1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. „Serial, jakiego świat nie widział”. Życie ptaków drapieżnych fascynuje, zachwyca, zaskakuje swoją złożonością i wzrusza

„Serial, jakiego świat nie widział”. Życie ptaków drapieżnych fascynuje, zachwyca, zaskakuje swoją złożonością i wzrusza

Z badań wynika, że ludzie oceniają wyżej jakość swojego życia, jeśli liczba gatunków ptaków wokół nich jest większa. (Fot. Michel Viard/Getty Images)
Z badań wynika, że ludzie oceniają wyżej jakość swojego życia, jeśli liczba gatunków ptaków wokół nich jest większa. (Fot. Michel Viard/Getty Images)
„Serial, jakiego świat nie widział” – pisano o losach rodziny lubelskich sokołów wędrownych, które dzięki kamerom zamontowanym w budce lęgowej tej wiosny śledziło tysiące obserwatorów. Życie ptaków drapieżnych fascynuje, zachwyca, zaskakuje swoją złożonością i wzrusza. Czego jeszcze o nim nie wiemy?

Podobno Benjamin Franklin, ojciec założyciel Stanów Zjednoczonych, był przeciwny temu, by w godle kraju umieszczać sylwetkę tamtejszego bielika. Raziły go bowiem jego zwyczaje żywieniowe. Przekonywał, że padlinożerny ptak nie licuje z powagą kraju – opowiada Konrad Malec, przyrodnik, specjalista z dziedziny ornitologii i autor książki „Myśliwce. Życie ptaków drapieżnych”. – Nasz herbowy bielik ma podobne skłonności, szczególnie podczas srogich zim. Szacuje się, że 10 proc. budżetu pokarmowego tych ptaków to energia pochodząca z padliny. Ma on też skłonność do kleptopasożytowania, czyli podkradania pokarmu innym ptakom, przede wszystkim czaplom i kormoranom, bo największym przysmakiem bielików są ryby – mówi ekspert.

(Fot. Laura Hedien/Getty Images) (Fot. Laura Hedien/Getty Images)

Te ogromne, dostojne ptaki o rozpiętości skrzydeł 2,5 metra uchodzą za największych drapieżnych pacyfistów, którym potrafią dokuczać nawet wrony i kruki. Ale, jak zauważa Adam Wajrak, na takie zaczepki pozwalają sobie tylko młodziaki. Osobniki z białą głową i ogonem oraz ogromnym żółtym dziobem, który jest atrybutem ptaków pięcioletnich, wzbudzają już należyty respekt wśród innych skrzydlatych.

Definicja orła

W Polsce największą kontrowersję wywołuje jednak pytanie, czy nasz herbowy orzeł faktycznie jest orłem. – Obecnie nie jest, choć wśród biologów zdania są podzielone. Uważam, że „orzeł” to bardziej pojęcie kulturowe – mówi Konrad Malec. – W XIX wieku zaliczono do tej grupy wszystkie duże, dostojne, szponiaste, w tym również bieliki i gadożery, ale w ubiegłym wieku, nie wiedzieć czemu, uznano, że orły to wyłącznie te ptaki drapieżne, które mają opierzone skoki, czyli odpowiedniki naszego śródstopia. Polujące głównie na terenach wodnych bieliki mają gołe skoki, więc wykluczono je z dumnej grupy orłów. Kilkanaście lat temu, dzięki nowoczesnym badaniom, okazało się jednak, że ptaki, które na podstawie wyłącznie tej cechy przypisano do jednego rodu, wcale nie są ze sobą tak blisko spokrewnione. Definicja orła wciąż jeszcze jest niedoprecyzowana – relacjonuje przyrodnik.

(Fot. Jacob Sanek/TFA/Ascent/Getty Images) (Fot. Jacob Sanek/TFA/Ascent/Getty Images)

Sporo emocji wśród ornitologów wywołuje stosowanie w powszechnym dyskursie określenia ptaki drapieżne jako synonimu szponiastych. – Nie uważam, żeby był to jakiś wielki błąd. Każdy z nas przecież doskonale wie, o które gatunki chodzi: orły, myszołowy, jastrzębie, kanie, sępy czy sokoły. Choć oczywiście do drapieżników zalicza się także sowy, a z perspektywy nauk ekologicznych również polujące na owady bogatki czy jeżyki – rozwiewa wątpliwości Konrad Malec.

(Fot. Daniel Hernanz Ramos/Getty Images) (Fot. Daniel Hernanz Ramos/Getty Images)

W Polsce mamy obecnie 29 gatunków ptaków szponiastych, choć nie wszystkie zakładają u nas gniazda. Na przykład pochodzący z dalekiej północy myszołów włochaty traktuje Polskę jako ciepły kurort i spędza u nas zimę. Status turysty ma też niewielki drapieżny kopczyk, który lęgnie się w Ukrainie i Niemczech, a u nas zupełnie wyginął. – Mocno zagrożony jest również orlik grubodzioby, liczący zaledwie 19 par lęgowych – dodaje Konrad Malec. Gdyby prześledzić losy wszystkich szponiastych, okazałoby się, że zresztą większość z nich znalazła się kiedyś na skraju wyginięcia.

(Fot. Gary Davis/Getty Images) (Fot. Gary Davis/Getty Images)

Ideał łowcy

Przyrodnik tłumaczy, że ptasie oczy są wyposażone aż w dwie plamki żółte, czyli miejsca o najostrzejszym widzeniu, a w jednym milimetrze kwadratowym mają nawet 10 razy więcej komórek odpowiedzialnych za widzenie barwne. Dodatkowo, dzienne skrzydlate drapieżniki widzą również w ultrafiolecie, dzięki czemu na przykład pustułka, ptak drapieżny wielkości mniej więcej gołębia, jest w stanie dostrzec mocz gryzoni na ziemi i zaczaić się w najczęściej odwiedzanych przez nie miejscach. Drapole przez odpowiednią modyfikację oka potrafią też przybliżyć lub oddalić obraz, czyli zrobić coś, co my osiągamy tylko za pomocą lornetki. Badania wykazały, że wspomniana już pustułka z 18 metrów wysokości jest w stanie wypatrzyć dwumilimetrowego robaka na ziemi, choć wcale się nim nie żywi.

(Fot. Daniel Hernanz Ramos/Getty Images) (Fot. Daniel Hernanz Ramos/Getty Images)

– Poza tym ptaki genialnie słyszą, doskonale rozpoznają się po głosie, nawet z dużych odległości – mówi ekspert. I dodaje, że obalono również tezę, jakoby skrzydlaci drapieżcy nie kierowali się węchem. Powołuje się na badania, które wykazały, że ptaki mają dobrze rozbudowaną część mózgu odpowiedzialną za rozpoznawanie zapachów, ale trudno było sprawdzić, jak istotną rolę ten zmysł odgrywa podczas polowania. Wiadomo, że muszą z niego korzystać padlinożercy, więc to oni stali się pierwszym obiektem zainteresowania badaczy. – Jednak podczas eksperymentów popełniano sporo błędów. Na przykład, aby sprawdzić, czy sępniki kierują się zmysłem węchu, wykładano przykrytą prześcieradłem kilkudniową padlinę, na którą ptaki te nie reagowały, ponieważ interesują je tylko świeżo padłe zwierzęta. Co ciekawe, zaobserwowano, że często krążyły one nad budynkami i miejscami, w których ulatniał się gaz, ponieważ jego woń jest podobna do substancji, którą wydzielają rozkładające się zwłoki. Zanim więc wynaleziono elektroniczne systemy ostrzegania przed nieszczelnymi instalacjami gazowymi, Amerykanie po prostu zwracali uwagę na zachowanie sępników – opowiada Konrad Malec. – Jeśli do tych niesamowicie wyostrzonych zmysłów dodamy prędkość sokołów, która przekracza 300 km/h, kiedy pikują po ofiarę, czy zwrotność jastrzębia lub krogulca, które przy ogromnej szybkości potrafią manewrować między gałęziami i wykonać zwrot w miejscu, to trzeba przyznać, że natura stworzyła ideał łowcy.

(Fot. Henrik Karlsson/Getty Images) (Fot. Henrik Karlsson/Getty Images)

Wrogowie publiczni

W XIX wieku ludzie tępili ptaki drapieżne jako szkodniki. Opamiętanie przyszło w latach 20., a w niektórych krajach dopiero w latach 60. XX wieku, kiedy na przykład bielik zniknął z wielu rejonów naszego kontynentu. Ale niedługo po tym pojawił się inny problem; ornitolodzy zaczęli alarmować, że z jakichś powodów dramatycznie zmniejsza się również populacja sokołów wędrownych, które pod koniec ubiegłego stulecia niemal zupełnie wyginęły w Polsce i Europie.

