Coraz więcej młodych kobiet ma problem ze znalezieniem partnera
i zajściem w ciążę. Powodem często jest wyparta kobiecość. Co zrobić, aby ją odzyskać?
Trzy lata temu zaczęłam swoją duchową podróż. Medytacje, techniki oddechowe, joga, wielokrotne wyprawy do Indii, centymetr po centymetrze otwierały moje ciało i duszę. Na owej drodze pojawił się jednak pewien martwy punkt. Blokada, której (tak mi się wówczas wydawało) nie byłam w stanie przeskoczyć. Z pomocą przyszedł mi hawajski taniec hula. Tym bolesnym obszarem była kobiecość...
Dziewczynka w ciele kobiety
Zdaniem Doroty Grudzień, instruktorki hula, to właśnie rozbudzenie kobiecości jest tym, co odróżnia ten styl tańca od innych. Koliste ruchy bioder, łagodne poruszanie miednicą nie tylko odblokowują
energię seksualną, ale też pobudzają jej obieg w całym ciele. – Kiedy w 2007 roku przez przypadek, choć dziś już w nie nie wierzę, trafiłam na warsztat tańca hawajskiego, byłam 12-letnią dziewczynką uwięzioną w ciele 30-letniej kobiety – wspomina Dorota. – Kilka lat wcześniej urodziłam synka. Nawet to nie przyspieszyło procesu „dojrzewania”.
Odkąd pamięta, pragnęła tańczyć. Od dziecka zahipnotyzowana patrzyła na baletnice. Miała potrzebę ekspresji w ruchu, ale również przekonanie, że nie jest w stanie tego robić. W hula „zaskoczyło” od razu. Poczuła, że ten taniec odzwierciedla duszę.
W życiu Agnieszki, 40-letniej project manager, taniec hula pojawił się chwilę po rozwodzie. Była totalnie rozbita. W małżeństwie zatraciła najważniejsze fragmenty swojego żeńskiego „ja”. Nie czuła się bezpiecznie. – Miałam wrażenie, że znikam jako kobieta. Bardzo schudłam. Moja twarz nabrała ostrych rysów. Nosiłam spodnie, aseksualne T-shirty i koszule – wspomina Aga.
Taniec hawajski wybrała naturalnie. Był kontynuacją jej fascynacji kulturą wyspiarzy: – Jestem anglistką. Zachwyciła mnie różnica w podejściu do czasu na Hawajach. W siedmiu zasadach huny – tamtejszej filozofii życia – nie występuje czas przeszły ani przyszły. Liczy się tylko to, co tu i teraz. Ten brak linearności odzwierciedla się również w języku i tańcu.
Agnieszka podkreśla, że gdy zakłada spódnicę z rafii, wieniec kwiatów i słyszy dźwięk ipu – bębna wykonanego z tykwy – automatycznie przenosi się do chwili obecnej.
Dla Iwony Pękalskiej, szefowej Kenosis, warszawskiego, w którym prowadzone są warsztaty hula, ten taniec jest rodzajem medytacji w ruchu. Często porównuje go do tai-chi. Poruszania się w rytm „fal” powstających w powietrzu.
– Nim zaczęłam prowadzić ośrodek, przez lata byłam „twardą” bizneswoman – wspomina. – Do pracy zakładałam spodnie, dosłownie i metaforycznie. W przestrzeni między biurem a domem gdzieś znikała moja kobiecość. Wracając do domu, do dwójki dzieci, męża, chciałam ją jak najszybciej odzyskać. Odkąd tańczę, dużo łatwiej na powrót staję się opiekuńcza i łagodna.
Iwona zauważa, że wiele kobiet we współczesnym świecie ma ten sam problem. Rywalizują z mężczyznami na polu zawodowym, całkowicie tłumiąc swoją kobiecość. Nie potrafią wykorzystać siły, która z niej wypływa.
Taniec prokreacji
Na Hawajach rodzi się kobieta. Ojciec wpada w szał. Pragnął syna, więc postanawia zabić córkę. Babce udaje się ją ukryć. Daleko, wysoko w górach, gdzie ludzki wzrok nie sięga. Dziecko ochraniają ptaki. Legenda o jej urodzie dociera do okolicznych wysp. Wielu śmiałków wyrusza, aby ją zdobyć. Tylko jednemu udaje się zobaczyć dziewczynę. Jej widok otwiera mu serce. Dostrzega, że piękno i miłość są w nim... – to treść „Ka Piliny”, ukochanej mele (po hawajsku „pieśń”) Doroty Grudzień. W hula ważny jest ruch, ale również historia, którą opowiada każda pieśń.
– Taniec nie może istnieć bez słów. Każda mele ma przesłanie. Najczęściej związane z naturą, wychwalaniem jej piękna i różnymi aspektami miłości – mówi Dorota. – Dłonie i ciało płyną wraz z opowieścią. Osoba, która uczy się konkretnego układu, na początku poznaje treść, a następnie towarzyszące jej kroki. Każda pieśń ma również ukryte, przenośne znaczenie, tzw. intencję.
Zobacz: spódnice damskie sklep internetowy
Dorota podpowiada, że intencja może być ogólna lub indywidualna. – Po regularnym tańczeniu np. „Tańca prokreacji” wiele kobiet zachodzi w ciążę. Ja łapię się na tym, że nagle odczuwam potrzebę zatopienia się w konkretnej opowieści. Zaczynam tańczyć i po chwili orientuję się, że odpowiada ona dokładnie na moją obecną sytuację – wyznaje.
