„Ten związek przypomina mi kabel do ładowarki, który pogryzł pies… Niby jeszcze ładuje, ale to nie ma prawa tak dalej działać”. Pełnometrażowy debiut Marii Zbąskiej „To nie mój film” to współczesne i pełne inteligentnego humoru love story, które dotyka najczulszych strun, a przy tym zaskakuje formą i treścią, przywołując na myśl najlepsze skandynawskie kino. Jeśli tegoroczne Boże Narodzenie macie ochotę spędzić w sali kinowej, ten tytuł z pewnością was nie zawiedzie.
„Prosta, ale bardzo dotykająca, historia. Autentyczni bohaterowie, nieograni aktorzy i szczere dialogi. A do tego świetny montaż i zachwycające zdjęcia oraz morze – żywioł idealnie oddający stan ducha tej pary” – zachwyca się Anna Kempys z portalu Interia.pl. „Film absolutnie frapujący. Zaskoczył mnie formą, treścią. Miałem wrażenie, że po raz pierwszy udało się w Polsce zrobić film, który kojarzyłby się z kinem islandzkim, skandynawskim. Jeszcze nigdy nie widziałem wybrzeża Bałtyku pokazanego w taki sposób” – to z kolei słowa Ryszarda Jaźwińskiego z Programu 3 Polskiego Radia. „Autentyk. Kino bez ściemy” – pisze zaś dziennikarka Dagmara Romanowska. Te recenzje mówią same za siebie.
„To nie jest mój film” to pełnometrażowy debiut reżyserski Marii Zbąskiej, absolwentki Wydziału Operatorskiego oraz Fotografii w Szkole Filmowej w Łodzi, a także Wydziału Reżyserii w Szkole Wajdy. Twórczyni jest również autorką teledysków, reklam i krótkich metraży, w tym wielokrotnie nagradzanego „Psubrata” (2013), oraz współautorką kampanii społecznej „Mafia dla psa”, promującej zbiórkę pieniędzy na zwierzaki ze schronisk.
Historia przedstawiona w filmie jest bardzo prosta: Wanda (Zofia Chabiera) i Janek (Marcin Sztabiński), którzy są ze sobą „od zawsze”. Po dekadzie ich związek przypomina jednak kabel od ładowarki, który pogryzł pies – niby jeszcze ładuje, ale to nie ma prawa działać. Po kolejnej kłótni, właściwie nie wiadomo, o co, podejmują decyzję – udają się na wyprawę ostatniej szansy. Kupują sanki, ładują na nie tylko niezbędne rzeczy i ruszają brzegiem zimowego Bałtyku. Jeśli nie zejdą z plaży i nie złamią zasad podróży – zostaną ze sobą na zawsze. Jeśli im się nie uda – nigdy więcej się już nie zobaczą.
„To nie jest mój film” (Fot. materiały prasowe Mówi Serwis)
„To nie mój film” to współczesna opowieść o miłości; komedia romantyczna drogi smagana wiatrem i falami Bałtyku, w której każdy może się przejrzeć jak w lustrze. Opowiada zmaganiach z codziennością, ale też o tym co się dzieje, kiedy kończą się fajerwerki i trzeba radzić sobie z rutyną. W czasach, gdy wszystko jest jednorazowe i łatwe do wymiany, Wanda i Janek podejmują bowiem próbę naprawy relacji, w której jeszcze nie wszystko jest stracone i walczą o to, żeby ze sobą po prostu być. I chociaż akcja filmu rozgrywa się w zimowym anturażu, można znaleźć w nim wiele słońca, ciepła i pozytywnych emocji.
To z pewnością jedna z najciekawszych polskich premier roku – oszczędna w środkach, oparta na dialogach, bardzo kameralna. Podana bez wielkich dramatów i zwrotów akcji, ale za to z narracyjną lekkością i niewymuszonym, inteligentnym humorem. To po prostu historia o zwykłych ludziach i ich problemach, a wcielający się w główne postacie Chabiera i Sztabiński (dla niej to ekranowy debiut, on w końcu otrzymał rolę na miarę swojego talentu) tworzą na prawdę wdzięczny duet: są bezpretensjonalni, przekonujący, uroczo naturalni i efektownie skontrastowani na zasadzie wulkan energii vs. oaza spokoju.
Co zatem robić, kiedy motyle odlatują i zachwyt zakochania znika, a w związek wkrada się rutyna? Jak radzić sobie z codziennością pozbawioną fajerwerków? Co powoduje, że ludzie się rozstają, a co, że ze sobą zostają? Jak przetrwać powszednie kryzysy i nie stracić swojej własnej tożsamości na rzecz wspólnego szczęścia? I czy fajerwerki w relacji są nam w ogóle potrzebne? Zbąska nie udziela nam jasnych odpowiedzi na te pytania, ale zachęca do cieszenia się małymi radościami i przypomina, że o związek czasem warto zawalczyć.
„To nie mój film” w kinach od 25 grudnia 2024 roku.