– Ich zabójcą był powszechnie wówczas stosowany silny pestycyd owadobójczy DDT. Podczas II wojny światowej i tuż po niej używano go nie tylko na polach, ale m.in. do leczenia wszawicy u ludzi. Liczono, że substancja ta rozwiąże problem malarii w Afryce i stonki w Europie. Niestety, okazało się, że DDT likwiduje nie tylko owady i pasożyty. Środek ten kumulował się w wielu organizmach, szczególnie tych znajdujących się na szczycie piramidy pokarmowej – chodzi tu na przykład o sokoły. Co prawda nie zabijał ptaków od razu, ale zakłócał gospodarkę wapniową w ich organizmach. W efekcie składane przez samice jaja miały zbyt cienkie skorupki, które zapadały się pod ciężarem wysiadującego je ptaka – wyjaśnia ekspert. To, że obecnie mamy 100–150 par lęgowych sokołów wędrownych, jest zasługą intensywnie prowadzonych programów restytucji. Obecnie wszystkie ptaki szponiaste objęte są także ścisłą ochroną gatunkową, co jednak nie zapewnia im spokoju i bezpieczeństwa. Badania prowadzone na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego, czyli obszaru ściśle chronionego, w którym wszystkie dziko żyjące zwierzęta powinny mieć zapewniony spokój, dowiodły bowiem, że nawet co szósty lęg jastrzębia był niszczony przez człowieka.

(Fot. Piotr Krzeslak/Getty Images) (Fot. Piotr Krzeslak/Getty Images)

Dzięki kamerom zainstalowanym w budce lęgowej na kominie lubelskiej elektrociepłowni tysiące ludzi śledziło online dramatyczne losy sokolej samicy Wrotki przybyłej z Włocławka w 2015 roku. Jedyna w tej okolicy rodzina sokołów pierwszy raz została otruta w 2019 roku. Zmarły wtedy dwa młode, a Wrotka cudem ocalała. Dwa lata później ofiarą człowieka padł jednak jej wieloletni partner Łupek oraz – po zjedzeniu przyniesionego przez ojca gołębia, którego pióra posmarowano zakazanym w Polsce pestycydem karbofuranem – pisklęta. Z braku innych samców w okolicy zdesperowana samica przyjęła za partnera swojego syna Czarta – jedynego ocalałego, z którym tej wiosny wydała lęg. Stała się jednak rzecz niezwykła, bo po zniesieniu jaj Wrotka na kilka dni przepadła. Ornitolodzy podejrzewają, że znów została podtruta i nie była w stanie latać. W tym czasie młody ojciec zrezygnował z polowania i sam, głodny, wysiadywał jaja. Kiedy młode się wykluły, Wrotka szczęśliwie wróciła i kilkadziesiąt tysięcy ludzi śledzących ten „serial” w sieci odetchnęło z ulgą. Niestety, pod kominem lubelskiej elektrowni znaleziono martwego Czarta... Specjaliści nie mają wątpliwości, że sokoły truje ta sama osoba, dlatego wynajęto prywatnego detektywa i założono zbiórkę pieniędzy na nagrodę dla tego, kto wskaże sprawcę odpowiedzialnego za trucie sokołów. Do dnia, gdy wysyłamy ten numer do druku, zebrano niemal 65 tys. zł.

(Fot. Mint Images/Getty Images) (Fot. Mint Images/Getty Images)

Na liście wrogów publicznych znajdują się nie tylko osoby polujące na gołębie, jastrzębie i sokoły. – W Niemczech żyje około 600 par rybołowów. Przed wojną w Ukrainie meldowano 158 par tych ptaków, natomiast u nas jest ich zaledwie 25. Ta liczba jest tak niska dlatego, że rybołowy są zabijane na stawach rybnych. Co roku w ich okolicach ginie też około 20 bielików. Mówimy tylko osobnikach, które zostały odnalezione, jednak ofiar może być nawet pięć razy więcej. Sprawcy coraz częściej zacierają ślady, ponieważ w przestrzeni publicznej tępienie tych ptaków jest teraz mocno piętnowane – mówi Konrad Malec. I przypomina, że jeśli chodzi o ochronę ptaków drapieżnych, mamy się, mimo wszystko, czym chwalić na tle otaczającego nas świata. – Już w 1860 roku nasz rodak, Władysław Taczanowski, opublikował książkę „O ptakach drapieżnych w Królestwie Polskim pod względem wpływu, jaki wywierają na gospodarstwo ogólne” i jako jeden z pierwszych badaczy na świecie wykazał w niej, że ptaki drapieżne w większości przypadków nie konkurują z człowiekiem. Można go zatem uznać za pierwszego obrońcę szponiastych. Z kolei żyjący mniej więcej w tym samym czasie w zaborze austriackim Kazimierz Wodzicki za pomocą argumentacji naukowej bronił myszołowów, które dziś są najliczniejszą grupą ptaków drapieżnych w Polsce.

