Czasami myślimy o niej jak o kobiecej naturze, energii animy albo intuicji. Bardziej potrafimy ją poczuć ciałem niż rozpoznać umysłem. Kobieca moc niejedno ma imię...
Wiele z nas doświadczyło szczególnych momentów, w których wyraźnie poczułyśmy swoją moc np. w trakcie narodzin dziecka, ukończenia artystycznego dzieła (to tzw. euforia ostatniego pociągnięcia pędzlem) czy podjęcia jakiejś bardzo ważnej i brzemiennej w skutkach decyzji. Co najważniejsze, ta moc pojawia się zwykle wtedy, kiedy głowa odpuszcza, a czasami nawet budzi się rezygnacja: „trudno, nie dam rady”, „nie wiem, co robić”, „to wszystko, na co mnie stać”... – i nagle gdzieś w głębi siebie już wszystko wiesz!
Męska siła kojarzy nam się z działaniem w świecie zewnętrznym, z myśleniem analitycznym. Kobieca siła to moc płynąca z emocji, cielesności, intuicji, wglądu w siebie, proroczych snów. Mężczyzna czuje się silny, kiedy ma osiągnięcia i uznanie w zawodzie, w sporcie, w życiu. Kobieta czuje swoją moc, jeśli żyje w zgodzie z własną legendą podąża świadomie wybraną przez siebie drogą, jest obecna w „tu i teraz”, potrafi zintergrować głowę, serce i ciało... Jednak taki sposób odczuwania przychodzi z wiekiem.
Jako nastolatki czy dwudziestoparolatki chętnie próbujemy swoich sił w sportach, często ekstremalnych, lubimy rywalizować z mężczyznami. Kickboxing, MMA czy choćby zwykłe sztuki walki – czemu nie? Dieta ketogeniczna, płaski brzuch i „kaloryfer” wyćwiczony w siłowni, morsowanie czy wejście zimą na Śnieżkę w spodenkach i sportowym biustonoszu – czemu nie? Przed trzydziestką nadal realizujemy swoją moc bardziej „po męsku”: w rywalizacji, wspinaniu się po szczeblach kariery, sięganiu po eksponowane stanowiska. Momentem przełomowym często bywa ciąża. Być może to wtedy po raz pierwszy zaczynamy odróżniać siłę od mocy. Moc „z brzucha” pojawia się także w momentach, kiedy budzi się nasza energia twórcza: pragnienie namalowania obrazu, napisania książki czy ekspresji emocji poprzez ruch. Pojawia się świadomość, że siła wynika z naszego działania na zewnątrz a moc płynie z ekspresji tego, co wewnątrz.
Około czterdziestki wiele kobiet nagle odczuwa potrzebę radykalnej zmiany życia. Bywa, że bilans przeszłości wcale nie wypada na plus albo pojawia się tęsknota odnalezienia czy odkrycia celu i sensu życia. Czujemy, że dotąd żyłyśmy zgodnie z nieswoim scenariuszem. Doskonale tłumaczy to Paulina Młynarska, autorka rocznego planeru „Moc kobiet” pisząc, że jedyne, co może każda z nas, to wprowadzić korektę do wręczonego nam w chwili narodzin scenariusza – gotowca, który przypisuje określone z góry role, zadania i ograniczenia. Trzeba wiele odwagi i buntowniczej energii, aby je zakwestionować. I jeszcze więcej, aby rozpoznać czy też powołać do życia nowe wewnętrzne postaci, których energia pozytywnie zasili nasze życie psychiczne”.
Po pięćdziesiątce, kiedy siła działania w zewnętrznym świecie nie jest już taka oczywista, coraz częściej i wyraźniej zdarza nam się słyszeć głos wewnętrznej mocy. Na początku to bardziej szept: „Czy na pewno musisz tak dużo pracować?”, „Czy dzisiaj zrobiłaś coś, co nakarmiło twoją duszę, a jeśli nie dzisiaj, to kiedy ostatnio ci się udało?”. Dopóki traktujemy wycofanie się z jakiejkolwiek aktywności za oznakę słabości, nadal bardziej jesteśmy w energii siły niż mocy. Ale pewnego dnia, kiedy coraz częściej łapiemy się na tym, że wolimy być niż mieć, być tak prosto z brzucha; zachwycić się słońcem na twarzy, wąchać deszcz, popłakać się nad zdjęciem wnuczka tuż po narodzeniu – czujemy, że wróciłyśmy do domu. Swoją moc zaczynamy odczuwać jako wewnętrzny zew, którego nie sposób nie usłyszeć.
Od czasu covidowej zawieruchy większość moich pacjentek przychodzi z kłopotami, które tak naprawdę są opowieściami o mocy – o tym, że czasami ona je przeraża, że nie czują się gotowe do przyjęcia, otworzenia się na tak intensywną energię, że jest jakaś ogromna siła, która próbuje się wydostać z ich wnętrza, że nagle poczuły potrzebę odmienienia całego swojego życia...
Nic w tym dziwnego, kobieca moc ma potężną energię, zarówno do działania jak i bycia w swojej prawdzie, wizji, osobistym micie. Pandemia, która w każdym z nas uruchomiła najbardziej pierwotne lęki, zmiany w tzw. ustawie antyaborcyjnej, które „dotknęły” kobiecych brzuchów, i era Wodnika (odpowiedzialnej wolności) – sprawiły, że nie mamy innego wyjścia jak dopuścić do głosu swoją moc. I to bez względu na wiek.
Jak przekonuje Maureen Murdock, analityczka jungowska, zadaniem, jakie dziś mają do spełnienia kobiety, jest wewnętrzna podróż ku całkowitej integracji, równowadze i pełni. Dziś, wszystkie jesteśmy w podróży „do siebie i po siebie”. Dla wielu z nas wyjście na ulice i głośny protest był początkiem tej ważnej podróży. Inne, dotknięte chorobą własną lub w rodzinie przeżyły poważne kryzysy: drobne śmierci iluzji, całkowite załamanie się dotychczasowych wartości. Niektóre, na początku nieśmiało, w oczekiwaniu na pozwolenie czy akceptację zaczęły, czasami po raz pierwszy w życiu, opiekować się sobą. Pielęgnować własne potrzeby, zagłębiać się w świat książek czy muzyki. Tańczyć, oddychać, tworzyć, być. Konfrontować się z demonami przeszłości i z lękiem.
Agnieszka Maciąg przekonuje, że tę moc czerpiemy ze swojego duchowego Ja, które jest pełne spokoju, pewności i siły. „Świat ducha istnieje w przestrzeni pomiędzy bodźcem i reakcją. W tej przestrzeni pojawia się świadomość. To właśnie ona daje nam możliwość dokonania wyboru reakcji” – pisze w książce „Twoja wewnętrzna moc”. Czas na porzucenie, choćby symboliczne, wszystkich ról życiowych, zmierzenie się z własnymi ograniczeniami i lękami. Czas na powrót do kontaktu z własnym ciałem i odkrycie, kim tak naprawdę jestem, co chcę albo co mogę dać światu i co chcę dostać.
Przyda nam się w tym pomoc od innych kobiet. Wiele z nas już odnalazło swojej miejsce w kręgu kobiet czy innej grupie rozwojowej. Praca z baśniami, taniec 5 rytmów, medytacje, malowanie intuicyjne – każda metoda, która porusza naszą duszę jest dobra.
Potrzebujemy wysłuchania a właściwie usłyszenia swojej indywidualnej narracji o mocy, poczucia i uwierzenia, że naprawdę ją mamy. Każda z nas musi sama odkryć swój wzorzec. Ale warto słuchać opowieści, zarówno tych przekazywanych w baśniach, jak i opowieści kobiet, które chcą się dzielić swoim doświadczeniem.
Opowieści o mocy zaczniemy od tej, która budzi się w reakcji na krzywdy z przeszłości. To moc, którą czujesz w biodrach, brzuchu, udach… To ona pozwala ci mocno stanąć na ziemi, poczuć jej energię. Odwrócić się za siebie, otworzyć drzwi do dziecięcego pokoiku i poczuć tamten ból. Popatrzeć na matkę i ojca, którzy nie umieli ochronić przed krzywdą a może nawet byli jej sprawcami i przede wszystkim zrozumieć i zaakceptować, że w dorosłym życiu nikt nie da ci tego, czego nie dostałaś od rodziców. Ty już to wiesz, bo czujesz swoją moc.
Mocno stań na nogach. Poczuj kontakt z podłożem. Lekko ugnij nogi w kolanach, zamknij oczy. Pozwól ciału odkryć swój balans i poddaj się kołysaniu. Poczekaj cierpliwie, aż poczujesz się wygodnie w tej pozycji. Lewą dłoń połóż na brzuchu, prawą na sercu. Poczuj, gdzie znajduje się twój ośrodek mocy. Czy leży w brzuchu? W sercu? A może jeszcze w innym miejscu? Jak to jest czuć moc w ciele?
Ewa Klepacka-Gryz, psycholog, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet.
Zapraszamy do dzielenia się swoimi opowieściami o budzeniu mocy. Czekamy na listy od kobiet, które odkryły swoje własne metody pracy z mocą, również te, które pracują w tym temacie z innymi kobietami. Piszcie na adres sens@grupazwierciadlo.pl.