Raz, dookoła! Mazurek, kujawiak i najszybszy – oberek. Niegdyś taniec był częścią życia ludzi, dziś znajdujemy w nim energię i terapeutyczną moc
– Uczę organicznie – opowiada Piotr Zgorzelski, muzyk, tancerz i nauczyciel polskich tańców tradycyjnych. – Rozpoczynając warsztaty, prezentuję podstawowe kroki poprzez rodzaj zabawy tanecznej. Wyobrażamy sobie, że wychodzimy na łąkę, słuchamy ptaków i łapiemy motyle albo wybieramy się promem na warszawskie Bielany, a wszystko to w rytm muzyki.
Nikt nie myśli wtedy, jak „w matematyczny sposób” prawidłowo postawić stopy, wszyscy bawią się naturalnie, odnajdując siebie w danym rytmie. – Uczę głównie tańców polskich z terenów nizinnych – Mazowsza, Wielkopolski, Radomszczyzny, Kurpi, Mazur – kontynuuje Piotr. – Ich różnorodność jest duża, ale mają pewne wspólne cechy. Zasadniczo trójmiar to kujawiak, walczyk, mazurek i najszybszy z nich – oberek, do dwumiaru zaliczymy krakowiaka i polkę.
Współcześnie muzykę, taniec i śpiew traktujemy jako formę sztuki na pokaz, możliwą do wykonania po żmudnych i wyczerpujących treningach. – Jesteśmy głównie odbiorcami artystycznych zdarzeń, a nie ich współtwórcami – wyjaśnia. – A dawniej były one częścią życia, w której wszyscy uczestniczyli. Dla mnie muzyka i taniec to pretekst do tego, żeby się spotkać. Same w sobie są ważne, ale ważniejszy jest kontakt z drugą osobą.
W tańcu, jak w życiu, następują etapy: na początku poznajesz coś prostego, jak zaczyna ci wychodzić, uczysz się kolejnych, trudniejszych elementów. – Przede wszystkim to zwalczanie swojej niemocy psychicznej, fizycznej oraz wszelkich nieuświadomionych napięć w ciele – wyjaśnia Piotr. – Kiedyś tańczyło się na zabój. Na wsi kończyło się pracę, robiło obrządek i tańczyło do rana, a potem z zabawy wracało się do pracy. Gdy nauczymy się rozluźniać i oszczędnie eksploatować energię, okaże się, że zmęczenie mija, można tańczyć przez wiele godzin bez wysiłku, a rano mieć więcej energii niż dnia poprzedniego.
Dlatego właśnie tańczy się płasko i drobnymi krokami, można wówczas kręcić się jednocześnie szybko w swojej parze, jak i w dużym kole.
Piotr: – Na moich kursach poznaje się kanon kroków, podstawę, a potem trzeba po prostu tańczyć, odkrywać i opisywać siebie. Uczestnik dostaje ode mnie narzędzia i wiedzę, jak ich używać. Reszta zależy już od niego. Nie ma wzoru matematycznego na krok oberka, mazurka czy kujawiaka. Każdy ma swoją niepowtarzalną motorykę ciała, charakter, sposób bycia, myślenia i odczuwania. Te wszystkie elementy sprawiają, że różni tancerze ten sam taniec mogą wykonać inaczej, tworząc swój indywidualny styl.
Nie ma takiego tańca jak oberek
– Muzyka polska w moim życiu pojawiła się ponad 15 lat temu przypadkiem – opowiada swoją historię Piotr. – Wypłynęła na fali zainteresowań muzyką innych kultur, głównie latynoamerykańską i afrykańską. Nie miałem żadnego wykształcenia muzycznego, ale chciałem tańczyć i grać.
Z pasiaka łowickiego zrobił sobie ponczo, ze słomkowego kapelusza sombrero i udawał Latynosa. – W pewnym momencie zrozumiałem, że to tylko przebieranka – przyznaje – że muzyka wynika z jakiegoś kontekstu, o czymś opowiada, czemuś służy. Zrobiłem zwrot i zacząłem zgłębiać naszą kulturę i tradycje. Kilka lat słuchałem tylko tradycyjnej polskiej muzyki. To dało mi poczucie, że jestem stąd, że to mój dom, o tym śpiewam i tak się poruszam. Tu jest moja ziemia. Szukałem po całym świecie tego, co by było moje i mnie opisywało, a ono było na wyciągnięcie ręki.
