„Beckham”, czyli serial dokumentalny o Davidzie Beckhamie w reżyserii Fishera Stevensa, bije rekordy oglądalności na platformie Netflix. Jak to możliwe? Postanowiłam to sprawdzić, mimo że moja wiedza o futbolu sprowadza się do kilku dość stereotypowych skojarzeń: piłka, dwie bramki, rzut karny, spalony, kibice i żony piłkarzy.
Nie znam się na piłce nożnej, ale podjęłam próbę obejrzenia „Beckhama”, z czego najbardziej ucieszył się mój mąż. I tak, serial z pewnością da więcej frajdy fanom futbolu, którzy z rozrzewnieniem będą wspominali najlepsze gole Beckhama czy jego kontrowersyjne zachowania, jak czerwona kartka w mundialowym meczu Anglii z Argentyną. Materiału „piłkarskiego” jest w nim naprawdę sporo, ale w końcu jest to opowieść o piłkarzu. Jednak i ci widzowie, którzy z piłką nożną nie mają zbyt wiele wspólnego, dostaną okazję, by świetnie się bawić. Ja dostałam. Mogę za Victorią Beckham przyznać: „I wasn’t into football then, I’m not into football now („Nie interesowałem się piłką nożną wtedy, nie interesuję się nią teraz”), a potem śledzić historię romansu Beckhama z Posh Spice czy wsiąkać w scenki z ich życia rodzinnego: Davida zbierającego miód z własnych uli, Davida przygotowującego grilla dla wszystkich swoich dzieci czy Davida grającego w piłkę z synem Romeo. Moją skrzętnie ukrywaną potrzebę wścibskości zaspokoiły zdjęcia kręcone w obłędnie urządzonych domach Beckhamów. Zobaczyłam kuchnię, idealnie wysprzątaną przez Davida czy jego szafę, w której każda rzecz ma swoje nieprzypadkowe miejsce i dobrane kolorystycznie towarzystwo. Zamarzyły mi się porządki! Serial jest też kroniką lat 90., które wielu widzów, w tym ja, z pewnością pamięta (a może nawet z łezką w oku wspomina – dla mnie to lata dzieciństwa i młodości). Ale – co chyba najważniejsze – po prostu dobrze się go ogląda, a koniec pierwszego odcinka od razu budzi chęć, by obejrzeć kolejne.
David Beckham w swoim domu (Fot. materiały prasowe)
Dokument jest wciągający, ale też zabawny i ciepły. I, co najważniejsze, nieudawany. David Beckham był swego czasu pierwszym piłkarzem-celebrytą, Victoria zaś członkinią pierwszego girlsbandu Spice Girls. Ich zdjęcia nie schodziły z pierwszych stron gazet, paparazzi śledzili każdy ich krok. Jak to się mawia: „wyskakiwali z lodówki”. Niektórych, łącznie z trenerami Beckhama, to irytowało. Można było odnieść wrażenie, że jest udawane i na pokaz. Sama pamiętam, jak się z tego podśmiewałam, śledząc losy Posh&Becks w kolorowych czasopismach dla nastolatek. Tymczasem na ekranie widzimy parę z wieloletnim stażem, która się ze sobą przekomarza, która różne trudne chwile ma za sobą, ale której z pewnością nie można odmówić miłości. Opowiadają o romansie Davida i o kontrowersyjnej estetycznie decyzji, by ubrać się na fioletowo na własny ślub (nazywany przez gazety „royal wedding”). O terapii par, dzięki której oboje zrozumieli swoje ograniczenia. Bawią momenty takie jak ten, gdy David prosi Victorię, wciąż znieczuloną po cesarskim cięciu, by ułożyła mu włosy, bo musi powiedzieć dziennikarzom o narodzinach pierworodnego syna. Albo gdy Victoria próbuje przekonać widzów, że pochodzi z klasy robotniczej, na co David pyta, jakim samochodem wożono ją do szkoły. Odpowiedź: Rolls-Roycem.
Poruszająca jest także sama droga młodego Beckhama do kariery. Jego upór i pracowitość, które wspomogły talent i które zapewniły mu miejsce w historii futbolu. David pochodził z robotniczej rodziny, obserwował rodziców, którzy każdego dnia pracowali do 23 czy 24. Wiedział, że jeśli chce coś osiągnąć, również musi pracować. Jako dziecko trenował w domowym ogródku w każdej wolnej chwili. Dzisiaj, gdy „kultura zapie*dolu” budzi słuszny sprzeciw, jego postawa zostawiła we mnie pytanie – a może czasem inaczej się nie da? Może wielkie osiągnięcia wymagają wielkich poświęceń?
Beckhamowi nie brakowało przy tym tupetu i pewności siebie. Gdy pierwszy raz zobaczył Victorię w teledysku do piosenki „Wannabe” Spice Girls, oznajmił, że zostanie jego żoną. Gdy przypadkowo zjawiła się na jego meczu, po prostu zrealizował swój plan. Jak przyznaje, gra w piłkę jest jego talentem, ale nigdy nie chciał być tylko piłkarzem. Chciał więcej i to mu się udawało, choćby wtedy, gdy nawiązywał pierwsze kontrakty z markami. Żaden piłkarz przed nim tego nie robił.
Fani piłki nożnej nie będą zawiedzeni także osobami, które występują w serialu. Są wśród nich Alex Ferguson, Gary Neville, Cantona, Ronaldo Nazário, Paul Scholes, Paul Ince, Roy Keane, Rio Ferdinand. Nazwiska może niekoniecznie mi znane, ale – jak mówi mąż – w świecie futbolu ważne. Są też jednak i smaczki dla widzów z innych galaktyk – choćby Anna Wintour, które przyznaje, że jej córka uwielbia „Posh&Becks”. Zresztą, kto wie, może dziś tytuł „Diabeł ubiera się u Prady” powinien raczej brzmieć „Diabeł ubiera się u Victorii Beckham”? Jej modowa marka prężnie się rozwija, wbrew estetyce, którą Victoria prezentowała w latach 90.
Na premierę serialu przybyła cała rodzina Beckhamów, co skrupulatnie zrelacjonowała Victoria na swoim Instagramie (przy okazji – polecam jej konto. Skutecznie odczarowuje jej wizerunek jako Królowej Lodu). Trzeba przyznać, że w dobie reality show z samozwańczymi celebrytami, akurat na tę rodzinę bardzo dobrze się patrzy. Zaś serial polecam, jeśli nie masz ochoty na nic przesadnie wymagającego, ale też nie chcesz obrażać swoich filmowych standardów. Szanse są takie, że po seansie naprawdę polubisz Beckhama. I może nawet pożałujesz, że nie znasz się na piłce nożnej tak dobrze, by docenić wszystkie przedstawione w serialu smaczki.