„Nudny zestaw rytuałów co rano: ćwiczenia oddechowe, pięć minut patrzenia w niebo, gimnastyka i zimny prysznic pozwala mi normalnie funkcjonować” – mówi Daan Heerma van Vossem, autor książki „Człowiek zalękniony”. I zachęca, by wypracować własny pakiet pomocowy.
#NAJLEPSZE TEKSTY 2023 – tak oznaczyliśmy wybrane artykuły opublikowane w minionym roku, które chcemy Wam, Drodzy Czytelnicy, przypomnieć, bo warto. Ich lektura wzbudziła w Was chęć dyskusji, zainspirowała do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Dostaliśmy od Was wiele słów uznania oraz krytyki. Za wszystkie dziękujemy.
Ludzie boją się różnych rzeczy, mają ataki paniki na wieść o wojnie za granicą, o postępujących efektach katastrofy klimatycznej, boją się śmierci swojej i bliskich. Jak Ty sobie z takimi myślami radzisz?
Akurat myśl o śmierci jest dla mnie łatwa. Kieruję się trochę słowami Epikura, że nie ma sensu o niej za dużo myśleć, gdy jest odległa, a kiedy już jest, to przecież nas już nie ma. Z kolei trudniej mi pogodzić się ze zmianami klimatu, bo w przeciwieństwie do śmierci tu możemy coś zrobić, ale nie wiemy ile, to poza naszą kontrolą. Ta unikatowa kombinacja bezsilności i niemożności zrobienia tyle, żeby coś się zmieniło, to mieszanka, która prowadzi do prawdziwych lęków. I czasami mnie obezwładnia i przeraża.
W swojej książce „Człowiek zalękniony” przyznajesz się, że nieustająco czujesz lęk, ale za każdym razem jest on inny. Co masz na myśli?
Lęk to stan umysłu, który sprawia, że jesteśmy wrażliwi, a oprócz tego podatni na jego różne wyzwalacze. Kiedy jesteśmy w dobrej emocjonalnie formie, to wyzwalacze w ogóle nas nie pobudzają. Ale gdy mamy gorsze dni czy już silnie nas coś niepokoi, to lęk łatwiej się do nas dostaje, obezwładnia nas.
Za każdym razem ten wyzwalacz lęku jest inny i za każdym razem czujesz się inaczej. To działa w ten sposób, że coś, co nie ma na ciebie żadnego negatywnego wpływu dziś, może zranić cię jutro. Zatem nie ma tu logicznego działania przyczyny i skutku, jak w przypadku strachu, który jest odpowiedzią na zagrożenie czy alarm z zewnętrznego świata.
Czego przy pisaniu książki nauczyłeś się o sobie i swoim lęku?
Po pierwsze, że ten mój stan umysłu (to, co przeżywam) nie jest naprawialny. I nikt nie powinien tego ode mnie oczekiwać albo próbować mnie naprawić. Zrozumiałem, że niepokój jest genetycznie wpisany w moją rodzinę, stanowi też część mnie. Ale teraz wiem, że nie mamy z tym walczyć, bo zwyczajnie przegram. I jedynym sposobem na to, żeby wygrać, jest zaakceptowanie codziennej podstawowej dawki lęku, ale też rozumienie, skąd pochodzi, i że nie jest czymś, co z założenia mam odrzucić.
Oczywiście jest wiele rzeczy, które możesz zrobić dla siebie, żeby poczuć się lepiej, ale trzeba pamiętać, że niepokój bierze się z tzw. lęku antycypacyjnego, który oznacza, że nie tylko się boisz, ale także boisz się tego stanu, chcesz od tego uciec, lecz nie możesz, więc czujesz się jak w pułapce. Czyli jesteś podwójnie zaniepokojony, a to prowadzi ludzi do szaleństwa. Ale gdy tylko przyznasz przed sobą: „tak, mam w sobie dużo niepokoju, nie będę próbował tego naprawiać, postaram się żyć swoim życiem w najlepszy możliwy sposób i mogę to udźwignąć”, to odzyskasz jakiś rodzaj kontroli i łatwiej będzie ci tym zarządzać. Ale na pewno nie uda się kontrolować tego w całości.
Jak to wygląda w Twoim przypadku?
U większości osób poziom kortyzolu, czyli hormonu odpowiadającego za stres i za strach, jest najwyższy rano. U mnie też, a to oznacza, że jeśli tylko przetrwam południe, to wszystko będzie dobrze, poradzę sobie do końca dnia. I mam na to swoje sposoby. Poranek zaczynam od ćwiczeń oddechowych – zwykle rano brakuje mi tchu albo mam krótki oddech, gdy jestem niespokojny, stąd te techniki oddychania. Potem wychodzę na dwór i przez pięć minut patrzę w górę, w niebo. To taki trik dla mózgu, żeby obudzić organizm, dać mu sygnał, że już jest dzień. Po takim ćwiczeniu człowiek zwykle czuje się lepiej i lepiej też śpi potem w nocy. Następnie wracam, ćwiczę, biorę zimny prysznic i zwykle po tej serii rytuałów mam się lepiej. Czyli codziennie wykonuję ten sam nudny, schematyczny zestaw i potem mogę funkcjonować jak każdy.
Kiedyś, gdy budziłem się z silnym lękiem, byłem tak przytłoczony niepokojem, że dzwoniłem po ludziach, opowiadając im, że nie czuję się najlepiej. To była równia pochyła, przepełniona przerażającą myślą, że ten stan się nigdy nie skończy i że tak będzie wyglądało moje życie. I owszem, można w tym przekonaniu utknąć na dobre. A tak wiem, że po ponurym poranku i serii rytuałów mogę jeszcze uratować dzień. I tak jest codziennie.
I to Ci pomaga?
Gdyby tak nie było, to do końca dnia zostawałbym w łóżku.
Oczywiście każdy ma własny zestaw pomocowy, a jest ich mnóstwo, jak ćwiczenia z uważności, ćwiczenia oddechowe, długie spacery bez telefonu, żeby ograniczyć bodźce – te wszystkie praktyczne wskazówki pomagają. Pomaga też refleksja nad tym, skąd pochodzą twoje lęki, gdy nie próbujesz ich odepchnąć, tylko zapraszasz i starasz się zrozumieć.
W moim przypadku przychodzi to falami. Czasem lęk zupełnie znika na kilka miesięcy, pół roku czy rok. Ale ostatnie kilka miesięcy było trudne, bo pół roku temu zmarł mój ojciec. Od tego czasu przynajmniej cztery, pięć razy w tygodniu mi się śni, więc rano budzę się rozbity i bardzo niespokojny.
Pomogłeś wielu osobom, które się do Ciebie zgłosiły po wydaniu książki. Podpowiedz, jak pomagać ludziom z nerwicą lękową.
Zacznę od tego, że gdy ktoś nas prosi o pomoc, to stawia nas w bardzo pięknej i ważnej, ale też trudnej sytuacji. Bo to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie możemy zrobić dla drugiej osoby, czyli pomóc jej w potrzebie. To, co możemy i powinniśmy wówczas zrobić, to sprawić, by ta osoba poczuła się przez nas akceptowana. Natomiast jest wiele rzeczy, których nie powinniśmy robić: nie powinniśmy się nad nią litować ani okazywać jej współczucia. A także nie powinniśmy negocjować, czyli gdy ktoś mówi, że boi się że straci pracę, to nie pomoże mu, gdy odpowiemy, że tak się nie stanie. Wyobraźmy sobie, że ktoś mówi, że na drodze jest niebezpieczeństwo, a my na to, że wcale nie. Dokładnie tak się czuje osoba w sytuacji lękowej: ona widzi poważne niebezpieczeństwo, a my je negujemy, lekceważymy jej słowa.
To co mówić?
Z jednej strony dajmy takiej osobie w potrzebie poczucie bezpieczeństwa, wysłuchajmy jej, ale z drugiej – pamiętajmy o granicach. Czyli możemy powiedzieć: „słucham cię uważnie, powiedziałaś, że boisz się utraty pracy chyba ze 20 razy, to nam nie pomaga, chodźmy na spacer, porozmawiamy i przewietrzymy się”.
Osoby lękowe chcą, byśmy je wsparli, dali poczucie komfortu i bezpieczeństwa i mówili im uspokajające rzeczy. Ale też uważajmy, bo nie od nas zależy i nie po naszej stronie leży rozwiązanie ich problemu. Gdy ktoś mówi nam po raz kolejny: „proszę, powiedz, że to się nie wydarzy”, pamiętajmy, że to bardzo podstępna prośba. Nie możemy zadeklarować: „jasne, że się nie wydarzy”, a druga strona nie może na nas takiej deklaracji wymóc. Zamiast tego możemy powiedzieć: „Nie mogę nic ci obiecać, bo to poza mną, ale to, co mogę zrobić, to być z tobą teraz”.
Dlatego bądźmy obecni, uspokajajmy, wysłuchajmy, ale nie próbujmy rozwiązywać cudzych problemów, bo wtedy osoby lękowe staną się od nas zależne i wszystko będzie jeszcze bardziej zagmatwane. Nie chcemy tego dla nich i dla siebie.
Daan Heerma van Voss, holenderski historyk, dziennikarz i autor nagradzanych powieści. „Człowiek zalękniony” to jego pierwsza książka non-fiction.
Polecamy książkę: „Człowiek zalękniony. Moja podróż do źródeł lęku”, wyd. Słowne.