W poszukiwaniach pomogli mu: profesor ASP Andrzej Bieńkowski, który do dziś jeździ na wieś, maluje, nagrywa i filmuje wiejskich muzyków, profesor Piotr Dahlig z etnomuzykologii UW oraz przyjaciele z nieistniejącej już grupy Bractwo Ubogich. A najlepszymi nauczycielami byli prości ludzie ze wsi lub z miasta. – Taniec to dla mnie rodzaj wyzwolenia – wyznaje Piotr. – Lubię tańczyć, obserwować innych w tańcu i uczyć.
Uczy się stale, próbując nowych tańców na swoich warsztatach. – W ciągu roku poznaję dwa, trzy nowe tańce – kontynuuje. – Jeżeli mi się podobają, wprowadzam je do programu nauki, żeby inni też mogli je ze mną zatańczyć. Oberek, mazurek, polka, wiwat, walczyk, kujawiak, krakowiak i polonez. Na ich bazie są budowane różne odmiany regionalne lub układy taneczne – krzyżoki, miotlarze, dyny, kozaki, różne polki itd.
Ale nie ma takiego drugiego tańca jak oberek.
Tak szybkiego, zakręconego i ekstatycznego, nie – podsumowuje Piotr. – Chodzi tu o rodzaj wspólnego przeżycia i zapamiętania się w tańcu. Nie jestem sam dla siebie. Jestem dla mojej partnerki i dla innych uczestników, a oni z kolei są dla mnie. Ten rodzaj uniesienia jest możliwy tylko w grupie. Kręci się wszystko: wirujesz ty, twoja partnerka i wszystkie pary wokół. Gonimy i jesteśmy gonieni i nie czujemy zmęczenia. To jest szalony taniec derwiszy, tyle że w parach. Nie ma czegoś takiego w Europie. To nasz język, opowieść o naszej historii.
Kosmiczna jedność
– Oberek oswoił mnie z polską tradycją ludową – opowiada Ignacy. – Zacząłem ją doceniać dzięki temu, że doświadczyłem jej swoim ciałem. To mnie osadziło w mojej tożsamości, dało poczucie, że jestem stąd.
Tańczy od 15 lat, odkąd powstał „Dom Tańca”. – Nie mam muzycznego wykształcenia, ale może dzięki temu czerpię z tego tak ogromną radość. Oberek zachwycił mnie i zachwyca do dziś. To szaleństwo ukierunkowane i transformowane na odmienny stan świadomości.
Każdy ruch poprawia nastrój, ale tutaj dodatkowa radość jest taka, że robisz to w parze, w relacji z drugą osobą. – A jeżeli tańczysz z grupą, która chce się z sobą zsynchronizować – dodaje – dochodzi aspekt kosmiczny – tworzysz jedność nie tylko ze swoją partnerką, ale też z innymi parami. W parze, obracając się w jedną stronę, a w grupie – w drugą.
Technikę można opanować w ciągu kilku zajęć. Zasady są proste: tańczyć na całych stopach, uginać kolana i wykonywać płynne obroty. Ale wytańczenie tego zajmuje lata.
Ignacy: – Sama technika jest pusta, póki nie odnajdziesz w niej siebie. Największa trudność to oswojenie się z ruchem i rozluźnienie. Ja po jakimś czasie zacząłem się sobie przyglądać i szukać w tym rozluźnienia. I odkryłem ten taniec na nowo. Najważniejsza w tej chwili jest dla mnie ta radość, moja odrobina szaleństwa.
Taniec osadza w rolach, tzn. kobieta musi mężczyźnie zaufać i dać się poprowadzić. To uczy otwarcia. Tańczy się blisko i szybko jednocześnie. – Taniec na pewno mnie zmienił, jeśli chodzi o kontakty z kobietami – podsumowuje Ignacy. – Nabrałem śmiałości, pewności siebie i stałem się uważny. Zawsze staram się wyczuć, jak moja partnerka chce tańczyć, albo oswoić ją ze sposobem, w jaki ja chcę tańczyć. Ważne dla mnie, żeby stworzyć z nią wspólną przestrzeń.
– Tańcząc, rejestruję, co się dzieje dokoła, ale głównie skupiam się na byciu z partnerką tu i teraz. To daje dużo radości. Oberek to tworzenie jedności. Bycie jednym ruchem, w jednym rytmie. To połączenie serc. Choć może być to również taniec i „bazowy”, i medytacyjny. Wszystko zależy od pary. Bo to stan wyłączenia i zjednoczenia z drugą osobą.
Dziki taniec jak spokojna woda
– Zaczęło się kilkanaście lat temu od miłości do muzyki dawnej – opowiada Marianna. – Poszukiwanie tego, co archaiczne, zaprowadziło mnie do muzyki tradycyjnej i w końcu na warsztaty śpiewu głosem białym. Okazało się, że śpiew i taniec nie istnieją bez siebie.
– Tańczę od pięciu lat – kontynuuje. – Na początku to była żmudna nauka tańca, skupienie na kwestiach technicznych: nie podskakiwać, nie machać biodrami, nie być napiętym, małe kroki, okręcać się wokół wspólnej osi. Ale przyszedł moment, gdy przestałam o tym myśleć.
Zaczęła po prostu tańczyć, doświadczać i wyrażać siebie.
Marianna: – Nie przejmuję się już tym, co robią nogi, bo one doskonale wiedzą, co mają robić. Daję porwać się temu prądowi. W oberku ukrywa się energia, której nie potrafię znaleźć nigdzie indziej. To obracanie się w parze i kole tworzy wir, który mnie wciąga.
W oberku można się zatracić. – Pamiętam taniec na taborze na Radomszczyźnie – snuje swą opowieść Marianna. – Zdarzył się tam oberek, który trwał dwie godziny. A ja tak byłam tym tańcem upojona, że straciłam poczucie czasu. Nie pamiętam nawet, z kim tańczyłam. Byłam wewnątrz tego ruchu i dźwięku, pozwoliłam mu sobą zawładnąć.
Oberek to ciekawy taniec: wydaje się dynamiczny, dziki, ale od środka jest jak łagodnie przepływająca woda. Jak jesteś w nim, nie odczuwasz wysiłku ani zmęczenia, nie zauważasz, że wirujesz już dwie godziny.
– Z zewnątrz to wygląda na niesamowity pęd – wyjaśnia Marianna – ale w głębi, w swoim wnętrzu niesie dużo uspokojenia poprzez transowość. Trzeba mu się oddać i wtedy przenosi cię w inny odbiór rzeczywistości. Gdy się rozluźnisz, zapominasz o wszystkim i zaczynasz tańczyć. Poddajesz się muzyce, rytmowi, pozwalasz, by wszystko działo się już samo.
Dopóki bardzo się starasz, nie wychodzi. Musisz się odprężyć, otworzyć, przyjąć nowe doświadczenie. – Zaczęłam śpiewać, tańczyć, poznawać nowych ludzi, angażować się w kolejne inicjatywy. – Coraz głębiej poznawałam siebie – obserwowałam, jak się ruszam i jaka jestem. Uczyłam się swojego ciała, nabierałam świadomości gestów, wypracowywałam własny rodzaj ekspresji. Teraz wiem, co robię, kiedy i dlaczego. Wiem, na co mogę pozwolić partnerowi i sobie. Mężczyzna ma w oberku więcej swobody, ale kobieta wbrew pozorom nie jest bierna. Jak w naczyniach połączonych – musi dbać, by pęd był równy, podtrzymywać energię.
Polskie tańce ludowe pomagają:
-
poznać siebie, swoje ciało, odruchy, zachowania
-
nauczyć się komunikować i współdziałać w parze
-
rozpoznać swój sposób ekspresji i poruszania się
-
rozluźnić się, wyłączyć kontrolę i myślenie
-
skontaktować się ze swoim ciałem oraz intuicją
-
skupić się na tym, co dzieje się tu i teraz, czerpać z tego radość
-
poznać swoją kulturę i tożsamość
Piotr Zgorzelski z wykształcenia etnolog, z zamiłowania aktor, muzyk, tancerz i nauczyciel polskich tańców tradycyjnych. Współtwórca Stowarzyszenia „Dom Tańca” i wiosenno-letnich potańcówek przy żywej polskiej muzyce tradycyjnej Dechy. Założyciel Fundacji „Czas Tradycji” i muzyk w kapeli Janusz Prusinowski Trio. Organizuje warsztaty polskich tańców tradycyjnych.