Nie wiem, jak to się dzieje, ale chociaż kocham wiosnę i lato, to gdy tylko nadchodzi jesień, czuję delikatny dreszczyk. Może to już zmęczenie gorącem i suszą? A może natura podpowiada mi, że nadchodzi czas większego spokoju i zadumy?
Ciekawa jestem, czy Państwo też mają takie odczucia.
Jesień nieodłącznie kojarzy mi się z dzieciństwem, z moim kochanym parkiem Ujazdowskim, gdzie chodziłam na spacery i ubóstwiałam szuranie liśćmi po ziemi. Któż zresztą tego nie lubił, prawda?
Mimo że opadłe liście przywodzą na myśl głównie przemijanie, potrafią przysporzyć nam także wielu doznań estetycznych i pozytywnych emocji.
Kolory nad głowami
Jakiś czas temu miałam okazję podziwiać słynne kanadyjskie klony. Rzeczywiście, ich jesienny kolor przyprawia o zawrót głowy. Mimo wszystko wydaje mi się, że nasze lasy spokojnie mogą z nimi konkurować, wystarczy wybrać się na Podkarpacie czy w Bieszczady, gdzie rosną buki. Widoki są śliczne jak malowanie.
Dlaczego jesień jest tak kolorowa? W okresie wegetacyjnym oko ludzkie widzi głównie zieleń – to chlorofil, o którym bez wątpienia słyszał każdy. Ten zielony barwnik jest odpowiedzialny za bardzo istotny (również dla nas, ludzi) proces fotosyntezy. Jesienią liście mówią: „Kończymy sezon, spadamy”. Zanim jednak się to stanie, roślina „przerabia” chlorofil na prostsze związki, które odprowadza do pnia i gałęzi, a wtedy na pierwszy plan wysuwają się inne barwniki: czerwone antocyjany, pomarańczowe karoteny, żółte ksantofile. Drzewa i krzewy gubią liście przed zimowym spoczynkiem. Gdyby tego nie robiły, same mogłyby sobie zaszkodzić – cały czas zachodziłby w nich proces fotosyntezy, a z pobieraniem wody ze zmarzniętej gleby byłby kłopot. Nasze gatunki rodzime najczęściej przebarwiają się na żółto, obce często na pomarańczowo i czerwono.
Powyższy fragment pochodzi z najnowszej książki Mai Popielarskiej „Maja w ogrodzie. Jesień – Zima”.