Codziennie podejmujemy szereg decyzji. Co na śniadanie? W co się ubrać? Brać parasol czy nie? Przyjąć propozycję, a może odmówić? Kupić lub obyć się bez? A czasem zostajemy postawieni przed naprawdę trudnym wyborem. I co wtedy? Jak uniknąć paraliżu decyzyjnego?
Mało co potrafi tak nas trzymać w szachu jak niezdecydowanie. Czas nagli, ludzie pytają, a w głowie huczy jedno wielkie „nie wiem”. Zaczynasz odczuwać stres. Złość – bo przecież każdy już dawno by wiedział. Co z twoim rozumem? Co z intuicją? Już niby szala przechyla się w stronę jednego z rozwiązań, ale oto wyskakuje jak królik z kapelusza myśl, która zaburza całą dotychczasową argumentację... I znów jesteś w punkcie wyjścia.
„Bo widzisz, Harry, to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności” – dowiaduje się słynny nastoletni czarodziej podczas swojej edukacji. Trudne życiowe decyzje napędzają fabułę wielu filmów i utworów literackich. Uwielbiamy te historie – kiedy bohater musi całym sobą stanąć za czymś, czasem nawet narażając życie. A co mówią o nas nasze wybory? Jak ich dokonujemy? Jak długo chodzimy wokół jakiejś decyzji, zanim uznamy ją za podjętą? A potem? Jak komunikujemy swój wybór? Kiedy przechodzimy do fazy wdrożeniowej? I wreszcie – jak często i długo żałujemy, wątpimy, wracamy?
Każdy z nas ma jakąś – mniej lub bardziej skuteczną – strategię mierzenia się z wyborem. Niektórzy sporządzają kilometrowe tabelki ze wszystkimi „za” i „przeciw”. Sęk w tym, że argument argumentowi nierówny – czasem jedna strona wyraźnie przeważa nad drugą ilościowo, a z jakichś powodów czujemy, że to nie wystarcza... Inni wolą zasięgać opinii wszystkich wokół. A potem, kiedy trzeba postawić kropkę nad „i”, i tak zostają sami... Oczywiście, są jeszcze karty – tarota i wiele innych. I Ching. Programowanie snów. Tylko czy właściwie zinterpretujemy podpowiedź? Mędrcy różnej maści mówią: „Kieruj się sercem”. Słusznie, choć najlepiej byłoby, gdyby nie musiało ono przeciwstawiać się przekonaniom umysłu czy pragnieniom ciała... Czasem przydatna okazuje się prosta technika z reprezentującymi różne opcje kartkami. Kładziesz je na podłodze, stajesz na każdej z nich i sprawdzasz, jak się czujesz – jakie emocje, obrazy, myśli, słowa wypływają na powierzchnię świadomości. Najlepiej, żebyś nie wiedziała, która kartka co oznacza (możesz podpisać je od spodu i potasować). Unikniesz w ten sposób autosugestii i presji,
Spróbujmy jednak podejść temat z innej strony i przyjrzeć się naszemu nastawieniu do samego procesu podejmowania decyzji. Presja i obawy, jakie towarzyszą nam w takich momentach, biorą się z przekonania, że niewłaściwy wybór pociągnie za sobą ból, stratę. Że będziemy żałować i pomstować. Pluć sobie w brodę i rozdzierać szaty. Męczyć się jak potępieńcy. Rezultat? Męczymy się „zaocznie”, nie podejmując decyzji. Stojąc w miejscu, pozostając w zawieszeniu. Niemal jak ten osiołek, który – nie mogąc wybrać między owsem a sianem – padł z głodu.
Susan Jeffers, autorka książki „Nie bój się bać”, twierdzi, że w takich sytuacjach gubi nas ostrożność. Od dziecka wciąż słyszymy „uważaj, bo...”. Bo przewrócisz się, narazisz, coś pójdzie źle... Więc uważamy. Ryzyko, że zrobimy coś „nie tak”, jest przecież ogromne. Panicznie boimy się popełnić błąd. Chociażby podjąć błędną decyzję. „Boimy się, że niewłaściwa decyzja czegoś nas pozbawi – pieniędzy, przyjaciół, kochanków, statusu i czego tam jeszcze” – wylicza Jeffers. „Tego wszystkiego, co miała nam zapewnić decyzja właściwa”. Po jednej stronie masz spektakularny zysk, po drugiej dotkliwą stratę. Tylko która ze stron jest która? Albo jeszcze inaczej – w każdej z dostępnych opcji widzisz stratę, bo wiesz, że będziesz musiała z czegoś zrezygnować... Nic dziwnego, że może się pojawić paniczny lęk.
A teraz – proponuje Jeffers – wyobraź sobie nieco inną sytuację. Masz przed sobą dwie drogi – A i B – i każda jest właściwa. Przy każdej leżą skarby: okazje do nauki i rozwoju, odkrywania siebie, poznawania nowych sposobów doświadczania życia. Czekają tam na ciebie – bez względu na rezultat. Załóżmy, że dostałaś propozycję pracy. Miłe, prawda? Pod warunkiem że nie zrobisz z tego problemu. Na pewno znasz osoby, które w takiej sytuacji myślą: „Jeśli zostanę w dotychczasowej pracy, mogę zaprzepaścić niepowtarzalną szansę. Ale czy na pewno poradzę sobie w nowym miejscu? Może okaże się, że panuje tam okropna atmosfera, że trzeba przesiadywać po godzinach... A co, jeśli zostanę tutaj i coś pójdzie nie tak? Nigdy nie daruję sobie, że stchórzyłam”.
Jeśli sama w ten sposób postrzegasz rzeczywistość, będziesz raczej unikać wielkich okazji, kojarzyć je z udręką. Zamkniesz się na zmiany. Szkoda... Chyba że zechcesz przeprogramować się na inny model podejmowania decyzji. Taki, który Jeffers nazywa Zysk-Zysk. Wygląda to mniej więcej tak:
„Nowa praca? Fantastycznie! Jeśli ją przyjmę, poznam nowych ludzi, zdobędę nowe umiejętności i doświadczenia. Nawet gdyby nie okazała się pracą marzeń, nawet jeśli się tam nie utrzymam, dam sobie radę, zawsze coś się znajdzie. Najwyżej pozwolę sobie na mały przestój, będę mieć więcej czasu na pasje. Jeśli zostanę w dotychczasowym miejscu, pogłębię kontakty z ludźmi, poszukam nowych możliwości rozwoju. Być może, podbudowana propozycją, poproszę o awans. Tak czy inaczej, wszystko się ułoży. Cokolwiek zrobię, czeka mnie wspaniała przygoda!”.
Potrafisz myśleć w ten sposób? Jeśli tak, podejmowanie najbardziej przełomowych decyzji to dla ciebie fraszka. Po prostu każda jest właściwa. O takich ludziach zwykło się mówić, że zawsze spadną na cztery łapy. Jeśli jeszcze nie opanowałaś tej sztuki – wszystko przed tobą! Masz okazję poeksperymentować z nowym podejściem.
Przeprogramować się na inne myślenie. Zacząć podejmować decyzje bez strat. Spójrz na swoje dotychczasowe życie: czy nie jest tak, że każdy wybór wniósł w nie coś cennego? Że czemuś służył, doprowadził cię do jakiegoś ważnego miejsca? Znamy mnóstwo takich przykładów: ktoś idzie na studia, których nie kończy, ale zdobyta na nich wiedza okazuje się niezbędna przy jakimś ważnym przedsięwzięciu. Ktoś przeprowadza się do miasta, które przytłacza go szarością i chłodem, ale to tam właśnie poznaje miłość życia...
Przepis na to, jak podejmować decyzje, nie dać się zwieść lękom? Susan Jeffers przedstawia go w pięciu punktach:
1. Skoncentruj się na modelu Zysk-Zysk. Pamiętaj, że świat to jedna wielka okazja, bądź gotowa skorzystać z tego, co ma ci do zaoferowania. Myśl tylko o tym, co możesz zyskać.
2. Odrób lekcje. Zbieraj dane i tak – rozmawiaj z ludźmi. Ale tylko z tymi, którzy wspierają twoją naukę i rozwój. Podziękuj tym, którzy kwestionują rysujące się przed tobą szanse, a tym bardziej twój potencjał.
3. Ustal swoje priorytety. Zastanów się, do czego dążysz w życiu, co chcesz osiągnąć. Co na ten moment jest dla ciebie najważniejsze. Być może rzuci to nowe światło na twój wybór. Prawdopodobnie któryś z wariantów jest bliższy twojemu nadrzędnemu.
4. Zaufaj swoim impulsom. Załóżmy, że „odrobiłaś lekcje” i wydaje się, że już wiesz, które rozwiązanie będzie właściwe (to przecież takie logiczne!), ale z jakichś – trudnych do wytłumaczenia – powodów wciąż zerkasz w stronę innego. Ciało się ożywia, kąciki ust się podnoszą, pierś faluje... Nie bój się pójść za tym głosem – być może kryje znacznie głębszą prawdę niż ta, którą ujawniły szczegółowe analizy i statystyki.
5. Rozchmurz się. Nie traktuj swoich decyzji tak bardzo serio. Spójrz na siebie jak na wiecznego studenta wielkiego uniwersytetu, uznaj, że każde twoje doświadczenie to ważna lekcja. Program nauczania jest niezwykle bogaty. Jeśli wybierzesz ścieżkę A, poznasz smak truskawek. Na ścieżce B dowiesz się, jak smakują jagody. Jeśli nie polubisz ani jednych, ani drugich, poszukaj innej ścieżki. Grunt, że czymkolwiek zaowocują twoje decyzje, dasz radę!