1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Niech żyje singlowanie!” – mówią Katarzyna Miller i Wojciech Eichelberger

„Niech żyje singlowanie!” – mówią Katarzyna Miller i Wojciech Eichelberger

„Dobrze mieć do wyboru różnorodne wzorce. Dlatego, psychologicznie rzecz biorąc, singlowanie to pozytywne zjawisko” – mówi Katarzyna Miller. (Fot. iStock)
„Dobrze mieć do wyboru różnorodne wzorce. Dlatego, psychologicznie rzecz biorąc, singlowanie to pozytywne zjawisko” – mówi Katarzyna Miller. (Fot. iStock)
Skąd się biorą single? Czy samotne życie to świadomy wybór, czy skutek uboczny zmian, jakie zachodzą w naszym społeczeństwie? Singlowanie to zjawisko pozytywne – twierdzą Katarzyna Miller i Wojciech Eichelberger.

Artykuł archiwalny

Przymus czy wybór? Dlaczego coraz więcej osób żyje dziś w pojedynkę?
Wojciech Eichelberger: Grupa singli nie jest jednorodna i powody powstawania tego zjawiska są różne. Jednym z najważniejszych jest to, że emancypują się młode kobiety. Po raz pierwszy w historii tej cywilizacji kobiety mają realną szansę przeżyć swoje życie tak jak chcą, a nie jak ktoś im każe. Czyli jeśli chcą, mogą z nikim nie wiązać się na stałe i żyć bez stygmatu starej panny, samodzielnie, za własne pieniądze, we własnej przestrzeni. To, że kobiety mają taki realny wybór, jest absolutnie rewolucyjne.

Każdy może wybrać styl życia, jaki chce prowadzić?
Katarzyna Miller:
Zjawisko to w dużej mierze dotyczy środowisk wielkomiejskich, a w Polsce wciąż najwięcej mamy małych miasteczek. Tam singiel się nie schowa, będzie miejscowym dziwakiem. Single ciągną do miast, bo tu jest dla nich cała masa atrakcji. Co taki singiel ma po osiemnastej robić w małym miasteczku? Chyba się bułką suchą pochlastać. Ani gdzie pójść, ani z kim się spotkać, plotki…

W.E.: Ważne, że możliwość wyboru w ogóle się pojawiła. Wcześniej mieliśmy jeden obowiązujący wzorzec życia oraz ośmieszony margines. Być może dawniej było tyle samo potencjalnych kandydatów na singli, ale nie mogli się oni ujawnić. Może nawet nie zdawali sobie sprawy, że woleliby żyć inaczej, bo rzeczywistość nie stwarzała takich możliwości.

Pojawił się nowy wzorzec. Dlaczego teraz?
K.M.:
To kwestia poziomu zamożności społeczeństwa. Single jako grupa społeczna pojawiają się wraz z dobrobytem – na Zachodzie to od dawna popularny wzorzec życia. Kluczowa jest tu możliwość zarabiania na poziomie, tak by pojedyncza osoba była w stanie opłacić sobie mieszkanie, jedzenie na mieście i inne potrzeby. Jeszcze niedawno małżeństwo w Polsce służyło przede wszystkim temu, żeby było w domu posprzątane, a na stole był obiad. Szczególnie kobiety tyle nie zarabiały, żeby być niezależne. Teraz to się zmienia, mamy coraz więcej przyzwoicie sytuowanych młodych kobiet i mężczyzn, więcej mieszkań, kredytów…

Gdy jest dobrobyt, zanika potrzeba związku?
K.M.:
Ależ skąd. Ludzie są razem, tylko inaczej. Zmienia się forma. A nawet nie tyle zmienia, co nareszcie zaczynają współistnieć różne wzorce. Nie wszystkim potrzebne jest małżeństwo, potrzeba przynależności może być przecież realizowana na inne sposoby. Szkoda, że nikt nie zbadał, jak wyglądają ci nasi single, jak wielu z nich np. pozostaje w związku, ale nie mieszka z partnerem…

Na Zachodzie ma to swoją nazwę: LATs (Living Alone Together) to ludzie, którzy mieszkają osobno, choć mają stałego partnera.
K.M.:
Ja tak żyję z moim partnerem od lat i wiem, że nie trzeba razem mieszkać, by czuć bliskość, więź, miłość. Tęsknota za mieszkaniem w parze jest kulturowo uwarunkowana. Została nam wtłoczona. Bliskość, serdeczność, wspieranie się można realizować z większej odległości. Paradoksalnie taka odrębność daje większą szansę na zachowanie związku. Bo ludzi nikt nie uczy porozumiewania się bez przemocy, zawierania kompromisów. Nikt nie uczy zasad pokojowego współżycia, zresztą nie tylko w rodzinie.

Single często mówią, że nie mają czasu na rodzinę.
K.M.:
Bo sobie zapełniają czas czym innym. To jest wybór, o czym wiele osób zapomina – często wybór trudny. Dzisiejszy świat ma dla człowieka wiele fascynujących ról do zagrania, mnóstwo propozycji spędzania czasu, inwestowania energii – rodzina jest tylko jedną z nich. Choć jest to wciąż najbardziej pożądany społecznie wypełniacz czasu, z punktu widzenia jednostki nie musi nim być. I często nie jest, ale ludziom nadal trudno się do tego przyznać.

Dlatego niektórzy żyją z dnia na dzień, niby nie rezygnując z rodziny, ale odkładając jej założenie w nieskończoność?
W.E.:
Nie ma badań na ten temat, ale wydaje mi się, że nadmiar możliwości, jakie oferuje świat, plus zapracowanie – trzeba przecież na te atrakcje zarobić – to kolejny ważny powód, dlaczego ludzie nie łączą się w stałe pary. Cóż, trzeba by pewnie zrezygnować z wakacji na Mauritiusie czy cotygodniowych wyjazdów na skałki… Dlatego bardziej sprawdzają się związki luźniejsze, z których stosunkowo bezboleśnie można wyjść, gdy pojawią się pierwsze trudności, gdy okaże się, że bycie razem ogranicza przestrzeń wolności. Dzisiejsza młodzież ma obsesję wolności i chce czerpać z każdego aspektu życia sto procent satysfakcji. Związek z drugim człowiekiem wytrzymuje tę próbę do dwóch lat góra. Potem tzw. gruczołowa fascynacja zanika i trzeba chcieć się napracować, by utrzymać satysfakcjonujący poziom relacji. Jak widać, wielu ludzi nie ma dziś na to ochoty.

Dom i rodzina to inwestycja finansowa, czasowa i energetyczna. Wybór, który powinien być zgodny z uwewnętrznioną hierarchią wartości.

Czyli?
W.E.:
Musimy wiedzieć, co jest dla nas ważne, a co najważniejsze. Rodzinę chce założyć zwykle ten, kto sam pochodzi z ciepłej, zdrowej, najczęściej licznej rodziny, więc ma taki wzór w sobie. Ale równie dobrze ktoś, kto w dzieciństwie wygłodził się oraz wyziębił emocjonalnie i marzy o rodzinnym ciepełku. Jednak taka osoba – by stworzyć sensowną rodzinę i w niej wytrwać – musi sobie najpierw uświadomić i przepracować swoje złe wzorce rodzinne, aby ich nie powielać. Jeśli tego nie zrobi, zakładanie rodziny może się nie udać. To również powód, dla którego mamy singli. Coraz więcej młodych ludzi wychowuje się bez pozytywnych wzorców rodzinnych. Zaharowany ojciec, zajęta matka, klucz na szyi, pusty dom, kartki na lodówce… Jak z tego sklecić ciepłą rodzinę?

K.M.: Na szczęście nie żyjemy w próżni, są obok nas inni, przy których można się nieco „dogrzać” i zobaczyć, że modeli rodziny może być wiele. Dobrze mieć do wyboru różnorodne wzorce. Dlatego, psychologicznie rzecz biorąc, singlowanie to pozytywne zjawisko.

W.E.: Szczególnie jako okres przejściowy, początek własnej drogi po wyjściu z domu. Zalecałbym to każdemu. Przede wszystkim kobietom, by nie przechodziły z rąk ojca w ręce męża, tylko miały okazję do budowania własnej autonomii. By poczuły, co to znaczy samodzielnie żyć, by miały czas dowiedzieć się, kim są i czego potrzebują.

K.M.: Mężczyznom też przyda się wiedza, że skarpetki same nie dobierają się w pary, a obiad nie wyrasta na stole. By stworzyć dojrzały, satysfakcjonujący związek, muszą wyjść spod skrzydeł kochającej mamusi. Życie w pojedynkę uczy samodzielności, zaradności, partnerstwa. Zwiększa świadomość własnych potrzeb. Niech żyje singlowanie!

W.E.: Niepokojące jest jedynie to, że singlowanie oznacza coraz mniej dzieci. A jeśliby nawet single zaczęli decydować się na singlowe dzieci, to co będzie z tymi dziećmi, gdy dorosną? Na razie nie ma na ten temat żadnych danych. Wiemy tylko, że dzieci wychowywane w pełnych, ciepłych rodzinach mają większe szanse na udane życie.

K.M.: Ale ciepła rodzina to może być też matka i dziadek lub ojciec i pełno kochających ludzi wokół, np. przyjaciół. Wtedy dzieci też mają wokół wzorce i różne propozycje relacji. To nieprawda, że jedyny sposób, by to dostać, to życie w pełnej rodzinie. Single też mogą wychować szczęśliwe dzieci.

W.E.: Byłbym za tym, żeby ktoś, kto wybrał bycie singlem, smakował samotność. Nie fundował sobie dziecka, by zapełniło pustkę, której nie potrafi zapełnić bliskością z dorosłymi, bo to nadużycie i egoizm. W Ameryce powstało stowarzyszenie dorosłych dzieci urodzonych na skutek sztucznego zapłodnienia nasieniem anonimowego dawcy. Domagają się ojców. Takich dzieci jest coraz więcej, nie jesteśmy w stanie przewidzieć psychologicznych i społecznych konsekwencji tego zjawiska.

K.M.: Zauważcie jednak, że mężczyzna nigdy nie był ograniczany w posiadaniu dzieci, bez względu, czy jest sam, czy w związku. Nową rzeczą jest to, że kobieta może mieć dziecko bez mężczyzny u swojego boku. Widzę pozytywny aspekt tego zjawiska. Jeśli dotąd porządna kobieta mogła mieć tylko dziecko z mężczyzną, który ją do tego uprawnił, nic dziwnego, że może chcieć mieć to dziecko bez niego, skoro istnieje taka możliwość. Jasne, że jak zawsze płacą dzieci. Jednak, czy żyjemy w pełnych rodzinach, czy nie, nie wychodzimy z tego bez szwanku, co widać w terapii.

Czym płaci się za bycie singlem? Samotnością?
K.M.:
Nie widzę niczego złego w samotności. Jest różnica między samotnością a poczuciem osamotnienia. I oba te stany są niezależne od tego, czy się żyje w pojedynkę, czy z kimś. Można żyć samotnie w poczuciu spełnienia. Można żyć z kimś, ale jakby samemu.

W.E.: Przypuszczam jednak, że wśród singli jest wielu singli „przymusowych”, którzy tęsknią za związkiem.

K.M.: Niektórzy nie widzą, że to wybór, mają przekonanie, że żyją w samotności, bo nikt ich nie chce. Nad tym trzeba pracować, choćby na drodze terapii. Ktoś taki bardziej przyjmuje los, niż sobie go tworzy, może więc mieć poczucie, że jest singlem, bo go ktoś nie wybrał. Albo nie spotkał tego kogoś, kto by spełniał określone wymagania. A te wymagania często są wygórowane. Kobiety w tym przodują. Facet, który trochę zarabia, jest trochę przystojny, trochę miły, to coraz częściej dla kobiety trochę za mało. Czy chcemy, czy nie, trwa rewolucja kobieca. Mężczyźni chwilowo nie dotrzymują nam kroku w rozwoju, parciu do wiedzy, świadomości.

Czy mężczyźni są w stanie sprostać takim kobietom?
K.M.:
Chyba nawet nie o to chodzi. Pionierzy w każdej dziedzinie coś zyskują, ale też coś tracą. Może dziś takie kobiety są skazane na życie w pojedynkę? Ale kolejne pokolenia będą inne, mężczyźni coś będą musieli z tym fantem zrobić. Chyba że się wycofają. Może z kolei mężczyźni będą się emancypować i nie będą wchodzić w związki?

Po latach mieszkania samemu trudno jest z kimś zamieszkać na stałe. Związek jest niemal skazany na niepowodzenie. Dlaczego?
W.E.:
Wyrabiają się w nas starokawalerskie nawyki, przyzwyczajamy się do wolności od kompromisów, a nawet do samotności. Życie z kimś staje się bardziej wymagające i mniej wygodne niż życie samemu.

To nie egoizm? A co będzie na starość? Singiel też będzie potrzebować opieki…
K.M.:
Okropne są te mądrości ludowe, typu: musisz mieć dzieci, bo ci na starość nie będzie miał kto szklanki herbaty podać. To bzdura. W dodatku niesłychanie zawodny interes. Dużo dzieci w tym celu powołanych do życia szczerze w głębi serca swoich rodziców nie znosi. I ostatnią rzeczą, na jaką mają ochotę, jest podawanie im szklanki herbaty na starość. Ludzie mają tak żyć z innymi ludźmi, żeby po prostu nie być sami. Budować więzi międzyludzkie, które nie będą obowiązkowe, bo rodzinne, ale dobrowolne. Mieć starszych i młodszych przyjaciół, spotykać się z nimi, wyjeżdżać, robić coś dla nich… Ktoś taki na starość nie będzie sam.

Bycie singlem to więc opcja dla ludzi aktywnych, otwartych.
W.E.:
Dlatego są nimi najczęściej ludzie młodzi. To się dopiero okaże, czy zostaną do końca singlami. Przypuszczam, że nie. Ale teraz chcą się bawić, podróżować, kreować siebie. Przedłużają dzieciństwo, a raczej nastolactwo. Pewnie dlatego, że dzisiejsi młodzi mają bardzo krótkie dzieciństwo. Od gimnazjum muszą zasuwać ponad siły, żeby zapewnić sobie start życiowy. Równolegle pracują i się uczą. Nic dziwnego, że gdy staną na nogi, nie mają ochoty na odpowiedzialność, jaką jest rodzina. Chcą trochę pożyć.

K.M.: Dzisiaj trendy jest bycie w wielu różnych relacjach: przyjacielskich, miłosnych, seksualnych. I zmiana. Zmiany są atrakcyjne. Nic dziwnego, że dla wielu ludzi stałość nie jest już dziś wartością. Zresztą, gdy człowiek wreszcie zaczął o sobie decydować i w dodatku udowodnił, że to potrafi, chce za to nagrody. A nagród wokół pełno. Aż się proszą, żeby je wziąć. I ludzie je biorą. Jedni się w tym gubią, inni po pewnym czasie opamiętują, jeszcze inni decydują, że tak właśnie chcą żyć. I dobrze. Nareszcie mamy wolność wyboru.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze