1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Dziecko otwiera ojcom serca

Dziecko otwiera ojcom serca

(Ilustracja: Katarzyna Bogucka)
(Ilustracja: Katarzyna Bogucka)
„Mężczyzna nie jest wyposażony w jakąś konstrukcję neuronalną czy charakterologiczną, która uniemożliwia mu opiekę nad dzieckiem. Oddawanie tego pola kobietom to część patriarchalnego dziedzictwa kulturowego” – mówi psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.

Z badań Fundacji „Dajemy Dzieciom Siłę” wynika, że jesteśmy świadkami dużej zmiany w podejściu ojców do swojej roli. 85 proc. z nich uważa, że obydwoje rodziców powinno w podobnym stopniu rozmawiać z dzieckiem o jego problemach, 83,7 proc. – że ważne decyzje dotyczące dziecka powinni podejmować razem. Ojcowie w większości opowiadają się za równym podziałem obowiązków. Ale jednocześnie, gdy pytano młodych, do kogo idą po wsparcie, to odpowiadali: do mamy, przyjaciół, dopiero potem do ojca. Trzecie miejsce.
To i tak dobrze, bo nie tak dawno zajmowali bodaj szóste.

Ojcowie stoją jedną nogą w starym systemie patriarchalnym, drugą w nowym?
Tak właśnie jest. Bo patriarchat to nie jest coś, co da się łatwo zresetować – to odwieczny, utrwalony i przekazywany z pokolenia na pokolenie system przekonań, pojęć, wzorców myślenia, rytuałów, obyczajów oraz sposobów budowania relacji między kobietami i mężczyznami.

Świat sprzyja dzisiaj ojcom, docenia mężczyzn zajmujących się dziećmi, a partnerki inspirują ich do rozwoju.
Aż tak dobrze to nie jest. Ojcowski urlop poświęcony dziecku nazwano ni stąd ni zowąd „tacierzyńskim”. W moim odczuciu w tej nazwie zawiera się sugestia, że mężczyźni ojcowie potrzebują nabyć macierzyńskich kwalifikacji, by móc zajmować się sensownie własnym dzieckiem, lub że nieudolnie zastępują matkę. Dlaczego nie nazwać tego zgodnie z prawdą urlopem ojcowskim?

A w moim odczuciu to słowo, właśnie przez podobieństwo, daje mężczyznom szansę na to, by poczuć się równoprawnym rodzicem. Z badań fundacji wynika jednak, że tylko jedna trzecia ojców z nich korzysta. Tłumaczą, że ich partnerki chcą brać całość urlopu (który jest do podziału). Dlaczego rezygnują z tego przywileju?
Po części zapewne z powodów, o których już wspomniałem. A poza tym dla większości mężczyzn nadal przywiązanych do spuścizny patriarchatu wychowanie dzieci, a szczególnie tych do lat trzech, nie jest ani priorytetem, ani obszarem ich kompetencji. Jak tylko jest okazja, oddają matkom pole i zajmują się tym, czym zajmowali się od tysiącleci, czyli pracą oraz, od czasu do czasu, obroną domu i ojczyzny. Ale system ekonomiczny wymusza na nich nabywanie tych kompetencji, gdyż współczesny mężczyzna zarabiający około średniej krajowej nie jest w stanie samodzielnie utrzymać rodziny na przyzwoitym poziomie. A to sprawia, że praca zarobkowa matek staje się niezbędna.

Może mężczyzna nie nadaje się do opieki nad dzieckiem niejako z definicji, może to rzeczywiście nie jego sfera?
Nic o tym nie wiadomo, żeby mężczyźni byli genetycznie niekompletni w tej sferze i mieli jakąś blokadę neuronalną czy charakterologiczną, która uniemożliwia im opiekowanie się dziećmi. Ich braki kompetencyjne w tej dziedzinie są wynikiem patriarchalnego dziedzictwa kulturowego, skrupulatnie od tysiącleci przekazywanego w obyczajach i zasadach systemów rodzinnych. Ale gdy się przyjrzymy coraz bardziej licznym ojcom, którzy zdołali uciec z obezwładniającego grawitacyjnego pola patriarchatu, to zobaczymy, że potrafią świetnie zajmować się dziećmi, a nawet bywają w tym lepsi od matek. Głównie dzięki temu, że łatwiej im idzie przestrzeganie owej świętej reguły, którą często przywołujemy w tym cyklu: 50 proc. troski i 50 proc. wymagań. Ojcowie z reguły dają dzieciom więcej swobody, pozwalają im podejmować więcej ryzyka, aktywnie uczą różnych sprawności. Tymczasem wiele matek nadal zalewa swoje dzieci nadopiekuńczością, nieświadomie dążąc do tego, żeby uzależnić je od siebie i sprawić, by nie odleciały z gniazda.

W badaniach młodzi ojcowie skarżą się, że nie mają się do czego odwołać, bo nie doświadczyli wzoru troskliwego ojca jako synowie.
I taki wzorzec do tej pory nie istniał, dopiero się kształtuje. Wszystkiego uczą się od początku. Ale jeśli z jakichś powodów nie mają wyjścia i muszą przejąć opiekę nad dziećmi – bo żona robi karierę i lepiej zarabia – to świetnie sobie radzą.

Czyli nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ojcowie na równi z matkami zajmowali się dziećmi?
Na poziomie wykonawczym nie ma przeszkód. Ale jest trudność w obszarze więzi z dzieckiem, szczególnie w pierwszych miesiącach życia dziecka. A nierzadko także w pierwszych dwóch, trzech latach życia dziecka.

Znam ojców wspaniale radzących sobie nawet z noworodkiem.
Ale czym innym jest „radzić sobie”, a czym innym odczuwać głęboką więź z dzieckiem, którą psychologia nazywa symbiotyczną i która dostępna jest tylko matkom. Powód jest prosty: nawet najbardziej czuły i wrażliwy ojciec nie nosił dziecka w brzuchu przez dziewięć miesięcy, nie przechodził porodu, a także nie karmił dziecka własnym mlekiem. A to wszystko razem jest niezbędnym warunkiem powstania więzi symbiotycznej z dzieckiem. Ta natomiast umożliwia powstanie więzi intuicyjnej i telepatycznej między matką i dzieckiem, która pozwala jej wyczuwać i trafnie identyfikować, nieraz z dużych odległości, potrzeby i uczucia niemowlaka. Pozbawiony tego typu więzi ojciec ma trudniej w pierwszych miesiącach życia dziecka i czasami zachowuje się nieadekwatnie.

Jeśli jednak jest w tym okresie obecny i aktywny, to nie może zbudować mocnej więzi? Więź rodzi się przecież w kontakcie.
To prawda. Ale poza jakimiś wyjątkowymi sytuacjami – typu choroba czy depresja poporodowa matki – ojciec z matką nie ma szans. Bo ona miała kontakt z dzieckiem już dziewięć miesięcy wcześniej od niego, i w dodatku był to kontakt wyjątkowy; dostępna jedynie dla matki integracja i synchronizacja dwóch organizmów. Ojciec więc na pewno nie może w pełni zastąpić matki w symbiotycznym okresie rozwoju dziecka – czyli mniej więcej przez pierwszy rok jego życia. Choćby był najbardziej wrażliwym, opiekuńczym ojcem, to jednak nie pachnie jak matka, nie ma miękkich piersi oferujących ciepłe mleko, jego serce bije innym rytmem i jego głos inaczej brzmi. Przez pierwsze sześć miesięcy życia niemowlęcia matka jest dla niego tym, czym dla kosmonautów pobyt na stacji orbitalnej przed dalszą podróżą w kosmos.

Dzisiaj młodzi ojcowie angażują się we wszystkie czynności związane z opieką nad dziećmi. Co przez to zyskują jedni i drudzy?
To bardzo dobre, szczególnie dla świeżo upieczonych ojców. Bliska, opiekuńcza relacja z małym, całkowicie bezradnym dzieckiem w szczególny sposób otwiera ojcowskie serca. Wiem to po sobie. Też zajmowałem się moimi synami od niemowlęctwa. Byłem nawet jednym z pierwszych polskich ojców, którzy towarzyszyli żonie w szpitalnym porodzie. To niewątpliwie ważne więziotwórcze przeżycie zobaczyć własne dziecko rozstające się z organizmem matki. Przytulenie go z radością i uznaniem sprawia, że poczuje się oczekiwanym i ważnym gościem, ojciec zaś – doświadczonym tubylcem, który obiecuje mu tak ewidentnie niezbędne wsparcie i bezpieczeństwo. To buduje więź i otwiera w ojcowskim sercu mało uczęszczaną przez mężczyzn przestrzeń współczucia i troski.

Na czym przede wszystkim polega dzisiaj jego rola?
Trudno rozstrzygnąć, czy to wynik ogromnej inercji patriarchalnych wzorców, czy też jest to naturalna, w pełni archetypowa rola ojca, ale nadal wygląda ona tak, jak wyglądała dawniej. Bo oprócz większego niż kiedyś zaangażowania ojców w opiekę we wczesnej fazie życia dziecka, to, co następuje potem, nadal przypomina dawny rytuał postrzyżyn sześcio-, siedmiolatka, kiedy to dziecko przechodziło pod opiekę ojca, bo tylko on z pozycji znawcy i współtwórcy mógł pokazać mu męski, patriarchalny świat. Jest jeszcze jedna, istotniejsza różnica, wygląda bowiem na to, że współcześnie pod taką światopoglądową opiekę ojca przechodzą nie tylko synowie – jak to było kiedyś – lecz także córki.

Dzisiaj jednak ojciec utracił wyłączność na bycie przewodnikiem dziecka po świecie. Co mu zostało?
Szczęśliwie dzisiaj nie istnieje już jeden monolityczny, patriarchalny wzorzec ojcostwa. Zróżnicowanie, emancypacja kobiet i nasilająca się obecnie kulturowa i światopoglądowa polaryzacja zrobiły swoje. Ale przypuszczam, że nowi, postmodernistyczni ojcowie, za którymi się tak ujmujesz, mieszkają głównie w dużych miastach. Poza nimi nadal ma się dobrze lub – w najgorszym razie – zażarcie walczy o przetrwanie patriarchalny wzorzec ojcostwa i rodziny. Najwyższy czas, żeby mądrzy rodzice pokazywali dzieciom świat w kategoriach postpatriarchalnych, tym bardziej że ten nadal obowiązujący, niezrównoważony model świata przejawia obecnie wszystkie swoje słabości i zagrożenia.

Znam ojców, którzy zrezygnowali z absorbującej pracy, żeby mieć więcej czasu dla dzieci.
Cieszmy się więc. Ale pamiętajmy też o tym, że dzieci potrzebują rodziców szczęśliwych, których mogą obdarzyć szacunkiem – a nie poświęcających ważne wymiary swojego życia na rzecz dziecka. Niech więc współcześni ojcowie – ale i matki – nie rezygnują z realizowania swoich marzeń, talentów i aspiracji. To z czasem mścić się będzie zarówno na dziecku, jak i na nadmiernie poświęcających się rodzicach. Z dziecka wyrośnie dorosły przekonany o tym, że jest albo pępkiem świata albo dłużnikiem z długiem nie do spłacenia.

Ale ojcowie, o których mówię, zrezygnowali z absorbującej pracy po to, żeby dzielić obowiązki z partnerkami.
To dobrze. Żyjemy jednak w szczególnych czasach, gdy tuż obok mamy wojnę, która grozi niekontrolowaną eskalacją. To zmienia perspektywę i rodzi pytania, między innymi o rolę ojców.