Szpony miłości

Szacuje się, że pierwszego roku życia nie przeżywa połowa młodych sokołów wędrownych i bielików. Wciąż mamy ich niewiele, dlatego strata każdego osobnika jest dotkliwa. Tym bardziej że drapole prowadzą dość bogate życie rodzinne. – Drapieżniki w znacznej mierze są mono­gamiczne i nie dopuszczają się zdrad. Wśród bielików znane są pary będące razem przez 24 sezony lęgowe. Poza tym ptaki te nawet po wielu latach są w stanie rozpoznać swoje dorosłe już potomstwo. Do „rozwodu” dochodzi najczęściej z powodu braku sukcesów lęgowych, choć niektóre gatunki dają sobie szansę i dość długo się docierają. W fazie zalotów samiec obdarza samicę prezentami, by zaimponować jej swoją łownością, ale też dać jej poczucie bezpieczeństwa, że kiedy pojawią się ich wspólne jaja, będzie on w stanie wykarmić rodzinę. Istnieje hipoteza, że taki podział ról ukształtował budowę tych ptaków. U większości drapieżników samice są znacznie większe niż samce, ponieważ to głównie one wysiadują jaja i w pierwszej fazie odchowu opiekują się młodymi, a więc obrona gniazda przed potencjalnymi agresorami spoczywa właśnie na nich. Z kolei drobniejszy samiec siłą rzeczy poluje na mniejsze ofiary, ale za to przynosi je do gniazda częściej, co jest kluczowe w momencie odchowu piskląt. Kiedy małe podrosną, na łowy wyrusza również samica, która dostarcza bardziej treściwe przekąski – opisuje przyrodnik.

(Fot. Michel Viard/Getty Images) (Fot. Michel Viard/Getty Images)

Ptasie adopcje

Partnerstwo drapieżników przypomina nieco kontrakt małżeński oparty na obopólnym zaspokajaniu potrzeb i interesów, dlatego niektórzy uważają, że głębsze uczucia są im obce. Wiadomo wszak, że w gniazdach bielików starsze pisklę czasami zabija młodsze rodzeństwo, a już u orłów przednich kainizm to wręcz konieczność. Poza tym ptaki drapieżne, w przeciwieństwie do łabędzi czy gęsi, raczej nie obchodzą rocznej żałoby po zmarłym partnerze. Jeśli tylko czują się na siłach i mają taką sposobność, w kolejnym sezonie tworzą nowy związek.

(Fot. kristianbell/Getty Images) (Fot. kristianbell/Getty Images)

Z drugiej strony – tysiące internetowych obserwatorów, dzięki zamontowanym przez ornitologów kamerom, widziało, jak sokół Franek z warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki zaadoptował i samodzielnie wykarmił dwa obce pisklęta swojego gatunku. Zdarzają się nawet przypadki adopcji międzygatunkowej. Podczas tegorocznego obrączkowania bielików w lubuskim Nadleśnictwie Wolsztyn członkowie Komitetu Ochrony Orłów znaleźli w gnieździe żywego małego myszołowa. Tydzień wcześniej ptak trafił tam jako ofiara, ale ponieważ cudem przeżył podróż, „pani bielikowa” zaczęła go karmić. Zdaniem ekspertów mimo różnicy wieku niedoszła ofiara ma szansę na przeżycie, ponieważ w historii ornitologii takie przypadki są znane i dobrze udokumentowane.

Konrad Malec podkreśla jednak, że przyrody nie należy postrzegać tylko w czarnych lub białych barwach, bo to świat pełen niuansów, w którym instynkty odgrywają ważną rolę. – Dawniej mówiło się na przykład, że sokoły wędrowne to wyjątkowo szlachetne i honorowe ptaki, ponieważ dają swoim ofiarom szansę na ucieczkę. Dziś dobrze wiemy, że na tym polega ich taktyka polowania. Pozwalają oddalić się upatrzonemu ptakowi, bo potrzebują dystansu, by go dopaść. Sokoły zaczynają polowanie z dużej wysokości, a następnie pikują w kierunku ofiary, rozwijając w locie zawrotną prędkość. Potencjalna zdobycz musi znajdować się na odpowiedniej wysokości, bo gdyby była zbyt nisko, sokół, atakując, mógłby się rozbić o ziemię – wyjaśnia.

(Fot. Roman Barabash/Getty Images) (Fot. Roman Barabash/Getty Images)

Obserwując te ptaki, cały czas dowiadujemy się czegoś nowego o ich życiu, możliwościach i zwyczajach. Obyśmy jak najdłużej mieli na co patrzeć, bo – jak przekonuje psychiatra dr Sławomir Murawiec – warto chronić zagrożone gatunki ptaków nie tylko dla dobra przyrody, lecz także z czystego egoizmu. Z badań opublikowanych przez niemieckich naukowców wynika, że ludzie oceniają wyżej jakość swojego życia, jeśli liczba gatunków ptaków wokół nich jest większa.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze