1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Na pewno inni mają łatwiej. O samotności w cieniu magisterki

Na pewno inni mają łatwiej. O samotności w cieniu magisterki

Stanisław Lem: „Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że nie mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś bo nie mogłeś”. (Fot. Ryan McVay/Getty Images)
Stanisław Lem: „Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że nie mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś bo nie mogłeś”. (Fot. Ryan McVay/Getty Images)
Czerwiec to miesiąc kończenia studiów, składania magisterek lub… męki jej ciągłego pisania. Kto przez to przeszedł, pamięta ten proces aż za dobrze. Dziś piszemy o tym, jak pięknie by było, gdyby rzeczywistość dała nam szansę przeżyć studia jeszcze raz, chociaż… czy faktycznie byłoby tak wspaniale?

Już. Boże mój i Wszyscy Święci. Już. Naprawdę skończyłam studia.

Miałam poczucie, że TO się nie skończy nigdy.

Poczucie, że już zawsze będę pisać pracę magisterską i myśleć o jej obronie.

Robienie tego sparaliżowało mnie na całe miesiące. To był straszny czas, czas zawieszony w próżni, czas czekania na „coś” i biegania w kółko – od pisania do poprawek, od pisania do poprawiania na gorsze. Rozregulowałam w sobie i dookoła siebie niemalże wszystko – rytm snu i czuwania, pory posiłków. Zupełnie rozsypałam zegar społeczny, bo nie byłam w stanie zrobić żadnego sensownego planu na weekend. Każde spotkanie miało z tyłu głowy natrętną, obsesyjną myśl: ucz się, przygotuj się, powtórz, przeczytaj, przypomnij sobie. Przyszłość zaczęła mi się kurczyć: do planów na najbliższe tygodnie, dni, później już tylko na najbliższe godziny. Nie spałam, bo pisałam magisterkę, i nie spałam, bo myślałam o niej. Robiłam z niej sprawę dużo większą, niż istotnie była, bojąc się dużo bardziej, niż to faktycznie było warte.

Nie pamiętam w życiu bardziej samotnego okresu.


A poza tym, że zajmowałam się stresowaniem i opowiadaniem wszystkim, jak bardzo się stresuję, to karmiłam się także stworzoną w mojej paranoicznej głowie wizją Innych.

Inni.

Inni, którzy już wiedzą, którzy nie stresują się tak jak ja. Inni, którzy do tego żonglują pracą na pełen etat, trzema stażami, drugim kierunkiem. Inni, którzy zdążyli już o tym wszystkim zapomnieć, domknąć w czerwcu, lipcu, wrześniu. Inni, którzy nigdy się nie wahają, nie martwią, śpią do rana i jedzą pożywne śniadania. Inni, którzy są na bieżąco ze światem, biegają przed pracą, wiedzą, dokąd pójść, już wiedzą, co robić. Nieistniejący Inni, do których cały czas się porównywałam. I dowalałam sobie bez końca: zobacz, gdzie są Oni, a gdzie ty, zobacz, można, a tobie się nie udaje, zobacz, świat idzie o wiele szybciej i nigdy, nigdy go nie dogonisz.

Miałam poczucie, że nie domknę tego nigdy i będę się tak czuła już zawsze.

Ale nadeszła wreszcie obrona, bo choroba zwana magisterką jest na szczęście uleczalna: czterdzieści minut, które rozciągało się do dwóch godzin i kurczyło do ośmiu sekund, jakby oddychało niemiarowo jak chore płuco. Wyszłam z niej, czując, że zaraz rozdrapię sobie język. Chodziłam od ściany do ściany, jakby były z żelków. I ocena. Trzy podpisy w trzech miejscach. Na dole przejechał tramwaj, kolejka do dziekanatu się zwiększyła, trzasnęły drzwi. Tyle.

I wtedy uderzyła mnie myśl: gdybym tak mogła studiować jeszcze raz. Jeszcze raz: tym razem lepiej, uważniej, głębiej. Więcej czytać, więcej z tego wynosić. Gdyby los dawał drugą szansę, dawał szansę na dwie nieusprawiedliwione nieobecności, pozwalał robić wszystko na próbę. Rysować szkice, robić przymiarki. Gdybym mogła jeszcze raz, świeżymi oczami, spojrzeć na ludzi, którzy zaczynają wszystko tak jak ja i tym razem zbliżyć się mądrzej, na lepszych zasadach.

Gdybym ja, gdyby Oni.

Ale tak nie można i te długie miesiące, kiedy słowo m a g i s t e r k a urosło do wielkiego, czającego się potwora, do procesu, którego nie umiałam zaczynać i zamykać, gdzie głęboko wierzyłam, że nie wiem, nie umiem i nie rozumiem – wtedy właśnie się skończyły.



Ostatecznie jednak może to i dobrze, że nie ma prób, że wszystko jest w jednym, kolekcjonerskim egzemplarzu? Zrozum, przeżyj, wyciągnij wnioski. To powiedział Lem: „Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś”.

Ostatecznie nic nie jest wiecznie ważne. Może być wieczne, jeśli zaczyna się przed tobą i kończy po tobie. Ale nigdy nie jest wiecznie ważne.

Ostatecznie było przecież dobrze, dobrze, wspaniale. Przeprowadziłam się do Warszawy, zmieniałam zdjęcia na ścianie, na zmianę przelewałam i zasuszałam kwiatki. Studiowałam zrywami, czytając dużo lub nic, siadając ciągle w innym miejscu auli. System własnego układania planu sprawia, że można tworzyć sobie unikalną, pasującą sobie ścieżkę, ale jednocześnie skazuje na studencką samotność, gdzie widujesz niemal wszystkich na roku, ale nie znasz niemal nikogo. Ludzie mi migotali: nie trzymając się żadnego pewnego wzoru, pojawiali się na trzecim roku, wracali na piątym.

Swoje studia przetykałam wyjazdami na wymiany zagraniczne: pakowanie całego życia w dwadzieścia kilogramów nadanego bagażu, cisza lotniska, nowa pościel, brak pościeli, poczucie, że świat jest inny, że świat jest przede wszystkim inny.

I ludzie, zawsze tacy nowi: ludzie, których zdania miały inną melodię, oczy inny kształt, ramiona w innym kolorze. Ludzie, z którymi byliśmy sobie nawzajem językiem, tworząc swój własny.

Obrazki, jak widokówki z tamtego świata, które wciąż kołyszą mi się w kącie oka. I słowa.

Słowa:

*

– Dlaczego ty mnie lubisz? Zobacz, jaka ja jestem: taka nieposkładana, chaotyczna, głośna. I jeszcze noszę te za duże swetry.
– Wiesz, może to przede wszystkim przez te swetry.

*

– To, co ci powiedzieli o Francuzach, że nie mówimy, jak coś jest nie tak, to bujda. Znaczy na pewno nie w Paryżu. My, paryżanie, to zawsze walimy prawdę prosto w oczy. Może to kwestia tego, że jesteśmy stolicą. Też tak macie w Polsce? Że Warszawa jest inna niż reszta kraju?

*

– Najbardziej znany w Anglii stereotyp o Polakach? Jesteście do bólu szczerzy. Mój znajomy powiedział mi kiedyś, że zmarła mu babcia. Wszyscy go poklepujemy po plecach, o nie, musisz być rozbity teraz, a on na to „Nie no, miała 86 lat, wiedzieliśmy, że to się stanie”. No i sobie pomyślałem, „Well, fair enough, Polish people”.

*

Czy to wszystkie Polki, takie wesołe kobiety, które są takie smutne?

*

I tyle. Ogólnie to świetnie było studiować psychologię.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze