. Staram się być świadoma każdego słowa. Przecież autorki i autorzy o tym, co napisali, myśleli miesiącami, czasem nawet latami. Książki są listem w butelce, który wysyłają w świat. Ja ten list odczytuję i przekazuję innym – mam nadzieję, że udaje mi się to robić dobrze.

Masz różne głosy na szczególne okazje?
Nie jestem osobą, która na imprezie staje na środku i opowiada różnymi głosami dowcipy. Jestem raczej jej przeciwieństwem. Nie lubię być w centrum zainteresowania. Daję się tylko namówić na prośbę znajomych, których dzieci lubią odgrywane przeze mnie postaci. To są cudne sytuacje. Maluchy nie do końca rozumieją, dlaczego brzmię jak bohaterka ich ulubionej bajki, ale po wyrazach ich twarzy widać, że właśnie doświadczają czegoś ważnego.

Zdarza się, że autor książki wpada do studia, by sprawdzić, jak idzie nagranie?
To piękny aspekt mojej pracy, że mogę się spotkać z autorami, porozmawiać o tym, co napisali. Zdarzyło mi się kilka razy, że autorki przyszły do studia podczas sesji. Są to bardzo przyjazne relacje, choć specyficzne, w jakimś sensie intymne. Mam wrażenie, że ja stresuję się tym, jak autorki i autorzy odbiorą moją interpretację, a oni – jak ja odbieram ich książkę.

Jakie nagranie było wyjątkowym wyzwaniem?
„Dziewczyna, kobieta, inna” Bernardine Evaristo. Mimo długich zdań i wielu dialogujących ze sobą postaci niemal brak tutaj znaków interpunkcyjnych. W książce Wita Szostaka czy Jakuba Małeckiego pojawiały się skreślenia. Jak tu je oddać głosem? W jaki sposób poinformować o nich słuchacza pozbawionego tekstu przed oczami. A przecież musi to wybrzmieć, skreślenia zostały pozostawione przez autora w jakimś celu.

Marta Markowicz-Dziarkowska (Fot. Dorota Duda/Autorzy w Obiektywie) Marta Markowicz-Dziarkowska (Fot. Dorota Duda/Autorzy w Obiektywie)

Jak myślisz, dlaczego jest taki boom na audiobooki?
To bardzo wygodna forma obcowania z literaturą. Wiele osób łączy słuchanie ze swoimi obowiązkami. Słuchamy, jadąc autem, sprzątając, będąc na spacerze czy załatwiając swoje sprawy. Cieszy mnie, że dzięki audiobookom wzrasta odsetek odbiorców literatury i że mogę być częścią tego procesu. Myślę też o tym, że audiobooki ułatwiają dostęp do literatury osobom niewidomym i niedowidzącym, starszym i takim, dla których z różnych innych przyczyn czytanie jest trudne czy niemożliwe. To powoduje, że dostrzegam SENS tego, co robię.

Bliskie są Ci sprawy kobiece. W jakiej warto teraz zabrać głos…?
Pewnie w każdej, która nas boli. Trzeba po prostu mówić! Zdać sobie sprawę, że możemy to robić dzięki kobietom, które kiedyś nie mogły. Walczyły o to prawo jak bohaterki wspomnianej sagi Drozdowskiej Katarzyny Drogiej.

Zabieranie głosu jest trudną sprawą. Wiąże się z odpowiedzialnością, często towarzyszy mu strach. Chcąc zajmować jasne stanowisko w kwestiach społecznych, politycznych czy religijnych – narażamy się na krytykę. Jest bardzo trudno o dialog, po obu stronach włącza się nienawiść, niechęć, interes, zacietrzewienie. Mimo wszystko, jeśli czujemy, że wyrywa nam się w jakiejś sprawie serce, że mamy coś do powiedzenia i zrobienia – róbmy to! Nigdy nie wiemy, dokąd to zaprowadzi.

Marta Markowicz-Dziarkowska (ur. 1990 roku w Olsztynie), aktorka/lektorka. Absolwentka Policealnego Studium Aktorskiego im. Aleksandra Sewruka przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie (2011), pedagogiki szkolnej z animacją kulturalną na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie (2011), dziennikarstwa (2015) oraz filologii włoskiej (2016) na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracuje z PICK A VOICE Audiobooki.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze