W T-shircie i czapce baseballowej do teatru? Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia. Wizyta w teatrze czy operze uważana była za wyjątkową okazję, która wymaga odświętnego stroju. Dziś coraz więcej miejsc kultury mówi wprost: „Przyjdź, w czym chcesz, tylko przyjdź”.
Kilka dni temu Teatr Polski w Poznaniu, który szczyci się działalnością od 1875 roku, opublikował TikToka, na którym ubrany w zielony dres Adidasa mężczyzna pyta: „Czy taki ubiór jest dobry do teatru?”. I natychmiast odpowiada: „Oczywiście, że tak”. Na stronie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie, jednej z najważniejszych i najstarszych polskich instytucji kulturalnych, w której wystawiane są dzieła m.in. Fryderyka Chopina, Stanisława Moniuszki czy też Wojciecha Kilara, można znaleźć informację: „Większość gości opery ubiera się elegancko, jednak najważniejsze w Teatrze Wielkim są przeżycia, a nie to, jak wyglądasz”. Dress code nie obowiązuje już także w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. „Można pozwolić sobie na eleganckie, swobodne czy ekstrawaganckie stroje” – czytamy na jej stronie.
Dlaczego teatry, przez wieki uważane za bastiony tak zwanej wysokiej kultury, zrywają z dress code'em, który uchodzi za symbol dobrego wychowania i szacunku zarówno dla samego miejsca, jak i tworzących go artystów?
– Przestaliśmy żyć w XIX wieku, kiedy instytucje kultury takie jak teatry są miejscami elitarnymi – przekonuje na TikToku poznański Teatr Polski. – W Teatrze Polskim zależy nam na tym, żebyście czuli się u nas komfortowo. Ważne jest to, że przyjdziecie i że w komfortowy dla siebie sposób możecie odbierać sztukę, którą dla was prezentujemy. Jeżeli jednak macie ochotę ubrać się w jakiś galowy strój, to jest OK. Z drugiej strony – jeżeli nie macie, to też jest zupełnie OK. Chcemy, by nasz teatr był miejscem egalitarnym, obdartym z patosu, mimo klasyków w repertuarze.
TikTok, o którym mowa, obejrzało już ponad 16 tysięcy ludzi. Wśród komentarzy przeważają te krytyczne. „Zanika kultura i dobre obyczaje w Polsce. Szkoda, bo to nasze dziedzictwo…” – napisała jedna z komentujących osób. „Jeżeli w teatrze obok mnie będą siedziały osoby ubrane jak na siłownię, to raczej wybiorę inny teatr. Teatr to sztuka” – dodała inna. Jedni piszą wprost: „Ubranie dresów do teatru nie jest OK. To miejsce kultury i odpowiednio eleganckie ubranie powinno być oczywiste”, „Ubiór to też wyraz szacunku dla innych. Oczywiście możesz pójść w dresach do teatru, jak również możesz usiąść do stołu przy kolacji wigilijnej w piżamie. Szanujmy się trochę”. Ktoś nazwał pomysł przychodzenia w dresach do teatru upadkiem cywilizacji. Pojawił się też apel, byśmy jako społeczeństwo nie szli tą drogą.
Nie zabrakło też głosów ze środowiska aktorskiego: „Fajnie, że macie takie zasady u siebie, ale jestem aktorką i choć nie gram w wygórowanych sztukach, lubię, gdy ludzie przychodzą ładnie ubrani na moje spektakle. Jest to pewien wyraz szacunku do osób, które pokazują się na scenie” – skomentowała jedna z obserwujących profil osób.
Teatr Polski w komentarzach odpowiada, że świadomie próbuje zerwać z prestiżem i zakłada, że widzowie przychodzą oglądać sztukę, a nie ubiór osoby, która siedzi obok: „Wierzymy, że szacunek okazuje się swoim zachowaniem, nie ubiorem”.
Aleksandra Pakuła, trenerka etykiety, autorka książki „Z klasą na każdą okazję” i popularyzatorka wiedzy o savoire vivre w internecie nie jest zdziwiona tym, że teatr zaprasza widzów w dresach – w końcu to działalność, której celem jest zgromadzić publiczność. – Prawdopodobnie więcej biletów zostanie sprzedanych, gdy zrezygnuje się z i tak rozluźnionych już standardów na rzecz „wszystko jedno jak, ważne, żebyście przyszli” – mówi, ale od razu dodaje: – To, że wszystko można, nie oznacza, że wszystko wypada. Choć dresy w teatrach już nie dziwią, dla wielu wyjście na przedstawienie to nadal specjalna okazja, na którą należy założyć specjalny strój. Tak jak na siłownię nie idziemy w garniturze, tak do teatru nie wypada iść w dresie. Nie każdy strój pasuje wszędzie. Za pomocą stroju okazuje się szacunek lub też jego brak. Strój wpływa na nasze zachowanie, postrzeganie innych i samych siebie. Zaprzeczanie temu działa na niekorzyść samych widzów, bo – szczególnie ci młodzi – zderzą się później z rzeczywistością, w której strój ma znaczenie, np. podczas rozmowy kwalifikacyjnej czy biznesowego spotkania.
Zendaya i dramaturg Jeremy O. Harris po premierze sztuki „Slave Play” pozują we foyer w Noel Coward Theatre na londyńskim West Endzie. (Fot. Jed Cullen/Dave Benett/Getty Images)
Michał Zaczyński – dziennikarz modowy, a prywatnie częsty bywalec teatrów – mówi, że minęły już czas, kiedy można było zmusić ludzi do ubierania się w określony sposób, a tym bardziej do przestrzegania dress code’u. – Jeśli ktoś nie uważa jakiegoś stroju za niestosowny, to nie będzie sobie zawracał głowy dostosowywaniem się do odgórnych, niepisanych zasad dress code’u – przekonuje dziennikarz.
Czy jest zaskoczony inicjatywą teatrów? Otóż nie. – Odczarowujemy teatry. W Polsce zawsze mówiło się, że wyjście do teatru to rodzaj święta, ponieważ była to rozrywka elitarna, a nie egalitarna. Myślę, że teatry chcą pokazać tą inicjatywą, że są dla wszystkich. Że nie jest to już sztuka wysoka, która mogłaby co niektórych odstraszać, tylko rozrywka pop – dla wszystkich – zauważa Michał Zaczyński. On sam często bywa w teatrach nie tylko w Warszawie, lecz także w Wielkiej Brytanii. – Nawet do takich szacownych instytucji jak Old Vic [jedna z najważniejszych londyńskich scen teatralnych, działająca od 1818 roku – przyp. red.] ludzie przychodzą w dresach i w trampkach. Przychodzą prosto z zakupów z torbami z Primarka pełnymi ciuchów, a nierzadko i z jedzeniem na wynos, piwem albo z winem. Jedzą, piją i rozsiadają się w fotelach w ciuchach, w których chodzi się po domu. A mówimy tutaj o miejscu, które słynie z przestawień szekspirowskich! W Polsce, głównie w Warszawie, widziałem już w teatrach osoby w krótkich spodenkach, koszulkach na ramiączkach i klapkach japonkach. Czy mi się to podoba? Nie, ani trochę, ponieważ lubię podkreślać okazję strojem – bez względu na to, czy jest to wyjście do teatru, czy jakakolwiek inna okazja.
Aleksandra Pakuła uważa, że „instytucje kultury, a do takich należą teatry, powinny zachęcać i mobilizować ludzi do wzrostu”. Co jednak w sytuacji, gdy sami aktorzy ubierają się do teatru tak, jakby szli do supermarketu? W lipcu ubiegłego roku Austin Butler (filmowy „Elvis”) przyszedł obejrzeć sztukę w jednym z teatrów na Broadwayu w Nowym Jorku w szarym T-shircie, spodniach dresowych, sportowych butach i baseballowej czapce. Towarzysząca mu modelka Kaia Gerber miała na sobie top odsłaniający pępek.
Lipiec 2024 roku: Austin Butler i Kaia Gerber w drodze na premierę sztuki teatralnej „Job” w teatrze Hayes na Bradwayu w Nowym Jorku. (Fot. Gotham/GC Images)
Kilka dni później na londyńskim West Endzie sfotografowano Dakotę Johnson. Ubrana w T-shirt, szerokie spodnie i sneakersy oglądała sztukę „Slave Play” w prestiżowym Noël Coward Theatre. Tę samą sztukę w tym samym teatrze oglądała też Zendaya – w satynowej mini, robionym na drutach swetrze i motocyklowych botkach. Media sugerowały, że skoro aktorzy przychodzą na tak ważne wydarzenia ubrani w stylu, który nazwano „wolałbym zostać w domu”, to nie można wymagać dress code'u od widzów. Skoro na Broadwayu i West Endzie, w kolebkach teatru, jest to już normą, to modowa rewolucja i w polskich teatrach nie powinna nikogo dziwić.