Agnieszka zawsze kochała morze. Z nim związana jest jej ulubiona mele: – Wzburzone fale uderzają o skaliste brzegi jednej z polinezyjskich wysp. Z piany morskiej wyłania się przepiękna kobieta. Pamiętam, kiedy pierwszy raz tańczyłam tę pieśń, nagle poczułam, że ona to ja. Dostrzegłam, że całe życie szukałam potwierdzenia swojej kobiecości na zewnątrz. Mąż, przed nim inni mężczyźni... Oni znikali, a wraz z nimi całe moje poczucie wartości. Dzięki hula odnalazłam tę kobietę w środku. Teraz nikt mi jej już nie odbierze.
Rytm mele kołysze się w niej nawet w momentach, kiedy nie tańczy. Mieszka w Elblągu, na zajęcia dojeżdża do Warszawy. Wraca i wieczorami minimum godzinę dziennie ćwiczy. Po kilku minutach myśli ustają. Czas zaczyna płynąć w zwolnionym tempie. W powietrzu pojawia się zapach morskiej piany...
Iwona Pękalska przyznaje, że odtańczenie jednej konkretnej pieśni wymaga umiejętności i praktyki. Stopy poruszają się często w przeciwnym kierunku niż ręce. Z jednej strony harmonizuje to obie półkule, z drugiej podnosi tańczącemu poprzeczkę: – Każda mele ma swój indywidualny zestaw kroków. Z pieśni na pieśń jest oczywiście coraz łatwiej. Nie ma jednak miejsca na improwizację. Na początku zapisywałam sobie kolejne sekwencje. Około miesiąca zajęło mi zapamiętanie jednej opowieści. Kiedy opanuje się wszystkie ruchy, zaczyna się tańczyć intuicyjnie.
Iwona podkreśla, że taniec hula rozwinął jej intuicję. Wszystkie historie osadzone są w naturze. Ruchy ciała zespalają się więc z jej rytmem. Dzięki temu taniec uspokaja i harmonizuje. Tym spokojem udało jej się już zarazić kilka koleżanek i córkę.
Nowe życie
Dzika, łagodna, oddana, wolna, stanowcza, uległa, zmysłowa, miękka, ale zarazem silna – kobiecość ma wiele barw. Przejawia się w różnych aspektach. Taniec hula na początku pomógł Dorocie Grudzień przetransformować dziecko w kobietę. Dziś ta odsłania przed nią kolejne oblicza. – Istnieje wiele rodzajów tańca hawajskiego. Kahiko, styl dawny i auana, współczesny – to dwie najpopularniejsze odmiany. Ja traktuję je jako moje przeciwstawne, uzupełniające się natury. Ta zewnętrzna jest subtelna, łagodna, powiedziałabym nawet nieśmiała jak auana. W środku, jeszcze trochę schowana, drzemie dzikość, namiętność i ogień – tożsame z kahiko – wyjaśnia.
W warstwie dosłownej dawny styl jest „kroniką historyczną” Hawajów. Za jego pomocą przekazywane były legendy. Po zakończeniu kahiko wieńce kwiatów oddawane są naturze – zanosi się je do lasu. Tworzą ściółkę, odżywiają glebę, a tym samym rosnące rośliny. W hula każdy najmniejszy szczegół ma znaczenie. Oczy podążają w tańcu za dłońmi, podkreślając istotę uważności. Tańczymy boso, aby zjednoczyć się z Matką Ziemią. Biodra poruszają się w rytm fal i liści palmowych – budzi się w nas nowe życie.
Agnieszka, od kiedy zaczęła tańczyć hula, przeszła całkowitą transformację. – Odblokowałam energię seksualną, ale również kreatywną. Przyszła lepsza praca, za większe pieniądze. Zmieniłam się fizycznie. Rysy twarzy złagodniały, pojawił się błysk w oku. Moje przyjaciółki mówią, że promienieję. Na pierwszych warsztatach hula niczym zgłodniały pies rzuciłam się na garderobę mojej współlokatorki. Szukałam spódnicy lub sukienki – śmieje się. W kąt poszły spodnie i T-shirty. Zaczęła się malować, wpinać kwiaty we włosy. Przez ostatnie lata wszystkie tańce dedykowała kobiecości. Wraz z nią pojawiła się druga intencja – miłość. Gdzieś pomiędzy kolejnym gestem, ruchem stopy i spojrzeniem, przestała się bać związku. Pokochała kobietę w sobie. Teraz jest gotowa, aby pokochać mężczyznę.
Iwona Pękalska mówi, że zdecydowała się na włączenie hula do stałego programu w Kenosis, bo jest tańcem duchowym. – Pracujesz na ugiętych kolanach, więc po pierwszych kilku zajęciach nie czujesz ud i pośladków – opowiada. – Delikatny ból i koncentracja uwagi na ruchach kierują myśli do wewnątrz. Aktywujesz duszę. Ona przybliża cię do natury. Budzi się kobiecość. Gdyby kobieta była w społeczeństwie szanowana za swoją delikatność i empatię, gdyby stały się one symbolem siły, to nie wyrzekałaby się tego, co w niej najcenniejsze. Być może taniec hula nie byłby nam wówczas potrzebny.