Steve Biddulph w książce „Męskość. Nowe spojrzenie” pisze, że mężczyźni przez całe wieki zakładali maski, udawali twardzieli, a teraz, dzięki temu, że opiekują się dziećmi, weszli w świat uczuć, emocji. To przekłada się nie tylko na ich ojcostwo, lecz także na ich męskość.
I na ich człowieczeństwo. A to wpływa także na szanse pozytywnej przemiany świata. Może nawet dzięki temu, że młodzi mężczyźni zaczną masowo zajmować się małymi dziećmi, kiedyś przestaną wybuchać wojny. Jednak ukraińscy mężczyźni są w innej sytuacji. Oni bronią się przed przestępczą napaścią na ich kraj, bronią swoich domów i swoich najbliższych – także dzieci. Musieli więc sięgnąć po zachowane w ich DNA atrybuty męskości, takie jak: dzielność, wytrzymałość i zdolność do zabijania. W powszechnym odczuwaniu gotowość do walki na śmierć i życie z wrogiem chcącym zabijać kobiety i dzieci jest przecież najbardziej autentycznym i dramatycznym wyrazem wielkiej miłości do nich i do życia jako takiego. Sądzę, że należy w przyszłych ojcach – a także w matkach – rozwijać nie tylko wrażliwość i współczucie, lecz także zdolność do odważnej walki, do przeciwstawiania się presji, indoktrynacji i manipulacji oraz wszelkim zamachom na wolność, życie i zdrowie ludzi i wszystkich innych odczuwających istot .

Dzisiaj ojciec jest obecny w życiu dziecka, kiedyś go nie było albo był rzadko.
To ogromna korzystna zmiana. Ale tu znowu ostrzeżenie: ojciec nie powinien być obecny w życiu dzieci zawsze, wszędzie i bez przerwy. Ostatnio wpadły mi w ręce wyniki wiarygodnych badań mówiące o tym, że po pandemii wzrosła liczba dzieci zdradzających objawy aspergera i łagodnych postaci autyzmu. Także w domach i rodzinach, w których rodzice czasami miesiącami siedzieli z dziećmi na kwarantannach i/lub pracowali zdalnie wraz z dziećmi zdalnie się uczącymi. W rezultacie w umysłach dzieci powstało przekonanie, że kontakt z ekranem jest ważniejszy niż realna relacja z tymi, których można zobaczyć, dotknąć, poczuć ich ciepło i zapach. To bardzo groźne zjawisko.

Kolejna zmiana: ojciec już nie jest królem obsługiwanym przez matkę i dzieci, został zdetronizowany.
Z całą pewnością. I to dobrze, że ten uniwersalny szkodliwy stereo­typ zanika. Ale w imię mojej wielkiej troski o to, aby starych uniwersalnie obowiązujących stereotypów nie zamieniać na nowe, chcę zauważyć, że nawet dzisiaj troska o partnera/partnerkę jest uzasadniona i potrzebna. Na przykład, gdy górnik – tak zwany jedyny żywiciel rodziny – wraca do domu po wyczerpującej szychcie i oczekuje od zarządzającej domem partnerki obiadu i wsparcia w regeneracji. Podobnie w odwrotną stronę, gdy partnerka pracuje więcej niż jej partner lub gdy on zarządza domem. Nie twórzmy nowych antagonizujących dwie płcie, stereotypowych przepisów na rolę męską i kobiecą, czy to w związkach, czy też poza nimi. Niech ogólnie przyjętą zasadą i wartością będzie zdolność obu płci do radzenia sobie z wszelkimi możliwymi zadaniami i obowiązkami, nie zważając na jakiekolwiek przepisy, zasady czy stereotypy ról związanych z płcią. Oczywiście z wyjątkiem ciąży, rodzenia, karmienia piersią i – w miarę możliwości – opieki nad niemowlakiem w okresie symbiotycznym. Ideałem niech się stanie zdolność obu płci do elastycznego i skutecznego rodzicielskiego działania w zgodzie z ciągle zmieniającymi się przecież okolicznościami.

Czyli ojcowie nie mają już jakiejś szczególnej, niezastępowalnej roli?
Tak, role rodzicielskie tracą jednoznaczną definicję. Można powiedzieć, że w ekstremalnych sytuacjach równowaga kompetencji rodziców i ich zdolność do elastycznego postępowania w zgodzie z okolicznościami przejawiać się winna w tym, że matka może spokojnie utrzymać i wychować dziecko, jeśli zabraknie ojca, a jeśli jej zabraknie – to ojciec też da sobie radę.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze